środa, 29 czerwca 2011

#104

RECENZJA BIERZE UDZIAŁ W KONKURSIE ZORGANIZOWANYM PRZEZ SERWIS ZBRODNIA W BIBLIOTECE



Droga Viconio!

Nie wiem czy Ci kiedyś wspominałam, że bardzo lubię czytać powieści kryminalne oraz sensacyjne. Niestety nie zawsze mam szansę na przeczytanie dobrego kryminału z dobrze zawiązaną akcją oraz zagadką do rozwiązania. Nie mam na myśli takich książek gdzie trup ściele się gęsto a podejrzany jest tylko jeden i w dodatku od początku książki już wiem kim on jest. Nie. Takie książki mnie denerwują. Lubię takie gdzie klimat poszukiwań przewija się przez całą powieść. Właśnie taką książkę skończyłam przed chwilą czytać. Posłuchaj.

To moje pierwsze i mam nadzieję, że nie ostatnie spotkanie z twórczością Colin’a Dextera. Colin Dexter jest jednym z najwybitniejszych twórców powieści kryminalnych w Wielkiej Brytanii, które są przekładane na wiele języków i z tego co się domyślam (bo przyznaję się bez bicia nie szukałam w Internecie informacji o Autorze) stają się w szybkim tempie bestsellerami. Książka o której chcę Ci teraz opowiedzieć jest światowym bestsellerem, przełożonym na 40 języków i sprzedana w milionach egzemplarzy a sam Autor otrzymał Order Imperium Brytyjskiego za zasługi dla literatury w 2000 roku. No dobrze, nie zanudzam przechodzę do szczegółów.

Na dziedzińcu jednego z pubów w Woodstock znaleziono ciało młodej, pięknej kobiety Sylwii Kaye. Obok niej leżało narzędzie zbrodni. Tak zaczyna się powieść „Ostatni autobus do Woodstock”. Sylwia, wraz ze swoją koleżanką chciała się dostać do miasteczka. Niestety ostatni autobus już odjechał, więc postanawia dostać się tam autostopem. Inspektor Morse oraz sierżant Lewis muszą ustalić kto zamordował dziewczynę? Kim był mężczyzna który podwiózł je do Woodstock? Czy któraś z koleżanek Sylwii ma coś wspólnego z morderstwem?

Książka pełna jest pytań i niewiadomych. Ale jak dobrze wiesz, w powieści kryminalnej im więcej zawiłości tym rozwiązanie jest najbardziej zaskakujące. Tutaj jest dokładnie tak samo. Przed Morsem oraz Lewisem trudne zadanie. W całej tej plątaninie nieścisłości i niewiadomych muszą znaleźć mordercę oraz dziewczynę która jechała razem z Sylwią samochodem. Niestety nie jest to takie proste jakby się mogło wydawać.

Styl Dextera oraz postać Morse’a bardzo przypominała mi kryminały Christie wraz z osobą Herkulesa Poirota. Nie wiem czy porównanie trafne, ale jak dla mnie zbliżone. Morse podobnie jak Poriot jest dobry w rozwiązywaniu trudnych zagadek i posiada bardzo analityczny umysł. Czym sobie zaskarbił moją sympatię.

Myślę, że będziesz zadowolona z tej pozycji. Dowiesz się jak trudne jest rozwiązanie zagadki morderstwa, dowiesz się jak zawiłe może być śledztwo i ile trzeba się natrudzić żeby znaleźć mordercę. Jeśli lubisz kryminały Agathy Christie to ten też przypadnie do gustu.

Pozdrawiam
Archer
P.S.
Książeczka dotarła do mnie prosto z Wydawnictwa Funky Books. Jeśli będziesz chciała przeczytać, to wiesz, możemy się dogadać

wtorek, 28 czerwca 2011

#103

Dotarła!!! Dotarła do mnie piękna paczuszka z wymianki u Sabinki. Moja przybyła prosto z... mojego ukochanego Wrocławia :-)

Najlepsze w tym wszystkim było to, że kiedy listonosz dostarczał przesyłkę mojej mamie w Gliwicach, ja byłam właśnie we... Wrocławiu :-) Chcę bardzo, bardzo podziękować Sabince za zorganizowanie wymiany. Ale przede wszystkim chcę gorąco podziękować Aspartate od której paczuszka do mnie dotarła. A w niej znalazłam: dwie książki Erica Spandler „Morderca bierze wszystko” oraz Beaty Pawlikowskiej „Blondynka w Brazylii”. Muszę przyznać, że z tą drugą pozycją to trafiła idealnie, bo od jakiegoś czasu mam w planach zakup albo przeczytanie książki Beaty Pawlikowskiej. Oprócz tego w paczce była piękna zakładka oraz umilacze czasu podczas czytania a także... piękna pocztówka z nocnym widokiem na Wrocław a konkretniej Ratusz oraz Ostrów Tumski. Cudo :-)

Poniżej kilka zdjęć z mojego krótkiego pobytu we Wrocławiu. Więcej zdjęć znajdziecie tutaj.

Kika podczas podróży rowerowej, a poza tym mój czworonożny budzik:


Uniwersytet Wrocławski:

Restauracja Spiż na Rynku:

Ratusz i pręgież:


Krasnal których pełno jest we Wrocławiu:
Takie niebo zbierało się w piątek i... lunęło, ale później
Krasnale których w mieście jest pełno:

niedziela, 26 czerwca 2011

#102

Droga Tachykardio!

