wtorek, 26 lutego 2019

#512 Tam gdzie jesteś



Współczesna polska literatura obyczajowa jest jedną z moich ulubionych. Ale to przecież wiecie bardzo dobrze, bo dość sporo na blogu moich opinii. Przyznam, że po książkę „Tam gdzie jesteś” Tomasza Betchera, sięgnęłam po troszku w ciemno. Zachwyciłam się okładką oraz rekomendacją napisaną przez mojego ulubionego Autora Janusza Leona Wiśniewskiego. Nie wiedziałam czego się można po tej książce spodziewać. Czy mnie zachwyci czy może rozczaruje? Czy cisnę ją w kąt czy może będę polecać innym znajomym? Biorąc pod uwagę fakt, że o książce wspominała Agnieszka Tatera (a jak niektórzy zauważyli ani razu nie zawiodłam się na książce przez nią polecanej) to nie było chyba innego wyjścia… książka musiała mi się spodobać. I tak też było. 

Niektórym może się wydawać, że jest to typowa historia o miłości. Owszem, tak może być. Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością. Ich ścieżki pewnego, nieoczekiwanego dnia przecinają się. Może to być zrządzenie losu, bądź przeznaczenie. Albo zwyczajny przypadek, że bezdomny mężczyzna jakim jest Adam włamał się do domku letniskowego Anny. To historia miłości, ale nie takiej pięknej prostej, szybkiej, od pierwszego wejrzenia. Raczej takiej gdzie zaufanie do drugiego człowieka buduje się stopniowo. Najpierw jest strach, chęć ucieczki, potem akceptacja i zaufanie. Tak to odebrałam ja, w momencie dotarcia do ostatniej strony. Wtedy wszystkie zawiłości i niedopowiedzenia zostały wyjaśnione. 

Kiedy poznajemy bohaterów, najwięcej dowiadujemy się o Annie. Że ma dorosłego syna, że odchodzi od męża tyrana i pracuje w banku. W miejscu, którego nie lubi. Wolałaby pracować w swoim zawodzie, być psychologiem. Stara się rozgryźć Adama. Jednak jej to zupełnie nie wychodzi. O samym Adamie na początku nie wiemy zbyt wiele. Jest bezdomnym, tuła się po Polsce, bo nie może nigdzie zagrzać dłużej miejsca. Autor celowo dawkuje nam informacje o nim. W końcu poznajemy prawdę. O tym jak wielka tragedia wydarzyła się w jego życiu. O tym, że była zapłonem do tego kim jest teraz. Nie jest już jednak sam, jest Anna, która pomaga mu stanąć na nogi. Ale bez jego chęci zmiany do niczego by nie doszło. 

W książce Autor przybliża czytelnikom problem osób bezdomnych. Tego jak społeczeństwo reaguje na osoby nie posiadające dachu nad głową. Nie owija w bawełnę, wali prosto z mostu. Uświadamia nam czytelnikom, że Ci ludzie, to też ludzie tacy sami jak my. Tylko w ich życiu mogła wydarzyć się tragedia, która sprawiła, że się poddali bez walki. A może to ich pokuta? Nigdy tak do końca nie znamy prawdy ani historii ludzi których mijamy na ulicy. 

„Tam gdzie jesteś” to historia o miłości, o dostawaniu od życia kolejnej szansy. Także o tym, że nie powinniśmy oceniać ludzi po wyglądzie ani po statusie majątkowym. Każdy ma swoją historię, którą przeżył, która go zaprowadziła do miejsca w którym się znajduje. 
Polecam.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa W.A.B.





sobota, 23 lutego 2019

#511 Kwiaciarka




Właśnie się zastanawiam co mną kierowało by sięgnąć po najnowszą książkę Anny Kasiuk p.t. „Kwiaciarka”? Chyba to, że nasza stała klientka, stwierdziła, że książka jej się nie podobała i nie doczytała jej do końca. Coś nie zaiskrzyło. Wtedy w mojej głowie pojawiła się lampka: przeczytaj!!! Wróciłam do domu, wrzuciłam książkę na półkę w legimi i zasiadłam z czytnikiem. 

