czwartek, 26 kwietnia 2012

#194


 
Drogi Piotrusiu Panie!

Kryminały to jest to co tygryski lubią najbardziej. Ty to wiesz i ja to wiem. Ostatnimi czasy polecałam Ci amerykańskie kryminały. Nie wiem czy wiesz, ale lubię także tego typu lekturę z rodzimego podwórka. Bo przecież nasi Polscy Autorzy też świetnie piszą, a poza tym trzeba szerzyć czytanie polskiej literatury.

Prawdę mówiąc to nie jestem do końca przekonana czy czas kiedy czytałam tę książkę był dobrym czasem. Nie mam na myśli dni spędzonych na czytaniu, tylko tego co działo się w moim mieście, gdy zagłębiałam się w lekturze. No ale kiedy powiedziało się „A” trzeba powiedzieć „B”. Nie lubię zaczynać czegoś a potem tego nie kończyć. Wyłączyłam swoją wyobraźnię, przełączyłam się w tryb „nadprogramowego nie myślenia” o innych rzeczach niż o książce i… mogłam spokojnie delektować się czwartą książką Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, którą dane mi było przeczytać. Mam na myśli książkę „6(szósty)”.

Śląska Grupa Śledcza dowodzona przez Marcina Langera prowadzi śledztwo seryjnego gwałciciela zabójcy, który porywa i szóstego dnia zabija zielonookie blondynki. Pewnego dnia Marcin prosi o pomoc Alicję Szymczak – psycholog profilerkę – do pomocy w śledztwie. Nie wie, że tak naprawdę spotkali się sześć lat wcześniej i to los połączył ich drogi. Razem muszą ustalić kto jest zabójcą. W międzyczasie rodzi się między nimi nić porozumienia, która została „utkana” przez „siły nadprzyrodzone”. Marcin, Alicja oraz pozostali członkowie ŚGŚ muszą jak najszybciej znaleźć mordercę by nie doszło do kolejnego morderstwa. Nie wiedzą, że „Szósty” jest bliżej niż im się wydaje.

Do tej książki podchodziłam parokrotnie. Za każdym razem powtarzałam: „Spoko, masz jeszcze czas, lepiej zajmij się priorytetami”. I tak odkładałam, odkładałam, odkładałam czytanie. Aż w końcu zaparłam się w sobie i… przeczytałam. I nie żałuję ani jednej minuty spędzonej z książką.

Wielkim plusem powieści jest to, że akcja została umiejscowiona na Górnym Śląsku czyli w miejscu gdzie mieszkam. Wrażenie czytania o swoich rejonach było bardzo interesujące. Jednak zaskakujący był fakt skąd autorka ma tyle informacji o Śląsku? O pracy policji? Myślę, że kiedyś Ją o to zapytam.

A wracając do książki. Muszę przyznać, że akcja jest wciągająca. Całe śledztwo prowadzone przez ŚGŚ jest bardzo dokładne. Czasem miałam wrażenie jakbym sama trafiła do wojewódzkiej i razem z policjantami rozwiązywałabym śledztwo. Historia jest płynnie przeplatana wątkiem miłosnym głównych bohaterów. Bo przecież to jest całkiem zrozumiałe w książkach Agnieszki. Ale ty tego niestety nie wiesz, bo nie czytałeś „Zakrętów losu”, ani „Bez przebaczenia”.

Musisz koniecznie przeczytać „Szóstego”. I nie mówię tego tylko dlatego, że bardzo lubię Autorkę i znam ją osobiście. Agnieszka pisze świetnym językiem. Książki wciągają od pierwszej litery i zanim się obejrzysz okazuje się, że świta a ty dobrnąłeś do ostatniej kropki. To co przekonałam Cię?

Pozdrawiam
Archer

P.S.
A! Nie powiedziałam Ci jeszcze najważniejszego. Nie zapomnij oddychać podczas czytania tej książki. Ja przez większą część czasu wstrzymywałam oddech.


