poniedziałek, 28 lutego 2011

#054


Droga Espi

No cóż, czuję niedosyt. Chyba oczekiwałam czegoś innego aniżeli dostałam. Ale od początku
Tak naprawdę to szukałam książki „Uroczysko” oraz „Sezon na cuda” Magdaleny Kordel. Niestety pozycje były wypożyczone. Tak więc sięgnęłam po książkę która akurat była dostępna czyli „48 tygodni”

„48 tygodni” to debiut literacki Magdaleny Kordel, która na codzień wraz z mężem prowadzi agencję reklamowo – wydawniczą. Prawdę mówiąc teraz będę się wahać czy sięgnąć po dwie następne książki tej autorki. Ale z tego co mi wiadomo „Uroczysko” i „Sezona na cuda” to świetne pozycje, więc pomyślę jak będzie.

Główną bohaterką jest Natasza. Pewnego dnia postanawia zmienić swoje dotychczasowe życie i zapisać się na studia, znaleźć pracę czyli jednym słowem porzucić życie „kury domowej”. Takie drastyczne zmiany komplikują „troszkę” życie rodzinne. Bo jak pogodzić życie matki, żony, studentki oraz dziennikarki? A w dodatku mąż przebąkuje coś o na temat drugiego dziecka, matka porzuca ojca dla innego itp itd.

Nie wiem co mam sądzić o tej powieści. Normalnie mam mieszane uczucia. Jest ona zbliżona do „Dziennika Bridget Jones”. Tylko że tam była singielka szukająca męża i popełniająca gafy, natomiast tu matką, żona i dziennikarka.
Nie jest to ambitna książka która skłania do myślenia. Bardziej zaliczyć ją można do typu krótka, łatwa i przyjemna. Taka w sam raz na wieczór po ciężkim dniu albo do przeczytania w autobusie podczas długiej jazdy bądź też w poczekalni u lekarza umilając sobie czas w kolejce.

Tak więc jeśli masz wolny wieczór i zły nastrój to książka jest idealna. Pośmiejesz się i będzie ci lepiej. A jak do tego dorzucisz kieliszek wina to myślę, że będzie jeszcze lepiej.

Pozdrawiam
Archer

niedziela, 27 lutego 2011

#053

Ponieważ od dłuższego czasu oprócz czytania książek zajmuję się pisaniem (głównie do szuflady) postanowiłam to zmienić i zaprezentować swoje "dzieło" szerszej publiczności (a nie tylko szufladzie). Tak więc powstał nowy blog "Nie zadzieraj ze mną" gdzie będę publikować kolejne strony mojej "grafomanii". Jest to surowy tekst tzn bez poprawek i korekt. Więc błędy mogą się trafić. Nie jest to długie dzieło ma tylko ok 90 stron A4. Postaram się regularnie dorzucać kolejne strony. Postaram się to robić codziennie żeby przerwa między stronami nie była zbyt długa :)

Miłej lektury

P.S.
Chciałam też prosić, że jeśli coś się Wam nie podoba to napiszcie. Krytyka mile widziana :) Jeśli widzicie błędy -> wytknąć

piątek, 25 lutego 2011

#052

Nie lubię się chwalić. Uczono mnie żeby tego normalnie nie robić. Ale tym razem łamię zasadę. Otóż kilka dni temu wzięłam udział w konkursie na moim ulubionym portalu o książkach nakanapie.pl. Wystarczyło odpowiedzieć na następujące pytanie (bądź bardziej zadanie):

Znajdujesz się w niebezpieczeństwie, uciekasz przed oprawcami. Jedyną drogą jaką możesz podążyć to świat iluzji i fantazji. Biegniesz ciemnym korytarzem i otwierasz jedne z drzwi... Przed sobą masz wymyśloną scenerię, która pomoże ci zmylić i pokonać prześladowców. Opisz krótko, jak to będzie wyglądać i co zrobisz.