Judyta wraz z przyjaciółką Małgosią, prowadzi na rynku w Przemyślu małą kwiaciarnię. Kwiaty to jej pasja. O ile w pracy idzie jej całkiem nieźle, to życiu prywatnym już nie do końca. Kobieta od ośmiu lat związana jest z Piotrem. Ich związek przechodzi poważny kryzys. Piotr coraz bardziej jej unika, a Ona uświadamia sobie, że ją zdradza. Na szczęście zawsze może liczyć na swoje przyjaciółki Oliwkę i Małgosię. Za ich namową kończy toksyczny związek. Nie przychodzi jej to jednak tak łatwo, ale w końcu pakuje Piotra i rozpoczyna nowe życie jako singielka. Wtedy na jej drodze staje Szymon, dawna miłość ze szkolnych lat. Ich spotkanie tak naprawdę nie jest przypadkowe. Szymon bowiem, mimo małżeństwa i wyprowadzki do Anglii, wciąż kocha Judytę. To dla niej powrócił do Przemyśla. Jednak powrót Szymona sprawia, że przeszłość od której tak bardzo chcieli się odciąć przypomina o sobie w postaci liścików z pogróżkami, które Judyta znajduje w listowniku. Czy Judyta wreszcie uwierzy w miłość? Jak bardzo pogróżki wpłyną na ich życie?

Kiedy zabierałam się za powieść, byłam przekonana, że oto przede mną historia miłosna na drodze której rzucono kłody pod nogi. Do pewnego momentu myślałam, że tak będzie. Jednak nastąpił niezapowiedziany zwrot akcji i przyznaję, że moje tętno przyspieszyło. Czytając miałam nieodparte wrażenie, że kiedyś już coś podobnego (nie to samo, co to to nie) czytałam. Anna Kasiuk podobnie jak w swoich powieściach Agnieszka Lingas – Łoniewska, do historii miłosnej dorzuciła półświatek przestępczy, który upomina się o swoje. Przeszłość, wcale nie taka chlubna, powróciła jak bumerang i uderzyła w bohaterów ze zdwojoną siłą. 

Powiem Wam, że główna bohaterka doprowadzała mnie swoim zachowaniem do szewskiej pasji. Nie wiem, może działo się tak dlatego, że Judyta była bardzo słaba psychicznie, co silniejsi wykorzystywali. Poza tym, mam wrażenie, że miała problemy z komunikacją. Nie potrafiła powiedzieć co ją gniecie, co jej przeszkadza i co czuje. Może było to wywołane stanami depresyjnymi, które miewała w przeszłości i ogólnie leczeniem psychologicznym. Nie wiem. Faktem jest, że mnie Judyta czasem wkurzała swoim zachowaniem. Denerwujące w niej było to, że mimo iż wiedziała, że związek z Piotrem nie ma przyszłości, nie miała dość siły by go zostawić. Dopiero niekończące się rozmowy z Oliwką i Małgosią, zmobilizowały ją do ostatecznego kroku. Jak dla mnie, takiego typa jak Piotr wyrzuca się od razu. Jednak domyślam się, że po tylu latach było jej ciężko podjąć taką decyzję. Kiedy opisana w książce historia czy sami bohaterowie wkurzają to bardzo dobrze, znaczy to wtedy, że książka jest dobra.

Kiedy byłam w połowie okazało się, że „Kwiaciarka” to kontynuacja książki „Andromeda”. Przyznam, że poczułam się zawiedziona, bo nigdzie nie znalazłam informacji, że to druga część. Moim zdaniem, bez znajomości części pierwszej można czytać część drugą. Ale jedno wiem na pewno, w najbliższym czasie doczytam początek znajomości Szymona i Judyty. 

„Kwiaciarka” to powieść o przyjaźni, o tym, że stara miłość nie rdzewieje, o dawaniu drugiej szansy, o cierpieniu i bólu o utracie najbliższych. Od tej książki nie można się oderwać, a kiedy się już oderwiemy to niecierpliwie na nią spoglądamy gdyż ciekawość „co będzie dalej?” bierze górę. Gorąco polecam

środa, 20 lutego 2019

#510 W malinowym chruśniaku






To już moje trzecie spotkanie z twórczością Haliny Kowalczuk. Jej powieści mają w sobie to coś, co sprawia, że czyta się je z ogromną przyjemnością. Tym razem opowiem Wam o ostatniej książce Autorki czyli „Dom w malinowym chruśniaku”.

