czwartek, 18 grudnia 2014

#325

Targi w Krakowie były? Były! Relacja w sumie jakaś tam była. W Katowicach Targi były? Były! Relacja, Jorx'a nie blogera też była. Jednak, przecież nie samymi spotkaniami bloger żyje. Ale przede wszystkim książkami. Oczywiście nie mogło obejść się bez przyjazdu z Targów bez książek. No bo jak to tak? Ponieważ byłam ograniczona bagażowo - plecak trzeba było nosić na własnych plecach, w dodatku środkami komunikacji miejskiej się poruszałam - to książek aż tak dużo nie przywiozłam. Z Katowic zdecydowanie mniej niż w zeszłym roku. Ale za to z Krakowa!!! No, tego było na prawdę dużo. A i tak nie tyle ile bym chciała. A tyle wspaniałych książek tam było. Jednak jak wiadomo bagaż ograniczony a portfel też wypchany nie był.

Tutaj nabytki z Krakowa:


I książki z autografem, bo przecież na targi jeździ się też dla spotkań z Autorami. Więcej zdjęć na fb bloga

 

Z Katowic tym razem mniej. Ale... Na tych najbardziej mi zależało.



A te dwa ostatnie stosiki to ostatnie nabytki. Trzy dolne pozycje z wymiany książkowej ŚBK która odbyła się w Zabrzu w zeszłą sobotę. "Zostań jeśli kochasz" to mój własny prezent na Mikołaja a "Love, Rosie" kupiłam za punkty Payback. A te obok też z wymiany.

A teraz proszę mi powiedzieć: JAK PRZEDŁUŻYĆ DOBĘ BY TE CUDOWNOŚCI PRZECZYTAĆ!



środa, 17 grudnia 2014

#324

https://www.facebook.com/SlascyBlogerzyKsiazkowi?fref=ts
 WIELKI KONKURS KSIĘGARNI VICTORIA
ORAZ ŚLĄSKICH BLOGERÓW KSIĄŻKOWYCH

Konkurs ŚBK i Księgarni "Victoria" rozpocznie się JUTRO, ale dzisiaj zaprezentuję dla przypomnienia, jego przebieg i zasady, na jakich będzie się opierał.

Dzisiaj na kilkunastu blogach ŚBK ukaże się podobny post z zapowiedzią konkursu. Zapamiętajcie dobrze te blogi, bo to na tych stronach, JUTRO musicie szukać wskazówek do odgadnięcia konkursowego hasła. 

Ale po kolei:
Wielki Konkurs Przedświąteczny Śląskich Blogerów Książkowych i Księgarni "Victoria" będzie polegał na tym, aby odnaleźć w JUTRZEJSZYCH wpisach, na blogach ŚBK słowa - klucze, które ułożą się w hasło konkursowe. Hasło to i odpowiedź na pytanie: ile blogów wzięło udział w zabawie, trzeba będzie wysłać na podany adres mailowy Księgarni - victoria@ksiaznica.pl

Nie powiemy Wam, ilu blogerów będzie w zabawę zaangażowanych i jakich słów trzeba szukać, nie martwcie się jednak, słowo - klucz będzie bardzo wyraźnie zaznaczone i łatwe do znalezienia. Idąc po śladach, klikając na odpowiednie słowa, będziecie przechodzić od bloga do bloga, aż w końcu traficie na fp "Victorii" na FB. To będzie dla Was sygnał, że ułożyliście całe hasło.

Następnym krokiem będzie wysłanie hasła i podanie liczby Śląskich Blogerów, którzy wzięli udział w zabawie, na adres mailowy Księgarni "Victoria", podany powyżej.

Dla ułatwienia konkursu, proponujemy zacząć poszukiwania na blogu SARDEGNY Potem powinno pójść Wam, jak z płatka.

Regulamin
1. Wielki Konkurs Przedświąteczny organizowany jest przez grupę ŚBK oraz Księgarnię "Victoria" Zabrze
2. Sponsorem nagród są Śląscy Blogerzy Książkowi
3. Nagrodą w konkursie jest pakiet - niespodzianka, podobny do tego, jaki otrzymali blogerzy na panelu dyskusyjnym na Targach Książki w Katowicach
4.Konkurs trwa od 18 do 21.12.2014.
5. Wyniki zostaną ogłoszone dnia następnego, czyli 22.12.2014.
6. Odpowiedzi na zadania konkursowe proszę wysyłać na adres: victoria@ksiaznica.pl
7. O wygranej w konkursie decyduje kolejność zgłoszeń. Wygrywa SIÓDMA(7) i SIÓDMA (7) od KOŃCA osoba.
8. Pod uwagę brane będą tylko prawidłowe odpowiedzi wysłane drogą mailową, sygnowane własnym imieniem i nazwiskiem
9. Nagrodę będzie można odebrać osobiście w Księgarni Victoria (Galeria Zabrze, ul. Wolności 273-275, 41-800 Zabrze) bądź zostanie ona przesłana na adres podany przez zwycięzcę. W przypadku nieodebrania nagrody organizatorzy konkursu mogą wyłonić innego zwycięzcę lub przeznaczyć nagrodę na inne cele.
10. Biorąc udział w konkursie, zgadzają się Państwo na przetwarzanie podanych przez siebie danych osobowych przez organizatora Grupę ŚBK oraz Księgarnię Victoria, zgodnie z Ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 29 sierpnia 1997 r (Dz. U. nr 133 poz. 883) - które zostaną wykorzystane jednorazowo.
11. Wysyłka tylko na terenie Polski

Zadanie konkursowe:
Ze słów - kluczy, podanych na blogach ŚBK ułóż hasło konkursowe
Podaj liczbę blogów, które wzięły udział w Wielkim Przedświątecznym Konkursie
 

piątek, 12 grudnia 2014

#323

WYMIANA KSIĄŻKOWA w ZABRZU

Właśnie doszłam do wniosku, że ta Nasza eśbekowa wymiana książkowa bardzo nam przypadła do gustu, ponieważ organizujemy ją już po raz trzeci i na miliard procent nie ostatni. Przecież każdy z Nas ma w domu książki, których już nie czyta i które tylko blokują miejsce na nowe. 

Tak więc w najbliższą sobotę ŚBK i Księgarnia Victoria organizują wymianę książkową oraz minikiermasz rękodzieła z gadżetami nie tylko okołoksiążkowymi.

Więcej szczegółów na Naszym FB 


Wraz z Jorx'em będziemy dyżurować od 11:00 - 13:00. ZAPRASZAMY!!!

