czwartek, 21 maja 2015

#345

ŚBK: Gadżety bez których nie wyobrażam sobie życia


Hm… muszę przyznać, że temat idealny dla mnie. Dlaczego? No cóż… jakby to powiedzieć… jestem gadżeciarą. Lubię nowinki techniczne i zawsze się nimi zachwycam. Niestety nie zawsze stać mnie na to co chciałabym mieć. No cóż takie jest życie. Ale żeby nie było, pochwalę się tym bez czego nie potrafiłabym żyć.

1. iPad pierwszą rzeczą po przebudzeniu jest sięgnięcie albo po telefon albo właśnie po iPad. Służy głównie do sprawdzania poczty, kontaktu ze światem i grania. Bo niestety jestem uzależniona od gier na facebooku. Jorx się ze mnie śmieje, że iPad to przedłużenie mojej ręki. I gdy tylko otwieram oczy, sięgam po niego słyszę od Jorxa: znowu te fejsbuki.


2. Telefon. Podobnie jak iPad służy nie tylko do esemesowania czy dzwonienia. Korzystam z poczty, Messengera, aparatu jeśli nie mam przy sobie lustrzanki i innych rzeczy. Kiedyś jak mi wysiadła bateria to myślałam, że runął mi świat. Dlatego kolejny gadżet jaki sobie sprawiłam to power bank, który noszę zawsze naładowany ze sobą. Bo co będzie jak bateria w telefonie padnie?

3. Notatnik. Ostatnio łapię się na tym, że zdecydowanie najlepiej mi się pisze w zeszycie. Mam nawet dwa na te okazje. Jeden duży, który zabieram ze sobą gdy idę na dół do kawiarni i chcę napisać recenzję albo tekst na bloga. Drugi noszę zawsze ze sobą jest mały i mieści się w małej kieszonce. Ten jest taki bardziej awaryjny gdy nie mam tego dużego przy sobie.


4. Pióro. Odkąd sięgam pamięcią uwielbiam pisać piórem. Dlatego na dzień kobiet Jorx sprawił mi takie ładne z Pilota. Uwielbiam nim pisać i powiem Wam w sekrecie, że mogłabym to robić cały czas.

5. Zakładki indeksujące. W sumie mam ich spory zapas. Uwielbiam zaznaczać fragmenty w książkach albo zaznaczać inne informacje w notesach.


6. Czytnik. Tak, to mój chyba ostatni gadżet bez którego nie wyobrażam sobie życia. Jest załadowany po brzegi książkami i zawsze mi towarzyszy w plecaku. Tak na wszelki wypadek, nigdy nie wiadomo kiedy będę miała ochotę na czytanie.


7. Aparat fotograficzny. Hm… w sumie dawno nie robiłam zdjęć. Ale kiedy wyjeżdżam gdzieś na urlop lub za miasto aparat zawsze mam w plecaku. Fotografuję wszystko co nie ucieka z krzykiem na drzewo. Poza tym służy mi jako narzędzie pracy, bo dokumentuję zdjęcia do postów lub artykułów. Nie wiem czy wiecie, ale zanim Pestka stała się książkowa miała być przede wszystkim fotograficzna. Ale skończyły się fajne zdjęcia a ja zaczęłam pisać listy.


To by było chyba na tyle. Chociaż jak już kiedyś wspominałam uwielbiam kubki, magnesy, bransoletki. Tego pierwszego już nie mogę kupować bo nie mamy gdzie tego ustawiać. Gdybyście zapytały Jorx’a bez jakiego gadżetu nie wyobraża sobie życia odpowiedź byłaby krótka: nie mam takiego. Ale gdy zapyta się go o gadżet który sprawia mu najwięcej frajdy (i nie jest tak do końca związany z książkami) to kafetiera, odtwarzacz mp3 i słuchawki, no i na dokładkę kubek termiczny zawsze pełny kawy.

P.S.
Zdjęcia robiłam aparatem, a czym zrobić zdjęcie aparatu jak nie telefonem. Co jest najlepszym dowodem na to, że bez tych gadżetów jest ciężko.