Muszę przyznać, że od razu skojarzył mi się karnawał w Wenecji. Nie mam pojęcia dlaczego. Wzięłam do ręki notatnik, ukochane pióro i napisałam taką odpowiedź:

Uciekam ciemnym korytarzem. W mojej głowie wciąż słyszę ten sam głos: "Szybciej! Szybciej!". Wiem, że jeśli zwolnię, Oni w końcu mnie dopadną. Coraz bardziej brak mi tchu. W końcu wpadam na ścianę obijając się boleśnie. Po omacku szukam włącznika, zamiast niego natrafiam na klamkę. Ostatkiem sił naciskam ją i... wpadam do sali balowej. Rozglądam się dookoła i widzę mnóstwo osób. Wszystkie są poprzebierane w epokowe stroje, a na twarzach mają maski. Zerkam na swoje odbicie w jednym z luster wiszących na ścianie. Ja także mam na sobie długą suknię z trenem, włosy spięte w misterny kok, a na twarzy również mam maskę. Odwracam się i spoglądam na drzwi, przez które przed chwilą przeszłam. Serce bije mi szybko, a ręce zaczynają się pocić. To znak, że znów muszę uciekać. Przedzieram się przez tłum ludzi. Wszyscy mi się kłaniają w pas. Niektórzy porywają do walca, który orkiestra zaczęła właśnie grać. Wyrywam się i staram skierować do wyjścia z sali. Robię to bardzo mozolnie, gdyż tłum jak na złość się zagęszcza. Kiedy w końcu udaje mi się wybiec z budynku, okazuje się, że jestem na Placu Świętego Marka w Wenecji. Dookoła mnie znów tłum przebierańców. Trafiłam na karnawał. Stroje i maski są moimi sprzymierzeńcami. Dzięki nim mogę wtopić się w tłum. Spokojnym już krokiem kieruję się w stronę Mostu Westchnień. Mijam stragany i Włochów wykrzykujących do mnie jakieś nieznane mi słowa. Co chwila obracam się przez ramię, by upewnić się, czy Oni nadal depczą mi po piętach. W oddali dostrzegam trzech mężczyzn ubranych na czarno, absolutnie nie pasujących do otoczenia. W pewnym momencie jeden z nich również mnie dostrzega i zaczynają biec w moim kierunku. Dobiegam do końca zaułku. Przede mną tylko kanał wenecki, a za mną Oni. Wtedy dostrzegam Jego. Wysoki brunet o ciemnych oczach przyglądał mi się, gdy miotałam się z postanowieniem co zrobić dalej. W końcu wyciągnął w moją stronę prawą rękę, a lewą zrobił zapraszający gest do weneckiej gondoli. Wahałam się tylko ułamek sekundy, bo przecież tak naprawdę to nie wiedziałam czy mogę mu zaufać.Wsiadam do gondoli i po chwili odpływamy. Oglądam się za siebie i widzę moich prześladowców dobiegających do brzegu. Sięgają pod marynarki, a po chwili w ciemności daje się słyszeć... świst kul. Nerwowo uchylam się i spoglądam na mojego towarzysza. Wygląda na całkowicie spokojnego. Mnie ten spokój się nie udziela. Znów spoglądam za siebie. Placu ani katedry już dawno nie widać. Niebo przecinają kolorowe... fajerwerki. Opieram głowę i zamykam oczy. Biorę głęboki oddech i... otwieram oczy. Nerwowo rozglądam się dookoła. Znajduję się we własnym łóżku, a obok mnie śpi brunet, uśmiechający się przez sen. Delikatnie całuję go w czoło i wiem, że jestem bezpieczna. Przytulam się do niego i zasypiam spokojnie. To, co działo się w Wenecji to tylko moja wybujała fantazja.

No i dzisiaj było ogłoszenie wyników. Okazało się, że jedną z dwóch książek udało mi się wygrać. Nadal zbieram szczękę z podłogi,bo nie mogę w to uwierzyć. A nagrodą jest książka którą prezentuję poniżej:

P.S.
Chciałam podziękować Dobruni oraz Madzi które jako pierwsze przeczytały odpowiedź i podsunęły mi kilka pomysłów na zmiany. Dziękuję dziewczyny :*

czwartek, 24 lutego 2011

#051

Pokaż mi swoją biblioteczkę, a powiem... Ci kim jesteś. Po blogach krąży taka zabawa. Należy pokazać swój zbiór książek. Zostałam wytypowana do pokazania swojego zbioru przez Kingę. Bo jak podała przyczynę mojego wyboru: "Bo główne zdjęcie półki na blogu wygląda smakowicie".

Tak więc proszę państwa oto moja biblioteczka w całej okazałości:
Tylko trzy półki, ale każda ma trzy rzędy (no prawie każda, ta na samej górze tylko dwa) książek. A tak wyglądają poszczególne półki:








Przepraszam za marne fotki, ale ciężko mi było fotografować całe półki dlatego, są one posklejane. Jedna składa się z dwóch części.
Uff... namęczyłam się, ale... Dzięki temu wyzwaniu mogłam zrobić porządek w bibliotece oraz uaktualnić listę pozycji w komputerze. Teraz wiem gdzie co znajdę :)

A do zabawy zapraszam: Sil oraz Bellatriks. Dziewczyny czekam na Wasze zdjęcia :-)

poniedziałek, 21 lutego 2011

#050

Droga Espi

I znowu wpadła w moje ręce książka, której bohaterka ma tak samo na imię jak ja. Coś mi się wydaje, że teraz to takie właśnie będę wypatrywać w bibliotece. Bo księgarnie to ja omijam wielkim łukiem. Tego się staram trzymać jak tonący brzytwy. Ciekawa jestem jak długo z tym wytrzymam? Pewnie do następnej wyprzedaży. No ale dobrze powrócę do książki.

To moje pierwsze spotkanie z Panią Grażyną Plebanek, ale wiem, że nie będzie ostatnim. Kiedyś błądząc po portalach internetowych natrafiłam na wywiad z tą Panią. Przyznam się szczerze, że nie przeczytałam go, ale pamiętam, że pomyślałam sobie iż muszę kiedyś zapoznać sie z dorobkiem literackiem Pani Grażyny. I tak będąc w bibliotece natrafiłam na książkę „Pudełko ze szpilkami”.

Wydawnictwo pięknie napisało na okładce informację „Polska Bridget Jones”. Powiem szczerze, że miałam ochotę odłożyć książkę z powrotem na półkę. Bo przecież Bridget Jones jest jedna a reszta to marne podróbki. Jednak w ostateczności postanowiłam dać książce szansę i nie oceniać jej po haśle wydawnictwa.

Tak jak już wspominałam główna bohaterka ma na imię Marta i pochodzi z prowincji. Obecnie mieszka w kawalerce w dużym mieście. Jest młoda i robi karierę w dużej korporacji. Niestety kariera zostaje przerwana niespodziewaną ciążą. Tak naprawdę to nie wie kim jest ojciec dziecka. Mężczyzna na szczęście staje na wysokości zadania i nie porzuca Marty. Jest dla niej wsparciem tak samo jak trzy przyjaciółki które są bardzo barwnymi postaciami, jodobnie jak jej liczna rodzina.

Historia Marty jest o tyle interesująca, że przez cały czas nie mamy pewności, czy mąż Marty a zarazem ojciec dziecka naprawdę istnieje. Owszem jest o nim mowa, ale tak naprawdę to nie jest „czynnym bohaterem” powieści. Dopiero pod koniec tajemnica nie istnienia męża zostaje rozwiązana. Muszę przyznać, że dzięki ostatniej rozmowie książka a zarazem historia w niej zawarta wyjaśnia się do końca.

Muszę przyznać, że powieść bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie jest to jednak typowy dziennik młodej matki. Nie ma tutaj podziału na dni tygodnia, miesiąca czy chociażby godziny. Całość to raczej narracyjne zapiski Marty na luźnych kartkach i przechowywane we wspomnianym pudełku ze szpilkami. To książka nie tylko o kobiecie w ciąży. Ani o tym co czuje gdy nosi pod sercem dziecko, ani o tym jak reagują ludzie i co mówią kiedy na ich drodze staje kobieta w ciąży. To książka o przyjaźni i o tym jaki wielki wpływ ma na nasze życie, o miłości tej prawdziwej bezgranicznej matki do dziecka. To książka o wyborach, o dylematach jak pogodzić pracę zawodową i życie rodzinne.