Regulamin wymiany

1) Wymianę książkową organizują Śląscy blogerzy książkowi we współpracy z Księgarnią „Victoria” w Zabrzu w dniu 13.12.2014 r.
2) Organizatorzy akcji w żaden sposób nie zarabiają na tej akcji oraz nie czerpią z niej żadnych innych profitów.
3) "Ile przynosisz tyle wynosisz" to główna zasada akcji.
4) Książki wymieniamy w dwóch kategoriach (ze względu na datę wydania książki): I kategoria to roczniki 2000 – 2007, II kategoria to roczniki 2008 do 2014.
5) Wymieniamy tylko beletrystykę dla dorosłych (ewentualnie dla starszej młodzieży). Nie przyjmujemy książek dla dzieci, podręczników, poradników, komiksów itp. Przyniesione książki powinny być w dobrym stanie.
6) Wymiana odbywa się "z ręki do ręki" - jeśli zainteresuje nas dana pozycja na stoliku z danej kategorii to wymieniamy ją na własne książki z tej samej kategorii (decyduje rok wydania).
7) Wraz z oddaniem książek na wymianę uczestnik traci do nich prawo i nie może domagać się ich zwrotu.
8) Wszystkie inne wątpliwości rozwieją blogerzy dyżurujący na stoisku.

niedziela, 30 listopada 2014

#322




W zeszły weekend jeśli dobrze pamiętacie odbyły się Targi Książki w Katowicach. Wiele osób już na ich temat się wypowiadało. Byli to przede wszystkim blogerzy który brali czynny udział w tym właśnie wydarzeniu oraz kilku Autorów którzy przez Spodek się przewinęli. Osobiście nie będę o nich wspominać, bo przecież wszystko na ten temat zostało powiedziane. Prawie. Pewnie jesteście ciekawi czemu, prawie. Otóż, na panelach dyskusyjnych wśród osób blogujących znalazł się ktoś, kto ze światem blogowym ma niewiele wspólnego. W sumie łącznikiem z blogosferą jestem ja, a osobą jest mój facet Jorx, który powoli jest już rozpoznawany, chociażby w mojej grupie Śląskich Blogerów Książkowych. A po targach w Krakowie i teraz w Katowicach ma większą ilość blogujących znajomych. Już wyjaśniam do czego zmierzam, bo jak na razie to wychodzi mi z tego masło maślane. Otóż w drodze powrotnej z Katowic wywiązała się między nami dyskusja na temat blogowania, ludzi z blogosfery oraz czytania i pisania. No i w pewnym momencie Jorx napomknął, że może kiedyś napisze jakąś opinię o książce. Podchwyciłam ten pomysł a jakże. Jednak poprosiłam go by napisał swoją opinię o tym co działo się w Spodku. Przez chwilę kręcił nosem, ale w końcu pomysł zagnieździł się na dobre pod łepetynką. I tak właśnie narodził się tekst który znajduje się poniżej. Oddaję głos Jorx’owi. (życzę cierpliwości i wytrwałości w czytaniu, tekst długi ale jak dla mnie całkiem trafny)

Trzydzieści trzy lata – to wystarczająco dużo by w końcu zrobić coś szalonego.

Część I „ O targach”

Mieszkam na Śląsku całe życie, od pięciu lat pracuje w Katowicach i z okna biura widzę Spodek, chyba najbardziej znany i rozpoznawalny budynek w regionie, i poza nim. Ale nigdy tam nie byłem, nigdy nie przekroczyłem jego podwoi, bo nigdy się nie zdarzyło by była ku temu okazja. Aż do ostatniej soboty…

W październiku moja lepsza i piękniejsza połówka zabrała mnie na targi książki do Krakowa. Sam nigdy bym się tam nie wybrał, bo obcować z literaturą wolę w zaciszu domowym, albo w małej klimatycznej księgarni tudzież antykwariacie – nikt mi nie przeszkadza i atmosfera jest sprzyjająca.
Targi w Krakowie to Targi przez duże „T”, te w Katowicach … no cóż jakie były, każdy kto był widział.. i jest to bardzo smutne…

Nie wiem czego zabrakło organizatorom, może wyobraźni a może, tylko i aż, odwagi aby odwołać całą imprezę. Choć wiem, że odwołanie targów jednoznaczne byłoby do przyznania się do porażki i pewnie odbyłoby się to ze szkodą dla tych nielicznych, którzy na nie przybyli, ale dałoby nadzieję na przyszłość.

Kiedy wszedłem na halę wystawową moim pierwszym wrażeniem było zdziwienie – z zewnątrz Spodek wydawał mi się dużo większy i oczekiwałem czegoś innego, większego. Ale moje oczekiwania względem budowli są niczym w porównaniu z tym co zobaczyłem na płycie – tam gdzie rozłożyły swoje stoiska wydawnictwa. Jedyne jak mogę to określić to „bida z nędzą przez świat pędzą”. Niedawne wspomnienia z Krakowa i to co zobaczyłem w Spodku spowodowały, że było mi wstyd.

Śląsk jest regionem, który zasługuje na swoje miejsce na mapie kulturalnych imprez Polski, jest przecież wspaniały muzyczny „OFF FESTIWAL”, więc czemu - motyla noga - nie książki ?!

Z wydawnictw, które wysłały na targi swoich przedstawicieli, z tych większych dostrzegłem tylko Sonia Draga, Dreams, Nasza Księgarnia, no i Granice, które jako wortal idealnie wypełniają swoje powołanie promując literaturę i czytelnictwo. Pozostałe stoiska należały do małych i regionalnych wydawnictw, na przykład Muzeum Śląskiego (wiem, że nie jestem dokładny i nawet nie zamierzam, bo tak naprawdę nie postarałem się nawet o program targów i listę wystawców – nie widziałem potrzeby, nie chciałem mieć w ręku namacalnego dowodu porażki).
Jednym ze skojarzeń, które przyszło mi do głowy kiedy stałem przy stoisku Granic, było że jest to ostateczna granica indolencji organizatorów targów. I nie tylko ich, lecz także tych pod których auspicjami targi się odbywały.
Podsumowując targi …
Na + :
Autorzy na wyciągnięci ręki i panele na poziomie – to cieszy.
Na -:
Mało książek.
Jeszcze mniej ciekawych wydawnictw – szczytem dla mnie była niemożność kupienia najnowszej książki Anety Jadowskiej, która była gościem targów.
Całość nieudanych targów książki w Katowicach dopełniają liczne stoiska z biżuterią i innymi pięknymi, ale nie będącymi książkami – duperelami. Wiem, wiem, podczas targów zawsze są takie stoiska, i chwała im za to, ale tym razem proporcje zostały zaburzone, i to bardzo.
I na koniec …WTF ?!.. Fotele do masażu i sprzęt sportowy ?!