Powiem tak, za poradnikami typu: co zrobić by...? czego nie zrobić by...? Nie przepadam. Bywają takie osoby, które takie poradniki czytują. Ja się do nich nie zaliczam. Chociaż, nie czekaj. Przeczytałam „poradniki” Joanny Chmielewskiej: „Jak wytrzymać z mężczyzną”, „Jak wytrzymać ze współczesną kobietą”, „Jak wytrzymać ze sobą nawzajem”. No, ale to poradniki z jajem były, więc... chyba nie tak do końca można zaliczyć je do poradników. No dobra, ale jak zwykle odbiegam od tematu.

Jakiś czas temu błądziłam jak dziecko we mgle, po mojej ulubionej księgarni, zastanawiając się co kupić? (tak, mam za mało książek) Razem ze mną chodziła Aga – dziewczyna, która tam pracuje i co chwila podawała mi kolejne książki mówiąc „to musisz przeczytać”. W pewnym momencie mój wzrok padł na książkę pt: „Jak nie zabiłam męża, czyli babski punkt widzenia”. Oczywiście, moja podświadomość podsunęła mi tytuł całkowicie odmienny „Jak zabiłam męża”, wyraz „nie” został całkowicie przez tę podświadomość wyparty.
- To będzie świetna książka. „Jak zabiłam męża” - przeczytałam na głos.
- Raczej jak go nie zabiłam – podpowiedziała Aga.
- Oj tam, czepiasz się szczegółów – odpowiedziałam idąc do kasy. - Biorę – dodałam wyciągając portfel. I tak oto stałam się dumną posiadaczką kolejnej książki. Przyznaję, że miałam małe obawy co do tej pozycji. Jednak po dogłębniejszym wczytaniu się zmieniłam zdanie.

Główna bohaterką jest Mary – prawie szczęśliwa żona Joel'a oraz matka Gabe'a i Rufusa. Prawie, gdyż w życiu codziennym Joel zbytnio jej nie pomaga. Wręcz przeciwnie, dodatkowo rzuca kłody pod nogi. Właśnie wtedy Mary postanawia stworzyć plik, w którym będzie spisywać i podliczać wszystkie potknięcia i zaniedbania Joel'a, by na końcu podjąć decyzję co dalej z ich małżeństwem? Daje mężowi czas sześciu miesięcy. Oczywiście nie informując go, że jest poddawany egzaminowi. Czy nie wrzucanie brudnych skarpetek do kosza na brudną bieliznę może być jedną z przyczyn do rozwodu? Czy Mary w końcu zabiła męża? O tym musisz przekonać się sama.

Książka poradnika nie przypomina. Napisana jest z dużą dawką poczucia humoru. Przewinienia Joel'a czasem wydają się błahe i naprawdę mało istotne. Jednak gdy zbierze się ich więcej serio mogą być denerwujące. Zachowanie Joel'a momentami doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Czasem miałam ochotę potrząsnąć nim solidnie i powiedzieć do słuchu. A bywały takie momenty, że na miejscu Mary spakowałabym Jego manatki i wystawiła za drzwi.

Książka ukazuje codzienne życie, problemy kiedy mężczyźni nie angażują się w życie domowe i nie pomagają w podstawowych pracach. Polecam ją przede wszystkim kobietom, by inaczej spojrzały na swoich partnerów oraz polecam ją mężczyznom, by udowodnić im, ze praca (nawet na pół etatu) zawodowa, wychowywanie dzieci oraz prace domowe to nie bułka z masłem. Tylko cieżka praca.

Pozdrawiam
Archer

środa, 22 czerwca 2011

#101

Znów uciekam w Polskę :) Nie potrafię usiedzieć na miejscu. Tak już mam, że jeśli jest szansa kilku dni wolnego to pakuję się i jadę. Tak jest i tym razem. Torba spakowana, bilet kupiony, książki na drogę są. Dzisiaj po południu wsiadam pociąg „Wielkopolanin” w Gliwicach i wysiadam... W mieście które kocham ponad życie. W mieście które zawsze mnie czymś zaskoczy. W mieście gdzie jest na rynku fontanna z tafli szkła. Miasto zwane „Polską Wenecją”... No tak, osoby które mnie znają (bądź też regularnie zaglądają tutaj) już wiedzą gdzie spędzę najbliższe dni. Dostęp do internetu będzie, więc postaram się być na bieżąco ze wszystkim. Jeśli będzie możliwość wrzucę kilka zdjęć, jeśli nie tutaj to postaram się umieścić je mojej galerii na Picasie. Jak już będą to link będzie można zaleźć tutaj. Liczę, że pogoda dopisze :)


niedziela, 19 czerwca 2011

#100

Droga Espi!

Bardzo dawno nie opowiadałam Ci o żadnej książce z akcji „Włóczykijka”. Tak się złożyło, że od ponad miesiąca nie gościłam żadnej książki z tej akcji. Niestety miałam inne zobowiązania. Ale ostatnio wpadła w moje łapki książka Katarzyny Sarnowskiej „Smak życia”. Okładka bardzo przyciąga wzrok. Jest jak najbardziej optymistyczna – przecież kolor zielony to kolor wiosny, lata i optymizmu. Czyż nie?