Książkę polecam wszystkim kobietom które stają przed dylematami czy wpierw dziecko a potem kariera? Czy uda się pogodzić jedno i drugie? Czy mężczyzna ledwo poznany na wieść o tym, że partnerka zachodzi w ciążę ucieka gdzie pieprz rośnie czy może staje na wysokości zadania i wspiera ją w trudnych momentach?

Pozdrawiam
Archer

P.S. Zauważyłaś że dzisiaj stuknęła mi 50? czuję się staro ;)

czwartek, 17 lutego 2011

#049

Kochaj dogłębnie
Tęsknij szaleńczo
Bądź
Bo Ona Cię potrzebuje
Chce znów czuć
Chce znów kochać
Tak jak nigdy dotąd
Wiesz, tak do utraty zmysłów
Bo Ona chce
Znów być tą najważniejszą
Tą jedyną i ukochaną

Muszę przyznać, że bardzo dawno nie pisałam wierszy. Moja wena spała kamiennym snem. Jak widać dzisiaj się na chwilę przebudziła i szepnęła mi ten krótki wierszyk. Dziękuję Jej z całego serca. Tak bardzo mi Jej brakowało. Mam nadzieję, że w końcu przebudzi się z zimowego snu i będzie mi częściej towarzyszyć.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Pochwalę się a co. Chciałam ogłosić, że udało mi się wygrać książkę w konkursie organizowanym przez Tajemnicę. Zadanie konkursowe brzmiało: "Na pewno w Waszym życiu pojawiła się pozornie nic nie zapowiadająca znajomość …. a jednak po czasie wynikło z niej coś zupełnie innego … może miłość? A może przyjaźń ta przed duże P?" Przyznaję się bez bicia, że nie miałam pomysłu o czym napisać i czy w ogóle brać udział w konkursie. W końcu postanowiłam opisać moją przyjaźń z Anią. No i...Wydawnictwo Prozami postanowiło wyróżnić moją wypowiedź, którą prezentuję tutaj:
Muszę przyznać, że od dłuższego czasu zastanawiam się co napisać i... mam pustkę w głowie. Po raz pierwszy nie potrafię ubrać w słowa tego co siedzi w mojej glowie. Ale dobra spróbuję. Jak dobrze wiadomo najlepsze przyjaźnie są albo te szkolne albo te podwórkowe. Do tych drugich mam większy sentyment gdyż te szkolne szybko się kończyły :( Anię poznałam jak była małą dziewczynką, a konkretniej zaczęło się od poznania Jej brata Tomka. Bo kiedy wychodziliśmy na dwór to Ania była pod opieką starszego brata. Miałam wtedy może 7 lat a Ania 4 gdyż jest młodsza ode mnie o trzy lata. Bawiłyśmy się razem. Pamiętam jak wydeptywałyśmy labirynty w wysokich trawach, goniłyśmy się po placu albo grałyśmy w gumę. Ania zawsze w skakaniu była lepsza, pewnie dlatego że była wysoka a nie niziutka jak ja. Na początku to było koleżeństwo, jednak z czasem zaczęło się to zmieniać w przyjaźń. Pierwsze sympatie, miłości. „Niestety wszystko co piękne szybko się kończy” myślałam, kiedy przeprowadzałam się z osiedla do centrum. Na szczęście się myliłam. Przyjaźń przetrwała moją przeprowadzkę. Nadal widywałyśmy się raz na miesiąc a jak miałyśmy możliwość to jeszcze częściej. Nasza przyjaźń przetrwała nie tylko przeprowadzkę, ale także związki z mężczyznami oraz rozstania z nimi. Żaden facet nie jest w stanie stanąć na drodze naszej przyjaźni. Teraz niedawno Ania przeprowadziła się także do centrum. Mieszka dwie ulice ode mnie więc staramy się widywać jak najczęściej. A jak nie mamy możliwości spotkania to prowadzimy długie rozmowy na gadu-gadu. Wspieramy się nawzajem. I wiem, że kiedy mam doła, jest mi źle i wszystko mnie wkurza, to wystarczy, że do Niej zadzwonię, pogadamy i od razu jest mi lepiej. No bo taka jest prawda, bez rozmów ze sobą ciężko bywa. Ania zawsze potrafi mnie kopnąć w cztery litery. Pamiętam, że jak wróciłam z mojego krótkiego wypadu do Anglii i zaczęłam przebąkiwać, że jeśli nie uda mi się znaleźć pracy w Polsce to pewnie przeprowadzę się do UK, wtedy Ania posłała mi sms o treści który do dzisiaj pamiętam: „jak ty wyjedziesz to ja z Tobą, bo osobno na dłuższą metę nie damy rady”. I tak już wspieramy się i przyjaźnimy od 23 lat. I myślę, że to się nie zmieni i przyjaźń będzie nadal trwać.
A nagrodą w konkursie była książka "Aleja Bzów" Aleksandry Tyl. Dziękuję

