niedziela, 23 grudnia 2012

niedziela, 16 grudnia 2012

#227/5




k2 37rhwejkflc09843iflksdjf 8ouj sd

Ekhem.. Troszkę mi się zakurzyła klawiatura od ostatniego razu. Wszystko przez Brylantowy Miecz Drewniany Miecz Nika Pierumowa. W trakcie czytania stała się rzecz straszna, dostałem więcej książek które bardzo chciałem przeczytać. To było złe bo Miecze z książki którą chcę przeczytać stały się książką którą przeczytać muszę... Jak się później okazało nie był to jedyny problem. Książkę kupiłem jako fajnie zapowiadające  się czytadło fantasy na jedno podejście. Nie udało się... Jak się okazuje Pierumow zrobił co najmniej siedem części (przełożonych na język angielski).

Nik Pierumow to jeden z najbardziej znanych fantastów Europy który zasłynął pisząc książki, których akcja działa się w Tolkienowskim Śródziemiu. Ma na swoim koncie kilka serii na potrzeby których stworzył swoje własne uniwersa. Jedną z nich są Kroniki Przełomu których pierwszy tom to wspomniany wcześniej Brylantowy Miecz Drewniany Miecz.

Autor ma talent do budowania niezwykłych i złożonych światów z bogatą historią oraz mnóstwem istot. W tym konkretnym trafiamy w sam środek intrygi mogącej całkowicie odmienić losy wszystkich ras. A jest ich tu sporo. Słyszymy o klasycznych elfach, spotykamy krasnoludy i ludzi oraz całą gamę wymyślonych przez Pierumowa istot takich jak leśni Danu czy wojowniczy i honorowi Tavi.

Trzon historii opiera się o cztery niezależne postaci które w, skutek niefortunnych kolei losu trafiają w sam środek wydarzeń powoli poznając szczegóły intrygi która doprowadzić ma do przełomu. Wszędzie panoszą się magowie siedmiu zakonów którzy mają władzę absolutną. Jest młody Imperator, marionetka w rękach magów który dość już ma bycia poniżanym przez magów. Spotykamy dziewczynę Danu która musi sobie radzić jako niewolnik w świecie zdominowanym przez ludzi. Poznajemy Fesa, niedoszłego adepta magii który ostatecznie stał się jednym z najlepszych członków Szarej Ligi. Trafiamy na Tavi która para się zakazaną dla większości magią. Pojawia się też postać Zamkniętego który z lochów obserwuje i popycha wydarzenia w odpowiednim kierunku. Każdy z nich ma mocno zarysowaną osobowość i bogatą historię która ostatecznie stawia bohatera na ścieżkach prowadzących do Przełomu. No może poza Zamkniętym o którym dowiadujemy się naprawdę niewiele. Ale też on najbardziej przypadł mi do gustu ze swoją tajemniczością i Mocą.

Każdy z bohaterów podąża swoją ścieżką niezależnie, nie wiedząc o istnieniu pozostałych a z ich przygód powoli dowiadujemy się jak wyglądała brutalna historia świata w którym ludzie w wieloletnich krwawych wojnach przejęli panowanie nad prawie całym światem tępiąc i niemal całkowicie wyniszczając pozostałe rasy. Poznajemy plan Imperatora jak z pomocą Szarej Ligii pozbyć się magów. Dowiadujemy się jak magowie chcą zdobyć władzę absolutną. Poznajemy też legendy o dwóch mieczach. Immelstron - drewniany miecz który rodzi się z wnętrza magicznego drzewa. Dragnir - brylantowy miecz wydobywany z najgłębszego dna krasnoludzkich kopalń. Według legend raz na sto lat miecze te pojawiają się na świecie pozwalając na odwrócenie jego losów. I właśnie teraz jest ten czas kiedy oba z nich się pojawiają.

Przez całą niemal książkę buduje i zawiązuje się akcja. Poznajemy bohaterów i świat, żeby dosłownie na ostatnich stronach, na ulicach stolicy Imperium zaczęła się walka mogąca zmienić wszystko. I właśnie wtedy opowieść się przerywa. Tak. Nie poznajemy rozwiązania. Książka ma 493 strony na może dziesięciu zaczyna się porządna akcja i koniec... Koniec pierwszego tomu. I wszystko było by ok gdyby nie fakt, że kolejny tom w Polsce nie ma jeszcze nawet zapowiedzi... A tomów jest co najmniej siedem... To straszne bo mimo niezbyt wartkiej akcji książka niesamowicie wciąga a do bohaterów naprawdę można się przywiązać. I co do cholery jasnej robią te miecze?! Chyba najwyższy czas zacząć czytać książki w języku angielskim bo ta ciekawość mnie zeżre. Jeśli lubicie historie zamknięte to w najbliższym czasie nie jest to pozycja dla was. No chyba, że znacie języki. 

