wtorek, 30 sierpnia 2011

#125

Droga Espi!

Przyznaję, że postanowiłam nadrobić zaległości w książkach Nory Roberts. Dlaczego? Ponieważ są one idealne na lato, na wolne popołudnie. Nie mają zawiłej akcji, szybko się je czyta. A poza tym zawsze można pomarzyć – skoro nie ma się tego na co dzień – o wielkim świecie, o podróżach a przede wszystkim o miłości.

Dzięki uprzejmości Księgarni MATRAS miałam możliwość przeczytania książki „Miłość na zamówienie”. Kiedy po raz pierwszy książka wpadła mi w oko stwierdziłam „Muszę ją mieć”. „Miłość na zamówienie” podobnie jak „Karuzela uczuć” składa się z dwóch opowiadań „Pokochać Jackie” oraz „Olśnienie”.

„Pokochać Jackie”
Przez całkowity przypadek, chociaż można powiedzieć, że nieporozumienie, Jackie wynajmuje dom. Od razu zakochuje się w tym miejscu, jest idealne do tego by napisać w nim powieść. Cisza spokój, ogród, basen i piękny widok na morze. Niestety spokój zostaje zakłócony powrotem właściciela domu Nathana Powella. I tutaj zaczynają się problemy. Czy Jackie uda się zburzyć mur, którym otacza się Nathan? Czy wspólne zamieszkanie połączy tych dwoje samotnych ludzi? Czy pedantyczny architekt Nathan będzie w stanie pokochać postrzeloną i zwariowaną Jackie?

„Olśnienie”
Po raz pierwszy Cody zobaczył Abrę na budowie. Mimo iż była ubrana w strój roboczy i była jedyną kobietą na budowie, od razu zwrócił na nią uwagę. On - dobry i szanowany architekt, Ona – inżynier która musi dopilnować budowy. Pierwsze spotkanie oko w oko nie należy do najprzyjemniejszych. Każde kolejne kończy się kłótnią. Abra chce dokonać kilku modyfikacji kurortu który powstaje na pustyni w Arizonie a którego pomysłodawcą jest Cody. Niestety architekt nie ma najmniejszej ochoty na jakiekolwiek zmiany. Obydwoje są uparci, każde chce postawić na swoim. Czy ognisty temperament Abry zdoła zniechęcić oczarowanego nią Cody’ego? Czy mimo iż każde ich spotkanie pełne jest iskier są w stanie być razem?

Nie wiem jak Nora to robi, ale kiedy docieram do ostatniej kropki w książce czuję… niedosyt. Dobrze widzisz. Mam ochotę na więcej i więcej. Styl Nory ma to do siebie, że jak już wspominałam na początku, chce się ją czytać cały czas. Nigdy się nie nudzi. I co z tego, że większa część romansów jest przewidywalna? Nadal będziemy je lubić i nadal z miłą chęcią zanurzymy się w świat bohaterów, by razem z nimi przeżywać namiętności.

Wiesz, czasem się zastanawiam czy mężczyźnie też powinni czytać ten rodzaj literatury. I dochodzę do wniosku, że raz na jakiś czas nic by im się nie stało gdyby jakiś romans przeczytali. Może co poniektórzy odkryli by przed swoimi kobietami romantyczną naturę. Sorry, ale ja naprawdę wierzę, że każdy facet ma coś w sobie z romantyka. Tylko nie każdy chce tę stronę pokazać. Woli być uznawany za takiego macho, bo przecież bardziej w ich stylu, nie uważasz?

Pozdrawiam
Archer







#124

Ogłoszeń kilka:

Serdecznie zapraszam na spotkania z Autorem książki "Kiedy Atena odwraca wzrok" Jakubem Szamałkiem


A tutaj nowinki z Targów Książki w Katowicach:

  1. Patronat honorowy nad Targami Książkami w Katowicach objęła Małżonka Prezydenta RP, Pani Anna Komorowska.
  2. Wkrótce w instytucjach będących partnerami Targów Książki w Katowicach pojawią się zakładki będące zapowiedzią Targów. Rzecz warta uwagi także i z tego powodu, iż zakładka upoważnia do kupna biletu ze zniżką.
  3. Na stronie Targów Książki w Katowicach pojawił się dział „Konkursy”. Zapraszamy najmłodszych do uczestnictwa do konkursie plastycznym, starszych – w konkursie prozatorskim, a wszystkich – w konkursie fotograficznym.
  4. Biblioteka Śląska, podczas Targów Książki w Katowicach, zaprasza do digitalizacji zdjęć i piśmiennych pamiątek rodzinnych. Zeskanowane zdjęcia, notatki, listy wzbogacą zbiory Śląskiej Biblioteki Cyfrowej.
  5. Podczas Targów Książki w Katowicach będzie okazja do spotkań z Autorami. Lista zaproszonych gości znajduje się na stronie w części poświęconej „wydarzeniom towarzyszącym”.
  6. Każdy, kto w zaciszu domowym pisuje poezję lub prozę, pamiętniki lub reportaże, będzie podczas Targów miał możliwość wydrukowania i oprawienia swoich tekstów.
  7. Wydawcy szukający pracowników, osoby szukające pracy w wydawnictwach będą mogły wziąć udział w giełdzie pracy organizowanej podczas Targów Książki w Katowicach.

Więcej informacji już wkrótce… Zapraszamy na Targi Książki w Katowicach – pokażmy, że Czytanie jest modne!



piątek, 26 sierpnia 2011

#123

Czasem zdarza mi się natrafić na tak zwaną perełkę w polskiej literaturze. Perełkę którą naprawdę warto przeczytać, która wryje się w pamięć, wymiętosi i wypluje.

Paweł Szlachetko debiutował w latach dziewięćdziesiątych. Jest autorem kilkunastu słuchowisk i reportaży w Polskim Radiu. Na podstawie jego książki „Zwerbowana miłość” powstał film po tym samym tytułem – informacja z okładki książki „Wichrołak”. Przyznaję, że nie znam twórczości Pana Pawła. Jednak po lekturze „Wichrołaka” na pewno zapoznam się z Jego wcześniejszą książką „Zwerbowana miłość” która i tak znajduje się na mojej liście „do przeczytania”.

Szremle Małe, mała wioska gdzieś w Tatrach. Każdy zna każdego, każdy wie wszystko o wszystkich. Podczas burzy do miasteczka przybywa Roman. Jest początkującym dziennikarzem, któremu marzy się wielki artykuł, który sprawi, że będzie sławny i otworzy mu drzwi do kariery. Roman zamieszkuje u sołtysa Józwy. Tam spotyka Martę – swoją dawną studencką miłość. Kiedy sołtys pyta o powód jego przybycia do Szremli Małych, Roman kłamie mówiąc, że jest biologiem, który przyjechał wyjaśnić tajemnice pomoru owiec. Tak naprawdę to chce na własną rękę rozwiązać zagadkę samobójstw trzech górali. Okazuje się, że mieszkańcy wioski wcale nie są tacy święci jak by się na pierwszy rzut oka wydawało, skrywają mroczną tajemnicę. Czy Romanowi uda się znaleźć przyczynę samobójstw? Czy uwierzy lokalnym władzom, którzy twierdzą, że za samobójstwami stoi depresja oraz zmiany pogodowe a konkretnie wiatr halny?

Akcja zawarta w książce wciąga już od pierwszych stron. Z każdą kolejną stroną czytelnik wtapia się w świat opisany w powieści. Czasem ma się wrażenie jakby uczestniczyło się w wydarzeniach. Czasem sytuacje zaskakiwały. Powód? Jak w XXI w kiedy świat dopadła nowoczesność można wierzyć w przesądy, zabobony czy też czary? Można mieć wrażenie, że czas w Szremlach Małych zatrzymał się w zeszłym stuleciu. Według mieszkańców osoba która zobaczy Wichrołaka po trzech dniach umiera.

Autor świetnie manewrował wątkami, trzymał w napięciu. Nie pozwalał nudzić się czytelnikowi. Bohaterowi są przejrzyści, posiadają mocne charaktery, miejsce akcji książki umieszczone prawie u podnóża Tatr. Czegóż chcieć więcej? Miłośnicy kryminałów na pewno znajdą tutaj coś dla siebie. Powieści jednak nie da się zamknąć w ramach typowego kryminału. Tutaj jest mieszanka kryminału, sensacji, thrillera i małego wątku miłosnego. Polecam.

