środa, 24 marca 2021

#571 - Firefly Lane

 



Zdarzają się takie książki, które nas przyciągają. Które nęcą nas swoją opowieścią, kuszą i mamią, ale jednocześnie przeczuwamy, że przeczołgają nas one niczym kapral marines podczas mordeczego szkolenia na plażach Florydy.

Klika lat temu taką książką był „Słowik” Kristin Hannah. Przyznaję, że jej historia krąży w moim krwioobiegu i wciąż ją bardzo dobrze pamiętam. Chociaż akcja działa się podczas II Wojny Światowej, a jak dobrze wiecie, za literaturą wojenną nie przepadam. Czyli jednym słowem ta opowieść wywarła na mnie ogromne wrażenie. Gdy Netflix zaprezentował trailer do serialu „Firefly Lane” nakręconego na podstawie książki o tym samym tytule, wiedziałam, że ją przeczytam by porównać powieść z serialem. Bo wiadomo: najpierw książka a potem ekranizacja. 

„Firefly Lane” opowiada historię Kate i Tully. Obie poznają się będąc nastolatkami. Kate razem z bratem jest wychowywana w katolickiej rodzinie. Przez swoje ogromne okulary bywa traktowana jako dziwadło i ogólnie nie ma zbyt wielu przyjaciół. Tully jako mała dziewczynka została porzucona przez matkę. Matkę narkomankę, która o córce przypominała sobie raz na kilka lat. Pewne wydarzenie sprawia, że ich drogi Kate i Tully się przecinają. I tak zaczyna się najpiękniejsza przyjaźń. Razem wybierają się na studia, później razem pracują, są wręcz nierozłączne. W ostateczności Tully ze swoim przebojowym charakterem zostaje dziennikarką, która nie boi się wyrażać swojego zdania. Prze do przodu jak taran, ciągnąc za sobą Kate. Natomiast Kate, poświęca swoją pracę na rzecz rodziny, zostaje żoną, mamą i panią domu. Daleko jej do przebojowej przyjaciółki. Czy przyjaźń przetrwa różne zawirowania? O tym musicie przekonać się sami. 

Dla niektórych, historia, którą stworzyła Hanna może wydać się oklepaną. Są dwie bohaterki: jedna po trupach dąży do celu, druga to typowa matka poświęcająca karierę dla rodziny. Jednak to właśnie ta ich różnorodność sprawiła, że przyjaźń która ich łączy jest niesamowita. Więź między nimi jest nierozerwalna. Nie ważne jakie kłody rzuci im pod nogi los, one dwie Tully i Kate, zawsze będą razem. To naprawdę niewiarygodna przyjaźń. 

Kristin Hannah posiada dar tworzenia opowieści, które głęboko zapadają w pamięć. Historii, które porywają czytelnika od pierwszej strony i sprawiają, że chce się je czytać ciągle. Bez odkładania na bok. Dokładnie tak właśnie jest w przypadku „Firefly Lane”. Bardzo dawno żadna książka nie sprawiła, że docierając do ostatniej strony miałam mokre oczy. I szczerze mówiąc, wcale nie chciałam by ta książka się skończyła. 

„Firefly Lane” to ciepła i wzruszająca historia o niezwykłej przyjaźni, a także trudnych relacjach matki i córki, o realizacji marzeń, które sprawiają, że poświęcamy życie prywatne dla ich realizacji. 
Polecam bez dwóch zdań!

P.S.
Obejrzałam serial, który jak już wspominałam na początku nakręcił Netflix. I powiem Wam tak: jeśli przeczytaliście książkę, to stwierdzicie, że serial jest gorszy. Bo tak się składa, że to prawda. Wiele wątków jest zmienionych, kilka jest dodanych, są dość spore rozbieżności. A szkoda, bo ta książka jest genialna. Serial również mógł taki być. Jeśli nie czytaliście książki, to serial bardzo przypadnie Wam do gustu. 

poniedziałek, 15 marca 2021

#570 - Las i ciemność

 




„Ach co to był za ślub…” 
Myślę, że na ten moment czekali wierni czytelnicy serii „Kryminał pod psem”. Bo o tej książce będę Wam dzisiaj opowiadać. A konkretniej o ósmej już części przygód Gucio & Company, czyli „Las i ciemność” Marty Matyszczak. 

Róża i Szymon planują ślub, albo raczej to Szymon planował, oczywiście bez pomocy Róży. Bo jak to on chciał jej zrobić niespodziankę. Ale jak to z naszymi ulubieńcami bywa, wszystko układa się nie tak jak powinno. Okazuje się bowiem, że impreza ma zostać zorganizowana w Puszczy Augustowskiej. W miejscu gdzie Róża, będąc nastolatką spędzała swoje młodzieńcze, niekoniecznie szczęśliwe wakacje. Nasza ulubiona dziennikarka będąc nastolatką, niestety nie należała do grupy osób, które wszyscy uwielbiają i zapraszają na imprezy. Jak dobrze wiemy, tam gdzie pojawiają się Gucio & Company, musi być trup. No i oczywiście do tej trójki należy rozwiązanie zagadki śmierci. I co z tego, że ślub za pasem?!

Hmm… powiem Wam, że tym razem nie było aż tak zabawnie jak przy innych częściach. Zastanawia mnie, dlaczego tak się wydarzyło? Ale nie znajduję żadnej jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. 