niedziela, 2 grudnia 2012

226


Janusz Leon Wiśniewski to autor, który nie ważne gdzie się pojawi to wzbudza wielkie poruszenie i zainteresowanie. Tak było także i tym razem. W piątek 30 listopada w Bibliotece Śląskiej odbyło się spotkanie z Januszem L. Wiśniewskim autorem m.in. książki „Miłość oraz inne dysonanse” a także „S@motność w sieci”. Nie oszukujmy się, właśnie debiutującą powieścią (która została wydana już 11 lat temu) zyskał sobie grono licznych wielbicielek. Każda kobieta młodsza czy starsza po przeczytaniu „Samotności…” chciała na swojej drodze spotkać takiego właśnie Jakuba. Mężczyznę, który będzie kochał bezgranicznie, dbał o swoją kobietę, no po prostu ideał faceta. Przyznaję, że sama po przeczytaniu tej książki chciałam takiego właśnie Jakuba spotkać. Przecież ta książka zmienia spojrzenie kobiet na mężczyzn.
   
A wracając do spotkania. Przyznaję, że było to moje wielkie marzenie od momentu kiedy jedenaście lat temu przeczytałam „Samotność…”. Chciałam osobiście spotkać Autora, który tak wyśmienicie zna kobiety oraz ich potrzeby. Spotkanie prowadziła Autorka Marta Fox. Jednak tematem nie była debiutancka powieść, tylko ostatnia książka Autora napisana wspólnie z Iradą Wownenko „Miłość oraz inne dysonanse”. Autor opowiadał o muzyce, o tym jaki ona ma wpływ na jego życie. Opowiadał, że w swoim kraju w którym mieszka (Frankfurt nad Menem) woli być postrzegany jako naukowiec a nie jako pisarz. Wspominał także, że chyba najwięcej zrobił dla polskiej turystyki. Dlaczego? Tu padła pewna anegdotka, że kobiety mieszkające w Rosji, po przeczytaniu „Samotności w sieci” uczyły się języka polskiego, ponieważ chciały przyjechać do kraju w którym na pewno spotkają Jakuba. Opowiadał także o swoich córkach oraz o tym, że nie postrzegają go jako pisarza tylko naukowca. I tutaj też wspomniał o tym, jak jego kolega z Instytutu pojechał na delegację do Rosji i w hotelu włączył telewizor i zobaczył Pana Janusza. Po czym zadzwonił do niego i zapytał: co on robi w rosyjskiej telewizji?

Po odpowiedzi na pytania publiczności, a trzeba przyznać, że trafiały się także osobiste, przyszedł czas na podpisywanie książek oraz wspólne zdjęcie. Wrażenia? Hm… No… serce waliło mi jak młot. Kiedy w końcu podeszłam do stolika przy którym podpisywał swoje książki serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Podczas krótkiej rozmowy przyznałam się, że spotkanie z Nim to najwspanialszy prezent urodzinowy jaki mógł mi się przytrafić. Zerwał (no dobra prawie) się z krzesła pocałował mnie w rękę oraz złożył życzenia. Byłam w szoku. Zbierałam szczękę z podłogi. Zapozował również ze mną do zdjęcia. Moje małe wielkie marzenie się spełniło. W trakcie rozmowy powiedziałam, że taki Jakub, jakiego opisał w książce naprawdę istnieje i w tym momencie wskazałam ręką na Osobistego Mężczyznę, który w tym czasie robił zdjęcia. Pan Janusz się uśmiechnął i powiedział, że tak, on istnieje. Wtedy powiedziałam, że Panie Januszu, ale On ma naprawdę na imię Jakub. Zaczął się śmiać i zapytał, jak mnie pieszczotliwie nazywa. Powiedziałam, że „Słoneczko”, bo Q czasem tak na mnie woła (no czasem też jestem Kropkiem) i… Pan Janusz zostawił piękny wpis w swojej debiutanckiej książce. Poniżej kilka zdjęć ze spotkania. Nadal nie mogę uwierzyć, że mam zdjęcie z Januszem L. Wiśniewskim oraz, że spotkałam Go osobiście.







 I tak wygląda najszczęśliwsza czytelniczka :)
 A tutaj autografy:



Oto urodzinowy stos książek, które dostałam od Osobistego Mężczyzny :) Najłatwiej kupić prezent Molowi Książkowemu :) Teraz mam zagwozdkę, gdzie to postawić?
 Trzy ostatnie pozycje z autografami: