czwartek, 31 stycznia 2013

#233



Droga Tachykardio!

Kiedy za oknem pogoda nie sprzyja podróżom, kiedy nie mamy ochoty na spacery po parku, powinniśmy zasiąść w swoim ulubionym fotelu i oddać się lekturze książki. Najlepiej takiej, która całkowicie oderwie nas od rzeczywistości. Która sprawi, że chociaż na chwilę uciekniemy wraz z bohaterami w ich świat. Tak właśnie było gdy czytałam powieść Agnieszki Krawczyk „Magiczne miejsce” .

Wraz z Witoldem Mossakowskim przenosimy się do maleńkiej i malowniczej wioski o wdzięcznej nazwie Ida (nie wiem dlaczego, ale skojarzyła mi się ona z tytułem książki M. Musierowicz „Ida Sierpniowa”, muszę zapytać Autorki czy było to zamierzone). Witold kupuje tam zrujnowany pałac. Bo przecież „z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie na święty spokój. (jak się potem okazało to cytat z ulubionego filmu Autorki). Postanawia go wyremontować. Zaprzyjaźnia się z panią sołtys Milą, ekscentrycznymi nauczycielami Wojtkiem i Albertem, a także z właścicielką dworku. Odkrywa, że mieszkanie w takim miejscu ma swój urok. Postanawia na stałe przenieść się do Idy, a także założyć własny biznes.

Agnieszka napisała książkę pełną ciepła, humoru, miłości, marzeń i o dążeniu do celu. Dodatkowo każda strona przepełniona jest zapachem perfum, które wytwarzała w swoim domku Tekla. A także śmiechem dzieci oglądających niebo przez teleskop, na wieży domu Mili. Autorka w swojej powieści pokazała, że każdy z nas powinien mieć swoje miejsce na ziemi. Miejsce w którym będziemy mogli zapuścić korzenie na starość. Główny bohater właśnie po wielu latach podróży, w końcu postanawia znaleźć swoje miejsce. Przenosi się z głośnej Warszawy do Idy, miasteczka na końcu Polski.

Najbardziej przypadło mi do gustu to, że mieszkańcy tej małej mieściny na końcu Polski nałogowo czytali książki. I to nie byle jakie. Dzieciaki były zachwycone serią książek o Harrym Potterze. Do tego stopnia, że doszukiwały się w Witoldzie podobieństw ze znanym czarodziejem. Oprócz tego, starsi bohaterowie lubowali się w książkach przygodowych, marynistycznych oraz w klasyce a konkretniej w „Moby Dick”. Dodatkowo Autorka nawiązywała do filmów z lat 80-tych między innymi kultowego „Miś” czy „Vabank”.
Na okładce książki widnieje informacja od Agnieszki: „Bardzo chciałam, żeby książka budziła pozytywne emocje, była ciepła i krzepiła jak cukier.” Myślę, że udało się to Autorce bez dwóch zdań.

Tachykardio, wiem, że lubisz książki z poczuciem humoru, z tajemnicą a także z pięknymi miejscami. Wiem także, że marzysz i wiesz, że te marzenia się spełnią. Jeśli znajdziesz czas koniecznie przeczytaj „Magiczne miejsce”, nie zawiedziesz się. Polecam!

Pozdrawiam serdecznie
Archer

wtorek, 22 stycznia 2013

232/6


-  Po krótkiej przerwie znowu wracam :) Żeby nie było, w tym czasie przeczytałem kilka książek. Kilka też zacząłem. Kto by się tam ograniczał do jednej.

            Wydana nakładem Znaku Na krawędzi: Moja opowieść Richarda Hammonda, a właściwie Richarda i Mindy Hammond to opowieść która mocno mnie zaskoczyła i poruszyła. Znając życiowe poczynania Hammonda (zwanego też Chomikiem ze względu na swój wzrost i często bujną czuprynę) spodziewałem się historii o kolejnych jego podbojach i przygodach. Pełnych adrenaliny wariactwach których finałem była przejażdżka jednym z najszybszych pojazdów lądowych na świecie. Pojazdem w którym przy prędkości ponad 400 km/h pękła opona doprowadzając do tragicznego wypadku z którego jakimś cudem uszedł żywy.