Część II „ O blogerach”

Z tego co mogłem się zorientować i zauważyć, targi dla blogerów są głównie okazją do spotkania.
Oczywiście jest to też okazja do spotkań z autorami i nawiązania współpracy z wydawnictwami,
ale z tego co wiem odbywa się ona zazwyczaj w sferze internetowej, poza targowej. 

W tym roku wortal Granice ogromnie wspomógł internetową społeczność miłośników książek
i przekazał ponad pięćdziesiąt tytułów w ramach prezentów dla blogerów biorących udział w panelach dyskusyjnych. Dlaczego o tym piszę? Bo uważam, że warto Granice z tego względu wyróżnić.

W tym roku, tak jak w poprzednim, Śląscy Blogerzy Książkowi wykorzystali swoją szanse i wzięli udział w targach, i po raz drugi pokazali się z dobrej strony. I nie tylko ŚBK, ale też blogerzy z innych stron Polski – Opole i Kraków, mieli swoich nieoficjalnych przedstawicieli. 

Sobotnie panele dyskusyjne cieszyły się powodzeniem. I nawet jeśli ktoś zarzuci im brak profesjonalizmu i powie, że nikt prócz blogerów nie brał w nich udziału, to odpowiem, że
pasjonaci, którzy je prowadzą nawet nie próbują się pokusić o miano profesjonalistów.

A co do drugiego zarzutu to też nie mogę się z nim zgodzić, bo ja przysłuchiwałem się dyskusji i nikt mnie nie wyganiał. Ba, zadałem nawet pytanie i uzyskałem odpowiedź. Dodam, że autorzy też przysłuchiwali się rozmowom.

O czym były rozmowy ? A to różnie… w zależności od tego kto zabierał głos tak toczyła się dyskusja.
Było o tym czy na blogu książkowym powinny pojawić się tylko recenzje książek i inne około książkowe tematy czy może też inne tematy są dozwolone. Czy wrzucenie notki na inny temat niż szeroko rozumiana literatura jednoznaczne jest ze zmianą profilu bloga na „lifesytle’owy”.
No bo gdzie jest granica ? Jakie powinny być proporcje testów o książkach i tych wszystkich pozostałych. Ilu blogerów- tyle opinii, ale atmosfera dyskusji wspaniała.

Gorący temat ostatnich tygodni też się pojawił. Ale wpis K.T.Lewandowskiego nie był najważniejszym tematem rozmów, raczej był impulsem do dyskusji na temat czym są teksty zamieszczane na blogach – czy są rzeczywiście recenzjami w pełnym tego słowa znaczeniu czy są może raczej tylko „osobistymi opiniami na temat” z lekki rysem recenzenckim w tle. Z tego co pamiętam, to do pisania stuprocentowych recenzji nikt się nie chciał przyznać, ale to dobrze, bo moim zdaniem blogowanie to pasja i tak to postrzegam. Oczywiście można na blogu chcieć zarabiać i tu pojawił się kolejny temat do dyskusji – statystyki. Ale mnie osobiście jakoś to nie pasuje do całości. Choć z drugiej strony całkowicie rozumiem, że fajnie jest robić coś co się lubi (nawet kocha i uwielbia), a jednocześnie zajęcie to pozwala zarabiać pieniądze, większe lub mniejsze, bo utrzymywać się z tego mogą tylko nieliczni.

Co jeszcze ? Tematów przewijających się w panelach było wiele i pewnie jeszcze nie raz powrócą, bo problemy blogerów nie znikną z dnia na dzień, a wydaje mi się, że wręcz będą się mnożyć.

Jest jeszcze jedna godna zauważenia inicjatywa Śląskich Blogerów Książkowych jaką jest wymiana książek. W wymianie brały udział książki w dwóch kategoriach – od 2002 do 2008, oraz od 2009 do 2014. Po raz kolejny można było przyjść z własnymi książkami i wymienić je na inne,” nowe”, takie których jest się ciekawym. Zasada wymiany była prosta – ile przyniesiesz tyle zabierzesz ze sobą.

Zacząłem od tego, że targi dla blogerów są okazją do spotkania. Często w sieci dyskutuje się z kimś kogo nie widziało się w życiu na oczy, i dopiero takie wydarzenie jak targi pozwala się spotkać, i tak było tym razem. 

Wieczór przy pizzy i piwie, herbacie i czekoladowym shake’u. Kto co lubi. Dyskusje na temat blogów, rozmowy bardziej lub mniej prywatne – czyli to co najlepsze w gronie przyjaciół i znajomych.

„I ja tam byłem miód i wino piłem” i wyśmienicie się bawiłem. Dziękuję wam wszystkim.


Część III „ O mnie”

Może się zastanawiacie co to za szaleństwo można popełnić w wieku trzydziestu trzech lat.
Otóż już tłumaczę. Dałem się namówić w ramach „eksperymentu socjologicznego” na napisanie tego tekstu.
Prócz chęci pisania (o czymkolwiek – choćby o świeczkach) i chęci wyrażania swoich opinii „na temat”, ale też wyrzucania w eter swoich emocji , bycie blogerem pozwala człowiekowi poczuć się częścią czegoś większego, częścią większej wspólnoty, która bardziej lub mniej jednolita i zgodna, daje poczucie wartości.
Nie jestem blogerem. Nie prowadzę własnego bloga i pewnie nigdy nie będę, bo nie jestem pasjonatem, choć po tych targach i spotkaniu z wami rozumiem czemu blogujecie. Jestem cynikiem i sceptykiem, pesymistą i minimalistą. Ale jestem jaki jestem, i jestem sobą. Znajomi mówią mi Jorx, a z imienia i nazwiska: Wacław Bajor.

Pozdrawiam, mam nadzieję, że dotarliście do końca tekstu.

piątek, 21 listopada 2014

#321

Jeszcze nie tak dawno, biegałam pomiędzy stoiskami na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie. A już jutro i w niedzielę, będę biegać pomiędzy stoiskami na Targach Książki w Katowicach. To zdecydowanie bliżej. 


