czwartek, 29 września 2011

#135

Tess Gerritsen to całkiem nowe nazwisko wśród książek które czytam. Na wielu blogach oraz portalach literackich dość często natrafiałam na to nazwisko. Opinie o książkach tej autorki to peany na jej cześć. Kiedy nadarzyła się okazja na przeczytanie powieści Gerritsen nie wahałam się długo.


Tess Gerritsen to współczesna amerykańska pisarka, która z wykształcenia jest lekarzem internistą. Po studiach wraz z mężem praktykowała w Honolulu na Hawajach, a swoją pierwszą książkę romans z wątkiem kryminalnym napisała w 1987 roku. Książki Gerritsen zostały przełożone na 20 języków i regularnie pojawiają się na listach bestsellerów w Europie oraz USA.



„Labirynt kłamstw’ składa się z dwóch książek: „Telefon o północy” (wydany wcześniej w 1987 roku) oraz „Bez odwrotu” (wydane wcześniej w roku 1992).



„Telefon o północy”
Kiedy w środku nocy dzwoni telefon wiemy, że nie wróży on nic dobrego. I tak było w tym przypadku. Pewnej nocy Sarah Fontanie odbiera telefon. Po drugiej stronie słyszy głos Nick’a O’Hary. Po krótkich formalnościach Sarah dowiaduje się, że jej mąż Geoffrey nie żyje. W hotelu, w którym mieszkał w Berlinie wybuchł pożar. Według Sarah musiała zaistnieć pomyłka, gdyż jej mąż w tym czasie przebywał w pracy w Londynie. Sarah jest w szoku. Z pomocą Nick’a wkracza w sam środek niebezpiecznej akcji. Dowiaduje się także, że jej mąż nie był tym za kogo się podawał. Przemierzając Europę przekonuje się, że nigdzie nie jest bezpieczna. Że ktoś chce ją zabić podobnie jak jej męża. Czy z pomocą Nick’a uda się rozwiązać zagadkę „tajemniczej śmierci” męża? Czy tak naprawdę można ufać agentom Firmy?



„Bez odwrotu”
Jadąc w deszczową noc należy uważać na wszelkie przeszkody, nie tylko na drzewa leżące na jezdni. Pewnej deszczowej nocy Catherine Weaver jadąc do swojej przyjaciółki Sarah potrąca przypadkiem mężczyznę Victora Hollanda. Z trudem pakuje go do samochodu i zawozi do szpitala. Tam doznaje wstrząsu gdy dowiaduje się, że mężczyzna nie tylko został przez nią potrącony ale także postrzelony. Tej samej nocy jej przyjaciółka ginie w tajemniczych okolicznościach. Victor ucieka ze szpitala by spotkać się z Cathy. Tej samej nocy Sarah ginie z rąk tajemniczego mężczyzny, Cathy nie wie, że to ona miała zginąć zamiast niej. Kiedy Victor w końcu spotyka się z Catherine wyjawia jej informację, że jest w posiadaniu cennych informacji dotyczących firmy Viratek. Informacji, które mogą kosztować go życie. Tak zaczyna się wielka ucieczka tej dwójki. Po piętach depczą im płatni mordercy którzy chcą się pozbyć niewygodnego świadka. Czy uda im się znaleźć sprzymierzeńców? Czy uda im się przeżyć?


Moje pierwsze spotkanie z twórczością Tess Gerritsen było bardzo… emocjonalne. No tak. Inaczej nie mogę powiedzieć. Czytając „Labirynt kłamstw” razem z bohaterami uciekałam przed płatnymi mordercami, skakałam po dachach i słyszałam świst lecących kul. Gerritsen ma świetny styl pisania, tworzy barwne postacie a przygody które spotykają jej bohaterów przeżywa się z zapartym tchem. Oprócz wątków sensacyjnych są także wątki miłosne, co urozmaica powieść.


Książkę polecam z czystym sumieniem wszystkim, którzy kochają dobrą sensację.





Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harlequin Mira




niedziela, 25 września 2011

#134


Serie mają to do siebie, że nigdy nie należy ich czytać ani od środka ani tym bardziej od końca. Takie pozycje należy czytać począwszy od pierwszej książki. Ponieważ zaczynając od środka nie znamy początku akcji, a nie zawsze na początku kolejnej części jest „streszczenie” wcześniejszej pozycji. Dlatego cieszę się, że po przeczytaniu pierwszej części z serii „Jutro” nie zabrałam się od razu za trzecią część „Jutro 3. W objęciach chłodu”. Chciałam całkowicie przeskoczyć drugą część. Jednak coś w mojej głowie szeptało: „Nie rób tego! Musisz przecież wiedzieć co się działo w międzyczasie!” No i posłuchałam tego szeptu, przeczytałam drugą część a potem zabrałam się za część trzecią i chwilowo ostatnią która niedawno pojawiła się księgarniach.

Wojna trwa już od pół roku. Grupa przyjaciół pomniejszyła się o kolejną osobę. Wróg wciąż nie opuścił kraju, ludzie nadal są więzieni na terenie wystawowym. Ellie, Homer, Lee, Robyn i Fi wciąż się ukrywają. Za sobą mają wysadzenie mostu w Wirrawee oraz zniszczenie kwatery głównej dowództwa wroga. Jednak dla nich to zdecydowanie za mało. Postanawiają zorganizować atak na Zatokę Szewca by zniszczyć kontenery z bronią, którą dostarcza nieprzyjaciel. Nie jest to łatwe zadanie, jednak młodzi ludzie się nie poddają. Plan udaje im się wykonać do końca. Jednak coś idzie nie tak i znów znajdują się na celowniku wroga. Cudem udaje im się uciec. Niestety szczęście nie trwa wiecznie. Wpadają w zasadzkę zaplanowaną przez nieprzyjazne wojska. Trafiają do aresztu. Czy uda im się uciec? Czy może wyrok śmierci, który nad nimi wisi dojdzie do skutku?

Miałam trochę trudności z czytaniem trzeciej części serii „Jutro”. Nie wiem czy akurat był to moment, kiedy moje życie wywróciło się do góry nogami czy może „przejedzona” drugą częścią nie byłam w stanie przebrnąć przez trzecią. Tak było do połowy książki. Szło mi jak po grudzie, jednak w pewnym momencie akcja tak szybko się rozwinęła, że... nie potrafiłam za nią nadążyć. Druga część powieści wsysa. To znaczy wiem, że niektórych wciągnie od początku, dla mnie musiało minąć trochę czasu. Losy Ellie, Homera, Robyn, Fi, Lee i Kevina czytałam w pewnym momencie z wypiekami na twarzy. Niektóre fragmenty przyspieszały bicie serca, a niespodziewane zwroty akcji sprawiały, że czasem zaklęłam pod nosem z wściekłości.

Jest parę nieścisłości czasowych. W szczególności jeśli chodzi o pobyt w więzieniu. Może się czepiam, nie wiem, ale niektóre momenty sprawiały, że zastanawiałam się np.: skąd Ellie wie ile czasu minęło skoro zabrali jej zegarek? Skąd wiedziała, że po posiłku minęła godzina i przyszły strażniczki żeby ją zabrać? Przecież kiedy siedzi się w więzieniu (nie wiem nie byłam, zgaduję) to czas wlecze się niemiłosiernie i nie wiadomo kiedy mija pięć minut a kiedy godzina.

Wiem jedno, książkę polecam wszystkim bez względu na wiek. Teraz przyznaję się głośno, że nie mogę doczekać się kolejnej części serii. I nie mogę zgodzić się z faktem, że kolejne części serii są gorsze albo iż kontynuacje bywają słabsze (no dobra czasem tak się zdarza). Przeciwnie, myślę, że książka „Jutro 3. W objęciach chłodu” jest jedną (jak na razie) z lepszych. Trzyma w napięciu i nie pozwala się nudzić.

piątek, 23 września 2011

#133


Jakiś czas temu (dość dawno w sumie, przerwa między jedną częścią a drugą jest dość spora) opowiadałam o książce „Jutro”. Wspominałam o wyborach jakie musimy dokonywać w ciągu naszego życia. W tamtym liście wspominałam, że dość często na naszej drodze stawiane są przeszkody, które musimy pokonywać czasem wbrew sobie. O podobnych wyborach i o walce z niektórymi słabościami jest kolejna część serii John'a Marsdena.