Nie wiem czemu, ale miałam stresa przed przeczytaniem tej książki. Bo nie miałam pojęcia czego mam się spodziewać. Może przede wszystkim dlatego się denerwowałam, że na okładce Wydawca napisał, że jest to „kolejna książka autorki tomu poezji „I grając ze śmiercią””. No i tutaj pojawiły się w mojej głowie wątpliwości. Jakie? Jeśli Autorka pisze wiersze, to czy ma pojęcie o prozie? Czy będzie potrafiła zainteresować czytelnika historią zawartą w książce? Te pytania nie opuszczały mnie przez większą część powieści.

„Smak życia” to opowieść o Kalinie Dąbrowskiej. Kalina jest nauczycielką, matką Wojtka oraz żoną Macieja. Zajmuje się także tłumaczeniami. Kalina jak większość z nas postanawia spełnić swoje marzenia. Nie są to przeciętne marzenia. Otóż postanawia wydać książkę, którą przetłumaczyła. Niestety nikt nie chce tej książki wydać. Po wielu próbach i rozmowie ze swoją przyjaciółką postanawia otworzyć własne wydawnictwo i wydać tę książkę. A jak wiadomo wydanie takiej książki to nie taka łatwa sprawa. Piętrzą się różne problemy. Dodatkowo co jakiś czas pojawia się tajemniczy Dżin, który wprowadza mały zamęt w życiu Kaliny. Za każdym razem sprawia, że kobietę dopadają wątpliwości, czy słusznie robi.

Książka sprawia wrażenie jakby pamiętnika. No dobra może nie do końca, ale brzmi jak opis tego co mogła przeżyć autorka zanim wydała swoją książkę. Zastanawiam się właśnie ile rzeczy zostało zaczerpniętych z życia Pani Kasi. Najbardziej to mnie wkurzała postać Dżina. Normalnie miałam ochotę wsadzić go z powrotem do lampy. Kalina też mnie czasem wkurzała. Przede wszystkim po rozmowach z Dżinem. Wystarczyło, że On zasiał w niej ziarenko niepewności a Ona już je podlewała aż zaczynało kiełkować. Czy było jeszcze coś co mnie wkurzało? Owszem. W pewnym momencie nagle pojawiają się dwa psy, które ma bohaterka. Jednak kiedy odwiedzają ją goście to o tych psach nie ma mowy. Dopiero przy zakupie karmy okazuje się, że Kalina wraz z mężem ma dwa psy. Wcześniej nie ma o nich mowy. Wiem, czepiam się szczegółów. Ale czasem takie mało istotne fakty są ważne. To znaczy takie jest moje zdanie.

Książka ukazuje drogę jaką musi przebyć autor zanim jego książka zostanie wydana i trafi na półki księgarni. Nie jest to droga usłana różami. Po przeczytaniu tej książki dziesięć razy się zastanowię zanim wyślę swoją powieść do któregoś z wydawnictw. Tak, nadal będę pisać do szuflady.

Pozdrawiam
Archer

P.S.
Zauważyłaś, że stuknęła mi już setka?

piątek, 17 czerwca 2011

#099

Droga Tajemnico!


Powiedz mi proszę jak to jest z tą różnią pokoleń? Bo wiesz wszędzie się o tym mówi a tak naprawdę to czy coś takiego istnieje? Czy tyczy się to np. pokolenia Matki i Córki? Mnie się wydaje, że tak właśnie jest. Że mimo wszystko mamy różne zdanie a to łączy się w jakiś sposób z tą różnicą pokoleń. Pewnie zastanawiasz się po co ci o tym piszę? Bo tak akurat mnie wzięło na najnowszą powieść Katarzyny Grocholi którą napisała wraz z swoją córką Dorotą Szelągowską. Chodzi mi o „Makatkę”.

„Makatka” to nie jest typowa książka, nie jest to powieść która ma kilku bohaterów i jedną akcję. Dla mnie to wielowątkowość. A tak całkowicie poważnie jest to książka zawierająca hm… listy pisane między Matką i Córką. Jednak nie są to typowe listy. Są to listy pisane na dany temat z punktu widzenia i matki i córki. Każda z nich ma inne spojrzenie na daną sprawę. I mamy tutaj na przykład historię kiedy to Katarzyna Grochola tańczyła w programie „Taniec z gwiazdami”. Jest spojrzenie Doroty, która bardzo przeżywa występy Matki (oczywiście ich nie oglądając) oraz spojrzenie Kasi, uczestniczki programu. Znajdziesz tutaj też historię istnienia w wirtualnym świecie. Dla Córki to zupełnie normalne i naturalne korzystanie z portalu społecznościowego „Facebook”. A dla Matki, która nie ma pojęcia jak z tego korzystać nie posiadanie profilu na tym portalu to nie istnienie w świecie. Historii jest znacznie więcej, ale nie będę Ci przecież psuć apetytu. Powiem jeszcze, że listy pisane są w przeciągu roku, jednak nie takiego kalendarzowego. Dla Doroty i Kasi rok zaczyna i kończy się we wrześniu.

