czwartek, 9 czerwca 2011

#095

Droga Espi!


Zastanawiałaś się kiedyś nad tym kiedy w naszym życiu przychodzi przełomowy moment? Mam na myśli ilość wiosen na karku. Bo wiesz kiedy mamy naście lat nasze życie to pasmo imprez, szaleństw. Potem kiedy mamy dzieścia lat nie zawsze jeszcze się stabilizujemy. Potem przychodzi czas na dzieści. Myślisz, że np. czterdziestka to taki magiczny próg naszego życia? Od razu mi do głowy przychodzi serial „Czterdziestolatek” i słynna piosenka Andrzeja Rosiewicza „Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień…” Pewnie zastanawiasz się co ma piernik do wiatraka? No to nie zastanawiaj się dłużej tylko słuchaj.

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res miałam możliwość przeczytania książki Barbary Smal „Czterdziestka to nie grzech. Główną bohaterką powieści jest Julia. Julia właśnie skończyła magiczne czterdzieści lat, ma pracę którą uwielbia – jest stylistką, ma dwójkę nastoletnich dzieci oraz zapracowanego męża. Towarzyszymy Julii przez pełen rok Jej życia, a dokładnie od dnia Jej czterdziestych urodzin. Bohaterka dochodzi do wniosku, że te urodziny były przełomem w jej życiu. Podczas tego roku bardzo wiele się dzieje: Jej najlepsza przyjaciółka rozstaje się ze swoim wieloletnim partnerem, sama Julia wpada „w sidła” Piotra, który oczarowuje ją, przez co oddala się od swojego męża. Dopiero pobyt M. w szpitalu sprawia, że Julii otwierają się oczy na rzeczywistość. Czy ta czterdziestka to faktycznie taki życiowy przełom? Czy kobieta po czterdziestce nie może się już podobać innym mężczyznom?

Książka zalicza się do typu książek łatwych, lekkich i przyjemnych. Mimo iż porusza temat rodziny, przyjaźni i tego jakiego dokonamy wyboru stojąc na przysłowiowym rozstaju dróg. Książka jest interesująca, ma ciekawych bohaterów. Wadą jak dla mnie było częste przeskakiwanie z jednej akcji w drugą i jakby gubienie wątków. Znaczy się nie dokańczanie ich. W książce były też e-maile pisane przez Julię do swojej siostry Anny. Brakowało mi pełnej korespondencji między siostramia. Bo kiedy Julia pisała e-mail nie było szansy dowiedzieć się, co odpisała Jej Anna. Pewnie taki był zamysł autorki, ale mnie tego brakowało. Przez całą powieść, mąż Julii nazywany jest skrótowo „M.” dopiero w ostatnim dialogu dowiadujemy się, że miał na imię Maks. Nie mówię, że nie podobało mi się to. Czytając miało się wrażenie, że „M.” to skrót od Małżonka, a tu proszę niespodzianka, Mąż ma imię Maks.

Książkę polecam, gdyż uświadamia nam, że będąc z kimś bardzo długo w związku należy dbać o miłość, dbać o ukochaną osobę. Bo trzeba zapamiętać, że kiedy zaprosimy Przyzwyczajenie, to Miłość wychodzi.


Pozdrawiam Archer

10 komentarzy:

  1. Widziałam tę książkę na stronie wydawnictwa i trochę się nad nią zastanawiałam. Przeczytać, nie przeczytać? Po recenzji widzę jednak, że to całkiem przyjemna i lekka książka a takie też są przecież potrzebne:). Nie wykluczam, że w przyszłości przeczytam:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. czasem trzeba odpocząć od ciężkiej literatury

    OdpowiedzUsuń
  3. Mądrze napisane, szczególnie ujęło mnie ostatnie zdanie :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. normalnie się zaczerwieniłam ;) ale niestety taka jest okrutna prawda :(

    OdpowiedzUsuń
  5. :) cudownie piszesz :)
    Czytanie twoich przemyśleń sprawia mi ogromną przyjemność :)
    Jak na razie odpuszczę sobie tą książkę, myślę, że jest na nią jeszcze za wcześnie, ale w przyszłości czemu nie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. normalnie mnie zawstydzasz :) nawet nie zdajesz sobie sprawy jaką radością jest czytanie informacji, że komuś podoba się to co robię :)

    OdpowiedzUsuń
  7. kolejna pozycja nad którą muszę się zastanowić :)Recenzja jak zawsze bardzo fajna :)

    OdpowiedzUsuń
  8. polecam :) dziękuję za uznanie

    OdpowiedzUsuń
  9. Mi też brakowało listów od Anny, to tak jakby no nie wiem było nie pełne. Ale ogólnie książka warta polecenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. cieszę się, że nie tylko mnie tego brakowało :)

    OdpowiedzUsuń