Razem z Grupą Śląskich Blogerów Książkowych zorganizowaliśmy kilka rzeczy które mogą Was Blogerów zainteresować. 

Po pierwsze panele dyskusyjne. Jak wiadomo, blogerzy uwielbiają rozmawiać o książkach i nie tylko. Właśnie w sobotę będzie ku temu wyśmienita okazja. Już od godziny 10:00 rozpocznie się zjazd blogerów książkowych i panele dla nich:
1. Czy na blogach książkowych chcemy czytać tylko o książkach? (przyznaję się, że będę go prowadzić, oczywiście jeśli tylko mój stan zdrowia mi na to pozwoli, bo zatkany nos nadal męczy)
2. Problem dyskusji na blogach, czyli jak zachęcić czytelników do polemiki w komentarzach 

Po drugie zorganizowaliśmy Wymianę Książkową


W sobotę na atresoli w godzinach 14:00 - 17:00 oraz w niedzielę w godzinach 11:00 - 14:00 będzie można wymienić książkę. Ale UWAGA!!! Wymienić można tylko i wyłącznie beletrystykę dla dorosłych. 

A tutaj regulamin:

1) Wymianę książkową organizują Śląscy blogerzy książkowi jako wydarzenie towarzyszące Targów Książki w Katowicach, które odbędą się w dniach 21-23.11.2014 r.
2) Organizatorzy akcji w żaden sposób nie zarabiają na tej akcji oraz nie czerpią z niej żadnych innych profitów.
3) "Ile przynosisz tyle wynosisz" to główna zasada akcji.
4) Książki wymieniamy w dwóch kategoriach (ze względu na datę wydania książki): I kategoria to roczniki 2000 – 2007, II kategoria to roczniki 2008 do 2014.
5) Wymieniamy tylko beletrystykę dla dorosłych (ewentualnie dla starszej młodzieży). Nie przyjmujemy książek dla dzieci, podręczników, poradników, komiksów itp.
6) Wymiana odbywa się "z ręki do ręki" - jeśli zainteresuje nas dana pozycja na stoliku z danej kategorii to wymieniamy ją na własne książki z tej samej kategorii (decyduje rok wydania).
7) Każdy użytkownik wymiany otrzyma kupon informujący o ilości przyniesionych i wymienionych książek, który uprawni użytkownika do dokonania wymiany także w innych dniach targowych, jeśli podczas jednej wizyty nie wybrał ilości tytułów odpowiadającej ilości przyniesionych książek.
8) Wszystkie inne wątpliwości rozwieją blogerzy dyżurujący na stoisku.

ZAPRASZAMY BARDZO SERDECZNIE!!!

poniedziałek, 27 października 2014

#320



Targi Książki to raj dla moli książkowych. Teraz wszędzie będą się pojawiać posty dotyczące tego co działo się podczas 18 Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie. Prawdę mówiąc nie chciałam o nich pisać. Jednak przeglądając strony różnych wydawnictw, autorów i blogi znajomych postanowiłam zmienić zdanie. Może akurat wzrosną mi statystyki. Ale o statystykach to opowiem za chwilę. Chociaż ten kto był na spotkaniu blogerów w sobotę będzie wiedział o co chodzi.

Targi Książki odbywały się w nowym miejscu, w większej hali wystawowej. Nie no, patrząc na rok wcześniejszy miejsca więcej, więc takiego upału i duchoty nie było. Jednak nowe miejsce i większa przestrzeń sprawiła, że pojawiło się więcej wystawców. Więcej miejsca do spacerowania albo raczej przepychania się. Bo w sobotę jest zawsze więcej ludzi i pojawia się więcej znanych nazwisk literatury. Tak też było i tym razem. Kolejki do stoisk wydawców były gigantyczne. Trzeba było swoje odstać. Ewentualnie dorwać swojego Autora pomiędzy spotkaniami. Jeśli chodzi o niedzielę to już było spokojniej i można było bez problemów zajrzeć wszędzie gdzie się chciało i bez problemu porozmawiać ze swoim ulubionym autorem.

W sobotę odbyło się także wyczekiwane przez wszystkich spotkanie blogerów książkowych. Kiedy zjawiłam się pod salą zaskoczył mnie wiek uczestników. Od młodych dziewczyn po osoby troszkę starze. Jak widać blogować można w każdym wieku. I błagam nie wmawiajcie mi, że ludzie nie czytają. Bo patrząc na ilość osób na Targach trzeba to zweryfikować. Ale, ale, odbiegam od tematu. Jakie było spotkanie? No cóż, atmosfera w pewnym momencie zrobiła się nawet wręcz gorąca. A to za sprawą pewnej blogerki i statystyk o których wspominałam na samym początku. Już spieszę z wyjaśnieniami. Spotkanie miał poprowadzić Grzegorz Raczek wraz ze Sławkiem Krempą. Niestety ten pierwszy nie dotarł a ten drugi starał się improwizować. Szło mu raczej średnio, ale za urok osobisty otrzymał gromkie brawa. Sławek zaproponował by każdy się przedstawił i powiedział coś o sobie i swoim blogu. Ok ,taka sprawa może się sprawdzić, kiedy grupa na spotkaniu liczy góra dwadzieścia osób a nie prawie sto czterdzieści. I tutaj przechodzimy do gorącej atmosfery. Otóż kilka blogerek postanowiło przejąć inicjatywę prowadzenia spotkania. Zaczęła się rozmowa na temat blogowania i tego jaki jest blog z recenzjami. Jedna z dziewczyn wspomniała, że pisanie recenzji książek i o sprawach okołoksiążkowych już jej nie wystarcza, a od momentu kiedy zaczęła pisać o sprawach popkulturowych wzrosły jej statystyki. Siedziałam na widowni i słyszałam jak przez salę przeszedł szum wzburzenia. Niektórzy szeptali między sobą ale jakoś nikt nie kwapił się do zabrania głosu, więc ja, jedyna „odważna” poprosiłam o mikrofon.

W imieniu wzburzonych osób zapytałam: czy pisze dla siebie, dla ludzi czy dla statystyk? Sorki, nie spodziewałam się, że otrzymam gromkie brawa i wywołam taką burzę, ale jestem pewna, że wiele osób się ze mną zgodzi. Dla wyjaśnienia napiszę teraz czym jest blog recenzencki dla mnie, możecie się nie zgodzić i mieć odmienne zdanie.