To niesamowite, że Matka i Córka na te same sprawy mają różne podejście. Każda z nich opowiada historię, która dla każdej ma inne znaczenie i Kasia i Dorota opisują ją ze swojego punktu widzenia. I właśnie to nadało tej książce wyjątkowy charakter.

Nie miałam żadnych obaw przed przeczytaniem tej książki. Wiedziałam, że książka autorstwa Katarzyny Grocholi to będzie bestseller. Mimo iż to nie powieść tylko zbiór listów. Książkę czyta się bardzo szybko, bo listy mimo iż są długie to wciągają. Książka nie pozwala się oderwać od samego początku. Bo to fajnie kiedy poznamy dwa różne punkty widzenia.


Pozdrawiam
Archer


wtorek, 14 czerwca 2011

#098

Dawno nie było u mnie żadnej książki z akcji "Włóczykijka". Ale teraz to się zmieniło. Przed Państwem fotorelacja przybycia książki "Smak życia" Katarzyny Sarnowskiej:

Tutaj zadomowiła się w mojej podróżnej torbie:


Tutaj się wypakowała i pochwaliła zakładkami ;)


A tutaj postanowiła pokazać się w całej krasie:


poniedziałek, 13 czerwca 2011

#097

Dzisiaj też kilka ogłoszeń:

Po pierwsze - mój wyjazd do Tajemnicy się udał :) Było fantastycznie. Mam nadzieję, że nie narozrabiałam zbytnio i Tajemnica nie musiała się za mnie wstydzić ;-) Kochana chcę Ci tutaj podziękować za wszystko, za wspaniały weekend i za gorące przyjęcie (tak wiem dziękowałam osobiście na dworcu). Podziękuj w moim imieniu Ty Wiesz Komu :D oraz podziękuj Tomaszowi za podróż powrotną do Kielc oraz uściskaj Natusia. Zdjęcia (oczywiście tylko wybrane znaczy się po selekcji) będą dostępne niebawem w moim albumie na Picasie. Link pojawi się - tutaj.
Dziękuję wszystkim za pozdrowienia oraz uściski dla Tajemnicy. Tak mocno ją wyściskałam, że prawie połamałam kości ;-) Ale to wiadomo... z Miłości.

Po drugie -

LITERACKI DEBIUT ROKU

Wydawnictwo Novae Res organizuje konkurs pt. „Literacki Debiut Roku”, który inicjowany jest w celu promowania polskich debiutantów w zakresie literatury pięknej. Głównym celem konkursu jest wyłonienie w danym roku kalendarzowym najlepszej powieści, która nie była dotychczas nigdzie publikowana w wersji drukowanej.

Literacki Debiut Roku ma być inicjatywą, dzięki której odnajdziemy i wypromujemy utalentowanych rodzimych debiutantów, których twórczość ma za zadanie odświeżyć polski rynek literacki” – mówi Wojciech Gustowski, redaktor naczelny Wydawnictwa Novae Res.
Konkurs składać się będzie z trzech części. Pierwsza z nich obejmować będzie zbiórkę zgłoszeń konkursowych oraz ich wstępną weryfikację przez Komisję Opiniującą, która wyłoni pięć utworów nominowanych do nagrody. W drugiej części walory literackie nominowanych przez Komisję Opiniującą utworów oceniać będzie Kapituła Konkursu, w której skład wchodzą:
Prof. dr hab. Jolanta Maćkiewicz
Dr Anna Ryłko-Kurpiewska
Prof. dr hab. Michał Błażejewski
Red. nacz. mgr Wojciech Gustowski
Red. mgr Krzysztof Szymański

Trzeci etap konkursu stanowi wyłonienie przez Kapitułę Konkursu trzech laureatów, którzy zajmą kolejno I, II i III miejsce w konkursie.
Na laureatów konkursu czekają bardzo atrakcyjne nagrody:

I miejsce – tytuł „Literacki Debiut Roku”, statuetka, laptop, eleganckie pióro, opublikowanie zwycięskiego utworu drukiem, jego dystrybucja oraz promocja przez Wydawnictwo Novae Res.

II miejsce – dyplom, elektroniczny czytnik książek, eleganckie pióro, zestaw 10 egzemplarzy książek.

III miejsce – dyplom, eleganckie pióro, zestaw 10 egzemplarzy książek.

Konkurs ma mieć charakter cykliczny i ustanawiany być co roku. Konkretne terminy będą podawane do publicznej wiadomości z odpowiednim wyprzedzeniem. Obecna edycja trwać będzie od 15 czerwca 2011 roku do 31 stycznia 2012 roku. Nadsyłanie zgłoszeń upływa dnia 31 października.
W obliczu spadku czytelnictwa w Polsce, przy ogromnym potencjale, jaki drzemie w polskich autorach, postanowiliśmy dać im szansę zaistnienia na rynku literackim. Mamy nadzieje, że konkurs spełni swoje zadanie i zbierze jak największą liczbę zgłoszeń polskiej prozy współczesnej. Zachęcamy wszystkich, którzy wierzą w swój talent do przystąpienia do konkursu „Literacki Debiut Roku” – mówi Wojciech Gustowski.

