środa, 27 lipca 2011

#114

Wydaje mi się, że każdy wie co nieco na temat czarownic. Na temat tego co się z nimi działo chociażby w XVII wieku. Jak dobrze wiemy kobiety które były posądzone o czary palono na stosie. Uważano je za kochanice diabła. Od razu na myśl przychodzi mi kilka filmów, między innymi „Czarownice z Salem” z Winoną Ryder oraz książka którą dopiero co skończyłam czytać „Córka kata” Oliver’a Potsch’a.

Historia zawarta w książce „Córka kata” rozpoczyna się 24 kwietnia Roku Pańskiego 1659 w Schongau, mieście w Niemczech, w Bawarii położonym nad rzeką Lech. Tak naprawdę opowieść zawarta w książce to trwa tylko kilka dni, gdyż całkowite rozwiązanie akcji następuje 01 maja w noc Walpurgi. Otóż pewnego dnia dochodzi do makabrycznego odkrycia. W odmętach rzeki Lech drwal znajduje ciało dziecka, syna miejscowego woźnicy. Na ciele chłopca odkryto ślady tortur oraz tajemniczy znak na łopatce. Znak „zwierciadło Wenus”, symbol czarownic. Miejscowi od razu wydają osąd, za morderstwo chłopca powinna odpowiedzieć akuszerka Marta Stechlin, która oprócz odbierania porodów, zajmowała się zielarstwem. Na nic dały się wzburzone głosy, że nie Marta nie ma z tym nic wspólnego. Jednak chłopiec który zmarł, był widziany u niej w domu. Marta trafia do więzienia i zostaje oskarżona o dokonanie morderstwa oraz konszachty z samym diabłem. W obronie kobiety staje kat Jakub Kuisl, który nie wierzy w oskarżenia. Rada miejska postanawia w jak najszybszym czasie wykonać wyrok i za pomocą tortur zmusić Martę do przyznania się do winy. Jakub jednak nie wierzy w winę akuszerki. Postanawia na własną rękę przeprowadzić śledztwo. Niestety, w międzyczasie dochodzi do kolejnych morderstw dzieci, które na ciele mają ten sam znak. Rozpoczyna się wyścig z czasem, by udowodnić, niewinność Marty oraz zapobiec kolejnym morderstwom. Jakubowi w śledztwie pomaga młody medyk Simon Fronwieser oraz córka Magdalena.

Oliver Potzsch bardzo dokładnie odzwierciedlił realia po wojnie trzydziestoletniej. Czytając powieść ma się czasem wrażenie bezpośredniego uczestnictwa w wydarzeniach. Cała historia jest zgrabnie przemyślana. Czasem zastanawiałam się, skąd Autor czerpał informacje. Chociażby na temat podziemnego miasteczka czy miejskich układów albo chociażby publicznych egzekucji. Dzięki posłowiu wszystko zostało wyjaśnione. Otóż Oliver jest potomkiem Kuislów – dynastii katów bawarskich, a któż lepiej nie opowie historii aniżeli ktoś z dalekiej rodziny. Jednak Autor zastrzegł, że: „(…) książka jest powieścią, nie zaś naukową pracą seminaryjną. Wszystko, czego można dowiedzieć się z tej książki na temat katowskiego rzemiosła, odpowiada faktom według aktualnego stanu wiedzy. (…)”

Jak dobrze wiadomo nie przepadam za powieściami historycznymi, a wszystko przez Pana od Historii. Ale cóż, muszę przyznać, że zaczynam się powoli przekonywać do tego rodzaju literatury. Nie jest to wielki szał i na „hurra!!!” nie będę czytać wszystkiego historycznego co wpadnie mi w ręce w bibliotece. Jednak od czasu do czasu pokuszę się na taką pozycję.
Książkę polecam wszystkim tym, którzy lubią powieści kryminalne. Uprzedzam jednak, że osoby o słabych nerwach nie powinny jej czytać, gdyż jest w niej sporo drastycznych opisów.

