Nie wiem czy przy wcześniejszej notce o Śląskich Blogerach Książkowych wspominałam, że raz w miesiącu będziemy zamieszczać wspólne posty tematyczne. Ostatnim razem był to kwestionariusz Prousta, tym razem będzie coś z innej beczki a konkretnie o pożyczaniu książek. Zapraszam.
Zabiłabym tego, który zniszczyłby
mi książkę.
Tak właśnie. Bo nie oszukujmy
się, dla mnie książki to świętość. A jak wiadomo o świętość trzeba dbać. No
dobra nie zabiłabym, ale jedno jest pewne osoba która zniszczyłaby mi książkę
byłaby na przegranej pozycji od razu. Natychmiast. Każda książka jest dla mnie
oczkiem w głowie. Dokładnie tak samo jak dziecko w oczach rodziców, tak u mnie
jest z książkami.
No to teraz powinno pojawić się
pytanie: w takim razie nie pożyczasz książek? hm… no i jakby to powiedzieć,
ostatnio jestem „książkowym dilerem” dla mojej koleżanki, która nałogowo czyta
książki, no i podrzucam kilka pozycji koledze (musi nadrobić trochę zaległości,
tak jak ja) no i czasem ktoś jeszcze coś ode mnie zabierze. Generalnie jest
tak, że ja owszem pożyczam książki. Bo przecież należy się dzielić z bliźnimi.
Jednak każdy kto ode mnie zabiera egzemplarz książki dobrze wie, że książka
musi wrócić w nienaruszonym stanie. Bo w innym wypadku – jak to mówi moja mama
– ręka noga mózg na ścianie. W drugą stronę działa to dokładnie tak samo. Wiem,
że jeśli pożyczę od kogoś książkę to muszę ją oddać w nienaruszonym stanie. I
nie mam tutaj na myśli wcale tego, że będą widoczne oznaki czytania. Tylko, że
książka wróci nie zniszczona czyli bez pozaginanych rogów, bez zalanej kawą
okładki, czy też nie daj Boże podartej przez przypadek.
Pamiętam będąc jakiś czas temu w
szkole, pożyczyłam koleżance książkę. Nie pamiętam jednak co to była za
książka. Chyba coś o Dr House. Okładka była jasna. Siedzimy na zajęciach,
koleżanka wyciąga pożyczoną ode mnie książkę a tam na tylniej stronie okładki
wielki, odciśnięty ślad po kubku z kawą. Krew mi się zagotowała i koleżanka
usłyszała niezłą wiązankę. Cóż, książka w ostateczności do mnie nie wróciła,
ale kontakt z koleżanką utrzymuje nadal.
No i tutaj znów pojawia się problem
nie zwracania książek. Na początku kiedy moja lista książek, które mam na półce
nie była duża, to w programie notowałam pożyczane książki. Jednak ostatnimi
czasy już tego nie robię. I jestem z tego powodu zła na siebie, ponieważ dość
spora ilość książek do mnie nie wróciła. Na szczęście teraz lista osób, którym
dostarczam książki skurczyła się do trzech czterech osób, więc łatwiej mi nad
tym zapanować.
A jak jest z Wami?
P.S.
Osobisty po zapoznaniu się z tym
postem (sorki, ale zaglądał mi przez ramię) zrobił mi wykład pisania po
książkach. I tutaj już spieszę z wyjaśnieniami co mógł mieć na myśli. Otóż:
dedykacje. Wydaje mi się, że dobrym pomysłem jest gdy książka, którą wręczamy w
prezencie posiadała jakieś słowo od nas. Życzenia, cytat czy coś. Według
Osobistego taka rzecz w ogóle nie powinna mieć miejsca. Bo jak to pisać po
książkach? Owszem, można zostawić na kartce w środku życzenia, jednak na
stronie tytułowej? O nie!!! Ja mam na szczęście inne zdanie na ten temat.
Ostatnio sama taką książkę dostałam, a w mojej biblioteczce też się kilka
takich znajdzie (i nie mam na myśli dedykacji od Autorów). No dobra, przyznam
się jeszcze do tego, że po książkach w środku też coś czasem zdarzy mi się
zakreślić. Ale nie markerem tylko ołówkiem, tak, żeby wiedzieć, że np. ten
cytat wywarł na mnie ogromne wrażenie i muszę go zapamiętać, albo cytat przyda
mi się później do recenzji.