P.S.2
Przepraszam, że nie będzie zdjęć z gadżetów Jorx’a, ale właśnie jesteśmy na urlopie i nie targaliśmy przez całą Polskę kafetiery a słuchawki także zostały w domu.

wtorek, 19 maja 2015

#344

W sumie miała być dzisiaj recenzja książki ewentualnie relacja z targów. Jednak będzie o pewnym spotkaniu, którego się nie spodziewałam.

Jak niektórzy wiedzą jestem od zeszłej środy na urlopie. Najpierw Łódź, potem Warszawa a teraz Gdańsk. Dzisiaj rano zaplanowaliśmy sobie z Jorxem wypad do Sopotu. Pogoda idealna na spacer Monciakiem i zwiedzanie najdłuższego molo. Zanim jednak wybraliśmy się na plażę postanowiliśmy pójść na kawę. Zaintrygowała mnie nazwa „Cafe Zaścianek”. I tam się też udaliśmy. Kawiarnia mała i przytulna. Idealnie nadawała się do odpoczynku z kawą, notesem i piórem. Rozglądałam się po lokalu i chłonęłam atmosferę. Niedaleko nas przy stoliku siedziała dwójka dziewczyn rozmawiających na różne tematy. W pewnym momencie – przyznaję się bez bicia, za co przepraszam – podsłuchałam, że rozmawiają o książkach. No tak, mol mola książkowego wyczuje na kilometr. Co chwila zerkałam w ich stronę i zastanawiałam się o czym rozmawiają. Uwagę moją zwróciła dziewczyna siedząca bokiem do mnie. Zastanawiałam się skąd ja znam tę twarz. Zerkam na profil, włosy i… już wiem. Przecież dzisiaj rano oglądałam filmik z dziewczyną łudzącą podobną do tej co siedziała dwa stoliki ode mnie. Nie, to nie może być prawda. Zaczęłam nerwowo przeglądać facebook bo za żadne skarby świata nie mogłam przypomnieć sobie nazwy profilu ani tym bardziej imienia dziewczyny. Jorx starał się mnie uspokoić, bo ja nerwowo grzebałam w telefonie. W sumie trochę głupio mi było podchodzić do dziewczyn. Ale wiedziałam, że jeśli nie zaryzykuję to będę potem sobie pluć w brodę, że tego w ostateczności nie zrobiłam. Wreszcie udało mi się znaleźć poszukiwany filmik, włączyłam go i podeszłam do dziewczyn.

- Przepraszam najmocniej, że przeszkadzam. Ale… bo widzisz, jesteś bardzo podobna do dziewczyny z tego filmiku – zapodałam taki tekst. I wyobraźcie sobie, że…
- Ale to jestem właśnie ja – padła odpowiedź.

I tak to przypadkowym trafem udało mi się poznać osobiście, jedną z niewielu booktuberek Olgę z Wielkiego Buka. Jakie było jej zaskoczenie, gdy ktoś ją rozpoznał. No, ale nie oszukujmy się, prowadzi vloga więc wiele osób ją rozpoznaje.

Nie spodziewałam się, że wypad na kawę do małej kawiarenki zakończy się wspólnym zdjęciem z Olgą. Na dowód poniżej zdjęcie.


Bardzo Ci dziękuję za chwilę rozmowy i najmocniej przepraszam, że przerwałam spotkanie i na bezczelnego zaczepiłam. Ale nie darowałabym sobie gdybym się nie odważyła i nie podeszła.


niedziela, 17 maja 2015

#343

Lubię czytać. Kocham książki. Nie ważne, czy to papier, ebook czy audiobook. Fakt, że nie czytam wszystkiego. Mam swoje ulubione gatunki literackie po które sięgam najczęściej. Oczywiście jestem otwarta na nowe, ale do tego to ja muszę mieć tzw. wenę. Czyli jednym słowem musi mnie natchnąć na poznanie tego nowego. Czasem, tylko zdarza mi się, że książka mnie nie zachwyci, nie porwie. Wtedy co? Wtedy koniec, kaplica… z bólem serca ją odkładam na bliżej nieokreślone potem.