Zgłoszenia do konkursu dokonuje autor powieści lub osoba przez niego upoważniona, przesyłając do dnia 31 pażdziernika 2011 jej wersję elektroniczną (zapisaną w formacie doc lub rtf na płycie CD lub DVD), na adres:

Wydawnictwo Novae Res
al. Zwycięstwa 96/98
81-451 Gdynia
z dopiskiem: Literacki Debiut Roku

Wysłanie zgłoszenia do konkursu oznacza akceptację regulaminu.
Informacji związanych z konkursem udziela sekretariat wydawnictwa Novae Res pod adresem ldr@novaeres.pl.
Oficjalna strona konkursu: www.literackidebiutroku.pl

Po trzecie - chciałabym wszystkich zaprosić na spotkanie autorskie z Agnieszką Lingas - Łoniewską, które odbędzie się w najbliższy piątek w Zawierciu w Miejskiej Bibliotece Publicznej. Niestety obowiązki zawodowe wykluczają mnie z tego spotkania :( Z miłą chęcią bym się wybrała ale niestety nie mam jak. Aguś, mam nadzieję, że mi wybaczysz.


To by było na tyle ;)

piątek, 10 czerwca 2011

#096


Dzisiaj wyjątkowo kilka ogłoszeń.
Po pierwsze: Jak widać wyżej Wydawnictwo Muza zaprasza na spotkanie z Panią Aleksandrą Jakubowską.

Po drugie: Chciałam powiedzieć, że wyjeżdżam na kilka dni by odpocząć i poznać tajemnice Tajemnicy :) znaczy się w końcu udało nam się zorganizować spotkanie. Więc jadę a co za tym idzie wszelkie zaległości nadrobię po powrocie czyli pewnie najwcześniej w poniedziałek.

Po trzecie: Chciałabym się pochwalić (mimo iż tego nie lubię) mój blog - a konkretnie wyświetlenie mojego bloga tudzież jak kto woli odsłon - przekroczył wczoraj magiczne 10000 :) Nie wiem nawet kiedy to nastąpiło. Dziękuję :)

czwartek, 9 czerwca 2011

#095

Droga Espi!


Zastanawiałaś się kiedyś nad tym kiedy w naszym życiu przychodzi przełomowy moment? Mam na myśli ilość wiosen na karku. Bo wiesz kiedy mamy naście lat nasze życie to pasmo imprez, szaleństw. Potem kiedy mamy dzieścia lat nie zawsze jeszcze się stabilizujemy. Potem przychodzi czas na dzieści. Myślisz, że np. czterdziestka to taki magiczny próg naszego życia? Od razu mi do głowy przychodzi serial „Czterdziestolatek” i słynna piosenka Andrzeja Rosiewicza „Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień…” Pewnie zastanawiasz się co ma piernik do wiatraka? No to nie zastanawiaj się dłużej tylko słuchaj.

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res miałam możliwość przeczytania książki Barbary Smal „Czterdziestka to nie grzech. Główną bohaterką powieści jest Julia. Julia właśnie skończyła magiczne czterdzieści lat, ma pracę którą uwielbia – jest stylistką, ma dwójkę nastoletnich dzieci oraz zapracowanego męża. Towarzyszymy Julii przez pełen rok Jej życia, a dokładnie od dnia Jej czterdziestych urodzin. Bohaterka dochodzi do wniosku, że te urodziny były przełomem w jej życiu. Podczas tego roku bardzo wiele się dzieje: Jej najlepsza przyjaciółka rozstaje się ze swoim wieloletnim partnerem, sama Julia wpada „w sidła” Piotra, który oczarowuje ją, przez co oddala się od swojego męża. Dopiero pobyt M. w szpitalu sprawia, że Julii otwierają się oczy na rzeczywistość. Czy ta czterdziestka to faktycznie taki życiowy przełom? Czy kobieta po czterdziestce nie może się już podobać innym mężczyznom?

Książka zalicza się do typu książek łatwych, lekkich i przyjemnych. Mimo iż porusza temat rodziny, przyjaźni i tego jakiego dokonamy wyboru stojąc na przysłowiowym rozstaju dróg. Książka jest interesująca, ma ciekawych bohaterów. Wadą jak dla mnie było częste przeskakiwanie z jednej akcji w drugą i jakby gubienie wątków. Znaczy się nie dokańczanie ich. W książce były też e-maile pisane przez Julię do swojej siostry Anny. Brakowało mi pełnej korespondencji między siostramia. Bo kiedy Julia pisała e-mail nie było szansy dowiedzieć się, co odpisała Jej Anna. Pewnie taki był zamysł autorki, ale mnie tego brakowało. Przez całą powieść, mąż Julii nazywany jest skrótowo „M.” dopiero w ostatnim dialogu dowiadujemy się, że miał na imię Maks. Nie mówię, że nie podobało mi się to. Czytając miało się wrażenie, że „M.” to skrót od Małżonka, a tu proszę niespodzianka, Mąż ma imię Maks.

Książkę polecam, gdyż uświadamia nam, że będąc z kimś bardzo długo w związku należy dbać o miłość, dbać o ukochaną osobę. Bo trzeba zapamiętać, że kiedy zaprosimy Przyzwyczajenie, to Miłość wychodzi.


Pozdrawiam Archer

wtorek, 7 czerwca 2011

#094

Dzisiaj wśród mojej korespondencji znalazł się e-mail od Pani Alicji z Wydawnictwa ZNAK Literanova a w nim takie ogłoszenie:

"Poszukujemy recenzentów wewnętrznych, czyli osób, które recenzują książki, nad wydaniem których się zastanawiamy.