Alicja tuż przed startem w dorosłe życie, traci swoją wielką miłość Michała. Zostaje sama z małym dzieckiem. Na szczęście może liczyć na swoją matkę oraz babkę. Dzięki nim udaje jej się ukończyć studia prawnicze i rozpocząć karierę adwokacką. Pewnego dnia jej przyjaciółka namawia ją na zakup domu w malowniczej Malinówce, niedaleko Krakowa. Przeprowadza się tam z Warszawy. Jednak jej szczęście nie trwa zbyt długo. Jej córka Gabriela ma poważny wypadek samochodowy. Wtedy to też, zakopana przeszłość daje o sobie znać. Znów na jej drodze staje Michał oraz jego rodzice. Czy zapomniane uczucie wybuchnie ze zdwojoną siłą? Czy Alicja będzie w stanie wybaczyć Michałowi i jego rodzicom przewinienia z dawnych lat? 

Autorce trzeba przyznać jedno - potrafi czarować i malować słowem. Samo miejsce do którego przeprowadziła się Alicja jest opisane… bardzo obrazowo. Czytelnik, ma ochotę wsiąść w samochód i pojechać do Malinówki, by podziwiać widoki roztaczające się z okien domu Alicji. Podobnie przy opisywaniu drogi oraz miejsca w którym znajduje się klinika Michała w Szwajcarii zachwyca swoim opisem. 

Plusem powieści które wychodzą spod pióra Haliny Kowalczuk na pewno jest to, że wplata w nie legendy. W tej książce jest dokładnie tak samo. Króluje w niej przede wszystkim legenda o niedźwiedzicy, która pomaga zagrożonym kobietom. I tak właśnie niedźwiedzica Mila, ratuje Alicję – jak i przed czym doczytajcie sami. 

W całej książce była tylko jedna jedyna rzecz, która tak bardzo mnie uwierała, że miałam ochotę wyrzucić książkę przez okno. Było to zdrobnienie imienia głównej bohaterki. Wiem, że Ala (oraz jego odmiany) to zdrobnienie imienia Alicja. Jednak nie to było użyte przez Autorkę. Bohaterka była nazywana: Ali. Zupełnie mi to nie pasowało, w szczególności, że miałam do czynienia z dorosłą kobietą i dodatkowo nie pasowało do odmiany tego zdrobnienia. 

Jeśli poszukujecie książki magicznej, z pięknymi opisami przyrody, miejskimi legendami czy też nutką dreszczyku, to „Dom w malinowym chruśniaku” nadaje się do tego idealnie. Idę sprawdzić, czy na półce nie mam jeszcze innych książek Autorki. Polecam

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości serwisu granice.pl




sobota, 16 lutego 2019

#509 Życie na zamówienie



Droga Tachykardio!

Jak już zauważyłaś sięgam coraz częściej po książki naszych rodzimych Autorów czy też Autorek. To wcale nie uwłacza Autorom zagranicznym, jednemu jak wiesz jestem wierna i jest to Musso. Jednak nie o tym chciałam pisać. Do długiej listy ulubionych Autorek dołączyła właśnie Karolina Wilczyńska. Mam już za sobą kilka książek tej Autorki, ale chcę ci opowiedzieć o tej którą niedawno przeczytałam. A jest to „Życie na zamówienie czyli espresso z cukrem.”

Miłka na co dzień pracuje w pensjonacie swoich rodziców w Busku Zdroju. Ogólnie wiedzie spokojne życie, dyktowane rytmem pracy i przyjazdami kuracjuszy. Niestety pewnego dnia, ukochana babcia trafia do szpitala. Przed swoją śmiercią wyjawia Miłce skrywany od wielu lat sekret. Wyjawienie go, całkowicie zmienia życie dziewczyny. Miłka, pakuje wszystkie swoje rzeczy i postanawia wyjechać do Kielc, by tam rozpocząć całkiem nowe życie. Dosłownie od zera, bez najbliższych, bez pracy i bez dachu nad głową. Przez zupełny przypadek trafia w progi małej „Kawiarni za rogiem” gdzie udaje jej się dostać pracę. Czy uda jej się tam dłużej zatrzymać? Kim jest jej prześladowca? Czy uwolni się od niego sama czy z pomocą? I czy szef, okaże się rycerzem na białym koniu?