            Hammonda większość ludzi zna z bardzo specyficznych programów, motoryzacyjnego Top Gear oraz naukowego Brainiac. Książka którą dostałem do rąk dzięki Archer związana jest mocno z tym pierwszym, motoryzacyjnym. Na początku poznajemy szybką historię jego dzieciństwa, rodzącej się pasji do motoryzacji i adrenaliny. Dowiadujemy się jak wyglądała droga do sławy (czyli jak to się stało, że znalazł się w Top Gear). O jego najlepszej pracy na świecie w której może spełniać niemal wszystkie swoje chłopięce marzenia, szalone pomysły. Jak jego uzależnienie od adrenaliny znajduje swoje ujście. Aż w końcu trafiamy do głównego dania.

            20.9.2006 roku. To w tym dniu Hammond dostaje szansę zrobienia jednej z najbardziej szalonych rzeczy w programie oraz własnym życiu. Dostaje do testów jeden z najszybszych pojazdów lądowych. Konstrukcja którą tylko szaleńcy mogli wymyślić a jeszcze więksi szaleńcy odważą się do niej wejść. Pojazd który w zdecydowanej większości składa się z ogromnego silnika odrzutowego. Dobudowana kabina składająca się z klatki bezpieczeństwa, fotela, kierownicy i kilku przełączników wyzwalających moc bestii. Pojazd który w ciągu kilku sekund rozpędza się do prędkości 200 km/h.
            20.9.2006 17:30 i 33,08. Dokładnie w tym momencie Richard godzi się z tym, że właśnie w tej chwili poznał odpowiedź na pytanie jak umrze. 

            Znajdujemy się w około jednej trzeciej książki i właśnie tu, w chwili kiedy świadomość Richarda gaśnie, prowadzenie przejmuje osoba którą poza Chomikiem wypadek dotknął najbardziej. Mindy, żona Richarda i matka jego dwójki dzieci dostaje telefon o wypadku jej męża, że powinna jak najszybciej dotrzeć do szpitala. Poznajemy niesamowicie przejmującą historię kobiety której mąż i ukochany ojciec jej dwóch córek otarł się o śmierć. Historię walki o jego życie i zachowanie jego osobowości która mogła zostać zniszczona w wyniku uszkodzeń mózgu jakich doznał w wypadku. Opowieść Mindy jest niezwykle szczera i pokazuje nam co się dzieje z człowiekiem który przeżył tak straszne wydarzenia i co wtedy dzieje się z jego najbliższymi. Jak nierówna jest walka z chorobą i ciężki powrót do zdrowia i normalnego życia. Pobyt w szpitalach, ograniczone kontakty z córkami, długa rehabilitacja.

            Pod koniec do głosu wraca również Hammond który opisuje czas rehabilitacji swoimi oczami i opowieść prowadzona jest na dwa głosy co dodatkowo wzmacnia przedstawiany obraz i pokazuje niesamowitą więź jaka łączy tą parę.

            Książka napisana jest bardzo fajnym językiem i naprawdę mocno rozbudza emocje. Sam byłem naprawdę pod wielkim wrażeniem, ile uczuć i emocji może wywołać książka która w sumie miała być czytadłem od faceta dla facetów. Jak już do niej zasiadłem to ciężko było się oderwać. Ze spokojem serca mogę polecić ją właściwie każdemu. Od razu jednak ostrzegam tych z was którzy mają miękkie serca - przygotujcie sobie chusteczki na opowieść Mindy. Mogą wam się przydać a nie będziecie chcieli przerywać lektury.

sobota, 19 stycznia 2013

#231


Są książki, po które sięgamy z wielką przyjemnością. Są książki, które sprawiają, że odrywamy się od codzienności, zatapiamy się w świecie bohaterów. Wraz z nimi dokonujemy wyborów, towarzyszymy im w codziennych obowiązkach, śmiejemy się, rozpaczamy. Jednym słowem bohaterowie książek są naszymi przyjaciółmi. Są też książki, które sprawiają, że każdą kolejną stronę przewracamy z wielkim uśmiechem na twarzy. Do takich książek należą na pewno książki Katarzyny Michalak, Tej Michalak lub jak to sama Autorka mówi KejtEm. Na pewno do tych optymistycznych, pełnych humoru, ciętych ripost głównej bohaterki zaliczyć mogę książkę „Powrót do Poziomki”, dalsze losy Ewy, Julki, Witka, Andrzeja i reszty.