Za możliwość przeczytania książki „Córka Kata” dziękuję portalowi lubimyczytac.pl

Jeśli ktoś nigdy nie widział narzędzi tortur to polecam wybrać się na wycieczkę do Ogrodzieńca. W ruinach zamku znajduje się Sala Tortur. Poniżej kilka zdjęć:


piątek, 22 lipca 2011

#113

Czasem warto zamienić literaturę poważną typu sensacja, horrory czy też fantasy na coś lekkiego, łatwego i przyjemnego. Na coś co sprawi, że świat który nas otacza przestanie być szary i będziemy wierzyć, że mamy możliwość spełnienia swoich marzeń.

Barbara Delinsky podobnie jak Nora Roberts jest autorką romansów. Dziewiętnaście jej powieści znalazło się na liście bestsellerów New York Times'a. Właśnie udało mi się przeczytać, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mira, najnowszą powieść Autorki „Marzenia dla każdego”. Przeglądając tytuły książek, które wydała Pani Delinsky, wiem, że nie jest to nasze pierwsze spotkanie. Wcześniej udało mi się przeczytać powieść „Ogród marzeń”. Z tego co pamiętam – a czytałam tę powieść dość dawno – książka mi się bardzo podobała.

„Marzenia dla każdego” rozpoczyna się od dość niefortunnego spotkania na placu budowy głównych bohaterów Christine Gilette, która jest architektem wnętrz oraz Gideona Lowe, który jest szefem budowy i członkiem zarządu Crosslyn Rise. Mężczyźni – robotnicy – rozproszeni przez Chris która pojawia się pewnego dnia na placu budowy, chwilowo zapominają o pracy, przez co omal nie dochodzi do wypadku. Gideon całą złość wyładowuje na Christinie. Wściekłość niestety wzrasta w momencie, kiedy okazuje się, że to właśnie Chris zajmie się wykańczaniem domów. Czy taki początek nowej znajomości może sprawić, że dwójka ludzi się pokocha? Czy Chris będzie wstanie znów zaufać mężczyźnie? A co się stanie kiedy Gideon dowie się, że Chris ma nastoletnią córkę?

Książka "Marzenia dla każdego" to powieść która uświadamia nam, że nasze życie jest pełne pragnień i namiętności. W szczególności jeśli te uczucia są zakopane głęboko w nas. Pokazuje także, że kobieta samotnie wychowująca dziecko na pierwszym miejscu zawsze będzie stawiać dobro dziecka. O swoich pragnieniach będzie myśleć na końcu albo prawie wcale.

Barbara Delinsky potrafi, dokładnie tak samo jak Nora Roberts, wciągnąć czytelnika w swój świat, a konkretniej w świat swoich bohaterów. Pokazuje nie tylko to, że życie jest piękne, ale także, że warto walczyć o to co się kocha i w co się wierzy. Ktoś mi kiedyś powiedział, że powinniśmy marzyć o rzeczach wielkich, wtedy pozwoli nam to spełnić te najmniejsze. Powinniśmy walczyć o swoje marzenia. Bo może pewnego dnia, uda nam się spełnić wszystkie, co do jednego. Tego sobie i wszystkim życzę. A książkę polecam na nie tylko deszczowe popołudnie.

Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Pani Monice z Wydawnictwa Harlequin Mira.

niedziela, 17 lipca 2011

#112

Tak, Nora Roberts jest niekwestionowaną królową romansów oraz kobiecej literatury. Mam nadzieję, że fani Danielle Steel nie będą mieli mi tego za złe. Ale sorry, królowa może być tylko jedna – jak to mówi pewna celebrytka. Pamiętam, że będąc kiedyś w bibliotece natrafiłam na książkę Roberts. Był to jakiś kryminał. Miałam wielkie obawy co literatury tej Pani. Nie wiem czemu ale miałam wrażenie, że to typowe romanse pełne namiętności. Wielkie było moje rozczarowanie gdy się okazało, że książka ta – a konkretniej „W samo południe” – to sensacja z wątkiem romansowym. Cóż, zmieniłam zdanie i nie żałuję. Potem natrafiłam na książki napisane pod pseudonimem J.D.Robb. Seria „In death” przekonała mnie do książek Nory Roberts.