Recenzent wewnętrzny powinien znać język obcy na tyle, by móc swobodnie czytać książki. Poszukujemy zarówno osób posługujących się językiem angielskim, jak i hiszpańskim, niemieckim, francuskim, szwedzkim, rosyjskim… właściwie każdym.

Ważna informacja: szukamy osób, które kochają i pożerają książki, a niekoniecznie zajmują się ich analizą zawodowo. Dlatego proszę nie myśleć, że brak wykształcenia kierunkowego dyskwalifikuje. "


Oprócz tego maleńki stosik który mi przybył w ostatnich dniach oraz Mały Matraś, taki prezent z okazji Dnia Dziecka sobie zrobiłam, a co jak szaleć to szaleć:

1. "Pensjonat Sosnówka" Maria Ulatowska - zakup własny, już przeczytany razem z pierwszą częścią, recenzja czeka na publikację, niebawem pewnie się pojawi
2. "Makatka" Katarzyna Grochola i Dorota Szelągowska - również zakup własny, jestem ciekawa tej pozycji, no zobaczymy co to będzie
3. "Czterdziestka to nie grzech" Barbara Smal - pozycja do recenzji z Wydawnictwa Novae Res, przeczytane a recenzja czeka na publikację, muszę przyznać, że uzbierało mi się trochę tych recenzji do publikacji
4. "Zamknięte ogrody" Kay Langale - a to wygrana książka w konkursie organizowanym przez Sil :)

A tutaj poniżej kilka zdjęć z mojego pobytu z Grupą Aczkolwiek w Krakowie:







niedziela, 5 czerwca 2011

#093

Drogi Amok!

Nie wiem co napisać. Wiem, że to do mnie nie jest podobne, ale czasem bywa tak, że mam pustkę w głowie. Chociaż tak naprawdę to chciałabym powiedzieć wiele. Masz też tak czasem? Wiem, że mi smutno i nie wiem co z tym zrobić. Książka o której chcę Ci opowiedzieć na pewno Ci się spodoba. Skąd wiem? Bo znam Cię już troszkę i jestem pewna, że ta tematyka przypadnie Ci do gustu.

To moje drugie spotkanie z twórczością Pana Aleksandra Sowy. Mam nadzieję, ze jeszcze kiedyś uda mi się przeczytać Jego inną książkę. „Umrzeć w deszczu” to debiut literacki Autora. Nie wiem tylko czy udany. Wiem tylko, że... mocny. Tak właśnie, mocny. Nie, nie przesłyszałeś się. Z informacji wyczytanych w internecie wiem, że Autor napisał książki o tematyce motoryzacyjnej i jeszcze jakieś poradniki. Zastanawiam się więc, skąd pomysł napisania literatury faktu? A skąd mnie się wzięła literatura faktu? Sam posłuchaj.

„Umrzeć w deszczu” to historia fotografa Artura Sadowskiego. Poznajemy go w momencie udzielania swojego ostatniego wywiadu. Spotyka się w swoim mieszkaniu z dziennikarką i opowiada historię swojego życia. Życia które nie było usłane różami. Ta opowieść to nic innego jak spowiedź. Poznajemy życie Artura, jego pasję do fotografii, którą zaszczepił w nim dziadek. Poznajemy jego miłości, jego życie studenckie w Czechach oraz historię Jego pobytu na Bałkanach kiedy szalała tam wojna. Na końcu towarzyszymy Arturowi w momencie kiedy... popełnia samobójstwo, po tym jak dowiedział się, że jest nosicielem wirusa HIV.

Książka składa się tak jakby z dwóch części. To znaczy ja ją sobie tak podzieliłam. W pierwszej części poznajemy miłości Artura a w drugiej razem z nim przeżywamy tragedię wojny w Bośni. Mój drogi, to najbardziej dramatyczna część książki.

Książka nie zalicza się do łatwych, szybkich i przyjemnych. Ona daje do myślenia i na długo zapada w pamięci. Przede wszystkim ta w której Artur przybywa na Bałkany jako korespondent wojenny. Wojnę widzimy jego oczami. Ten fragment pochłonął mnie do reszty. Nie potrafiłam się oderwać.

W notce od Autora można przeczytać, że „historia Artura jest oparta w pewnym stopniu na moich przeżyciach”. Mnie od razu nasunęło się pytanie w jak dużym stopniu? Które fragmenty można podciągnąć pod wątek autobiograficzny? Może kiedyś uda mi się uzyskać odpowiedzi na te pytania.

Zastanawiam się dlaczego zachwyciła mnie ta książka? No bo mimo iż długo ją czytałam to ona mnie zachwyciła. Na myśl przychodzi mi to, że podobnie jak Artura, mnie również Dziadek zaraził pasją fotografowania. To właśnie dzięki niemu nie rozstaję się ze swoim... canonem.

Wiem jedno, książka i historia w niej zawarta jest poruszająca i smutna. Nie czytaj tej książki kiedy jest ci źle albo gdy jesteś na tak zwanym życiowym zakręcie. Odczekaj chwilkę i przeczytaj. Nie pożałujesz.