Kiedy zabierałam się za powieść, wiedziałam, że nie dostanę przesłodzonej opowieści, tak jakby mógł sugerować tytuł czy też okładka. Poza tym, espresso z cukrem to mimo wszystko mocna dawka kofeiny i co z tego że z cukrem? Życie jest jak ta kawa, o czym przekonała się na własnej skórze główna bohaterka powieści.

Czytelnik biorąc do ręki powieść Karoliny Wilczyńskiej może być nastawiony na lekką lekturę. Jednak, jeśli już kiedyś czytał inne powieści Autorki, to wie, że Karolina w swoich książkach nie boi się poruszać trudnych tematów. Robi to z taką gracją i zupełnie nie nachalnie, że każdy będzie zadowolony. I tak na przykład został poruszony temat braku akceptacji swojego wyglądu. Miłka nie należy do grupy modelek z Victoria’s Secret. Traci wiarę we własne piękno, kiedy na każdym prawie kroku słyszy niewybredne żarty na swój temat. A przecież każdy z nas jest piękny, piękno nosimy w sobie. Jednocześnie pojawia się temat stalkingu. Widzimy i czujemy strach ofiary i jej bezradność wobec oprawcy. 

Wspominałam, że przed śmiercią babcia wyjawiła Miłce tajemnice. Niestety do samego końca nie dowiadujemy się co też usłyszała główna bohaterka. I nie wiemy dlaczego odcięła się od swojej rodziny. Owszem, możemy się domyślać, ale przecież nie mamy pewności czy to o czym myślimy to prawda. 

Dlatego z niecierpliwością oczekuję kontynuacji by dowiedzieć się co u Miłki? Czy uwolni się od prześladowcy i znajdzie miłość?

Polecam bez dwóch zdań
Archer

czwartek, 14 lutego 2019

#508 Martwe dusze



Znów wróciłam do nadmorskiego miasteczka, w którym spokoju pilnuje młodszy aspirant Krzysztof Bugaj i jego kumple z komisariatu. Tym razem było mniej drastycznie niż w części pierwszej. Chodźcie posłuchać co myślę o książce „Martwe dusze” Darii Orlicz. 

Kiedy kończą się wakacje, miasteczko popada w letarg. Turyści wracają do domów i znów jest spokojnie. Do czasu, bo przecież wszystko co piękne szybko się kończy. W wypadku ginie kobieta. W trakcie śledztwa okazuje się, że nie był to przypadek. Ktoś umyślnie spowodował jej śmierć. Wychodzi także na jaw, że miała większą ilość wrogów aniżeli przyjaciół. Ktoś ewidentnie życzył jej śmierci. Jak zakończy się śledztwo? Czy Krzysztof będzie potrafił powstrzymać się przed kolejnymi skokami w bok?

„Martwe dusze” to kontynuacja wielu wątków rozpoczętych w pierwszej części jaką jest „Diabelski młyn”. I powiem szczerze, że jak dla mnie jest mniej brutalna aniżeli pierwsza część. Od tej nie potrafiłam się oderwać, a jak wiecie pierwszą musiałam odkładać na bok by zaczerpnąć tchu. 

Plusem tej powieści jest tło społeczne. Autorka wraz z czytelnikiem nie tylko skupia się na rozwiązaniu zagadki morderstwa, ale także na życiu mieszkańców. I znów razem z Bugajem wikłamy się w kolejne romanse. Serio? Czasem się zastanawiam czy on nie może żadnej przepuścić? Przyznaję, że tym swoim zachowaniem zaczyna mnie wkurzać. Powinien zdecydowanie zapisać się na jakąś terapię. Czy on musi być aż tak uzależniony od seksu? Dodatkowym smaczkiem jest tajemnicza postać byłego księdza i jego spotkania z wiernymi w starej stodole. Czy to on zabił ? Nie powiem. Darii Orlicz tak pięknie lawirowała pomiędzy podejrzanymi, że do prawie samego końca czytelnik nie wie kto zabił i dlaczego? 