poniedziałek, 14 lutego 2011

#048

Droga Espi!

Właśnie się zastanawiam dlaczego sięgnęłam po pozycję, którą chcę Ci teraz polecić? Myślę, że po pierwsze to spodziewałam się czegoś absolutnie innego, nie wiem może jakiegoś kryminału, mocnej sensacji (no bo na okładce pięknie napisali: "Pod skrzydłami anioła chowamy to, co bezcenne. Za jego plecami możemy odkryć tajemnicę"), po drugie główna bohaterka ma tak samo na imię jak ja, a po trzecie to literatura polska :) Na książkę natrafiłam przypadkiem w bibliotece. Stała sobie dumnie na półce i puściła do mnie oczko.

"Za plecami anioła" to powieść napisana przez Renatę L. Górską. Nie jest jej literackim debiutem. Pani Renata ma już na swym koncie inną powieść "Cztery pory lata" z którą też muszę się koniecznie zapoznać.

"Za plecami anioła" nie jest typowym romansidłem. Bo jak dla mnie w typowym romansidle już od samego początku wiadomo kto z kim będzie i jaką cenę zapłaci zanim złączy się ze swoją połówką. Tutaj zdecydowanie tak nie jest.

Główną bohaterką powieści jest Marta - Polka mieszkająca w Niemczech. Martę poznajemy gdy... zostawia ją partner. Byłam bardzo zaskoczona, gdy okazało się, że aż tak bardzo nie przeżywa tego rozstania. W sumie to facet nie pokazał klasy, bo informację o rozstaniu przekazał jej telefonicznie. Muszę przyznać, że tym to mi podniósł ciśnienie na maksa. Marta, po tym rozstaniu postanawia wrócić do Polski. Jednak w ostatniej chwili zmienia zdanie i... wsiada do autobusu. Wysiada w małym miasteczku o nazwie Tauburg. Tutaj znajduje nocleg, przyjaciół i pracę. Zostaje opiekunką oraz towarzyszką pani Adeli von Tauburg, która mieszka z dorosłymi synami w zamku górującym nad miasteczkiem.

Na początku myślałam, że gdy na drodze Marty stanie mężczyzna to trafi ją strzała amora i do końca powieści będzie słodko i ckliwie. Na szczęście tak nie było. I bardzo dobrze, bo pewnie szybko rozstałabym się z powieścią. A tak to byłam ciekawa co się jeszcze wydarzy?

Oczywiście nie mogło zabraknąć czarnego charakteru. Muszę przyznać, że kobieta będąca tą złą i nie dobrą to grała mi ostro na nerwach. Ale to chyba o to chodzi prawda? Podobnie było z innymi bohaterami, którzy potrafili ostro namieszać i wkurzyć nie tylko swoimi słowami ale przede wszystkim zachowaniem.