Piszę o książkach i o sprawach około książkowych w co zaliczyć można: premiery i zapowiedzi książek, wydarzenia literackie w regionie, wywiady z autorami. Nudne? Dla niektórych a i owszem. Ale jeśli na przykład masz świetne pióro i potrafisz zainteresować tematem to wtedy to już nie jest nudne, jest zachwycające. Czy ja mam dobre pióro ? Nie wiem, może, ale jest jednak kilka osób które śledzi moje wpisy i za to jestem niezmiernie wdzięczna.

Czy blogerów interesują statystyki? Mnie osobiście nie, ale możecie się ze mną nie zgodzić, i macie do tego prawo. Nigdy nie pisałam dla statystyk. I to może dziwić a niektórych nawet oburzyć: ” to po co piszesz ?!” – zapytają. Wyjaśniam. Bo lubię pisać, lubię dzielić opiniami o książkach i sprawach okołoksiążkowych. Jeśli coś mnie zachwyci to chcę podzielić się emocjami z ludźmi, nie lubię tego dusić w sobie. Jeśli jest komentarz pod tekstem, to świetnie wywiązuje się konwersacja (chociaż nie zawsze, a szkoda) jeśli go brakuje, wierzcie mi, nie mam zamiaru sobie wtedy strzelać w łeb. A poza tym znam blogerki, które nie muszą pisać o czymś innym niż o książkach by ich statystyki były bardzo wysokie.

Zdjęcia z targów pojawią się w momencie jak dopadnę swojego laptopa i zrzucę zdjęcia. Będą na pewno fan pejdżu Pestki i na moim profilu.

wtorek, 14 października 2014

#319



Znów wpadłam w ciąg. Przyznaję, że lubię czytać po kolei książki jednego Autora. Tylko razem padło (po
raz kolejny z resztą) na Musso. Ten Autor ma w sobie coś – znaczy się jego książki – co sprawia, że nie mogę oderwać się od kolejnych stron. I gdy docieram do końca książki w zakamarkach mojego umysłu pojawia się myśl: ale jak to? Już? To koniec? Dlaczego? I tak samo było i tym razem, a dokładniej podczas lektury „Kim byłbym dla Ciebie”.

Martina i Gabrielle poznajemy gdy są młodzi. Martin jest francuzem, który przyjechał do San Francisco by podszkolić język angielski i zarobić trochę grosza. W kawiarni w której dorabia poznaje Gabrielle. Zakochują się w sobie. Spędzają cudowne chwile. Niestety Martin musi wracać do Paryża. Wtedy kontakt się urywa. Mija trzynaście lat. Martin został policjantem i prowadzi sprawę Archibalda McLean’a, najlepszego złodzieja dzieł sztuki jakiego widział świat. Trop sprowadza go z powrotem do San Francisco. I tak przeżywa szok. Okazuje się bowiem, że „król złodziei” to mężczyzna bardzo bliski Gabrielle – jego miłości sprzed lat. Obydwaj wkraczają ponownie w jej życie po długim okresie nieobecności. Jak zakończy się cała historia? Tego nie zdradzę.

Musso jest mistrzem pióra! Tak w skrócie mogłabym podsumować tę historię i wierzę ,że wiele bym się nie pomyliła. Autor potrafi w swoich powieściach lawirować pomiędzy rzeczywistością a światem transcendentalnym. Tym razem nie ma duchów, nie ma hipnozy, jest za to stan zawieszenia pomiędzy życiem a śmiercią.

Nie wiem jak On to robi, ale za każdym razem wciąga mnie w swoje książki od początku do samego końca. Jego książek nie potrafię czytać na raty. Bo za każdym razem gdy odłożę książkę to natychmiast chcę do niej wrócić. Dlaczego? Ponieważ ciekawość tego co będzie dalej bierze górę.

Myślę, że wiele osób w ogóle nie sięga po jego książki, bo pewnie wydaje im się, że są to najzwyklejsze romansidła. Wcale się nie dziwię, że niektórzy tak myślą. Wszystko przez okładki, sugerujące przede wszystkim historie miłosne. Owszem, w książkach Musso odnajdziemy miłość, ale nie dominuje ona całej powieści. Jest subtelna. W tej powieści jest miłość, ale są także niedopowiedzenia między zakochanymi i tajemnice z przeszłości. Jest też wątek kryminalny. A to trzeba przyznać mieszkanka co najmniej wybuchowa.

Książki Musso polecam bez mrugnięcia okiem. Spodobają się każdemu. Nawet tym, którzy widząc „romansowe okładki” uciekają z krzykiem. Przełamcie się, nie pożałujecie.

czwartek, 9 października 2014

#318

Nie wiem czy jeszcze ktoś to pamięta, ale rok temu miałam problem z pisaniem. Wiem, że mam go nadal, ale nie o to chodzi. Wtedy mój kolega wpadł na pomysł, że będziemy pisać opowiadania. Każde z nas rzucało wtedy hasło klucz i pisaliśmy opowiadanie w którym to słowo zostało użyte. Moje opowiadania prezentowałam tutaj na blogu. Jednak Jego opowiadania wciąż leżały na moim dysku. Aż do dzisiaj. Nie mogę pozwolić by te opowiadania nie ujrzały światła dziennego. Dlaczego? Bo są świetne i celne. Wzruszają. To znaczy mnie. Pewnie dlatego, że znam osobiście Autora. Po części nie są optymistyczne. Wtedy nie były. Jestem ciekawa jak brzmiały by dzisiaj, kiedy w Jego życiu nastąpiła tak wielka rewolucja.

No dobra, nie zanudzam i przedstawiam pierwsze opowiadanie ze słowem klucz WALIZKA. Enjoy!

Tamtego dnia z nieba lał rzęsisty deszcz. Wszyscy byliśmy już całkowicie przemoczeni, ale nikt się nie rozchodził. Staliśmy bez słowa i przyglądaliśmy się jak grabarz macha łopatą. Dziewczyny, Jenny i Karin płakały cicho i stojąc pod wielkim parasolem tuliły się do siebie, dodając sobie sił i pocieszając się nawzajem.
- Idziemy do Bob’a czy do Lornety? – zapytał Lolo patrząc jak grabarz przymierza się do wbicia w usypany pagórek prostego krzyża na którym przypięto tabliczkę z imieniem i nazwiskiem. Śmierć zawsze nadchodzi niespodziewanie. Nigdy nie wysyła telegramu z wiadomością, że wpadnie z wizytą w przyszłym tygodniu. Dlatego wiadomość, że Kris nie żyje była jak grom z jasnego nieba. Co? Kris? Jak? Dlaczego? Myślę, że nikt z nas nie chciał z początku w to uwierzyć i wszyscy zadawaliśmy sobie w kółko te same pytania, które już na zawsze miały pozostać bez odpowiedzi.
- Do Lornety. Mam ochotę na wódkę. – odpowiedziałem. Nikt nie protestował. Ruszyliśmy wolno cmentarną alejką do wyjścia. Cała nasza paczka. Karin. Jenny, Dorotea, Lolo, Mały Tony i ja. Brakowało tylko Krisa.