Za książkę dziękuję Panu Arturowi z Wydawnictwa MUZA

niedziela, 21 sierpnia 2011

#122

Drogi Czytaczu!

Prawdę mówiąc to nie mam pojęcia dlaczego właśnie do Ciebie piszę ten list. Może dlatego, że jakiś czas temu rozmawialiśmy o książce, którą ty już przeczytałeś natomiast ja miałam dopiero zamiar. Chciałabym podzielić się z Tobą wrażeniami jakie ta książka na mnie wywarła.

Kilka dni temu dotarła do mnie jedna z pozycji z akcji „Włóczykijka” Mariusza Surmacza „Strażnik marzeń”. Do książki podchodziłam z wielkim sceptycyzmem. Przeczytałam wcześniej kilka recenzji – nie wiem po co – i w głowie kołatała mi się jedna myśl: „Muszę ją mieć! Muszę ją przeczytać”. Tak więc, kiedy do mnie dotarła, odłożyłam na bok inne pozycje i zasiadłam w ulubionym fotelu i zabrałam się za lekturę.

Głównym bohaterem „Strażnika marzeń” jest Maksymilian - Maks, czterdziestoletni mężczyzna. Pewnego dnia Maks zostawia swoją ukochaną kobietę, wsiada na motocykl i wyrusza przed siebie. Nie ma określonego celu podróży, oby jak najdalej. Podczas swojej podróży poznaje ciekawych ludzi, nieznane i piękne miejsca. Stara się zapomnieć o swojej ukochanej uprawiając seks z przygodnie poznanymi kobietami. Jednak całkowicie nie odcina się od swojej byłej ukochanej. Przez cały czas prowadzi wyimaginowaną z nią rozmowę.

To jest chyba jedna z niewielu książek o której nie wiem co powiedzieć. Wiem, że to do mnie nie podobne, że normalnie mi się buzia nie zamyka (tu zdecydowanie mam na myśli mówienie) No dobra spróbuję ubrać w słowa to co siedzi w mojej głowie. Uwaga zaczynam.

Maks zaczął mnie wkurzać już przy pierwszym rozdziale. Powód? Rozstał się kobietą zostawiając jej list w którym informuje, że odchodzi. No cóż… czy tak zachowuje się dorosły facet? Dlaczego list? Tłumaczy to tym, że o niektórych rzeczach łatwiej jest pisać aniżeli mówić, lepiej coś przeczytać aniżeli usłyszeć. Możliwe, ale listy nie zastąpią rozmowy z drugim człowiekiem. Przecież podczas rozmowy widać nasze emocje, uczucia. Tak więc pisząc list, Maks okazał się absolutnym tchórzem. Bał się pokazać, że nadal kocha kobietę, którą zostawia. Nie da się przestać kogoś kochać ot tak nagle, z dnia na dzień. Dlaczego okazał się tchórzem i egoistą? Rozstanie tłumaczył tym, że nagle zaczęła mu przeszkadzać różnica wieku – Ona była o połowę młodsza od niego. Jak dla mnie, gdy ktoś kogoś naprawdę kocha to żadna różnica wieku nie powinna odgrywać, żadnej roli. Poza tym po ucieczce, Maks nie stronił od kobiet. Wręcz przeciwnie. Jak dobrze wiesz, większa część książki to erotyczne historyjki. Przede wszystkim seks z prawie każdą napotkaną przygodnie kobietą. Tutaj, nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że Maks traktował kobiety przedmiotowo i były mu potrzebne tylko do jednego. Trochę kłóciło się to z tym, że po udanym seksie prowadził wyimaginowaną rozmowę z kobietą którą zostawił. No dobrze, nie była to rozmowa tylko monolog. Hm… nie będę już wspominać o niezbyt inteligentnych rozmowach które bohater poradził z innymi.

Pewnie jesteś ciekawy, czy książka miała jakieś plusy oraz czy jest coś co mi się w niej podobało? Na pewno da się odczuć, że autor jest miłośnikiem motocykli. Najbardziej dało się to odczuć przy opisach maszyny Harleyu Davidsonie z 1969 roku Easy Riderze – takie rzeczy wie pasjonat i miłośnik dwóch kółek.

Zastanawia mnie ile w tej historii jest z samego autora? Bo przecież prawie każdy autor coś z siebie wrzuca do swojej powieści. Nie zastanawiałeś się nad tym?

Pytasz czy polecam książkę i czy chciałabym aby dalej wędrowała? Cóż, szczerze? Nie wiem. Serio nie mam pojęcia. Może polecę tę powieść osobom dojrzałym emocjonalnie, których nie zrażą niektóre szczegółowe opisy i nie mam tu wcale na myśli opisów przyrody.

Pozdrawiam serdecznie
Archer



sobota, 20 sierpnia 2011

#121

Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach nie ma osoby która by nie znała twórczości Nory Roberts. Bywa, że niektórzy nie przyznają się do tego, że czytują jej powieści. Bo to przecież "obciach" czytać romanse. Cóż, ja się z tym absolutnie nie zgadzam i głośno powiem: TAK, CZYTAM ROMANSE I JESTEM Z TEGO DUMNA. Powiem więcej, nie mam zamiaru przestać ich czytać. A poza tym każdy czyta to co lubi, nikt nikomu nic nie narzuca.

No dobra, bo całkowicie odbiegłam od tego o czym chciałam mówić, znaczy się pisać. Dzięki uprzejmości Pani Moniki z Wydawnictwa Mira Harlequin mogłam przeczytać kolejną powieść mojej ulubionej autorki.

"Karuzela uczuć" (identyczny tytuł nosi powieść Jodi Picoult, z którą zawsze jest mi nie po drodze) to książka "2 w 1" - składa się z dwóch odrębnych opowiadań: "Gra o miłość" oraz "Spadek".

"Gra o miłość" - czy można zmiękczyć i wzbudzić pozytywne uczucia w zranionym i upokorzonym mężczyźnie? Tak, można. Booth DeWitt ma za sobą nieydane małżeństwo z cyniczną gwiazdą filmową. Nauczka jaką dostał po tym małżeństwie sprawiła, że przestał interesować się kobeitami. Do czasu gdy na jego drodze staje Ariel Kirkwood. Otóż Ariel wygrywa casting do roli w telewizyjnym filmie którego autorem scenariusza jest właśnie Booth. Rola którą ma zagrać Ariel jest łudząco podobna do postaci jego byłej żony. Czy tych dwoje będzie w stanie zbudować związek?

"Spadek" - czy dziewczyna która na co dzień jest treserką lwów, poza areną również jest odważna? Cyrk jest dla Jovilette całym życiem. Kiedy okazuje się, że nowym właścicielem zostaje prawnik Keane, Jo zaczyna się bać czy przypadkiem Keane nie odsprzeda cyrku komuś innemu. Kiedy Keane spotyka Jo jest pod jej nieodpartym urokiem. Dziewczyna trzyma go jednak na dystans mimo iż w głębi jest nim oczarowana. Czy dwa przeciwległe bieguny będą się przyciągać? Czy chłodny, pragmatyczny i rzeczowy prawnik będzie potrafił okiełznać nieprzewidywalną treserkę lwów?

Jak sam tytuł książki wskazuje jest to karuzela uczuć. Pełno w niej skrajnych emocji. Tak naprawdę to czasem ciężko było mi nadążyć za uczuciami bohaterów. Czułam się jakbym jeździła na rollercoasterze. Wpierw było spokojnie, a potem nieoczekiwanie spadałam w dół. Ale czyż miłość, pragnienie i namiętność to nie jest właśnie taki rollercoaster?

Nora jak zwykle mnie nie zawiodła. Wciągnęła od samego początku w życie swoich bohaterów. Książkę polecam wszystkim, nie tylko miłośnikom romansów.