Wiem, że powinnam ją skończyć, dać jej szansę. Tylko mam wtedy przeświadczenie, że czytając coś, co mi się nie podoba marnuję czas. Dlaczego? Bo w tym czasie mogłabym przeczytać coś co odbierze mi dech w piersiach i rozwali mnie całkowicie.

I faktycznie zdarzyło mi się ostatnio nie dokończyć kilku pozycji, bo nie byłam w stanie przez nie przebrnąć. Nie wiem dlaczego. Może to nie mój klimat, może to nie ten czas na ten konkretny tytuł. Długo się zastanawiałam, czy podzielić się z Wami tytułami i małymi przemyśleniami na temat tych książek. Doszłam do wniosku, że pewnie jesteście ciekawi co mną nie zawładnęło i co mnie nie porwało.


1. „Mistrz i Małgorzata” Michaił Bułchakow
Książkę miałam przeczytać w ramach klubu dyskusyjnego o którym Wam wspominałam jakiś czas temu. Niestety ‒ dotrwałam tylko do setnej strony. Próbowałam, starałam się zrozumieć. Świat absurdu mną nie szarpnął, oddechu też nie straciłam i nie pokochałam tej książki. Wiem, że to klasyk nad klasykami, ale chyba jednak nie dla mnie. Na spotkanie oczywiście poszłam, chciałam posłuchać co inni mają na jej temat do powiedzenia. I jak? No cóż, częściowo mnie przekonali. Myślę, że kiedyś ją dokończę. Mówiłam, że to ukochana książka Jorx’a? 


2. „My” David Nichols
Hm… przyznaję, że na początku książka wciągnęła mnie i to bardzo. Historia rzeczywiście wydała mi się warta przeczytania. Poległam w połowie. Więc nie wiem czy na końcu rzeczywiście się rozstali czy nie? Czy ktoś może mi przybliżyć zakończenie? 


3. „Zaklinacz słów” Shirin Kader
Książką zachwycała się moja znajoma. Mówiła, że to jej ukochana książka. Mnie troszkę zmęczyła. Może dlatego, że dialogów w niej jak na lekarstwo. Dużo opisów i opowieści. Jeśli ktoś lubi klimat „Baśni 1001 nocy” to książka dla niego idealna. Orient. Ja wiem, że to nie moje klimaty, sorry. Ale i tak jestem ciekawa skąd Zaklinacz tyle wiedział o głównej bohaterce mimo iż Ona niewiele mu wspominała o sobie. Asia ‒ uchylisz rąbka tajemnicy? Jak skończyła się ta historia? 


4. „Ulica marzycieli” Robert McLiam Wilson
Podobnie jak w przypadku „Mistrza i Małgorzaty” książkę polecił mi Jorx. Bo to kolejna jego ulubiona pozycja. Skoro poleca to trzeba przeczytać. Przysnęłam na 30 stronie. Opowiadania to chyba jednak nie dla mnie. W ogóle cała ta historia do mnie nie przemówiła a bohaterowie doprowadzali mnie do szewskiej pasji.


5. „Ani słowa prawdy” Jacek Piekara
Gdy powiem, że książkę polecił mi Jorx to nikogo nie zdziwi. Podobnie jak fakt, że poddałam się po dwóch rozdziałach. Chyba z tą fantastyką to mi nie po drodze.


Więcej grzechów czytelniczych nie pamiętam. W sumie jestem pewna, że jest tego więcej. Jeśli nadal takowe książki będą się pojawiać z miłą chęcią (lub też bólem) będę się z tym dzielić.