P.S.2
Tak wiem, że jest inna okładka książki aniżeli ta którą prezentowałam jakiś czas temu. To jest pierwsze wydanie tej powieści.

sobota, 21 kwietnia 2012

#192

 
Droga Tachykardio!

Tak wiem znów piszę do Ciebie. Ale to nie moja wina, że znów chciałabym Ci opowiedzieć o książce która wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Tak naprawdę to za tę książkę miałam się zabrać dopiero podczas długiego weekendu majowego. Wiesz, lektura lekka, łatwa i przyjemna na wolny tydzień. Jednak trochę mi się plany pokrzyżowały i zaczęłam szybciej niż planowałam. No i w sumie dobrze się stało, bo połknęłam ją w niecałe trzy dni, gdzie chodziłam do pracy i spałam w nocy. Więc jak na mnie całkiem nieźle. Chociaż prędzej powiem, że książka wciąga od pierwszych słów. No ale dobra od początku.

Jakiś czas temu wpadła mi w oko informacja, że Katherine Heighl zagrała w nowym filmie pt.: „Jak upolować faceta.” Pogrzebałam tu i ówdzie i się okazało, że to film na podstawie książki pod tym samym tytułem. Więc skoro nakręcili film, to książka musi być niezła.

Główną bohaterką książki „Jak upolować faceta. Po pierwsze dla pieniędzy” Janet Evanovich jest Stephanie Plum. Plum – jak śliwka. Pewnego dnia zostaje zwolniona, windykator zajmuje jej samochód więc postanawia coś zrobić. No bo przecież trzeba za coś żyć i mieć pieniądze na czynsz. Przypadkiem jej matka podpowiada, że kuzyn Vinnie poszukuje kogoś do archiwizacji. No cóż, nie jest to może marzenie Stephanie, wklepywanie danych do programu komputerowego, ale przecież żadna praca nie hańbi prawda? Niestety w ostateczności okazuje się, że posada została objęta. Dopuszczając się małego szantażu, wymusza na kuzynie pracę jako… łowca nagród. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że Stephanie nie zna się na tym zupełnie. Nie wie jak posługiwać się bronią a co dopiero z niej strzelać. Pierwszym zleceniem jakie otrzymuje to doprowadzenie na policję Joe Morelli’ego. Grzebiąc głęboko w pamięci, okazuje się, że Morelli wykorzystał Plum w liceum na podłodze w cukierni, w której pracowała. No ale cóż, przecież to nic osobistego, prawda? Przecież, to wydarzyło się prawie piętnaście lat temu, więc… czy można jeszcze chować urazę?

Przyznaję, że na początku bardziej obstawiałam, że będzie to coś w stylu poradnika. No wiesz, zrób to, nie rób tamtego.  A tu proszę… kryminał i to z całkiem niezłą akcją. Autorka stworzyła bardzo sympatyczną postać Stephanie Plum. Nie jest to typowa łowczyni nagród, która potrafi strzelać, bez problemu zakładać przestępcy kajdanki czy też bronić się w razie ataku. „Śliweczka” jest nierozgarnięta, zawsze uśmiechnięta, a przede wszystkim ma niesamowicie  cięty język. Niestety te wszystkie cechy sprawiają, że co rusz popada w tarapaty.

Wiesz co jest najlepsze w tym wszystkim? Jest to pierwsza część z serii opowiadająca o przygodach „Śliweczki”. Nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów została wydana już druga część „Po drugie dla pieniędzy” (która cierpliwie czeka na przeczytanie), a z tego co wyczytałam na stronie Wydawnictwa, trzecia część „Po trzecie dla zasady” ma trafić do księgarń już w maju.  Normalnie nie mogę się już doczekać. Dawno nie czytałam książki, która podczas czytania wywoływała we mnie tyle wybuchów śmiechu. Ach! Zapomniałabym!!! Na szczególną uwagę zasługuje postać Babci Mazurowej(czy nie zauważyłaś w tym polskiego akcentu?). Dlaczego? Nie mogę zdradzić, ale szepnę w sekrecie, że starsza pani ma niesamowite poczucie humoru. Teraz już wiem po kim Stephanie odziedziczyła cięty język.

