niedziela, 22 lipca 2018

#489




Zdarza mi się sięgnąć po książkę, którą ktoś kiedyś, gdzieś polecał. Tak właśnie było w przypadku książki „W maratonie życia” Anny H. Niemczynow, którą polecała Magdalena Witkiewicz.

Matylda bierze udział w martonie. To takie odkupienie win. Podczas tego biegu rozlicza się z przeszłością, z wszystkim tym co wydarzyło się w jej życiu. A trzeba przyznać, że wydarzyło się bardzo wiele. Wie czym jest nieodwzajemniona miłość, wie czym jest romans z żonatym mężczyzną oraz utrata dziecka. Jednak kobieta nie załamuje się. Bierze sprawy w swoje ręce i walczy o lepsze jutro dla siebie oraz synka. Czy ta walka będzie wygrana? Czy dotrze do linii mety już jako inna kobieta? O tym poczytajcie sami. 

Wiele razy wspominałam już, że lubię sięgać po książki debiutujących autorów. Lubię jednak odkrywać nowe historie, które porywają od pierwszych stron. I właśnie tutaj tak było. 

Opis i okładka mogą sugerować lekką książkę o bieganiu. Owszem główna bohaterka bierze udział w maratonie, codziennie także biega dla oczyszczenia umysłu, ale to wcale nie jest łatwa historia. Autorka porusza tutaj kilka ważnych tematów. Nie robi tego nachalnie, wręcz przeciwnie wszystko jest subtelnie wplecione w bieg głównej bohaterki. Matylda pomimo młodego wieku została pokiereszowana przez życie. Podczas maratonu rozlicza się z przeszłością, opowiadając o swoim życiu właśnie podczas biegu. Można śmiało powiedzieć, że to spowiedź a meta będzie rozgrzeszeniem. W książce nie znajdziecie pięknych opisów, miłości gdzie zakochani spijają sobie z dzióbków. Mamy tutaj brutalną, szczerą codzienność, która dzieje się za wieloma drzwiami mieszkań. Czytelnik – a na pewno ja – podziwiałam Matyldę od samego początku. Za jej heroizm, za siłę i za to, że nie poddała się wtedy gdy dopadały ją ciosy życia. Przyznam się Wam szczerze, że zastanawiałam się czy też bym miała tyle sił by walczyć o siebie. 

Podsumowując, nie jest to babskie czytadło, tylko powieść z przesłaniem. Jakim? Myślę, że każdy odbierze tę książkę inaczej. Dla mnie najważniejszym było: nie poddawać się i walczyć o swoje szczęście. Bo to od nas zależy jakie życie będziemy wieść. Polecam!!!

P.S.
Aniu, „W maratonie życia” to fenomenalny debiut. Ale to już wiesz, bo zdążyłam Ci o tym powiedzieć podczas naszego spotkania na WTK w maju. Pozostałe Twoje książki też rozkładają na łopatki. Ale o tym to przy najbliższej okazji.



środa, 18 lipca 2018

#488



Droga Tachykardio! 

Bułgaria w latach osiemdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych była miejscem gdzie wielu wyjeżdżało na urlop, gdyż nie była drogim miejscem docelowym. Ta tendencja utrzymuje się nadal, ale mam wrażenie, że już w mniejszym stopniu. Sama byłam tam prawie 30 lat temu, a dokładnie w Warnie. Natomiast w tym roku przeniosłam się tam dzięki najnowszej książce Ałbeny Grabowskiej „Kości proroka”. A konkretnie do Płowdiwu gdzie toczy się akcja.