Powieść "Na wagę złota" jest kolejną pozycją Autorki, którą udało mi się przeczytać. Sarah po ukończeniu szkoły w 1875 roku przyjeżdża do Arizony, do swojego ukochanego ojca, którego nie widziała przez wiele lat. Spodziewała się pięknego domu z czterema sypialniami, pięknym ogrodem. Niestety wielkie było jej rozczarowanie gdy zamiast pięknego domu Sarah zobaczyła mały, gliniany domek i dowiedziała się, że ojciec zginął w swojej kopalni złota. W nowym, trudniejszym życiu pomaga jej Jake Redman – półkrwi Indianin i najszybszy rewolwerowiec. Jake stara się namówić Sarah żeby wróciła tam skąd przyjechała, bo Dziki Zachód nie jest dla takiej księżniczki jak ona. Czy Sarah posłucha Jake’a i wyjedzie? Czy może udowodni, że jest odważna i zostanie w Arizonie?

Książki Nory Roberts mają to do siebie, że nie nudzą. Mimo iż Autorka pisze romanse (i nie tylko) to te historie są... hm... jakby to powiedzieć... wciągające. W tym przypadku jest tak samo. Nora ma taki styl pisania, który nie pozwala oderwać się od książki. A nawet gdy ją odłożymy, to szybko wykonujemy obowiązki, żeby wrócić do przerwanej historii.

Romanse to typ książek, który ma sprawiać, że zapominamy o bożym świecie, że sami mamy ochotę na taki romans czy też taką miłość. Ten typ ma rozluźniać i sprawiać, że chcemy więcej i więcej. W sumie powinien też sprawiać, że nie zwątpimy w miłość i w to, że gdzieś tam jest nasza druga połówka która w końcu stanie na naszej drodze prędzej czy później.

Książka "Na wagę złota" idealnie nadaje się do przeczytania w ogrodzie, na balkonie, w drodze do pracy czy też do domu. No po prostu jest idealna na wolne, wakacyjne popołudnie. Polecam!

Za możliwość przeczytania dziękuję Pani Monice z Wydawnictwa Mira Harlequin

sobota, 16 lipca 2011

#111

Jak dobrze wiecie, moją pasją oprócz czytania i pisania jest także fotografia. Niestety nie zawsze mogę poświęcić jej tyle czasu ile bym chciała. Jednak czasem uda mi się zrobić trochę zdjęć. Tak było i tym razem.
RMF FM to jedna z lepszych stacji radiowych. Co roku (tak przynajmniej mi się wydaje) organizują serię koncertów, które odbywają się podczas wakacji w różnych miastach. Kilka lat temu byłam na koncercie w Knurowie - grała moja ulubiona Ania Dąbrowska, natomiast w tym roku RMF zorganizował imprezę na gliwickim lotnisku. Oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć. Zabrałam - namówiłam chyba lepiej brzmi - mojego przyjaciela Amok'a na koncert Patrycji Markowskiej oraz Agnieszki Chylińskiej. Hm... Patrycja śpiewała super - jak zawsze z resztą - natomiast co do Agnieszki to nie wiem gdyż nie dotrwaliśmy z... powodu fatalnej organizacji. Nie wspomnę już o panach pilnujących porządków pod samą sceną, bo Ci to byli "prawie mili". Poniżej kilka zdjęć z tamtego koncertu:




czwartek, 14 lipca 2011

#110

Droga Tachykardio!

Powiedz mi proszę, czy o miłości to pięknie potrafią pisać tylko kobiety? Poezję z kobiet najpiękniej potrafiła pisać Maria Pawlikowska Jasnorzewska oraz Halina Poświatowska. Podobnie jest z literaturą. W świecie króluje Nora Roberts oraz Danielle Steel. Jednak jak dla mnie najpiękniej o miłości potrafią pisać mężczyźni. Na naszym podwórku zdecydowanie króluje Janusz Leon Wiśniewski. Natomiast niekwestionowanym królem miłosnych opowieści jest Nicholas Sparks. Jednak na chwilę obecną Pan Sparks ma rywala albo raczej konkurenta.

Richard Paul Evans jak napisali na stronie Wydawnictwa ZNAK - autor poruszających powieści, z których każda trafia na pierwsze miejsca amerykańskich list bestsellerów. Dzięki temu może spokojnie pogodzić pisanie z wychowywaniem piątki dzieci i angażowaniem się w działalność organizacji charytatywnych. Jest założycielem m.in. fundacji na rzecz dzieci zaniedbywanych.