Zakończenie książki wcisnęło mnie w fotel. Serio, tego co tam się wydarzyło się nie spodziewałam. Autorka niezły los zgotowała głównemu bohaterowi. Ale przyznaję, że… chyba sobie zasłużył. Czekam zatem na kontynuację. Oczywiście jeśli będzie. To znaczy powinna, bo historia nie mogła się tak skończyć.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Collins Polska


wtorek, 12 lutego 2019

#507 Nasze własne piekło. Przedpremierowo




Miewacie coś takiego jak kac książkowy? Bo ja mam, od czasu do czasu. Nie zawsze, ale bywa. U mnie objawia się to tym, że kiedy kończę dobrą książkę, czyli taką która mną wstrząśnie, miotam się, i nie mam pojęcia co czytać dalej. Bo wiem, że historia dopiero co zakończona jeszcze będzie we mnie żyć, i to za co się wezmę nie zachwyci mnie tak jak to co dopiero przeczytałam. I tak właśnie mam po skończeniu najnowszej książki Natalii Nowak-Lewandowskiej „Nasze własne piekło”. To ta książka sprawiła, że nie wiem co z sobą zrobić, bo wciąż siedzi mi pod skórą.

W tym miejscu mogłabym Wam opowiedzieć fabułę, czyli mniej więcej o czym ta książka jest. Jak przeprowadzona jest akcja, co się dzieje i dlaczego. Jakie są skutki wyborów bohaterów. 
Ale, chyba po raz pierwszy doszłam do wniosku, że tego nie zrobię. Bowiem każdy może wejść sobie na dowolny portal i dowiedzieć się z czym to się je. Powiem Wam, że okładka, jest dość myląca. I myślę, że gdybym miała sugerować się okładką, to nigdy w życiu bym po tę książkę nie sięgnęła. A dlaczego ją przeczytałam? Przede wszystkim z ciekawości.

Tak naprawdę to czytałam (jak na razie) tylko dwie książki Natalii. I powiem Wam, że między debiutem „Pozorność” a najnowszą powieścią jest tak wielka przepaść, że... Tak, Natalia dojrzała. Jej książki ewaluowały. Stały się inne. Owszem nadal nie jest słodko pierdząco. 
Ale Autorka taka właśnie jest. Ona nie owija w bawełnę i nie cacka się z czytelnikiem. Wali od razu między oczy. I to jest świetne. Bo czytelnik na początku swojej przygody z najnowszą książką, spodziewa się przesłodzonego romansu bad boy z ułożoną kobietą. I kiedy rzeczywiście gdzieś tam pod kopułą czai się myśl „ale to słodkie” Ona wali obuchem w łeb. Nie tylko czytelnika. Zapewnia rollercoaster bohaterom. Ta książka łudząco przypomina książki Lingas - Łoniewskiej. Ale tylko przypomina. To zmyłka jest. Natalia z głównej bohaterki nie zrobiła grzecznej dziewczynki. Nie no dobrze, na początku tak jest, ale potem Nina zmienia się pod wpływem Artura. Staje się bardziej bojownicza, pyskata i... pewna siebie. Poza tym, pokazuje jak bardzo niespełnione ambicje rodziców zmieniają dzieci. Jak bardzo, staramy się ich zadowolić. Czasem kosztem naszego własnego życia czy też szczęścia. 

„Nasze własne piekło” to historia o miłości, która – jak mogą niektórzy twierdzić – nie miała prawa się wydarzyć. I teraz nasuwa się pytanie: dlaczego? Czy mężczyzna jakim jest Artur nie może porzucić swojego dotychczasowego życia i założyć rodzinę? Czy taka kobieta jaką jest Nina nie może w końcu przeciwstawić się matce i zawalczyć o swoje? Oczywiście, że tak. 
Po stokroć tak. Owszem Nina może irytować, drażnić swoim zachowaniem, podporządkowaniem despotycznej matce. Ale jeśli dobrze się rozejrzymy, wokół nas są takie kobiety. Poza tym nie zapominajmy, że Matka Niny miała niespełnione muzyczne ambicje i przez wypadek w przeszłości nie mogła grać na skrzypcach. Dodatkowo nie potrafiła obdarzyć córki należytym uczuciem i ciepłem matczynej miłości. 