„Jutro 2. W pułapce nocy” to dalsze losy bohaterów „Jutro” pierwszej części serii, jednak nie wszystkich. Ellie, Robyn, Chris, Homer, Fi, Lee muszą dowiedzieć się co stało się z pozostałymi. Czy Corrie przeżyła postrzał w plecy? Czy Kevin pomógł dostać się dziewczynie do szpitala? Po raz kolejny muszą w szybkim tempie dorosnąć i zmierzyć się z wrogiem. Z radia dowiadują się, że świat akceptuje inwazję wroga i żyje dalej. Dla młodych ludzi to szok. Po raz kolejny muszą walczyć z samotnością, podejmować „dorosłe” decyzje. A czasem nawet zabijać, wbrew swoim przekonaniom. Czy dadzą sobie radę? Czy uda im się przeżyć? Czy śmierć kolejnego z nich nie załamie całej grupy?

Kiedy zaczynałam czytać drugą część przygód siódemki przyjaciół miałam pewne obawy. No bo przecież wiadomo, że zdarza się iż kolejna część jest słabsza. Muszę przyznać, że obawy nie były uzasadnione. Od pierwszej strony książka trzyma w napięciu. Nie można się nudzić, zwroty akcji następują jedna po drugiej. W książce jest także wiele emocji, nie tylko tych negatywnych. To właśnie w tej części „romans” między Ellie i Lee przechodzi rozkwit. Muszę przyznać, że Autor nie zawiódł.

Jestem pełna podziwu dla bohaterów. Wiem, że to całkiem fikcyjne postacie. Jednak autor nadał im mocne charaktery. Nie wiem czy ja, mimo iż jestem o wiele lat starsza od bohaterów, miałabym na tyle odwagi by dokonać tych wszystkich rzeczy których Oni dokonywali. Nie wiem czy miałabym na tyle siły by kogoś zabić. Chociaż z drugiej strony, kiedy naszemu życiu zagraża niebezpieczeństwo jesteśmy skłonni dokonać wielu nieprawdopodobnych czynów. Więc myślę, że stając twarzą w twarz z wrogiem wstępują w nas nieograniczone siły.

Jak piszą na okładce „Seria Jutro” to fenomen. No cóż nie można się z tym nie zgodzić. Miliony sprzedanych książek, kilkadziesiąt nagród w Australii, Stanach Zjednoczonych, Szwecji i Niemczech. Seria nadaje się nie tylko dla młodzieży, ale także dla starszych czytelników. Moim zdaniem John Marsden na stałe wpisał się w literaturę dla młodzieży. Liczę na to, że w dzisiejszej dobie internetu wielu młodych ludzi sięgnie po książki tego Autora.


niedziela, 18 września 2011

#132


Droga Tachykardio!

Wiesz, czasem bywa tak, że kiedy powstaje pierwsza część dzieła, to druga część jest minimalnie gorsza. Jednak nie zawsze tak jest. Zdarza się, że druga jest tak samo dobra albo nawet lepsza. Gadam od rzeczy? Nie skąd, po prostu chcę jakoś ładnie rozpocząć swoją opowieść. No dobrze już dobrze nie krzyw się tak.

We wcześniejszym liście opowiadałam Ci o pięknym dworku Sosnówce i jego właścicielce Annie. Tym razem też chcę o niej opowiedzieć. Posłuchaj.

„Pensjonat Sosnówka” to dalsze losy Anny, właścicielki pięknego dworku na Kujawach, w miasteczku Towiany. Otóż marzeniem Anny jest założenie własnego pensjonatu. No i powoli to marzenie spełnia. Kiedy udaje się jej pensjonat otworzyć, okazuje się, że wokół siebie ma wspaniałych przyjaciół którzy pomagają „ogarnąć” otwarcie i prowadzenie pensjonatu. Pojawia się także matka Florka, która chce odzyskać syna. Poznajemy przeszłość Dyzia. Rodzina się powiększy nie tylko o szczenięta Szyszki czy też kotki znalezione nad jeziorem. Jest mnóstwo pensjonariuszy którzy troszkę namieszają w życiu mieszkańców Towian.