„Kolory tamtego lata” to historia życia i miłości Elleny. Poznajemy ją pewnego dnia gdy leżąc na leżaku spotyka pewnego Amerykanina, który jest pisarzem. Przez całkowity przypadek opowiada mu swoją opowieść miłosną. Otóż Ellena to amerykanka, która zakochała się w przystojnym Włochu i razem z nim przyjechała do Jego ojczyzny. Konkretniej do Toskanii. Niestety po ślubie, mąż jest w ciągłych rozjazdach służbowych i opieka nad ich chorym na astmę synem spada na jej barki. Ellena - teraz Eliana – czuje się samotna i zamknięta w złotej klatce. Nie ma żadnej możliwości powrotu wraz z synem do Stanów. Eliana traci nadzieję, że jej życie się zmieni i znów zagości w nim miłość. Pewnego dnia do jednego ze skrzydeł domu w którym mieszka Eliana wprowadza się tajemniczy Amerykanin. Czy spotkanie przerodzi się w coś więcej aniżeli tylko zwykłą znajomość? Czy Elenie uda się wyrwać ze złotej klatki w którą zamknął ją mąż?

Książka wciąga od pierwszych stron, nie można się od niej oderwać. Czytając ja zastanawiałam się czy Autor faktycznie spotkał Ellen. To nie jest typowy romans, których pełno na półkach księgarni. To historia, która mogła wydarzyć się naprawdę. Bohaterowie są barwni, nie są sztywni no i co najważniejsze mają bogatą przeszłość.

Największym plusem jest sceneria w której rozgrywa się historia miłosna Eliany. Toskania, to piękny rejon Włoch który kusi swoimi winnicami i włoskimi daniami. Czasami zamykałam oczy i pod powiekami widziałam wąskie uliczki miasteczka, a na języku czułam smak czerwonego wina i potraw, które szykowała główna bohaterka. Normalnie zamarzyła mi się Toskania i włoskie klimaty.

Książka bardzo mi się spodobała i myślę, że Tobie także przypadnie do gustu. Jest w sam raz na wakacje. Wystarczy jedno popołudnie i będzie po książce, znaczy się skończysz ją czytać. Mnie wystarczyło ok. 6 godzin by ją „połknąć”. Bo jej nie da się odłożyć na dłużej niż na pięć minut. Teraz będę szukać innych pozycji Evans’a. Muszę przyznać, że przekonał mnie do siebie.

Pozdrawiam serdecznie
Archer

P.S.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova


wtorek, 12 lipca 2011

#109

Jeśli oczy to zwierciadło duszy
to dlaczego Jej oczy kłamią?
Jeśli pierwszy raz w nie spojrzysz
możesz dostrzec delikatny uśmiech
czasem znajdziesz figlarną iskierkę
przy drugim spojrzeniu
ujrzysz ból, tęsknotę i samotność
Przy dogłębnym wejrzeniu
dostrzeżesz roztrzaskaną duszę
którą trudno skleić jakimkolwiek klejem

Czasem powstają wiersze. Czasem to tylko zbitek słów które coś mówią, mają jakieś przesłanie. Niekiedy to tylko przekaz tego co siedzi gdzieś tam we mnie.

Czasem lubię się tym podzielić. Nie wiem czy dobrze. Czy można wyleczyć się z ekshibicjonizmu? I nie mam tu na myśli pokazywania gołego ciała pod płaszczem ;-) Tylko tego drugiego ekshibicjonizmu, psychicznego, dogłębnego. Po prostu roztrzaskanej duszy.

poniedziałek, 11 lipca 2011

#108

Drogi Amok!

Ostatnimi czasy zdarzało mi się czytać książki, które wciągały od pierwszej strony. Książki które czytało się w oka mgnieniu. Jednak książka o której teraz chcę ci opowiedzieć do takich niestety się nie zaliczała. Chożała do tych łatwych i przyjemnych. Nie oznacza to jednak, że w pewnym momencie powieść mnie nie wciągnęła. Bo tak nie było. Potrzebowałam „wytchnienia”. Posłuchaj o czym była książka.