Tachykardio, nie zwlekaj, pędź do księgarni (bądź też biblioteki) i koniecznie przeczytaj powieść Janet Evanovich. Nie schodzący z twarzy uśmiech gwarantowany.

Pozdrawiam serdecznie
Archer

P.S.
Obejrzałam film z Heighl. Nie jest zły, można się pośmiać, ale... książka milion razy lepsza


czwartek, 19 kwietnia 2012

#191

Jak wszyscy dobrze wiemy, niebawem najwspanialsze Święto w całym roku: Światowy Dzień Książki. Wiele bibliotek, księgarń organizuje w tym czasie różne promocje, imprezy, spotkania z Autorami. Między innymi księgarnia Matras zaprasza swoich klientów do korzystania ze świątecznego i wspaniałego rabatu. Przyznaję się bez bicia, że mam wielką ochotę skorzystać z tej promocji. Myślę, że warto.



wtorek, 17 kwietnia 2012

#190

Powiem tak, z niecierpliwością oczekuję najnowszej powieści Zafona "Więzień nieba". Przyznam, że jest niewiele pozycji czytelniczych na które czekam z wypiekami na policzkach. Do takich nowości na pewno mogę zaliczyć właśnie książkę Zafona i najnowsze pozycje mojej Ukochanej Autorki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Na szczęście książka Zafona ma swoją premierę już w czwartek natomiast jak mi wiewiórki doniosły, najnowsza pozycja Agnieszki powinna ukazać się już w maju. Ale jak będzie czas pokaże.

Dla niecierpliwych fragment książki "Więzień nieba"


Chciałabym jeszcze zaprosić do konkursu organizowanego przez Księgarnię Matras

No i chciałam jeszcze przypomnieć o tym, że zbliża się Światowy Dzień Książki 23.04.2012, ale o tym molom książkowym nie trzeba przypominać.

czwartek, 12 kwietnia 2012

#190

Droga Tachykardio!

Nie wiem czy kiedyś wspominałam Ci, że od dawna marzy mi się wyjazd i zwiedzanie Hiszpanii. To jedno z moich małych i szalonych pomysłów. Wiesz, wsiąść w samochód, zapakować najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyć na podbój Hiszpanii. Zawsze chciałam poznać Hiszpanów, ich obyczaje, zasmakować ichniejszej kuchni oraz posłuchać jak pięknie mówią w swoim języku. Bo musisz przyznać, że język hiszpański jest niezwykle śpiewny. Niestety jak na razie moje marzenia muszą trochę poczekać. Jednak nie rezygnuję z nich. A na zaostrzenie apetytu o pięknym Półwyspie Iberyjskim postanowiłam poczytać książkę „U mnie zawsze świeci słońce” Victorii Twead. Chcesz posłuchać?

Victoria Twead wraz z mężem Joe mieszka w szarej, ponurej Anglii. Pewnego dnia, podczas oglądania prognozy pogody – zapowiadającej nomen omen deszcze i chłody – postanawia porzucić swoje dotychczasowe życie w Sussex i przenieść się do pięknej, ciepłej i malowniczej Hiszpanii. Pomysł, całkiem niezły do zrealizowania. Jednak jak wiadomo zawsze znajdzie się jakieś za i jakieś przeciw. Victoria ma dość solidne argumenty do przekonania męża żeby się przeprowadzić do Hiszpanii: słoneczna pogoda, tanie domy, życie na wsi, tania benzyna (w sumie patrząc na ceny naszych paliw i pogodę za oknem sama bym się przeniosła do słonecznej Hiszpanii) cudowne hiszpańskie jedzenie itp. itd. Na wszystkie „za” mąż Joe miał swoje „przeciw”: nieznajomość hiszpańskiego. Po długich debatach w końcu dochodzą do konsensusu i… stawiają na plan pięcioletni. Postanawiają kupić dom w małym andaluzyjskim miasteczku, wyremontować go i jeśli po pięciu latach będą chcieli wrócić do Anglii zrobią to, jeśli nie… zostaną na stałe w Hiszpanii. Czy uda im się znaleźć odpowiedni dom? Czy zadomowią się i zaprzyjaźnią z mieszkańcami miasteczka? O tym musisz przeczytać sama.