W Poziomce życie płynie spokojnym trybem, nic nie zapowiada nadchodzących zmian. Ewa po urlopie macierzyńskim, kiedy odchowała już Julijkę, postanawia wrócić do pracy. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że ktoś musi zaopiekować się dzieckiem podczas jej nieobecności. Mógłby to zrobić Witold, jednak ten informuje żonę, że jego projekt wygrał w konkursie i planuje wyjazd do Korei. Nie na tydzień lecz na kilka tygodni. Ewcia wpada w popłoch i koniecznie chce wyjechać razem z nim. No bo jak to, tam gdzie mąż tam i żona. Niestety przygotowania do wyjazdu Ewy nie kończą się szczęśliwie i do Korei leci sam Witold. Jednak na samej Korei jego wyjazd się nie kończy. W rzadkich e-mailach do żony informuje ją, że postanowił przedłużyć pobyt na Wschodzie i wybiera się do Indii, potem Chin a na końcu Japonii. No ale jak to tak? Sam? Bez żony, córki? Przecież ma obowiązki, nie jest wolnym strzelcem, że leci gdzie chce. Karolina trafia do szpitala, gdzie rodzi dwóch chłopców. Andrzej niestety wpada w tarapaty z których może nie wyjść obronną ręką. Ewa zatrudnia nianię do opieki na Julijką i… Tyle, więcej szczegółów nie zdradzę.

Przyznaję, że za każdym razem kiedy zaczynam czytać książki Kasi Michalak zatracam się w jej świat. Wszystko pozostałe przestaje istnieć. Bo Kasia ma w sobie taki talent, że kiedy zaczynamy czytać jesteśmy ciekawi co będzie dalej. Buduje napięcie przez szybkie zwroty akcji: chociażby postrzelona Ewa gdy ratują Binga z opresji, albo historia z porzuconą torbą na lotnisku. Przy książkach Tej Michalak nie można się nudzić. Język którym jest napisana książka zalicza się do prostych, przygody głównych bohaterów, czasem wydają się nieprawdopodobne, a tarapaty w jakie wpada Ewa sprawiają, że salwy śmiechu murowane. Chociaż, w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać co Autorka jeszcze szykuje, bo nieźle wystawiła na próbę uczucie łączące Ewę z Witoldem. Aż takich zwrotów akcji nie oczekiwałam.

Z wielką przyjemnością wróciłam do Poziomki, do jej mieszkańców, czworonogów. Można powiedzieć, że poczułam się jakbym wróciła po długiej podróży do domu. Do domu, który pachnie ciastem drożdżowym i w którym słychać gaworzenie małej Julki, a po podwórku biega Gapa wraz z Kłapouszką.

„Powrót do Poziomki” spodoba się wszystkim, którzy szukają książki z wartką akcją oraz tych którzy potrzebują dużej dawki optymizmu. Moim zdaniem książki Katarzyny Michalak powinni przepisywać jako poprawiacze humoru w trybie natychmiastowym. Bo książki Kasi takie właśnie są. Cieszę się, że będzie ich więcej. Polecam!

środa, 9 stycznia 2013

#230



Droga Tachykardio!

Właśnie zauważyłam, że bardzo dawno nie pisałam do Ciebie. W natłoku pracy i życia codziennego całkowicie umknęły mi listy do Ciebie. No cóż postaram się to jakoś nadrobić i mam nadzieję, że się na mnie gniewać nie będziesz?

Jak tam Twoje czytanie? U mnie ostatnio dziwnym trafem do przodu. Znów łaknę słowa pisanego. Jednak łapię się na tym, że nie ciągną mnie kryminały ani sensacje. Od dłuższego czasu zaczytuję się w kobiecej literaturze, w szczególności naszych rodzimych Autorów. Przy wyborze kolejnej książki do przeczytania nie kieruję się recenzjami, opiniami innych tylko… okładką i opisem na okładce tudzież obwolucie. Tak wiem, nie powinnam tym kierować się przy wyborze. Ale Tachykardio, jak na razie tfu tfu nie zawiodłam się i tego będę się trzymać.