Droga do Lornety upłynęła nam we względnym milczeniu. Szliśmy szarymi ulicami miasta tonącego w zimnym deszczu i chyba każde z nas marzyło o tym, aby ten dzień się już skończył. Smutek. Żal. Poczucie straty. To wszystko i wiele więcej towarzyszyło nam w drodze przez miasto. W pewnym momencie, Dorotea wbiła się pod mój parasol, wsunęła dłoń pod moje ramie i przylgnęła do niego ściskając je mocno. Czułem, że szuka wsparcia i pocieszenia.
- Kiedy widziałeś go po raz … - glos się jej załamał, czułem jak drży. Dorotea podkochiwała się w Krisie, i wszyscy o tym wiedzieli.
- Nie wiem, Dot. Nie pamiętam.
Skłamałem. Nie mogłem jej przecież powiedzieć, że Kris był u mnie cztery dni temu. Zadzwonił wieczorem, że jest w mieście i szuka noclegu. Przyjechał do mnie około dwudziestej pierwszej. Wyglądał dobrze, a nawet bardzo dobrze. Był uśmiechnięty i gęba mu się nie zamykała. Opowiadał o planach wyprawy. Podobno znalazł sponsora i miał zamiar spełnić swoje marzenie – wyprawa do lasów Amazonii. Tylko on, natura, i przewodnik. A wszystko to po to, aby robić zdjęcia, i w końcu znaleźć się na okładce National Geographic. Przegadaliśmy pół nocy. Kiedy rano wstałem Krisa już nie było. Zostawił mi na kuchennym stole liścik z przeprosinami, że się nie pożegnał. Musiał podobno zdążyć na pociąg. W liście była też prośba. W pokoju gościnnym, w którym spał czekała na mnie nieduża walizka, którą miałem przechować do jego powrotu. Nie zastanawiałem się długo, tylko wrzuciłem ją na dno szafy.
W Lornecie byliśmy pierwszymi klientami. Atmosfera tego miejsca zawsze mi odpowiadała. Zawsze dobrze się tam czułem, nawet w takim dniu jak ten.
Na początku rozmowy zupełnie się nie kleiły. Dopiero po pierwszym piwie, i toaście za tych, którzy odeszli, dopiero wtedy zaczęliśmy otrząsać się z ciężaru, jakim było samobójstwo Kris’a.
- Pamiętacie jak wybraliśmy się kiedyś nad morze? – zapytał Lolo uśmiechając się znacząco, jak byśmy mieli poznać po tym uśmiechu o który wypad mu chodzi.
- Kris był pewien, że to plaża dla nudystów wiec rozebrał się do rosołu i paradował w stroju Adama. Aż przyjechali strażnicy i zaczęli go ganiać z ręcznikiem. To była wyprawa.
-Tak, tak Lolo, pamiętam ten wyjazd. – powiedziała Karin – Upaliłeś się w tedy jak prawdziwy rastaman i chciałeś dzwonić do Greenpeace, bo wydawało ci się morze wyrzuciło na plaże wieloryby. A to była jakaś grupa Amerykanów na obozie odchudzającym. Do tej pory pamiętam jak chłopcy cię trzymali, żebyś przypadkiem nie pobiegł i nie próbował zaciągnąć któregoś z tych wielorybów do morza.
- Wcale nie! To nie było tak! - zaczął protestować Lolo, ale zagłuszyły go salwy śmiechu.

Kiedy wróciłem do domu wyciągnąłem z szafy walizkę, którą Kris zostawił i położyłem na łóżku. Nie wiedziałem co jest w środku. Ale skoro Kris postanowił ją zostawić u mnie na przechowanie, żeby przypadkiem nie zaginęła w amazońskiej dżungli, to jej zawartość musiała być dla niego ważna.
Przyglądałem się jej przez chwilę i zastanawiałem się co mam z nią zrobić. Jasne było że muszę ją otworzyć, ale co dalej? Mam ją komuś oddać? Kris nie miał nikogo bliskiego. Jego rodzicie zginęli parę lat temu w wypadku samochodowym i od tamtej pory jego rodziną byliśmy my. Nasza paczka postrzeleńców i wykolejeńców życiowych, którzy brnęli przez życie niemrawo i bez nadziei na to że zdarzy się cud, i w końcu spełnią się nasze marzenia. Lolo chciał być muzykiem. Karin marzyła o podróży dookoła świata na katamaranie. Jenny i Dot wymyśliły że będą prowadzić małą kawiarenkę w Paryżu i od kilku lat uczyły się francuskiego. Wycinały z gazet różne kolorowe artykuły o Francji, jakieś przepisy kulinarne na żabie w udka w sosie karmelowym i miały ich już chyba ze dwa pudła. Małemu Tomiemu śniły się po nocach wyścigi samochodowe. Formuła 1, Nascar. Tomy potrafił naprawić wszystko co miało koła i silnik. Ja chciałem zostać rezydentem na egzotycznej wyspie i całymi dniami patrzyć w błękit oceanu. Takie małe marzenia.

Nie wiedziałem co mam zrobić. Najbardziej bałem się tego że znajdę w środku list pożegnalny. Może Kris zostawiając walizkę, chciał żebym ją otworzył już następnego dnia. Może to był jego krzyk, prośba o ratunek. O ocalenie. Bałem się jak cholera i dlatego nikomu o niej nie powiedziałem .
W końcu podniosłem ją z łóżka i położyłem na podłodze. Nic się nie zmieniło. Patrzyłem na nią i myśli kłębiły mi się pod czaszką. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do kuchni. W lodówce chłodziła się butelka białego wina – nic specjalnego. Półsłodki hiszpański sikacz. Zabrałem butelkę, kubek i szwajcarski scyzoryk. Wróciłem do pokoju i usiadłem na podłodze. Walizkę położyłem na kolanach i przyglądałem się zamkom. Wydawało się że będę musiał się z nimi pomęczyć , bo wyglądały na solidne i przeszło mi nawet przez myśl, że w razie czego zawsze można użyć młotka, ale okazało się, że kiedy tylko nacisnąłem na guziki, zatrzaski odskoczyły i ani scyzoryk ani młotek nie były do niczego potrzebne. Nalałem wina do kubka i zaglądnąłem ostrożnie do wnętrza puszki Pandory.