Przyznaję, że dałam się porwać czarowi małego, hiszpańskiego miasteczka w Andaluzji. Czułam na sobie powiew ciepłego wiatru i promienie słońca. Razem z Vicky i Joe’m zaprzyjaźniałam się z mieszkańcami, zajęłam się hodowlą kur, zajadałam się pysznymi hiszpańskimi potrawami. A co najważniejsze wypoczywałam w hiszpańskim słońcu.

Historia opowiadana przez Victorię jest niesamowita. Autorka ma wielki dar narracji, który sprawia, że nie można się oderwać od historii na hiszpańskiej prowincji. Każda strona jest pełna słońca, przepisów prosto z hiszpańskiej kuchni, a mieszkańcy El Hoyo potrafią w sobie rozkochać każdego. No nie oszukujmy się Hiszpanie należą do bardzo otwartych. Vicktoria z niebywałem poczuciem humoru opowiada anegdoty z życia mieszkańców El Hoyo oraz historie ich życia: chociażby wielkie przygotowania do fiesty, którą świętuje się kilka dni. Przecież w Hiszpanii, miasteczka zaczynają tętnić życiem dopiero po zmroku.

Dzięki książce „U mnie zawsze świeci słońce” mam jeszcze większą ochotę, porzucić dotychczasowe życie i przenieść się do miejsca gdzie piękne słońce świeci przez większą część roku. Gdzie ludzie są bardziej otwarci na innych. Gdzie pyszne wino leje się litrami a potrawy sprawiają, że ślinka cieknie na ich samą myśl.

Tachykardio chcę pojechać do Andaluzji i podziwiać te widoki, które widzieli Joe i Victoria. Chcę zasmakować się w hiszpańskiej kuchni. Pojedziesz ze mną, prawda?

Pozdrawiam z deszczowych Gliwic
Archer

P.S.
Książka zawiera przepisy, które mogą chociaż troszkę przybliżyć hiszpański klimat.

P.S.2.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Pascal

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

#189

Drogi M.!

Jak już zdążyłeś zauważyć znów lubuję się w kryminałach. I jak zapewne się domyślasz to będzie kolejna książka którą chcę Ci polecić. Wiem, że do kobiet ten typ literatury nie podobny, ale ja zawsze różniłam się od innych. Ale przecież już o tym rozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że nie lubimy stereotypów. Dlatego usiądź wygodnie i posłuchaj o kolejnej powieści Alex Kavy „Śmiertelne napięcie”.

Po przeczytaniu dwóch wcześniejszych powieści tej Autorki wiedziałam, że na tych dwóch się nie skończy. Od tej chwili Kava trafia na listę moich ulubionych autorek. „Śmiertelne napięcie” to jej najnowsza powieść.