XXI w. W Płowdiwie w antycznym teatrze zostają odnalezione zwłoki polskiego posła. Mężczyzna został ukrzyżowany, głowę odcięto i ułożono na tacy, a całe ciało pokryto cyrylicą, egipskimi, trackimi oraz greckimi symbolami. Bułgarska policja prosi o pomoc w rozwiązaniu zagadki morderstwa Margaritę Nowak, córkę znanej i cenionej archeolożki. Gita na prośbę przyjaciela wraca na stare śmieci, zostaje policyjnym konsultantem by dowiedzieć się dlaczego doszło do zbrodni. 
XIIw. Dwunastu braci bogomiłów wyrusza do Konstantynopola by przekazać cesarzowi świętą księgę. By uchronić się przed kradzieżą niosą sześć falsyfikatów. Żaden z nich nie wie, która jest prawdziwa.
I w. Dwunastu uczniów powołanych przez Mesjasza, wraz z Janem Chrzcicielem udaje się do Jerozolimy na spotkanie z Chrystusem. Jest wśród nich Ariel, który zostaje kronikarzem spisuje wszystko co wydarzy się podczas podróży oraz notuje wszystkie nauki nauczyciela. 

Jak sama widzisz cała historia opisana jest na trzech płaszczyznach czasowych, które przeplatają się ze sobą. I w ostatecznym rozrachunku wiążą się ze sobą bardzo ściśle. Dla mnie na początku bardzo ciężko czytało się tą książkę, ponieważ w pewnym momencie zaczynałam zapominać o tym co było wcześniej. W szczególności że chodziło o morderstwo. Jednak potem wszystko zaczęło wskakiwać na swoje miejsce jak puzzle. 

Chylę czoła przed Autorką, która wykonała niesamowitą pracę by połączyć te wszystkie historie w jedną logiczną całość - tak, by czytelnik nie miał problemów podczas czytania. A musisz sobie zdawać sprawę , że ilość nazwisk, miejsc oraz wydarzeń troszkę przytłacza, ale to wcale nie umniejsza całej historii. 

Oprócz zbrodni, która rozegrała się w teatrze antycznym, mamy wyśmienite tło obyczajowe. Poznajemy przeszłość Margarity, jej powód ucieczki z Bułgarii oraz porzucenia studiów. A także trudne relacje z matką, znaną archeolożką, która tak naprawdę nie potrafiła okazać zainteresowania córką i całe życie spędziła przeważnie na wyjazdach archeologicznych, aniżeli na zacieśnieniu więzów z pierworodną. A także miłość, która zrodziła się pomiędzy dwójką głównych bohaterów.

„Kości Proroka” to lektura która pochłonie od samego początku. Owszem może być momentami ciężko, ale nikt nie powiedział że książki z historią w tle należą do tych lekkich, które czyta się od deski do deski na jednym posiedzeniu. To kawał świetnej opowieści. Od samego początku będziesz kibicować Margaricie i Dimityrowi podczas rozwiązywania tajemniczej śmierci polskiego posła oraz wędrować na przemian z dwunastoma apostołami i bogomiłami. Dodam jeszcze na koniec, że Ałbena perfekcyjnie przygotowała się do stworzenia całej historii. Research Autorki naprawdę rozkłada na łopatki. Polecam bez dwóch zdań.

Pozdrawiam serdecznie
Archer

P.S.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Marginesy.

piątek, 13 lipca 2018

#487



I co?! Kolejna książka z gatunku Young Adult za mną. Przyznam się, że wcześniejsza pozycja Agaty Czykierdy – Grabowskiej nie rozłożyła mnie na łopatki. Dlatego miałam obawy co do książki „Wszystkie twoje marzenia”. Nie wiedziałam czy mi się spodoba, czy może po setnej stronie ją porzucę. Nie porzuciłam. Wręcz przeciwnie, historia pochłonęła mnie tak bardzo, że nie potrafiłam się od niej oderwać. 

Kamil poznaje Maję w dniu, gdy dziewczyna mając dość wciąż psującego się samochodu próbuje zepchnąć starego grata z mostu – wprost w odmęty Wisły. Okazuje się, że będą mieszkać w tym samym akademiku. Dziewczyna od razu wpada mu w oko. Jednak na samym początku, zastrzega żeby się w niej nie zakochał. Zostają przyjaciółmi. Można się nawet pokusić o stwierdzenie „przyjaciele od seksu”. Tylko czy taka przyjaźń w ogóle jest możliwa? Jaką tajemnicę ukrywa Maja, że nie potrafi zaangażować się w związek?