środa, 13 maja 2015

#342



Czas Bożego Narodzenia to bardzo wyjątkowy czas. Wielu z nas planuje wtedy jakieś zmiany, obiecujemy sobie poprawę. Tylko co wtedy, gdy chcemy całkowicie zmienić swoje życie? Wywrócić je do góry nogami? Bo coś nas uwiera, przeszkadza nam, nie pasuje. Chcemy spełnić najskrytsze, zakopane głęboko marzenia. Wtedy najlepiej wysłać swoją prośbę prosto w niebo, tak jak zrobiła to jedna z głównych bohaterek powieści Krystyny Mirek „Podarunek”.

Marta ma dość swojego życia. Chwilę przed wigilią prosi los, by odmienił jej życie. Nie podoba jej się to, że w jej małżeństwo wdał się chłód, dzieci żyją we własnym świecie. Dodatkowo, konflikt z teściową pogłębia się. Bohaterka ma dość samotności. Marzą się jej święta pełne rodzinnego ciepła, przyjaznej atmosfery i wzajemnego zrozumienia. Jakie będzie zdziwienie gdy okaże się, że Los szykuje dla Marty coś zupełnie innego. Coś czego się całkowicie nie spodziewa.

Kaja to druga bohaterka powieści. Wiedzie zupełnie inne życie niż Marta. Nie posiada dzieci, nie ma męża, prowadzi beztroskie życie. Facetów zmienia jak rękawiczki. Ważne by był bogaty, bo przecież Kaja bardzo lubi swoje luksusowe życie. Życie, które zresztą prowadzi na kredyt. Bo kasa jest jej potrzebna na nowe i drogie fatałaszki, które zakłada na randki. Nie może pokazać się ludziom w byle czym. Niestety, ciągłe życie „pod kreską” doprowadza Kaję wręcz na skraj bankructwa. Musi całkowicie przewartościować życie. Ale czy zechce?

Gdy sięgam po książki Krystyny Mirek wiem, że dostanę historię z życia wziętą. Historię, która nie ma w sobie tony lukru ani miodu. Krystyna Mirek tworzy historie które mogły się przydarzyć każdemu z nas. Nic nie jest wyssane z palca. Jej bohaterowie są ludzcy. Oni mieszkają za ścianą. Mają normalne życiowe problemy: kłócą się ze sobą, popadają w konflikty pokoleniowe. Te konflikty są naturalne, zdarzają się także nam, czytelnikom.

„Podarunek” to powieść o miłości, o pragnieniu, marzeniach, zmianach, które Los nam niespodziewanie zsyła. To także historia z przesłaniem i morałem. Czasem wystarczy uśmiech, ugryzienie się w język, wysłuchanie drugiej strony by odmienić swoje życie i nie popadać w konflikt. Powinniśmy rozmawiać o tym co nam przeszkadza i pozwalać drugiej stronie mówić.

POLECAM!!!

sobota, 9 maja 2015

#341

Jakoś ostatnio przekonuję się do nowych technologii, jeśli chodzi o czytanie książek. Kilkoro moich znajomych planowało zakup czytnika, ale, w ich przypadku, na planach się skończyło. Natomiast ja się w ten czytnik zaopatrzyłam mimo, iż posiadać go w planach wcale nie miałam.

Kilka lat temu bardzo chciałam posiadać czytnik. Chciałam w końcu zaprzestać kupowania tylu książek. Zamiast czytnika ‒ kupiłam iPad. Wiadomo: więcej możliwości, oprócz czytania. Pierwszą książkę elektroniczną przeczytałam dwa lata później właśnie na iPadzie. Była to któraś z powieści Musso. Spodobało mi się to. Nawet bardzo. W pewnym momencie miałam nawet wrażenie, że szybciej mi się czyta książki w wersji elektronicznej.

Będąc na zeszłorocznych Targach Książki w Krakowie wpadł mi w oko PocketBook, model wodoodporny. Przyznaje się bez bicia ‒ chciałam go nawet kupić. Fakt, że nie miałabym potem co jeść wcale się nie liczył. Najważniejszy był czytnik. Nie wiem czy na szczęście, czy też nie, mój głos rozsądku w postaci Jorx’a odciągnął mnie od tego pomysłu. Jednak gdzieś tam z tyłu głowy kołatała mi myśl, że muszę kiedyś zaopatrzyć się w czytnik.