Przyznaję bez bicia, że Pani Maria urzekła mnie tą historią tak bardzo, że momentami miałam wrażenie, że to bajka. Wiem, że to fikcja literacka, ale przecież tak naprawdę to ta historia mogła się wydarzyć. Albo co lepsze taka Anna gdzieś na Kujawach mieszka i prowadzi taki właśnie pensjonat. Bo książka nie jest fantastyką, to jak najbardziej normalna historia. Przyjaźń wśród bohaterów jest prawdziwa. Przecież, wiadomo że jeśli ma się przyjaciół to ma się ich zawsze wtedy kiedy jest źle (są przy nas i wspierają) ale także kiedy wypełnia nas szczęście. Opisy przyrody są zachwycające. Czasem zamykałam oczy i dokładnie widziałam Dworek oraz wszystko wokół.

Książkę podobnie jak część pierwszą czyta się bardzo szybko. Nie można się od niej oderwać. Wciąga od pierwszych stron. Mnie wciągnęła od razu, ale może to dlatego, że ledwo co skończyłam „Sosnowe dziedzictwo” i byłam ciekawa co będzie się działo dalej z Anną. Nie, skąd co ja za bzdury plotę. Przecież historia Anny sprawia, że człowiek jest jak zaczarowany i oczarowany. Tyle w niej miłości. No… rozmarzyłam się. Tak wiem, po raz kolejny.

Kochana, musisz koniecznie przeczytać tę powieść. Ale od razu przeczytaj obie, to znaczy jedna po drugiej nie naraz. I daj znać czy po doczytaniu ostatniej kropki w „Pensjonacie Sosnówka” też poczułaś ból i tęsknotę za tym, że więcej historii o Annie nie będzie.

Pozdrawiam
Archer

wtorek, 13 września 2011

#131

Tak jak obiecałam, poniżej kilka zdjęć z sobotniego spotkania z Panią Agnieszką Krawczyk. Spotkanie odbyło się Silesia City Center w EMPIK-u w sobotę 10.09.2011 o godzinie 17:00, rozmowę z Autorką przeprowadziła Pani Monika Badowska. Muszę przyznać, że Pani Agnieszka jest niesamowicie ciepłą i optymistyczną osobą. Teraz nie pozostanie mi nic innego jak zaopatrzyć się w książkę i ją przeczytać. Tak, przyznaję się nie miałam jeszcze możliwości przeczytania tej pozycji, ale twórczość Pani Agnieszki znam chociażby z książki "Napisz na priv" którą prezentuję na zdjęciu razem z Autorką.











poniedziałek, 12 września 2011

#130

Luźne myśli... własne:

"I co? Znów bijesz spokojnie. Już nie masz tachykardii ani arytmii. Jest błogi spokój. Boisz się, co? Boisz, że już nie przyspieszysz, że ten spokój będzie trwał ciągle i ciągle. Widzisz Serce, tachykardia zdarza się raz na jakiś czas. Ale fajna jest, co?"
"Rozum, a wiesz, że to wszystko przez Ciebie?"


Jutro powinna być fotorelacja z sobotniego spotkania z Panią Agnieszką Krawczyk

piątek, 9 września 2011

#129

No dobra, nie lubię się chwalić, ale... Ech to już chyba było, znaczy się ten początek? Hm... W każdym bądź razie ostatnio brałam udział w konkursie na blogu u Tajemnicy. Jakie było zadanie? Trzeba było napisać list do swego ukochanego, do tego lub do tej który był pierwszą, wspaniałą i niezapomnianą wielką miłością. Cóż... zadanie wcale nie takie trudne. Bo przecież jak każdy wie uwielbiam pisać listy :) No i napisałam:

Drogi M.!
Widziałam Cię wczoraj. Z Nią. Siedzieliście w parku, na Naszej ławce. Krzyczałeś coś do Niej. A Ona, ze spuszczoną głową pokornie przyjmowała ciosy. Przyznaję, że zrobiło mi się Jej żal. Nawet nie wiem czemu, przecież nawet nie wiedziałam kim jest i ile dla Ciebie znaczy.

W pewnym momencie zerwałeś się. Krzyknąłeś coś i odszedłeś, zostawiając Ją całkowicie samą. Szybkim krokiem zbliżałeś się do ławki na której siedziałam. Spojrzałeś na mnie zaskoczony. Nie spodziewałeś się, że Twoje przedstawienie będzie mieć takiego widza. Lekko zawstydzony schyliłeś głowę i odszedłeś. Czyżbyś się dziwnie poczuł? Czyżby zaczęły Cię gryźć wyrzuty sumienia?