Pozdrawiam
Archer

piątek, 3 czerwca 2011

#092

Do zabawy o tajemnicach zaprosiła mnie Bellatriks. Na początku się wahałam ale w końcu podjęłam wyzwanie. Tak naprawdę to nie wiem czy to są jakieś tajemnice. No ale niech będzie. No i jak to zwykle ja, rozpisałam się niemiłosiernie. Także przepraszam za nadmiar treści.

01. Przyznaję bez bicia, że nie czytałam szkolnych lektur. Wiem, że to hańba, ale mnie nigdy nie ciągnęło do „Potopu”, „Chłopów” i innych tego typu rzeczy. Dla mnie zawsze bardziej ciekawe były lektury które nie znajdowały się w kanonie lektur szkolnych. Na nudnych lekcjach czytałam książki. Nadal to robię. Nie moja wina, że jestem molem książkowym.

02. Kiedy chodziłam do liceum pisałam wiersze. Można powiedzieć, że dość często i dosyć wiele ich wtedy powstało. Zapisane są w żółtym zeszycie. Nie są to może „wielkie poematy” ale są, bo są moje. Nadal popisuję od czasu do czasu.

03. Kocham śpiewać. Staram się dość często chodzić na karaoke. Z reguły zabieram ze sobą Espi i wyjemy do mikrofonu. Kiedyś byłam na karaoke i udało mi się zająć pierwsze miejsce. Pokonałam dziewczynę która śpiewa w zespole, śpiewałam wtedy piosenkę Edyty Geppert „Och życie...” W moim repertuarze jest także kawałek „Nie ma wody na pustyni” Bajmu. Kiedyś po jakimś karaoke spotkałam się moja przyjaciółką która powiedziała: „Wiesz Tuchna, ostatnio słuchałam piosenki Bajmu „Nie ma wody na pustyni” i powiem Ci, że Beata to ma głos całkiem dobry, ale ty... zdecydowanie masz w nim power.” No cóż przyznaję, że niektóre osoby które mnie nie znały od strony „śpiewającej” też są w szoku. No dobra to było chwalenie się :D

04. Pasją fotografowania zaraził mnie mój ukochany dziadek. Fotografuję od małego. Jak byłam malutka i dziadek tak do końca jeszcze nie chciał mi dać aparatu do ręki, to ja brałam światłomierz i udawałam, że to aparat. A tak naprawdę to „namiętnie” fotografuję od niedawna. Pamiętam, że to było już siedem lat temu. Byliśmy całą rodziną we Wrocławiu. Mój dziadek też. Chodziliśmy po mieście. W pewnym momencie mój dziadek powiedział: „Chodź, pokażę Ci jak ustawia się światło, jaka przesłona do tego pasuje.” Spojrzałam na niego i powiedziałam: „Dziadku ale po co mi to? Przecież ja mam mój idiotenkamera i to mi w zupełności wystarczy. To ty zawsze robiłeś zdjęcia.” Niestety, mój dziadek zmarł dwa miesiące później. Właśnie wtedy postanowiłam kontynuować Jego dzieło fotografowania nie tylko architektury czy imprez rodzinnych. Sama zaczęłam się uczyć i tak mam do dzisiaj. Pamiętam, że po ślubie mojej kuzynki, przeglądaliśmy zdjęcia które zrobiłam. Mój ukochany Wujcio stał koło mnie. W pewnym momencie objął mnie ramieniem, ucałował w czoło i powiedział: „Lucek (czyli dziadek) byłby z Ciebie dumny”. I to dla mnie najważniejsze. A zdjęcia można znaleźć i na blogu i w moim albumie picassy.

05. Nie cierpię ciszy. Ona mnie zabija. Dlatego albo słucham muzyki albo radia. Co do muzyki to mam mieszany gust. Słucham prawie wszystkiego tylko musi wpaść mi w ucho.

06. Uwielbiam kawę. Nie jestem kawoszem, ale lubię napić się dobrej kawy. Moją ulubioną jest z karmelem, lubię też cappuccino. Kiedy jestem we Wrocku obowiązkowo wybieram się do Coffee Heaven na kawę. A czy to mrożona czy ciepła nie ma znaczenia.

07. Oprócz książek i fotografii uzależniona jestem od internetu. Nie potrafię przeżyć dnia bez gmail'a, facebook'a, mojego bloga, gadu-gadu oraz skype. Taka moja mała choroba. Nie walczę z tym bo to nie ma sensu.

08. Niestety nie potrafię pływać. Nikt nigdy nie nauczył mnie tego. Dlatego nie chodzę na basen. Bardziej wolę jacuzzi żeby się wygrzać. Nie cierpię też leżenia plackiem na plaży czy też na leżaku. Bardzo mnie to męczy i nudzi, a poza tym jest strasznie gorąco. Tak więc zamiast morza, plaż wybieram góry: Tatry albo Bieszczady.

09. Gdybym miała się przeprowadzać i wybrać sobie miejsce do zamieszkania to jestem pewna, że wybierałabym z tych miejsc: Hiszpania – przez kilka lat uczyłam się tego języka a poza tym kiedyś uwielbiałam seriale z Natalią Oreiro więc jakiś tam sentyment pozostał, bo któż nie pamięta słynnej piosenki „Cambio dolor”? Włochy – Toskania, a wszystko przez film „Pod słońcem Toskanii” oraz „The shadow dancer” (z moim ulubionym Joshua Jacksonem), Bieszczady – a to przez SDM i ich „Bieszczadzkie Anioły”, Wrocław – ponieważ kocham to miasto, mam tam rodzinę i kilkoro znajomych i kiedy mam możliwość to tam jadę. Uwielbiam przechadzać się uliczkami i chłonąć klimat wielkiego miasta.