Do powieści Clare Clark „Wielki smród” podchodziłam z wielkim dystansem. Nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać. W sieci wygrzebałam tylko podstawowe informacje o czym jest powieść. I tak naprawdę wiele się z tego nie dowiedziałam. Kiedy wzięłam książkę do ręki, usiadłam w swoim ulubionym fotelu, wiedziałam, że czeka mnie podróż. Nie wiedziałam jednak, jak ta podróż będzie przebiegać.

Akcja książki rozgrywa się w Londynie, w większej części pod stolicą a konkretniej w systemie kanalizacji. No dobra żeby było prościej w kanałach które ciągną się pod miastem. W kraju panuje smród, brud i ubóstwo. Tamiza jest jednym wielkim ściekiem. Ludzie mdleją, miasto dopada cholera, która zbiera swoje żniwo. System kanalizacyjny daje wiele do życzenia. Tam właśnie poznajemy Williama May’a który jest mierniczym pracującym w Metropolitan Board od Works. Jego zadaniem jest sprawdzenie wydajności oraz zmierzenie kanałów. Przemierza kilometry podziemnych tuneli sprawdzając ich jakość. Przebywając w kanałach daje o sobie znać jego przeszłość i traumatyczne przeżycia na Krymie. Oprócz Williama w kanałach można też spotkać Tom’a Długorękiego który jest szperaczem utrzymującym się ze sprzedaży szczurów, które są zabijane podczas nielegalnych rozrywek. Pewnego dnia, właśnie w kanałach, dochodzi do spotkania Williama z Tom’em. Jaki był finał tego spotkania będziesz musiał dowiedzieć się sam.
Mimo iż w książce mamy morderstwo, to samo śledztwo nie jest na pierwszym planie. Całą zagadkę morderstwa w które mimochodem zaplątany był William i Tom rozwiązuje dopiero pod koniec, adwokat Williama Sydney Rose.

Muszę przyznać, że autorka bardzo sugestywnie przekazuje obraz jaki był Londyn podczas wielkiej rewolucji przemysłowej. Dokładny opis podziemnych tuneli czasem sprawiał, że moja wyobraźnia szalała i podsuwała realne obrazy. Bywały momenty, że odkładałam z obrzydzeniem książkę na bok. Jednak po chwili brałam się w garść i czytałam dalej.

Po przeczytaniu książki Clare Clark cieszę się, że żyję w czasach gdzie nie ma problemów z kanalizacją, higieną osobistą, a rzeki i jeziora są czyste. Muszę przyznać, że książka „Wielki smród” jest bardzo realna i nie daje o sobie zapomnieć tak szybko.

Pozdrawiam
Archer


P.S.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Księgarni Matras. Za co bardzo dziękuję.

czwartek, 7 lipca 2011

#107

Droga Aś!

Pamiętasz nasz weekendowy, szkolny wypad plenerowy do Lanckorony? Najbardziej podobała mi się cisza tego miasteczka. Te malownicze domy i maleńki rynek. Tak, Lanckorona ma swój urok. No i w Wzgórze Zamkowe z ruinami. Pamiętasz jak chłopaki wspinali się na skały? Ubaw był po pachy. Ech.. normalnie zatęskniłam za tamtym okresem. A przecież aż tak dawno to nie było. Wiem, jesteś zaskoczona moim listem i wspomnieniami. Ale, tu jest ukryte drugie dno. Otóż przed chwilą skończyłam czytać książkę, której część akcji dzieje się właśnie w pięknej i malowniczej Lanckoronie. Chcesz posłuchać?

„Koniec wiosny w Lanckoronie” Agnieszki Błotnickiej to historia Magdy. Magda od momentu ukończenia swoich studiów pracuje w jednej firmie. Nie należy do chudych dziewczyn. Wręcz przeciwnie. Ma kilka kilogramów więcej. Nie przeszkadza jej to, podobnie jak jej mężczyźnie. Pewnego dnia przez drobne nieporozumienie rozstaje się ze swoim facetem. Nie objada się słodyczami. Wręcz przeciwnie. Po namowie swojej przyjaciółki Urszuli, postanawia zrzucić trochę kilogramów. Jednak dochodzi do wniosku, że najlepiej znaleźć „samotnię” gdzie tę dietę będzie można przeprowadzić. Bierze urlop, pakuje trochę rzeczy i wyrusza przed siebie. Nie ma żadnego planu, no może takiego, że chce w góry. Tak oto trafia do tytułowej Lanckorony. Przez całą drogę analizuje ostatnie dni oraz powód rozstania z Filipem. Czy w pięknym, malowniczym miasteczku uda się Magdzie zrzucić nadprogramowe kilogramy? Jaką rolę podczas jej pobytu w Lanckoronie odegra Drabik? O tym musisz przekonać się osobiście.