Chciałabym Ci dzisiaj opowiedzieć o książce, która wpadła mi w oko w okolicach świąt. Leżała sobie na stole nowości i kusiła swoją okładką i opisem. Niestety nie dane mi było ją kupić przed Bożym Narodzeniem, bo wyprzedziła mnie klientka. Dlatego gdy tylko po powrocie po przerwie świątecznej książka „Niepamięć” Jolanty Kosowskiej dotarła do naszej księgarni, kupiłam ją natychmiast bez zastanowienia.

Dwóch przyjaciół, lekarzy Roman i Michał. Michał zostaje genetykiem i pracuje w Niemczech, natomiast Roman zostaje kardiochirurgiem w Chorwacji. Jest także kobieta Katarzyna, w której obaj się kochają. Michał jest jej najlepszym przyjacielem, zawsze w pobliżu, służy pomocą, wspiera gdy jest źle oraz śmieje się gdy jest całkiem nieźle. Roman natomiast pojawia się niespodziewanie w ich życiu, jest asystentem profesora. Mimo iż po zakończeniu studiów nie mieli ze sobą żadnego kontaktu, los splata ich życie w dość nieoczekiwanym momencie. Poważna choroba Romana sprawia, że obaj muszą się spotkać po raz kolejny i wyjaśnić sobie wiele rzeczy. A przede wszystkim muszą dowiedzieć się gdzie jest Katarzyna? Dlaczego słuch o niej zaginął?

Chyba po raz pierwszy nie potrafię zebrać myśli i spokojnie o powiedzieć o przeczytanej książce. Wiem, że to do mnie nie podobne, że zawsze mam coś do powiedzenia. Tym razem jest zupełnie inaczej. Historia zawarta w książce wcisnęła mnie tak w fotel, że nie potrafię do teraz się z niego wykaraskać. Staram się zebrać myśli ale jest mi ciężko. Postaram się, ale słuchaj będzie mi ciężko.

Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza nosi tytuł „Michał”. Cała historia tego niebywałego trójkąta jest opisana jego oczami. Michał opowiada jak to wszystko się zaczęło i toczyło, co się z nim działo kiedy w drodze nieporozumienia, Kasia zniknęła z jego życia. Druga część natomiast nosi tytuł „Katarzyna”. Ta część nie jest opowiadana tylko przez Kasię, ale także przez osoby z bliskiego otoczenia. A konkretniej lekarza z Chorwacji, dziennikarza który się nią zaopiekował, po odzyskaniu przytomności. Zaciekawiło Cię prawda?
Na początku wydawało mi się, że będzie to typowa historia dwóch mężczyzn, kochających jedną kobietę. Nie Tachykardio. Tutaj w pewnym momencie pojawia się dramatyzm oraz mała zagadka kryminalna którą trzeba rozwiązać. Oczywiście jest też miłość głównych bohaterów. Jednak nic tutaj nie jest klasyczne. Wiesz, On kocha Ją, Ona kocha jego, ale w ostateczności wyjeżdża z innym. Potem ten wypadek…

Autorka umiejętnie skomplikowała losy bohaterów, a czytelnikowi nie pozwala się w ogóle nudzić. Kiedy na chwilę odkładałam książkę na bok, natychmiast brałam ją z powrotem bo chciałam jak najprędzej dowiedzieć się co będzie dalej? Czy Katarzyna w końcu pójdzie po rozum do głowy i dokona właściwego wyboru?

Wielkim plusem tej książki jest to, że akcja nie dzieje się tylko i wyłącznie w Polsce. Fakt mamy miasto w którym studiują główni bohaterowie. Jednak pierwsze skrzypce w całej powieści gra Chorwacja. Nigdy tam nie byłam, a po przeczytaniu tej powieści mam wielką ochotę wybrać się w podróż szlakiem Romana i Katarzyny. Mam ochotę na własne oczy zobaczyć Split, Dubrovnik, Korczulę, Jeziora Plitwickie, Hvar czy chociażby twierdzę w Omisu.