Tym razem Maggie O’Dell trafia znów do Nebraski. Ma za zadanie dowiedzieć się dlaczego ktoś zabija bydło. Jednak tak naprawdę to nie śmierć zwierząt będzie zaprzątać myśli i czas Maggie. Otóż w pobliżu odnalezienia zwłok zwierząt, policja stanowa odnajduje ciała młodych ludzi. Ciała miały wyraźne obrażenia wskazujące na silne porażenie prądem. Osoby które przeżyły zostały ciężko ranne. Podczas śledztwa wyszło na jaw kilka tajemnic z tego wieczora. O’Dell postanawia dowiedzieć się co się wydarzyło tej nocy i zrozumieć, dlaczego młodzi ludzie nie wyjawiają prawdy. W tym samym czasie kiedy Maggie stara się rozwikłać zagadkę, Benjamin Platt specjalista od chorób zakaźnych, musi rozwiązać tajemnicę masowych zatruć w szkołach w Waszyngtonie i Wiginii. Na pierwszy rzut oka obie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego. Dopiero szczegółowe śledztwo odkryje tajemnice, które mogą być groźne dla ludności nie tylko USA ale także całego świata. Czy uda im się zatrzymać tych którzy krzywdzą niewinnych? Czy trop faktycznie ma coś wspólnego z Rządem?

Kava jak zwykle nie zawodzi. Serwuje swoim czytelnikom kryminał na wysokim poziomie. Akcja nie zwalnia ani na chwilę. W dodatku Maggie znajduje się w niebezpieczeństwie i do końca nie wiemy jak szybko uda się jej uwolnić z rąk napastnika.

Jak zawsze Kava w swoich książkach porusza dość ważne tematy. Tym razem skupia się na zażywaniu narkotyków przez młodych ludzi oraz modyfikacjami genetycznymi i biotechnologią. Trzeba przyznać, że tematy jak najbardziej na czasie.

Oczywiście podczas czytania nie będziesz się nudzić. Będziesz jak zwykle starał się razem z Maggie rozwiązać zagadki. Standardowo język jest prosty, bohaterowie wyraziści a śledztwa skomplikowane. Wiesz, jeśli nie miałeś okazji przeczytać wcześniejszych książek z Maggie O’Dell nic się nie stanie jeśli zaczniesz od tej. Jednak powiem Ci w sekrecie, że już nie mogę doczekać się kolejnych przygód agentki FBI Maggie.

Pozdrawiam
Archer
P.S.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa MiraHarlequin

piątek, 6 kwietnia 2012

#187

Tradycji musiało stać się zadość. Jak co roku, na Wielkanoc upiekłam mój popisowy sernik. No dobrze, przepis nie mój, ale jako jedyna w domu piekę to ciasto. Tym razem postanowiłam podzielić się przepisem z Wami moi Kochani. Powiem więcej, postanowiłam uwiecznić to na zdjęciach. Tak więc oto przepis:

2 kg białego, dobrze zmielonego sera
4 szklanki cukru
16 jajek
4 kostki masła (może być 3,5 kostki Kasi i masła)
4 opakowania budyniu (śmietankowego bądź waniliowego)
zapach - może być starta skórka z cytryny
rodzynki, skórka pomarańczowa

A o to przygotowanie:

1. Oddzielić żółtka od białek i żółtka utrzeć z cukrem2. Potem dodać masło

3. Powoli cały czas mieszając dodać budyń

4. Wsypywać ser i nadal ucierać mikserem

5. Zetrzeć skórkę sparzonej cytryny na tarce

6. Białka z jajek ubić na sztywno


7. Wsypać rodzynki i skórkę pomarańczy

8. Na końcu dodać ubitą pianę z białek. Całość wymieszać łyżką

9. Przygotować tortownicę (z tego przepisu wychodzą dwie tortownice wielkości 20cm i 30cm) wyłożyć je papierem do pieczenia, posmarować tłuszczem i posypać bułką tartą.
10. Piec powyżej 50 minut w piekarniku rozgrzanym do 150 stopni Celsjusza (ponieważ mam piekarnik elektryczny ustawiam górną i dolną grzałkę). Efekt jest następujący:


I zapewniam, że jest pyszny :-) Smacznego

środa, 4 kwietnia 2012

#186

Droga Tachykardio!

To mój kolejny list do Ciebie. Tym razem jednak nie będę polecać książki lekkiej, łatwej i przyjemnej, tylko tę bardziej życiową. Taką, przy której należy się zatrzymać i zastanowić. Wyobraź sobie, że też takie czytuję.