Może się niektórym czytelnikom wydawać, że historia Kamila i Maji to typowy romans jakich wiele na półkach. Możliwe i pewnie też tak jest, ale ta książka podobnie jak „Uratuj mnie” o której pisałam niedawno, ma w sobie to coś. Lekkość to jedna z cech twórczości Autorki, która tworzy świetne książki nurtu New Adult. Poza tym bohaterowie są z krwi i kości. Nie są wymyśleni, mają normalne cechy, mogą być tak naprawdę każdym z nas. Takich Kamilów chodzi trochę po tym świecie. Facetów, dla których kobieta jest ważna, dbają o nią i troszczą się.

Podobnie w swojej wcześniejszej książce „Jak powietrze” mamy tu trochę erotyki. Jednak w porównaniu z tamtą książką, tutaj jest to przedstawione w bardzo delikatny sposób. Nie mówię, że w „Jak powietrze” jest wulgarnie, ale tutaj było to subtelne, z uczuciem i wyczuciem. Nagość i seks nie wylewały się z kart powieści. To jest w tej historii zdecydowanie na plus. 

„Wszystkie twoje marzenia” nie zawiedzie fanów pani Agaty. Chociaż doszły mnie słuchy, że jest słabsza. Ja mam odmienne zdanie. Polecam miłośnikom lekkich historii, które pochłaniają od pierwszej strony. I tak, idealnie nadaje się na lato. 

środa, 11 lipca 2018

#486



Droga Tachykardio!

Myślisz, że czytanie książek zimowych, a co za tym idzie tych świątecznych, w okresie letnim to dobry pomysł? Bo wiesz, tu żar leje się z nieba a ty czytasz o śniegu po kolana, kolędach i ubieraniu drzewka. Mnie się wydaje, że czas tutaj nie gra roli, bo tak samo odbierzesz ją w listopadzie czy też w lipcu. Chociaż w listopadzie będziesz oczekiwać zbliżających się Świąt, a w lipcu ochłodzisz się podczas upałów. I ja tak właśnie miałam podczas czytania książki Gabrieli Gargaś „Wieczór taki jak ten”.

W małej miejscowości Złotkowo w samiusieńkich Bieszczadach mieszka z babcią i młodszym bratem Michalina. Dziewczyna po śmierci swojej mamy musi zaopiekować się bratem i zadbać o swoją przyszłość. Babcia prowadzi kawiarenkę, ale przydałoby im się dodatkowe źródło utrzymania. Michalina wpada na pomysł otwarcia pensjonatu, miejsca gdzie można odpocząć i zregenerować siły. A przecież święta to najlepszy czas na takie inwestycje. W szczególności w małym miasteczku w sercu Bieszczad. Pierwszy przyjeżdża Artur. Rozwodnik, ojciec dwójki dzieci, pracoholik, który ma ochotę popracować nad projektami w spokoju. A jak wiemy los bywa przewrotny i zamiast spokoju Artur się zakochuje. Przyjeżdża także pani Wiktoria, która pragnie odzyskać wspomnienia i pogodzić się z synową. Dociera także Lena z córką, która po śmierci męża nie potrafi się odnaleźć, a święta to dla nich obu ból i tęsknota. Natomiast w samą Wigilię dociera najważniejszy gość, który bardzo namiesza w życiu Michaliny.

Gabrysia, jak to ma w zwyczaju w swoich książkach, tka historię z najważniejszej nici uczuć jaką jest Miłość, nie tylko ta do mężczyzny, ale także matki do dziecka i tej pomiędzy rodzeństwem. Ale najbardziej skupia się na rodzinie, pokazuje jak ważna jest naszym życiu i jak bardzo potrzebujemy jej wsparcia gdy upadamy, oraz na tym, że powinniśmy dawać drugą szansę, kochać i przebaczać. Bo przecież czas Bożego Narodzenia to czas przebaczania i nadziei. Nadziei, że błędy przeszłości zostaną wybaczone. 

Z ogromną przyjemnością powrócę do Złotkowa w najnowszej książce Gabrysi „Lato utkane z marzeń”, która niebawem pojawi się na księgarskich półkach.