Przyznaję, że książkę czytałam na bezdechu. Bo emocje zawarte w historii zawładnęły mną tak bardzo, że kiedy przeczytałam ostatnie zdanie i napis „KONIEC” zaczęłam się zastanawiać, czy to jakiś żart? Chodzi mi o to, że… ja chcę więcej. Dużo więcej. Zakończenie jest jak dla mnie otwarte. Może gdyby pomęczyć Natalię to byłaby kontynuacja. Co ty na to Autorko?

Chyba dawno, nie rozpisałam się tak bardzo o książce. 

Podsumowując. Jeśli poszukujecie świetnej książki, która Was wymieli emocjonalnie, wzruszy i tak bardzo zaskoczy, to najnowsza książka Natalii Nowak – Lewandowskiej taka właśnie jest. To nie tylko historia o miłości. To także opowieść o wyborach, pokonywaniu słabości i walce o swoje szczęście. Polecam

niedziela, 10 lutego 2019

#506 Pochyłe niebo. Ćma




Po książki Ewy Cielesz sięgnęłam chyba trzy lata temu. Przyznaję, że miałam małe obawy, ale zniknęły one tuż po przeczytaniu pierwszej i kolejnych książek Autorki. Co o nich sądzę, już wiecie bo ich opinie pojawiały się na blogu. Tym razem, postaram się opowiedzieć Wam o najnowszym literackim dziecku Autorki „Pochyłe niebo. Ćma.” To pierwsza część trzytomowej serii. 

Anita ma siedemnaście lat, mieszka wraz z matką i babką. Ma starszą siostrę, która już dawno temu wyprowadziła się z domu. Pewnego dnia, dziewczyna odkrywa, że jest w ciąży. Kiedy wyznaje prawdę matce, ta wyrzuca ją z domu. Anita pakuje swoje rzeczy i wyjeżdża do Wrocławia. Tam znajduje kąt u ciotki. Siostra matki pomaga jej jak tylko może. Dziewczyna by zarobić na swoje utrzymanie zatrudnia się przy opiece nad starszą panią. Kobieta mieszka w słynnym wrocławskim trójkącie bermudzkim. Anita poznaje tam młodych ludzi, którzy mieszkają razem „na kwadracie” i nie należą do tych układnych i grzecznych. Tam spotyka Wilka, którym jest zafascynowana. Jak potoczą się jej losy? Nie zdradzę. Czy wybierze ustawionego, na wysokim stanowisku mężczyznę, za którego na siłę stara się wydać jej ciotka? A może na jej drodze stanie ktoś zupełnie inny? Ktoś kto zaopiekuje się Anitą oraz jej córeczką?

Powiem Wam, że książka mną… wstrząsnęła. Tak… pozytywnie. Anita mimo tego, że matka wyrzuciła ją z domu (która matka robi coś takiego własnemu dziecku?), nie poddaje się i szuka swojego miejsca na ziemi. Jednak nie jest sama. Musi myśleć o swoim dziecku. Musi walczyć o siebie i córeczkę. 

Cała opowieść rozgrywa się w szarych czasach lat 70 i 80tych. W czasach w których tylko nielicznych było stać na zakupy w kolorowych Pewexach, gdzie głównie płacono dolarami. Sama taki Pewex w moim mieście pamiętam. Pamiętam lalki Barbie, które były wystawione na półkach. I ten ból w oczach dziecka, że nie dostanie ukochanej i upragnionej zabawki. W czasach, w których wprowadzono stan wojenny, a na ulicach można było spotkać czołgi. Czasach Solidarności, Zomo, kartek na żywność i długich kolejek. 

Chylę czoła przed Autorką. Język jakim jest napisana powieść zdecydowanie jest poetycki. Bardzo obrazowy. Czytając widziałam wszystko przed swoimi oczami. Widziałam podróż Anity do Ciotki, ulice Wrocławia pełne czołgów i walczących ludzi. 

Przez całą powieść trzymałam kciuki i podziwiałam bohaterkę. Bo jej nie można nie podziwiać. Mimo tego co przeżyła, nie poddawała się. Walczyła. Nie z wszystkimi jej wyborami się zgadzałam, ale to Ona podejmowała decyzje… tylko czy liczyła się z ich konsekwencjami?

Z niecierpliwością oczekuję kolejnej części by towarzyszyć Anicie w podróży, w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. 

Pani Ewo, jest Pani niesamowitą malarką słów i emocji.