W środku było pełno zapisanych luźnych kartek. Odręczne pismo Krisa zaczerniało tysiące stron. Nie wiedziałem co to wszystko ma znaczyć, nigdy nie widziałem go piszącego. Zawsze nosił aparat fotograficzny i pstrykał nim jak szalony na wszystkie strony. Spodziewałem się, że znajdę raczej klisze i zdjęcia. Wziąłem do ręki pierwszą z brzegu kartę i zacząłem czytać.
 
 ”Portret Che Guevary wisi na ścianie. Zadymiona atmosfera i głośna muzyka. Gdzieś pośród tego wszystkiego bełkotliwe głosy spiskowców. W taki sposób rodzi się rewolucja. W chorych głowach i ciemnych miejscach, gdzie na podłodze walają się śmieci, a w kątach na górach odpadków spacerują tłuste szczury o lśniących futerkach. Wszyscy wielcy myśliciele, zgodzili się co do jednego : FERMENT zaczyna się od dołu, od klas najniższych. Oni są tego pewni, ale ja myślę, że to nie prawda. Ci którzy są na dole są tak przygnieceni i spłaszczeni , że do niczego już się nie nadają. Prócz jednego. Świetne z nich mięso armatnie. Według mnie wszystko zaczyna się od szczurów. To one roznoszą zarazę – z górnych warstw przekopują się na dolne i z powrotem. Roznoszą bakcyla anarchii i rewolucji po wszystkich poziomach tego świata nawet o tym nie wiedząc. Chcesz być szczurem ??”

Odłożyłem kartkę i sięgnąłem po kubek z winem. Po co to napisał? I gdzie wisiał ten portret Che? W świecie rzeczywistym czy może był tylko projekcją jego wyobraźni. Zastanawiałem się czy pośród tych wszystkich stron znajdę odpowiedź na pytanie, które do tej pory pozostawało bez odpowiedzi.
Dlaczego skoczył? Co strzeliło mu do głowy, żeby wejść na dach i rzucić się w dół, na mokry asfalt, w objęcia śmierci.

‘Kris, ty cholerny domorosły filozofie.’ – pomyślałem. Siedzenie na podłodze dało mi się we znaki. Zdrętwiała mi noga i musiałem wstać żeby się trochę rozprostować. ‘Nie, to nie możliwe żeby nikt tego wiedział.’

Zrobiłem kilka kółek po pokoju, żeby pozbyć się nieprzyjemnego mrowienia i usiadłem na łóżku . Wiedziałem, że każdy z naszej siódemki ma swoje tajemnice, ale tego że on pisze nie spodziewałem się wcale. W walizce musiało być co najmniej kilka tysięcy kartek. Podniosłem walizkę i wysypałem jej zawartość na łóżko. Pośród stosu piętrzących się kartek jedna przykuła moją uwagę. Kris przypiął do niej zdjęcie. Jedyne jakie znalazłem. Z fotografii uśmiechała się dziewczyna. Jej uśmiech promieniował, a roześmiane oczy mówiły wszystko - była szczęśliwa. Nie wiedziałem kto to jest. Jeśli to on zrobił zdjęcie, to albo było to zanim się poznaliśmy, albo nigdy nam jej nie przedstawił. Patrzyłem na zdjęcie i szukałem w pamięci jakiegokolwiek śladu po roześmianym rudzielcu, ale nie mogłem sobie niczego przypomnieć. Odpiąłem zdjęcie w nadziei, że na odwrocie znajdę imię, datę albo miejsce w którym zdjęcie zostało zrobione, ale niczego takiego nie znalazłem. Ale znalazłem co innego.


”Dotknąłem jej włosów i przeszył mnie dreszcz. Zanurzyłem w nich moje palce, poczułem jej zapach i nieskończoną kruchość chwili. Dwoje ludzi połączonych dotykiem, który więcej jest wstanie wyrazić niż tysiące słów. Dotknąłem jej ramion i przeszył mnie dreszcz. Objąłem ją i poczułem jej ciepło. Byliśmy prawie jedno. Tylko cisza jest wstanie oddać to co czułem.”
 
Poniżej Kris dopisał: „ Czasami pozostają tylko wspomnienia”.

Od tamtego dnia minęło już kilka lat. Nasza paczka rozproszyła się po świecie. Co jakiś czas sięgam po walizkę i wyciągam z niej parę kartek. Nigdy nie poznałem imienia dziewczyny ze zdjęcia ani nie dowiedziałem się czemu on wlazł na ten dach, ale wiem jedno: „Czasami pozostają tylko wspomnienia” i za każdym razem kiedy do szafy po walizkę one odżywają we mnie, i wiem że czas ich nie zatrze.

czwartek, 2 października 2014

#317


Droga Tachykardio!

Jak dobrze wiesz, nie przepadam za gotowaniem. Jednak raz na jakiś czas lubię przeczytać książkę w której jest mowa o gotowaniu. A jeśli dorzucę do tego jeszcze listy, wtedy satysfakcja sięga zenitu. Kiedy szarość za oknem nie pozwoliła na czytanie na świeżym powietrzu, zasiadłam na swojej kanapie, wzięłam do ręki kubek gorącej herbaty i zanurzyłam się w świat bohaterów powieści Deborah McKinlay „Cała nadzieja w Paryżu”.

Pewnego dnia Eve pisze list do Jack’a Cooper’a, amerykańskiego autora poczytnych kryminałów. W liście wspomina o jednej ze scen z jego powieści „Martwe litery”, która wywarła na niej spore wrażenie. I tak zaczyna się przyjaźń pomiędzy bohaterami. Eve jest Brytyjką, samotną matką z dorosłą córką Izzy. Przed wielu laty jej mąż Simon porzucił ją dla innej kobiety. Przez całe lata jej matka, wywierała na nią destrukcyjny wpływ i niszczyła jej poczucie własnej wartości, co odbiło się na relacji Eve z własną córką. Jack natomiast to znany pisarz. Dopiero co rozwiódł się ze swoją drugą żoną, która porzuciła go dla… innej kobiety. Przechodzi kryzys twórczy, nie potrafi zabrać się za napisanie kolejnej powieści. Obydwoje łączy pasja gotowania co jest zalążkiem przyjaźni. I to właśnie jest tematem przewodnim ich listów.