Jeśli nie znasz twórczości Gabrieli Gargaś to musisz to zmienić. To Czarodziejka emocji. Potwierdzam! A książkę "Wieczór taki jak ten" Polecam!!!

Gabrysiu, dziękuję za kolejną piękną historię. 

Pozdrawiam Archer 







poniedziałek, 9 lipca 2018

#485



Macie tak, że czytacie książkę, na początku Wam się podoba, ale w pewnym momencie nie dajecie rady i ją porzucacie? Zdarza się Wam nie skończyć książki? Osobiście staram się dotrzeć do ostatniej strony. Dochodzę jednak do wniosku, że szkoda marnować czasu na słabe książki i trzeba zabrać się za takie, które pochłoniemy bez reszty (albo to one pochłoną Nas). Kiedy okazało się, że powstała książka o dalszych losach Magdy Miłowicz, znanej z serialu „Magda M.” postanowiłam się w nią zaopatrzyć i dowiedzieć co działo się dalej. I tak w drodze powrotnej z Zakopanego towarzyszyła mi książka „Magda M. Ciąg dalszy nastąpił” Radosława Figury. 

Nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego co otrzymałam. Sorry, ale Magda mnie strasznie irytowała. Myślałam, że z wiekiem zrobi się mniej infantylna. Dojrzeje. Nie wiem, może gdzieś pod koniec bohaterka się zmieniła. Niestety nie dałam książce szansy by się o tym przekonać. Porzuciłam ją, gdyż jak dla mnie była za bardzo przegadana. 

Ci którzy wiele lat temu oglądali serial nie muszą sobie przypominać odcinków, gdyż wszystko jest ładnie wyjaśnione. Jest masa powrotów i przemyśleń. Byłam wielką fanką tego serialu. Czekałam z niecierpliwością na każdy kolejny odcinek, czekałam na to jak rozwinie się wątek Magdy i Piotra. Nie wiem czy fanom spodoba się to jak Autor rozwinął wątek głównych bohaterów. Mnie oczywiście się to nie spodobało, ale cóż…przecież nasze życie nie zawsze musi być tak bardzo kolorowe. Poza tym czułam niedosyt pozostałych postaci. Wiem, że tu chodziło głównie o Magdę, ale… tak bardzo mało było Sebastiana, Agaty, Karoliny. Całość skupiła się na traumie Magdy i jej ciężkiego powrotu, do życia, do kancelarii. 

Czy się zawiodłam? Na pewno tym, że w ostateczności Magda i Piotr nie mieli takiego happy endu na jaki zasługiwali. 

Jedynym plusem po porzuceniu tej książki jest to, że z ogromną przyjemnością powróciłam do serialu. Do przystojnego i młodego Pawła Małaszyńskiego i Joanny Brodzik uwielbiającej grochy. Chyba jednak serial mi wystarczy. 




niedziela, 8 lipca 2018

#484




Wiele już razy wracałam do mojego blogowego domku. Do mojego kawałka internetu. Wiele razy także go porzucałam, ale wiernie jak ten syn marnotrawny powracałam. Chyba nie potrafię tak do końca rozstać się z tym miejscem. Porzucić go, albo co gorsza wybrać opcję: usuń blog. 

Przez ostatnie zawirowania życiowe, nie mam głowy do pisania. Staram się od czasu do czasu napisać parę zdań. Nie jest to może to czego sama od siebie oczekuję, ale… No właśnie, zawsze jest to ale. 

Mój magiczny czarny stary kalendarz, za chwilę zostanie zapełniony. Już nie będę mogła w nim pisać ręcznie piórem. Bo skończą się puste strony. Przeglądam swoje notesy i zastanawiam się, który mam wybrać na kolejną literacką podróż. Żaden jednak nie szepcze do mnie „Weź mnie!!!” A może to właśnie ten czas kiedy powinnam zaprzestać pisania w notesie i wyleczyć mój syndrom „pustej kartki worda”? Może. Jedno jest pewne, niebawem podrzucę Wam kilka tekstów. Nie wiem czy zaglądacie i czytacie teksty które tutaj się pojawiają. Po tylu latach jeszcze nie mówię: ŻEGNAM.

Stay tuned.