Zaczęłam czytać coraz więcej ebooków na iPadzie. Coraz bardziej mi się to podobało. Jednak takie czytanie źle odbijało się na moim zdrowiu. Gdy czytałam przed snem, następnego dnia budziłam się z bólem głowy i oczu. Na początku zrzucałam winę na małą ilość snu. Bóle zdarzały się częściej mimo, iż przesypiałam ponad 8 godzin. Wtedy, w otchłani Internetu, wpadłam na artykuł o czytaniu ebooków przed snem. Porównywano w nim czytanie na tablecie z wyświetlaczem LCD a czytaniem na czytniku. Wniosek był jeden: czytanie na LCD jest bardziej męczące i źle wpływa na sen. Podjęliśmy wtedy z Jorx’em decyzję, że należy zaopatrzyć mnie w czytnik z wyświetlaczem e-ink i podświetleniem. Kasa która miała pójść na biblioteczkę w ostateczności została przeznaczona na czytnik dla mnie. Zdecydowanie dla mnie. Jorx jakoś do nowoczesnych technologii nie jest przekonany.


Czy jestem zadowolona? To mało powiedziane – jestem zachwycona. Kiedy jadę pociągiem, zabieram czytnik ze sobą a w nim mam masę książek. Nigdy nie wiem na co będę miała w danej chwili ochotę. Poza tym, faktycznie – szybciej mi się czyta na czytniku. No i nie muszę czekać, by otworzyli księgarnię, żeby zakupić kolejną książkę. Wystarczy uruchomić komputer i zalogować się do jednej z księgarń i cieszyć się nowością na wirtualnej półce.

Nie liczcie na obszerną opinię i relację użytkowania czytnika. W recenzowaniu sprzętu nie jestem dobra. Powiem tylko tak:
- PocketBook odczytuje masę formatów, więc nie muszę bawić się w przerabianie ich na ten najbardziej mnie interesujący
- posiada podświetlenie, co idealnie sprawdza się nocą, gdy Jorx śpi, ja nie muszę się martwić tym, że światło nocnej lampki będzie mu przeszkadzać
- książki mogę ładować przez wi-fi
- PocketBox posiada połączenie z kontem Dropbox
- posiada kilka gier, ale nie używam – do tego mam iPada
- można w nim zaznaczać wybrane fragmenty w książce i robić notatki
- umożliwia dostęp do jednej z księgarń i portalu, ale nie korzystam z tej funkcji, gdyż nie jest mi to wcale potrzebne
- można włożyć do niego kartę pamięci i automatycznie powiększyć miejsce na książki (a to przydaje się gdy wyjeżdżam a urlop)

Podczas planowania najbliższego wyjazdu, Jorx zadał magiczne pytanie: ile biorę ze sobą książek. Padła krótka odpowiedź: ani jednej. Mam czytnik, a tam jest pełno książek. To prawda, nie biorę książek papierowych, bo znając mnie pojadę bez a wrócę z górą, jak to zwykle po urlopie bywa.
W końcu Targi Książki w Warszawie trzeba jakoś uczcić prawda?

P.S.
Przepraszam za jakość zdjęć, ale mój aparat chwilowo odmówił współpracy i zdjęcia robione są telefonem

wtorek, 5 maja 2015

#340


Wiem, znów zamilkłam. Ale powiem Wam szczerze, że mimo wszystko piszę. Fakt, że w zeszycie piórem, ale dawno nie miałam tylu pomysłów na teksty. I przepraszam Was, ale to nie są tylko opinie-listy o książkach. To też moje małe przemyślenia o... książkach, ale nie tylko. Jeśli znajdę chwilę to przepiszę teksty, zredaguję i szybciochem wrzucę do mojego wirtualnego domku. Nie wiem czy zaglądacie, ale co tam... Piszę bo lubię. A jeśli ktoś to jeszcze czyta to super.