Na wielki plus w tej powieści zasługują piękne opisy przyrody. W niektórych momentach moja wyobraźnia dosłownie podsuwała mi obrazy opisane w książce. Aż chce się pojechać do Tauburga i na własne oczy zobaczyć zamek, ogród i dom Engelhaus albo zjeść lody w "Cortinie".

Niestety była jedna rzecz, która mnie drażniła. Otóż redakcja zawiodła na całej linii. Błędy raziły tak bardzo, że czasem nie dało się wytrzymać. A to przecież ich zadaniem jest poprawianie błędów. Literówki - a konkretniej zjadanie literek - dało się przeżyć, ale styl wyrazów jakoś mnie drażnił. No ale cóż, przecież błędy się zdarzają nawet najlepszym.

Książkę polecam z całego serca każdej kobiecie. Wiek tak naprawdę to nie gra roli (no dobrze nastolatkom nie polecam bo one to zdecydowanie wolą inny gatunek literacki). Powieść najlepiej przeczytać teraz, kiedy za oknem szaro i buro. Dzięki opisom przyrody to na bank zatęsknisz za wiosną i latem (bo akcja dzieje się głównie właśnie w tych porach roku). I może podobnie jak ja zakochasz się w Nicholasie. Bo przecież każda kobieta uwielbia niegrzecznych chłopców.

Pozdrawiam
Archer

piątek, 11 lutego 2011

#047

Jakiś czas temu umieszczałam zdjęcia ze spotkania z Agnieszką Lingas - Łoniewską, no i Lena stwierdziła, że wśród zdjęć brakuje tego mojego z Autorką. Nadrabiam zaległości. Lena specjalnie dla Ciebie :-)

A poniżej kolejny stosik. Tym razem biblioteczno - wyprzedażowo - nowościowy. Książki z wyprzedaży wygrzebałam na stronie internetowej Matrasa. Muszę chyba sobie zablokować do niej dostęp. W szczególności, że kolejne 4 pozycje kosztowały mnie niecałe 50 zeta. No i na dokładkę dwie nowości które na pewno przeczytam. Tylko, że pierwszeństwo mają pozycje biblioteczne :-)

"Sosnowe dziedzictwo" wpierw postaram się wcisnąć mojej mamie. Dzisiaj już pół dnia Jej trułam, że musi koniecznie przeczytać. Może się skusi.

I tak jak kiedyś wspominałam, tak, jestem książkoholiczką i nie wstydzę się tego :-)

poniedziałek, 7 lutego 2011

#046

Droga Espi!

Tego powinni zdecydowanie zabronić. Nie wolno tak rozbudzać apetytu a potem kazać czekać na "danie główne" taki kawał czasu. Już tłumaczę o co chodzi.
Ostatnio będąc w księgarni i zaopatrując się w kolejne pozycje do mojej biblioteczki, w moje ręce wpadła taka mała książeczka "Sosnowe dziedzictwo preludium Szyszka z Sosnówki". Jest to tak zwany "wstępniak" do powieści "Sosnowe dziedzictwo" Marii Ulatowskiej.
Wpierw książeczkę przeczytała moja mama. Była zachwycona. Bo muszę Ci powiedzieć że moja mama nie lubi czytać książek. Twierdzi, że one ją usypiają. Jednak ten fragment przeczytała w oka mgnieniu - no i była pod wrażeniem. Nie pozostało mi nic innego jak samej przeczytać preludium. No i... wsiąknęłam na amen. Zachwyciłam się, pokochałam Towiany, Szyszkę i resztę. Ale nie wiem co dalej bo... książka ma premierę jutro tzn 08.02.2011. Dzisiaj zamówiłam ją na stronie (albo raczej w księgarni) wydawcy i teraz czekam z niecierpliwością na kuriera który dostarczy przesyłkę. Nie wiem kiedy to będzie, mam nadzieję, że prędko bo ciekawość zżera mnie od środka. Wiem, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nic na to nie poradzę.
Zazdroszczę tym, którzy mają już tę pozycję w łapkach i zaczytują się historią Ani ze Sosnówki. Ale spoko, ja też niebawem poznam Jej historię i opowiem Ci co i jak.