Kiedy przeczytałam opis, który znajduje się na okładce książki wiedziałam, że muszę tę książkę przeczytać. Opis ten bardzo mocno oddziałuje na czytelnika. I nie mam na myśli tylko tego opisu pod tytułem, ale także tego który na okładce sygnuje swoim podpisem Cezary Pazura. Tak właśnie, nie przewidziałaś się. Cezary Pazura poleca i zachwala tę książkę. Więc skoro jeden z polskich aktorów poleca tę książkę to nie może to być nic banalnego. Kiedy książka znalazła się w moich rękach zabrałam się za jej czytanie.

Narratorem tej opowieści i osobą spisującą historię Ewy jest Jej przyjaciółka Monika. Mimo różnicy wieku - szesnastu lat – kobiety łączy piękna przyjaźń. Monika wychowywała się na osiedlu w Koszalinie, potem los rzucił ją do Lublina. Jednak Ona wcale nie miała zamiaru urywać kontaktu z Ewą. Pewnego dnia postanawia opowiedzieć historię życia Ewy.

Ewa od maleńkiego cierpi na powikłania po chorobie Heinego – Medina. Porusza się dzięki chodzikowi, który nosi wdzięczną nazwę mercedesik. Nie należy jednak Ona do osób, które pogodziły się ze swoim losem. O nie. Ewa jest zdecydowanie optymistką i z nadzieją – mimo wszystko – patrzy w przyszłość. Mimo wielu badań, wielu zabiegów i bólu Ewa nie uzyskała w pełni sprawności fizycznej w nogach. Tachykardio nie będę Ci pisać o perypetiach Ewy, bo jeśli teraz to zrobię to za żadne skarby świata nie będziesz chciała przeczytać tej książki. A tu przecież nie o to chodzi. Moim zadaniem jest Cię do niej zachęcić a nie zniechęcić. A gdy będziesz mieć za dużo informacji to książki nie przeczytasz.

Mimo iż książka jest opisem poważnych przeżyć, komplikacji i ciężkiego życia codziennego Ewy, jest pełna ciepła i humoru. Bije z niej optymizm. Ewa mimo wszystko się nie poddaje. Mimo problemów zdrowotnych ma poczucie humoru. Przyznaję, że postawa Ewy budzi podziw i szacunek. Pewnie gdybym była na jej miejscu poddałabym się już dawno. Nie Ewa. Ona walczy do samego końca. I to w niej jest najwspanialsze. Przecież tak naprawdę niewiele jest osób, które chcą walczyć mimo przeciwności losu. Jedno co zaciekawia, to fakt, że Ewa nie narzeka na swój los. Bierze to co życie daje i nie marudzi. Bierze sprawy w swoje ręce. Chociażby przy budowie domu, kiedy developer okazał się kawałem drania.

W całej książce wkurzało mnie zachowanie syna Ewy. Miałam czasem wrażenie, że On wstydził się choroby matki. Nie dbał o nią tak jak na to zasługiwała. Oczywiście, Ewa nie narzekała. Przyznaję, książka wzbudza emocje. A jeśli tak się dzieje, to można śmiało stwierdzić, że książka jest dobra. Bo gdyby okazało się, że treść i akcja nie porywają, to książkę można śmiało wrzucić na półkę, w momencie dotarcia do połowy. Tutaj miało się ochotę dowiedzieć co się w końcu z Ewą stanie? Czy operacje się udadzą? Czy syn zmądrzeje? Jest tylko jedna rzecz która bardzo przeszkadzała mi podczas czytania. Otóż czcionka jest bardzo mała. Jako okularnik miałam z tym problem.

Debiut literacki Pani Moniki uważam za udany i czekam z niecierpliwością na kolejne pozycje. Tachykardio musisz koniecznie przeczytać „Mimo wszystko”. Jestem pewna, że inaczej spojrzysz na świat wokół siebie.

Pozdrawiam serdecznie
Archer

P.S.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res