Ogromnym plusem tej historii jest to, że wreszcie poznajemy przeszłość Róży, która do tych kolorowych nie należała. Nie była lubianą osobą w szkole. Wręcz przeciwnie. Przez swoją tuszę i miłość do Szymona (tak, ta dwójka zna się już bardzo długo) była wyszydzana. Myślę, że niektóre osoby w postaci Róży sprzed lat odnajdą siebie. Jestem pewna, że nie każdy był przebojowy i nie każdy miał wianuszek przyjaciół, z którymi spędzał wszystkie szkolne przerwy. 

W tej części brakowało mi sarkazmu Gucia. Mam wrażenie, że te złośliwości i cynizm psiaka, są nieodłączną częścią tej serii. Szkoda, że tym razem nie było ich za wiele. 

Okładka z przyczepą może sugerować lekką wakacyjną przygodę. Ale jak dobrze wiemy z tymi bohaterami to tak do końca nigdy lekko nie ma. Bo zawsze tam gdzie pojawia się nasze śledcze trio jest zagadka morderstwa do rozwiązania. 

Powiem Wam, że takiego zakończenia się nie spodziewałam. Autorka walnęła takiego splot twista, że wypadłam z butów. Nigdy wcześniej aż tak nie waliła obuchem w czerep czytelnika. No może raz, ale nie z takim impetem. 

Ponieważ mam już przed sobą kolejną część, to dowiem się jak potoczyły się losy naszej trójki. Jak zwykle polecam nie tylko fanom komedii kryminalnych. Gucio & Company rządzi!!! 

środa, 10 marca 2021

#569 - Kaprys gangstera - recenzja premierowa

 




Lubię od czasu do czasu sięgnąć po literaturę przez niektórych nazywaną erotyczną. Ale w niektórych kręgach jest ona nazywana literaturą romansową. Dla mnie jest to miks erotyki z romansem. Taki całkiem do zniesienia. Gdzie gorące sceny seksu nie wylewają się z każdej strony i nie przyprawiają czytelnika o odruch wymiotny. Bo widzicie, z takimi powieściami jest różnie. Jedne po przeczytaniu pierwszej strony sprawiają, że czytelnik ma ochotę wyprać sobie mózg, a inne sprawiają, że dreszczyk podniecenia nie opuszcza nas do ostatniej strony. I tak właśnie było w przypadku najnowszej książki Katarzyny Mak „Kaprys gangstera”. Nie mogłam się od niej oderwać. 

Elena pracuje dla głównego prokuratora. Mieszka z narzeczonym, z którym planuje wspólną przyszłość. Pewnego wieczoru, robi za koło ratunkowe swojej przyjaciółki Dolores. W pubie spotyka pewnego tajemniczego mężczyznę, który z kolei pomaga jej wrócić do domu, po tym jak wymieszała tabletki nasenne z alkoholem. Następnego dnia okazuje się, że to ważny klient jej szefa. Po raz kolejny drogi Eleny oraz Marcella przecinają się w Miami. Marcello to szycha na Sardynii, a może lepiej brzmi gangster, który ma wszystko, od pieniędzy po każdą kobietę, która stanie na jego drodze. Czy tych dwoje może połączyć gorący romans? Czy może na przeszkodzie stanie włoskie życie Marcella?

Powiem wam, że autorka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła tą historią. Owszem są sceny seksu, ale nie są aż tak bardzo wyuzdane i pojawiają się od czasu do czasu. Są wręcz dosadne, ale nie obrzydzają w żaden sposób czytelnika. Wręcz przeciwnie. Bardzo spodobało mi się połączenie romansu, obyczaju i lekkiego kryminału, bo przecież Marcello to gangster. Bardzo spodobała mi się jego postać, gdyż przy tej swojej włoskiej stanowczości i stawianiu na swoim, miękł przy ukochanej kobiecie. Poza tym, Elena przeszła metamorfozę, z cichej kobitki stała się stanowcza i zdeterminowana. 

Dla niektórych czytelników historia Eleny i Marcella może wydawać się momentami znajoma. Wiecie gangster porywa młodą dziewczynę do Włoch. Tak, brzmi znajomo prawda? Ale przecież jest sporo takich historii, gdzie bad boy porywa naiwną dziewczynę, więzi i od czasu do czasu bzyka. Tę historię czytało mi się z przyjemnością, nie odrzucało mnie, nie miałam odruchów wymiotnych podczas opisywanych scen miłosnych. Bo widzicie, o tym trzeba umieć pisać, mimo że opisywany jest ostry seks na toaletce w garderobie. Czytelnik ma sobie to wyobrażać, a nie krzywić się podczas czytania i szybko przerzucać strony by ominąć te opisy. I ja podczas tej książki właśnie tak miałam. 

Przyznam się szczerze, że zupełnie takiego zakończenia się nie spodziewałam. Ale Katarzyna Mak w swoich wcześniejszych książkach (tych które udało mi się przeczytać) zawsze zaskakuje czytelnika. Nie skłamię mówiąc, że chciałabym więcej tej historii i tych bohaterów, których polubiłam i to bardzo.

Jeśli szukacie dobrego romansu, to „Kaprys gangstera” nadaje się do tego idealnie. Polecam

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa W.A.B / Lipstick Books