Ona wciąż płakała. Przesiadłam się na ławkę bliżej Niej. Dobrze wiedziałam, że potrzebuje teraz obecności kogoś bliskiego. Ale była całkowicie sama. Zdana tylko i wyłącznie na siebie. Dokładnie tak samo jak ja trzy i pół roku temu. Kiedy odszedłeś.

Wróciłam do domu. Spojrzałam na zegar, dochodziła trzecia po południu. Wiedziałam, że dla siebie będę miała jeszcze dwie godziny, zanim moja mama przyprowadzi małego. I zanim On wróci z pracy.

Usiadłam przed komputerem i sprawdziłam pocztę. Przypomniała mi się Ona. Samotna w parku. Policzki czerwone, oczy pełne łez i to spojrzenie które zadaje pytanie: co ja takiego zrobiłam? Dlaczego On tak bardzo mnie zranił?

Też zadawałam sobie te pytania. Trzy i pół roku temu w momencie kiedy ode mnie odszedłeś. Tak nagle. Twierdząc, że już do siebie nie pasujemy. Po tylu latach bycia razem i wspólnego mieszkania. Przecież mieliśmy wtedy tyle wspólnych planów i marzeń które chcieliśmy razem spełnić. Tylko czy tak było naprawdę? A może to były tylko moje marzenia? Może ty marzyłeś o czymś zupełnie innym? Chyba nigdy nie uzyskam odpowiedzi na te pytania.

Z zamyślenia wyrwał mnie tupot małych stópek. To Nasz Syn, o którego istnieniu nie masz pojęcia. Przyszedł na świat trzy lata temu. Pół roku po tym jak ode mnie odszedłeś. W momencie gdy podejmowałeś życiową decyzję byłam w ciąży. Nie powiedziałam Ci tego. Chciałam poczekać do Twoich urodzin. Tak bardzo chciałam Ci zrobić niespodziankę. Niestety nie zdążyłam.

Nasz Syn. Jak to dumnie brzmi. Jest bardzo do Ciebie podobny. Można nawet stwierdzić, że to skóra zdjęta z ojca. Ma Twoje mądre, niebieskie oczy. Kiedy się uśmiecha, w policzkach pojawiają się słodkie dołeczki. Jest ciekawy świata. Wszędzie Go pełno. Musi być pod stałą opieką, bo gotów jest coś nabroić.

Ostatnio byłam z Małym na spacerze. Spotkałam Twoją Matkę. Zapytała czyj to Syn. Nie chciałam Jej okłamywać. Powiedziałam prawdę. W ten sposób Nasz Syn poznał swoją Babcię. Wiem na pewno, że Ona nie powie Ci prawdy. Obiecała mi to. Przecież to ja powinnam zrobić a nie Ona. W końcu to Twój Syn.

Za chwilę z pracy wróci On. Ucałuje mnie na powitanie i przytuli Naszego Syna. On też nie zna prawdy. Kocha Nas i dba jak tylko potrafi. Nie pyta o nic. Pomaga mi bardzo. Nie tylko w wychowaniu Małego, ale także w domu.

Czy Go kocham? Na swój sposób na pewno. Ponoć tak prawdziwie, szaleńczo i głęboko kocha się tylko raz w życiu. Już tak kochałam, właśnie Ciebie. Jego kocham inaczej. To zupełnie inna miłość. Partnerska. A wiesz, że tak też można kochać? Człowiek nie tylko żyje namiętnościami. Chociaż nie powiem, że to całkiem miłe. Jednak teraz nie jestem sama. Nie mogę myśleć tylko i wyłącznie o sobie. Teraz jest jeszcze Nasz Syn.

Czy kiedyś Ci powiem prawdę? Nie wiem. Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że opowiem Ci wszystko. Może będziesz bardziej dojrzały do roli ojca.

Nawet nie wiem dlaczego to piszę. Może dlatego, że widziałam Cię wczoraj. I że wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. A tak bardzo chciałam Cię wymazać ze swojego życia i serca. Nasz Syn zawsze będzie mi Ciebie przypominał.

Kończę. Pozdrawiam i całuję tak jak zawsze. Bądź szczęśliwy.