Pozdrawiam
Archer

czwartek, 3 lutego 2011

#045

Droga Espi!

Dosłownie przed chwilą skończyłam czytać książkę „Trzy połówki jabłka” Antoniny Kozłowskiej. Niestety w głowie mam dziwną pustkę i nie mam bladego pojęcia co mam tutaj napisać. I nie jest to szok wywołany powaleniem na łopatki tak jak było w przypadku książek Agnieszki. Po prostu nie potrafię ładnie ubrać w słowa historię, która w książce została opisana. Niby ta historia głównej bohaterki jest prosta, ale jednak troszkę zagmatwana. Nie ułatwiam nie? No dobrze, uważaj, teraz spróbuję coś na temat książki i samej autorki Ci opowiedzieć.
Antonina Kozłowska z wykształcenia jest anglistką. Znana jest przede wszystkim jako autorka bloga www.mamadwojgaludzikow.blox.pl a powieść „Trzy połówki jabłka” jest jej debiutancką powieścią. Na książki tej autorki poluję od dawna. Pewnie to dlatego, że ostatnio mam „fioła” na punkcie polskiej literatury.
„Trzy połówki jabłka” to historia życia Teresy dawniej i teraz. To co opisane jest jako dawniej ma bardzo istotny wpływ na to co jest teraz. Teresa jest trzydziestokilkuletnią matką dwojga dzieci oraz żoną Krzysztofa. Uczy angielskiego głownie dla przyjemności. Może się wydawać, że życie Teresy jest idealne: mąż, dwoje dzieci i praca dająca satysfakcję. Niestety tak nie jest. W małżeństwie nie układa się najlepiej. Brak w nim czułości, czasu spędzanego tylko z mężem. Ten niby poukładany świat zostaje wywrócony do góry nogami w momencie, gdy pewnego dnia Teresa spotyka swoją daną i niezapomnianą miłość Marcina. Marcin, podobnie jak Teresa ułożył sobie życie z Paulą, która spodziewa się och pierwszego dziecka. Po pewnym czasie Teresa i Marcin uświadamiają sobie, że nadal są dla siebie najważniejsi. To dzięki opisom „dawniej” poznajemy przeszłość bohaterów i dowiadujemy się dlaczego Teresa nie jest z Marcinem tylko ułożyła sobie życie z Krzysztofem.
Czy uczucia które są tłumione tak długo mają prawo wybuchnąć na nowo płomieniem? Czy Teresa znów stanie przed życiowym wyborem? Czy w ogóle możemy świadomie podjąć jakąkolwiek ważną decyzję? Czy może te najważniejsze podejmują się same bez naszego udziału?
Nie jest to typowe „babskie czytadło” (przepraszam za takie określenie, ale jakoś tam mi dziwnie przypasowało) gdzie od samego początku wiadome jest jego zakończenie. To historia, która może przytrafić się każdej z nas. Bo przecież każda z nas może nagle znaleźć się na miejscu Teresy i zastanawiać się nad wyborem odpowiedniej ścieżki życia. Czy może poddać się namiętności z dawną miłością czy pozostać przy tym co znam i co mimo wszystko kocham?
Najbardziej wryły mi się w pamięć dwa cytaty: „Skrzydełka motyla w puszczy amazońskiej powodują huragan na Florydzie” oraz „Moje pieprzone jabłko jest mutantem i ma trzy połówki”.
Książkę przeczytać można, owszem. Nie zalicza się jednak do typu „szybkich, łatwych i przyjemnych” tylko bardziej do tych które czasem każą nam się zastanowić nad swoim życiem i nad tym co w nim ważne. I zgodzę się ze stwierdzeniem, że lektura „Trzech połówek jabłka” jest jak kawa z przyjaciółką - wciąga, zaprząta myśli i sprawia, że zaczynamy myśleć, co zrobiłybyśmy na jej miejscu...

Pozdrawiam

Archer