Jeśli liczysz na solidną dawkę medycyny to się trochę zawiedziesz. Nie ma tutaj żadnych krwawych scen jak w serialach medycznych. Znajdziesz tutaj trochę teorii i wiele wyjaśnień na temat pamięci. Bo to właśnie Ona odgrywa największą rolę w części książki „Katarzyna”.

Jolancie Kosowskiej udało się stworzyć powieść, która trzyma w napięciu, chociaż tak naprawdę z sensacją nie ma nic wspólnego. Stworzyła historię miłosnego trójkąta, który w żadnym wypadku nie jest normalny. Bardzo spodobali mi się bohaterowie. Autorka mocno  się na nich skupiła. Pokazała, że każdy z nich jest całkowicie inny, jednak mają wspólny pierwiastek – miłość do tej samej kobiety.

Jeśli kiedykolwiek będziesz miała możliwość przeczytania tej książki to zrób to. Bo od samego początku będziesz chciała poznać ICH historię. A nim się obejrzysz dojdziesz do ostatniej kropki. I nie zdziw się, zakończenie nie będzie takie jakiego się spodziewasz. 

Pozdrawiam Archer


piątek, 4 stycznia 2013

#229



Właśnie doszłam do wniosku, że serie książkowe są jednak całkiem niezłe. Powód? Mamy pewność, że szybko nie rozstaniemy się z ulubionymi bohaterami. Bo skoro czytamy już np. czwartą książkę z serii to znaczy, że:
a) lubimy bohaterów i się z nimi zaprzyjaźniliśmy
b) książki są świetne i wciągające.
Tak właśnie jest z kolejną częścią przygód nieustraszonej łowczyni nagród Staphanie Plum czyli książką Janet Evanovich „Zaliczyć czwórkę”

Stephanie Plum znów wpada w tarapaty. No cóż, w jej przypadku to normalka. Tym razem musi doprowadzić do aresztu Maxime Nowicki, która ukradła samochód swojego chłopaka i nie stawiła się na rozprawie. Niby nic trudnego. Jednak dla Stephanie każde zadanie jest nadzwyczajne i… wpędza ją w kłopoty. Tym razem Steph natknie się na: oskalpowaną matkę Maxime, przyjaciółkę bez palców. Do pomocy będzie miała niezastąpioną Lulę oraz Sally’ego drag queen. Niezły tandem co? Ale żeby nie było nudno jej samochód wyleci w powietrze, ktoś podpali mieszkanie i Cukiereczek będzie jej groził śmiercią. A żeby nie było całkowicie nudno pojawi się rodzina Morellego. Babcia Bella, która uroczym okiem wypatrzy małe bambino, a ciotki będą donosić jedzenie, bo przecież kobieta w ciąży musi o siebie dbać. No i jak tu nie zwariować?! Na szczęście zawsze może liczyć na Komandosa, który jak zwykle wyciągnie ją z kłopotów.

Książki Janet Evanovich mają to do siebie, że są świetne. Nie mogę sobie przypomnieć, czy czytałam kiedykolwiek lepszą serię kryminalno – komediową. Tak właśnie. Te książki sprawiają, że śmieję się jak norka i nie potrafię przestać. Autorka ma świetny talent wymyślania nowych kłopotów w które pakuje się jej bohaterka. Dodatkowo dorzuca nowych i barwnych bohaterów. W tej części takim bohaterem jest Sally. Sally to drag queen który pomaga Steph w rozwiązywaniu zaszyfrowanych wiadomości. Niestety jest też nie małą przyczyną jej kłopotów. Oczywiście, nie można zapomnieć o Luli która jak zwykle będzie towarzyszyć Śliweczce podczas „akcji” i będzie ratować jej tyłek… paralizatorem.

Jedyną wadą książek Janet Evanovich jest to, że… za szybko się kończą. Seria o Stephanie Plum wciąga, a co za tym idzie książkę jesteśmy w stanie przeczytać w ciągu jednego dnia. Nie można się od nich oderwać. No i oczekiwanie na kolejną część trwa w nieskończoność. Nie oszukujmy się, z ostatnią kropką jesteśmy ciekawi co będzie dalej. Czy Morelli w końcu dojrzeje do związku? Czy Steph w końcu przestanie popadać w tarapaty? Polecam!!!