No i... udało mi się zająć pierwsze miejsce. Przyznaję, że byłam w wielkim szoku. Nagrody były naprawdę fantastyczne zestaw książek "Czekam na Ciebie" Veronique Olmi oraz "Moje rzymskie wakacje" Kristin Halmer. Bardzo dziękuję za uznanie.

Poza tym... hm... no cóż dopadło mnie coś dziwnego... Nie, nie jest to żadne choróbsko... To coś innego... Nie wiem przesilenie letnie czy coś... Mam kłopoty z czytaniem, mam kłopoty z koncentracją... Liczę, że niebawem przejdzie bo brakuje mi tego zatracenia w książkach.

Poza tym moja powieść znów leży odłogiem, a obiecałam sobie, że w końcu się za nią zabiorę. No nic... idę czytać wypiję gorącą herbatę z cytryną i może pomoże...

A jutro wybieram się do EMPIK-u w Katowicach w SCC na spotkanie z Panią Agnieszką Krawczyk. Niestety nie udało mi się przeczytać Jej ostatniej książki "Morderstwo niedoskonałe" ale to wcale nie oznacza, że nie zabiorę innej książki by zdobyć autograf. Muszę wyszukać "Napisz na priv" i zabrać ze sobą. Jutro będę w swoim żywiole, znaczy się będę strzelać... zdjęcia. Fotorelacja pewnie niebawem na blogu oraz na moim profilu na fb oraz picasie.

środa, 7 września 2011

#128


W każdym z nas tak naprawdę tkwi pierwiastek psychopaty, szaleńca i mordercy. Na szczęście są to śladowe ułamki. Jednak… to życie dość często wszystko weryfikuje. I tak naprawdę każdy z nas w pewnym momencie może stać psychopatycznym mordercą, który morduje bez skrupułów, bez uczuć, jakby w amoku. Tylko dlatego, bo podświadomość podszeptuje mu, że tak właśnie trzeba.

Uwielbiam kryminały. Uwielbiam zatopić się w świat detektywów, policjantów, którzy starają się rozwikłać zagadkę dokonanej zbrodni. Lubię wraz z nimi przesłuchiwać kolejnych podejrzanych oraz zbierać motywy zbrodni. Uwielbiam odkrywać tajemnice ciekawych miejsc w których popełniono morderstwo i przyglądać się osobom zamieszkałym w sąsiedztwie ofiar, bo przecież każdy jest podejrzany.

Takie właśnie morderstwo i wielu podejrzanych mamy w powieści Agnieszki Pietrzyk „Pałac tajemnic”. W pałacu należącym do rodziny von der Groebenów dochodzi do masakrycznego morderstwa małżeństwa Reznikowów którzy zamieszkują jedno z mieszkań właśnie w tym pałacu.

Pewnego dnia, do pałacu wprowadza się młoda kobieta Alicja Prus. Przedstawia się jako pisarka kryminałów. Na pytania mieszkańców co ją tutaj sprowadza odpowiada, że zbiera materiał do kolejnej powieści. Spotyka się z mieszkańcami by poznać ich spojrzenie na dokonane morderstwo. Podczas tych rozmów poznaje prawdziwe oblicze mieszkańców, ich skrywane tajemnice, rodzinne niesnaski, które nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego. Oprócz poznawania sekretów „podejrzanych” dowiadujemy się kilku interesujących faktów z życia głównej bohaterki – Alicji .

Książka wciąga od pierwszych stron. Razem z Alicją staramy się dowiedzieć kto popełnił zbrodnię. Co kierowało mordercą? Dlaczego dopuścił się takiej zbrodni? Autorka świetnie pokazała charaktery bohaterów, ich słabości i pragnienie posiadania bogactwa. Przyznaję, że całe śledztwo, które ma na celu odnalezienie mordercy jest bardzo starannie przemyślane. Każdy z bohaterów coś do niego wnosi a zadaniem Alicji jest znalezienie mordercy. Co od początku wcale nie jest łatwe. Bo ilu mieszkańców tyle możliwych motywów.