Autorka bardzo interesująco przedstawiła bohaterów powieści. To właśnie przez tradycyjną korespondencję pomiędzy bohaterami poznajemy ich życie, ich przeszłość. Eve, jak już wspominałam była wychowywana przez despotyczną matkę. Matkę, która niszczyła jej samoocenę. W pewnym momencie Eve przestała wychodzić z domu. Zamykała się w nim i oddawała pasji gotowania. Wychodzenie do ludzi sprawiało, że wpadała w panikę. To głównie zaważyło na stosunkach z córką. Izzy miała matce za złe, że nie towarzyszyła jej w najważniejszych momentach życia. Dopiero listy wymieniane z Jack’iem sprawiły, że dostrzegła problem i postanowiła coś z nim zrobić. Wiedziała, że terapia i przełamywanie lęku krok po kroku pomogą. Jack natomiast zrobić bilans zysków oraz strat w swoim życiu. Po drugim rozwodzie wpadł w ramiona kobiety, która „była po sąsiedzku”. Czuje jednak, że to nie jest to i prawie natychmiast porzuca ją dla kobiety idealnej. I znów robi rozrachunek z samym sobą. I już wie, że nadal jest coś nie tak, że mu czegoś w życiu brakuje. W końcu budzi się z letargu i zmienia swoje życie.

Brakowało mi czegoś w tej powieści – Paryża. Tytuł oraz piękna okładka sugerują, że główni bohaterowie wreszcie tam się spotkają, że Paryż jest dla nich jedyną nadzieją. Nadzieją na zmianę. Niestety Paryż dość szybko rozmywa się jak londyńska mgła i pozostaje tylko marzeniem. Miejscem, gdzie w końcu mogłoby dojść do spotkania. Ale czy do niego dojdzie? O tym musisz przeczytać już sama. Nie mogę zdradzić zakończenia. Które notabene bardzo mnie zaskoczyło.

„Cała nadzieja w Paryżu” to dobra powieść o tęsknocie, stracie, bólu, miłości oraz samotności. To także świetna historia przyjaźni, którą dzielą tysiące kilometrów, a którą łączy pasja gotowania. Polecam!!!

Pozdrawiam,
Archer

P.S.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Feeria.

środa, 1 października 2014

#316

OGŁOSZENIE 

Moi Drodzy, dostałam mejla od Gabrysi Gargaś z prośbą o podzielenie się informacją, więc się dzielę. Jeśli możecie przekazujcie dalej im więcej osób zakupi antologię tym lepiej.

Dzisiaj (01.10.2014) jest premiera antologii "Każdego dnia"





Cel jest szczytny a im więcej egzemplarzy książek sprzedamy, tym więcej pieniążków zostanie przekazanych Fundacji Marka Kamińskiego, która wspiera chore i nieuleczalne dzieci.Link do fundacji tutaj.

Książka w sprzedaży na stronie wydawnictwa, tutaj.

Od 8.10 w sprzedaży w empiku

O sprzedaży w kolejnych księgarniach będę informowała na bieżąco.

Pozdrawiam
Gabriela Gargaś

czwartek, 25 września 2014

#315



Droga Tachykardio!

Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo się cieszę, że wpadłam w ciąg czytelniczy. Czytam jedną książkę, kończę i zabieram się za następną. Łaknę słowa pisanego. A ostatnio najbardziej lubię czytać książki o książkach. Tak, wiem, to takie małe zboczenie. Można chyba nawet powiedzieć, zawodowe.

Jack i Wendy to bohaterowie książki którą dopiero co skończyłam czytać „Księgarenka w Big Stone Gap”. Pewnego dnia porzucają Oni swoje dotychczasowe życie oraz pracę – Wendy w korporacji, Jack posadę na jednym z uniwersytetów i kupują dom w małej miejscowości z zamiarem otwarcia w nim księgarni. Mieszkańcy Big Stone Gap maleńkiej miejscowości w Appallachach zareagowali zdziwieniem, kiedy dowiedzieli się co mają zamiar zrobić nasi bohaterowie, i zgodnie twierdzili, że obydwoje zwariowali. Jednak Jack i Wendy nie zrazili się, mimo iż wiedzieli, że własna księgarnia w takim mieście jak Big Stone Gap to nie przelewki. Podjęli ryzyko.Czy im się udało musisz przeczytać sama.

To nie jest typowa powieść obyczajowa. Ta historia wydarzyła się naprawdę. Jack i Wendy osiedlili się małej miejscowości w Wirginii, i oprócz tego, że chcieli otworzyć swoją księgarnię, to pragnęli także prawdziwie zżyć się z tamtejszą społecznością. Pragnęli by księgarnia stała się miejscem spotkań mieszkańców. Miejscem gdzie nie tylko można kupić książki, ale także miejscem gdzie można porozmawiać, wyżalić się i znaleźć odrobinę pocieszenia i spokoju.

Podczas czytania można odnieść wrażenie, że księgarz to nie tylko sprzedawca książek ale także psychoterapeuta. Nie raz zdarzało się, że mieszkańcy przynoszący do Jack’a i Wendy książki po swoich bliskich zmarłych, zostawali w księgarni na dłużej i zwierzali się ze swoich problemów. Bo wiesz... jeśli zwierzać się komuś to najlepiej osobie całkowicie obcej, takiej która nie będzie oceniać i wydawać sądów, a jednocześnie jest świetnym słuchaczem.

Mimo iż książka nie ma wielu dialogów, opisy nie nużą. Wręcz przeciwnie. To właśnie opisy sprawiają, że historia wciąga. Poznajemy dzięki nim z jakimi problemami borykali się nasi bohaterowie na początku swojej działalności. Istotne jest to, że się nie poddali i konsekwentnie dążyli do celu. Bo ważne jest by ustalić sobie jakiś cel i kroczyć do niego małymi kroczkami. Nie poddawać się przeciwnościom losu, z problemami chwytać się za bary i walczyć. Bo sukces tak pysznie smakuje.

Książkę i zawartą w niej historię polecam nie tylko molom książkowym, którzy chcieliby otworzyć własną księgarnię, ale wszystkim marzycielom. Bo historia Jack’a i Wendy udowadnia, że należy spełniać swoje marzenia. Książka idealnie łączy się z dobrą kawą. Polecam!

Pozdrawiam

Archer