10. Uwielbiam oglądać seriale. Najbardziej uwielbiam „Grey's Anatomy”. Mogłabym oglądać go non stop. Widziałam prawie wszystkie odcinki. Oprócz tego kiedyś lubiłam „House MD” ale jakoś przy 6 serii podziękowałam. Potem na pewno: „Pamiętniki Wampirów”, „Hawaii Five – 0”, „Szpilki na Giewoncie”, „Przepis na życie”, „Magda M.”, „Fringe” i jeszcze kilka innych.


Uff... no to kilka sekretów Archer zostało ujawnionych. Do zabawy zapraszam Sil oraz Sabinkę. Czekam na Wasze tajemnice.

środa, 1 czerwca 2011

#091

Droga Tajemnico!

Jeśli mi powiesz, że zwariowałam to tak naprawdę wiele się nie pomylisz. Tylko czy czytanie książek jedna po drugiej można nazwać wariactwem? Moim zdaniem to uzależnienie. Ale o tym uzależnieniu to ja już nie raz wspominałam. Nie, absolutnie się tego nie wypieram. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że je mam. Bo jak to mówią w życiu trzeba być od czegoś uzależnionym. A książki z wszystkich używek są najmniej niebezpieczne.

Skoro od jakiegoś czasu opowiadam Ci o książkach z serii „Przeznaczenie” duetu Gacek & Szczepańska dobrze by było gdybym opowiedziała coś więcej o autorkach. Otóż Katarzyna Gacek jest absolwentką psychologii natomiast Agnieszka Szczepańska – prawa, jednak żadna z nich nigdy nie pracowała w zawodzie. Obie za to ciągnęło w stronę literatury. Kilka lat temu postanowiły połączyć siły, w efekcie powstał bestseller, a duet pisarski Gacek & Szczepańska podbił rynek literatury kryminalnej (za okładką). Jak już wspominałam całkiem skutecznie.

„Moc i Cesarzowa” to najnowsza powieść Autorek. Mogę śmiało powiedzieć, że świeżynka która dotarła do mnie prosto z drukarni (tu należą się szczególne podziękowania Pani Bogusi). Tym razem Anna Sarnowicz zostaje wezwana nad Wisłę, gdzie dokonano tajemniczego morderstwa. Licealiści podczas wagarów natrafiają na zwłoki kobiety i mężczyzny. Zbrodnia ta przypomina tę sprzed roku, którą także prowadziła Komisarz Anna. Kto dokonał tej zbrodni? Czy to możliwe żeby za tą sprawą stał Gerard – tajemniczy mężczyzna obdarzony nadprzyrodzoną mocą? Czy Annie uda się rozwiązać tę zagadkę?

Tym razem książka podzielona jest na dwie części. W pierwszej staramy się wraz z Anną rozwiązać zagadkę znad Wisły, w drugiej zaś chcemy poznać mordercę dwóch uczennic warszawskiego liceum. A także dowiedzieć się w jaki sposób manipuluje ludźmi Gerard, zamknięty w zakładzie. Dokładnie ten sam który pojawił się na kartach wcześniejszych części serii „Przeznaczenie”.

Pani Kasia i Agnieszka znów spisały się na medal. Powprowadzały mnóstwo postaci i wątków, które na początek mogą wydawać się zbędne. Jednak w trakcie czytania okazuje się, że wszystko wzajemnie się uzupełnia i powstaje niezły kryminał. Znów akcja gna do przodu i czytelnik nie ma czasu na oddech ani tym bardziej ochoty na odłożenie książki na bok. Bo cały czas chce wiedzieć co będzie dalej? Co zrobi Anna? Dlaczego Małgorzata wyjeżdża pozostawiając przyjaciółkę samą? Co tak naprawdę zamierza Gerard?

Książkę czyta się naprawdę szybko. Nim się obejrzałam, zbliżałam się do końca. A kiedy dotarłam do ostatniej kropki uświadomiłam sobie, że na dalsze losy będę musiała trochę poczekać. Wtedy pojawiło się w mojej głowie pytanie czy będą dalsze części? Jeśli tak to kiedy?

Wychwalam tę serię prawda? Bo tak naprawdę to nie wiem czy jest do czego się przyczepić. Może do okładek? Wszystkie są identyczne, zmieniają się tytuły. A gdyby tak zmienić chociażby kartę tarota która widnieje na okładce? Na te o których mowa w tytule. No dobra może się czepiam, ale to tylko moje skromne zdanie.

Nie wiem czy zauważyłaś, że tytuły serii nawiązują do kart tarota: Mag, Diabeł, Wisielec, Księżyc, Moc i Cesarzowa. Każda z tych kart ma inne znaczenie. Jeszcze się w nie, nie zagłębiałam. Ale myślę, że przy najbliższej sposobności postaram się coś na ich temat dowiedzieć.

Książki z serii „Przeznaczenie” polecam miłośnikom kryminałów, bo wiem, że się nie zawiodą


Pozdrawiam
Archer