Powieść polecam miłośnikom kryminałów i nie tylko. Polecam ją także tym, którzy lubią rozwiązywać zagadki kryminalne. Myślę, że książka zaskoczy każdego.

niedziela, 4 września 2011

#127


Od razu na wstępie powiem, że za jakimikolwiek poradnikami nie przepadam, nie czytuję i ogólnie omijam z daleka. Nie wiem czemu ale jakoś kojarzą mi się z bohaterką książek Hellen Fielding czyli Bridget Jones. W swoim życiu przeczytałam tylko i wyłącznie dwa poradniki, które tak do końca poradnikami nazwać nie można. Były to książki Joanny Chmielewskiej: „Jak wytrzymać z mężczyzną” oraz „Jak wytrzymać ze współczesną kobietą”. Kiedy jakiś czas temu otrzymałam e-mail od Pani Kasi z zaproponowaniem współpracy w zakresie promocji pozycji wydawniczej pt.: "Przepis na torcik orzechowo-bezowy (czyli jak zrealizować marzenia)" przyznaję się bez bicia, że... zawahałam się. Nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać. Kiedy książka znalazła się już w moim posiadaniu nie zabrałam się od razu za jej czytanie. Musiała swoje odczekać. Co chwila zerkałam na nią i zastanawiałam się nad jej zawartością. W końcu przyszedł na nią czas.

Autorką „Przepisu na torcik orzechowo-bezowy (czyli jak zrealizować marzenia) jest Agnieszka Forland. Tak naprawdę to nazwisko tej Pani nic mi nie mówiło. Na okładce napisali, że Pani Agnieszka znana jest jako Tarocistka Agnieszka i uznawana jest za jedną z najlepszych specjalistek w swoim zawodzie. No cóż, ja się przyznaję absolutnie bez bicia Pani Agnieszki nie znam. Nie oglądam programów ezoterycznych, ponieważ nie mam nawet takiej stacji w tv. No dobrze ale przejdźmy do książki.

Kiedy spojrzałam na okładkę nie wiem czemu ale pomyślałam sobie, że mam przed sobą... książkę kucharską. No bo tytuł i ciasto na okładce sugerują, że to będzie o pieczeniu. hm... Błąd. Pod „przykrywką” pieczenia ciasta jest pięknie ukryte przesłanie i kilka propozycji jak zmienić swoje życie. Od czego zacząć, żeby efekty były widoczne. Życie porównane jest do tego właśnie tortu. Przecież dążenie do celu można porównać do procesu przygotowywania ciasta. Najpierw zbieramy składniki, przygotowujemy potrzebne przedmioty a dopiero potem zabieramy się za pieczenie. W życiu jest podobnie. Najpierw coś postanawiamy, czasem wypisujemy wszystkie „za” i „przeciw” a dopiero potem krok po kroczku realizujemy swój plan.

Przyznaję, że sceptycznie podchodziłam do książki. Jednak im dalej czytałam tym bardziej mnie wciągała. I tym bardziej mi się podobało to co zostało w niej zawarte. Nie oszukujmy się w dzisiejszym pędzie zapominamy o sobie. A ta książka uświadamia nam, że... tak być nie może, bo porównując siebie do ciasta to kiedy ciasto jest źle wymieszane może powstać zakalec. Do książki dołączony jest także segregator, w którym można zapisywać swoje pragnienia, marzenia oraz cele które chcemy osiągnąć. Tylko musimy wiedzieć, że nie od razu Rzym zbudowano. I tak jak napisała Autorka „Nic nie dzieje się przypadkowo zawsze jest jakaś przyczyna i konieczność”. Jest jedna rzecz która bardzo spodobała mi się w tej książce. Otóż w pewnym momencie Autorka pisze: „Najważniejsza jest teraźniejszość” – no tak to co dzieje się teraz jest najistotniejsze. Przecież żyjemy teraz i tu. „Przeszłość już minęła” – znów muszę się zgodzić. No cóż, czasem ciężko się z tym pogodzić. Jednak jak dla mnie przeszłość trzeba zamknąć w skrzyni i zakopać gdzieś żeby nie wracała. „Przyszłości jeszcze nie ma” – nie znamy jej i nie wiemy co nas czeka. „Jesteś tu i teraz. Tu i teraz możesz zmienić swoje życie. Tu i teraz możesz się uśmiechnąć i być szczęśliwa. Tu i teraz jesteś” - coś mi się wydaje, że to właśnie zdanie powinno zostać moim życiowym mottem. Polecam


czwartek, 1 września 2011

#126


Zapraszam na kolejne spotkanie z Autorem książki „Kiedy Atena odwraca wzrok” Jakubem Szamałkiem