Po książkę Pani Agnieszki sięgnęłam z ciekawości. Chciałam się przekonać czy ta Lanckorona z tytułu to dokładnie ta sama którą ja miałam na myśli. No i oczywiście, to ta sama. To było jak podróż w przeszłość (mimo iż w Lanckoronie byłam na początku maja). Bywały momenty, że miałam wrażenie iż razem z Magdą przechadzam się uliczkami tego spokojnego miasteczka. I prawdą jest, że w oknach domów stoją anioły. Poniżej kilka zdjęć z Lanckorony – mojego autorstwa. Jestem ciekawa ile dni spędziła Pani Agnieszka w Lanckoronie i czy była w pobliskiej Kalwarii Zebrzydowskiej?

Książka napisana jest prostym i łatwym językiem. Nie ma żadnych nieścisłości. Główną bohaterkę można polubić od pierwszych stron. Dlaczego? Bo przecież ona przypomina prawie każdą kobietę. Bo nie oszukujmy się, prawie każda kobieta była na diecie. U Magdy podobał mi się upór dążenia do celu. To niewiarygodne. Znając mnie to pewnie poddałabym się przy pierwszym bólu mięśnia.

Myślę, że książka przypadnie Ci do gustu. Bo tak jak napisali na okładce: „Zabawna i pełna ciepła opowieść o uczuciach, odważnych zmianach i urokach jedzenia”. Jeśli zabierzesz się za czytanie tej powieści to… lepiej żebyś była najedzona. Bo przy opisach potraw gotowanych przez Panią Miłkę – gospodynię Magdy – robiłam się głodna.
Pozdrawiam serdecznie
Archer
P.S.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Pani Agaty z Wydawnictwa Nasza Księgarnia. Pani Agato bardzo dziękuję.
Tak wyglądał kiedyś zamek, który górował nad Lanckoroną
Tutaj już ruiny, do których Magda nie dotarła
Jeśli pogoda dopisze, można zobaczyć Tatry:
Widok na Rynek:
Anioły obserwują świat z wystaw sklepowych oraz okien:

wtorek, 5 lipca 2011

#106

Ogłoszenie!
Przypominam o Targach Książki w Katowicach


Katowicki Spodek, w dniach 20-23 października, stanie się miejscem, w którym królować będą książki. Książki drukowane, nowe i te z wieloletnią historią, książki do słuchania oraz e-książki. Książki dla dzieci i młodzieży, dla miłośników literatury polskiej i zagranicznej, dla uczniów, studentów i nauczycieli, dla wielbicieli historii, kulinariów, osób wierzących, ceniących literaturę fantastyczną oraz dzielących pasje czytania z zamiłowaniem do nowoczesnych technologii.

Podczas Targów Książki w Katowicach:

& najmłodsi czytelnicy spotkają się z bohaterami bajek,

& osoby niewidome i niedowidzące sprawdzą jak rynek książki wychodzi na przeciw ich potrzebom czytelniczym,

& uczniowie wezmą udział w warsztatach przygotowanych przez pracowników naukowych Uniwersytetu Śląskiego,

& redaktorzy, tłumacze, ilustratorzy, pisarze, poeci i wydawcy uczestniczyć będą w giełdzie pracy

& miłośnicy „książki z duszą” spotkają się z antykwariuszami i ich zbiorami,

& mieszkańcy regionu będą mogli włączyć swoje rodzinne pamiątki w zbiory Śląskiej Biblioteki Cyfrowej.


To oczywiście tylko niektóre z propozycji. Pozostałe znaleźć będzie można na stronie Targów Książki w Katowicach oraz na fan peage’u Targów Książki na Facebooku.

niedziela, 3 lipca 2011

#105

Droga Moniko!

Dziś wyjątkowo piszę do Ciebie. Prawdę mówiąc zastanawiam się dlaczego akurat Ty? I jedyne co przychodzi mi na myśl, to nasza ostatnia rozmowa w pracy o książkach. Wspominałaś, że lubisz książki o Indiach i o innych kulturach. Myślę, że powieść o której chcę Ci teraz opowiedzieć bardzo przypadnie Ci do gustu.

Kiedy myślę Indie, widzę kobiety ubrane w kolorowe jedwabne sari oraz masę biżuterii, czuję zapach najlepszej kawy. Kiedy myślę Indie w uszach słyszę muzykę towarzyszącą filmom – musicalom prosto z Bollywood. W książce przed chwilą przeczytanej znalazłam ciepłe słońce, zapach kardamonu, piękne kolorowe tkaniny, ludzi którzy chcą walczyć o swoje szczęście. Bo właśnie taka jest powieść „Tygrysie Wzgórza” Sarity Mandanna.

Historia zawarta w książce rozpoczyna się od narodzin Dewi, upragnionej i wyczekiwanej córeczki. Dewi jest oczkiem w głowie całej rodziny. Całe swoje dzieciństwo spędza z chłopcem o imieniu Dewanną, który stracił swoją matkę a ojciec niezbyt interesował się jego losem. Dzieci wychowywały się razem, traktowały się jak rodzeństwo. Wszyscy byli pewni, że tych dwoje spędzi razem całe życie. Niestety jak to w życiu, los bywa przewrotny. Przypadkowe spotkanie Dewi z pogromcą tygrysów Maću sprawia, że życie trójki bohaterów zmienia się diametralnie.

Książka „Tygrysie Wzgórza” to barwna historia wielopokoleniowej rodziny. To także zagłębianie się w życie i kulturę Indii. W książce znajdziemy nie tylko przyjaźń między Dewi i Dewanną, znajdziemy tu także miłość. Miłość niestety nie do końca spełnioną. Dowiemy się także, że życie to nie tylko szczęście, ale także umiejętność poświęcenia się dla ukochanej osoby.

„Tygrysie Wzgórza” pełne są emocji. Wiele razy zdarzało się, że opisywane historie wywoływały we mnie bunt, miałam ochotę odłożyć książkę na bok i do niej nie wracać. Jednak moja podświadomość szeptała mi na ucho „nie poddawaj się, nie wkurzaj, przecież to życie i co z tego, że w innym świecie?” Wtedy brałam książkę i dalej zagłębiałam się w jej treść. W treść która była tak barwna jak sari bohaterek.

Na okładce widnieje informacja: „Pozwól się oczarować porywającej historii miłosnej porównywanej do „Przeminęło z wiatrem”. Zapierające dech w piersiach opisy nieprzeniknionej dżungli, łagodnych wzgórz i plantacji kawy tworzą egzotyczne tło sagi o sile namiętności i przebaczenia”. Podpisuję się pod tym obiema rękami i nogami. Niestety nie mogę powiedzieć czy „Tygrysie Wzgórza” przypominają „Przeminęło z wiatrem” gdyż tej drugiej pozycji nie przeczytałam. Wiem, nie mam się czym chwalić. Ale obiecuję Tobie i sobie, że pewnego dnia to się zmieni i poznam losy Scarlett oraz jej ukochanego Rhett’a.

Nie wiem czemu ale momentami styl Autorki przypominał mi styl innej Pani a konretniej Santy Montefiore. Sarita Mandanna podczas pisania posługiwała się tak barwnymi opisami – nie tylko otaczającego krajobrazu – iż miało się wrażenie, że samemu uczestniczy się w wydarzeniach.

Książkę polecam Ci ze szczerego serca. Bo wiem, że Ci się spodoba. Polecam ją także tym którzy chcą i lubią poznawać kultury innych narodów. Nie ma żadnych szans na nudę a o to przecież chodzi.

Pozdrawiam
Archer
P.S.
Za książkę chcę serdecznie podziękować Pani Agnieszce z Wydawnictwa Otwarte, dzięki której miałam możliwość powieść przeczytać. Pani Agnieszko, ta książka to strzał w dziesiątkę. Jeszcze raz dziękuję