środa, 17 sierpnia 2011

#120




Uwielbiam fontanny, w szczególności nocą :) Fontanna na zdjęciach powyżej znajduje się w Gliwicach na Placu Piłsudskiego. Niestety nie zawsze działa. Wtedy kiedy ją fotografowałam działała połowicznie, to znaczy działała jej tylko jedna część.
Jeśli dogrzebię się do zdjęć z fontanny w Parku Szczytnickim we Wrocławiu to wrzucę :)

piątek, 12 sierpnia 2011

#119

Od jakiegoś czasu odkrywam na nowo polską literaturę. Czasem zdarza mi się natrafić na całkowicie nieznane nazwisko. Jak wiadomo tych najbardziej znanych polskich pisarzy jest mnóstwo tak samo jak ich książek w księgarniach. Można śmiało stwierdzić, że półki uginają się
od ich pozycji. Ale co się dzieje z tymi mniej znanymi autorami? Z autorami których powieści nie zawsze stają bestsellerami jeszcze przed pojawieniem się książki w sklepach? Prawdę mówiąc to ich książki giną w lawinie autorów których nazwiska zna każdy. A szkoda, bo jest wiele książek na rynku które naprawdę warto przeczytać bo są dobre, tylko nie zauważone.

Książkę "Strzępy" Tomasza Kowaluk - Łukasiewicza znalazłam na stronie Wydawnictwa Novae Res. Wcześniej niestety nie "rzuciła" mi się nigdzie w oczy. A szkoda, bo gdyby tak było zostałaby już dawno przeczytana.

Książka rozpoczyna się dość nietypowym zdaniem "Pierwsze zdanie podobno jest najważniejsze." W sumie racja. Jednak jak dla mnie to nie jest całkowicie pierwsze zdanie powieści, które brzmi "Wściekłe psy ruszyły w trzewia". Czyż nie jest to fantastyczny wstęp? Głównego bohatera Marka Zarębę poznajemy na spotkaniu klasowym które odbywa się dwadzieścia lat po zakończeniu szkoły średniej. Dotychczas spokojne życie Marka zmieni się diametralnie właśnie podczas tego spotkania i po rozmowach z dawno niewidzianymi kolegami. Przeszłość o której tak
bardzo chciał zapomnieć powróci. Podczas spotkania wyjdzie na jaw, że ktoś z jego klasy donosił milicji w okresie PRL-u. Niestety tożsamość zdrajcy nie zostanie odkryta. Jednak wszelkie ślady będą prowadzić... do głównego bohatera. Marek chcąc udowodnić swoją niewinność postanawia na własną rękę poprowadzić śledztwo. Odnajduje uczestników tamtych wydarzeń i za wszelką cenę chce zdemaskować donosiciela. Czy mu się to uda? Jaką rolę w tym wszystkim odegrała Ewa Kaleta?

Historia opisana w książce toczy się dwutorowo. Mamy teraźniejszość w której Marek przeprowadza dekonspirację oraz przeszłość a konkretnie czasy szkoły średniej kiedy to niektórzy działali w podziemiu. Przyznaję, że to jest całkiem dobre posunięcie, gdyż pomaga w
rozwiązywaniu zagadki z przeszłości. Razem z Markiem staramy się poznać prawdę. A prawda? No właśnie. Czy nie jest czasem tak, że lepiej nie rozgrzebywać przeszłości. Przecież powinniśmy żyć teraźniejszością i na tym się skupiać a nie na tym co było. Wiem, że nie zawsze tak się da, ale trzeba próbować. Autor uświadamia nam jak niewiele potrzeba żeby przeszłość dopadła nas ze zdwojoną siłą w momencie kiedy tego absolutnie się nie spodziewamy.

Książkę czytało mi się z przyjemnością. Pewnie jednym z wielu powodów było to, że akcja rozgrywała się w moim ukochanym mieście Wrocławiu. To było niesamowite uczucie, kiedy podczas czytania książki zamykałam oczy i pod powiekami widziałam dokładnie te miejsca które opisywał Autor. Wielkim plusem jest także dokładne odzwierciedlenie lat osiemdziesiątych, tego jak wyglądała wtedy Polska oraz jej sytuacja społeczno - polityczna.

Książkę polecam każdemu. Nie tylko tym którzy podobnie jak bohater dwadzieścia lat temu kończyli szkołę średnią, ale także tym którzy chcą się dowiedzieć jak to było w połowie lat osiemdziesiątych prawie u schyłku PRL-u.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Pani Kamilii z Wydawnictwa Novae Res.


wtorek, 9 sierpnia 2011

#118


Droga Tachykardio!

Do książki o której chcę Ci teraz opowiedzieć podchodziłam bardzo ostrożnie. Dlaczego? Otóż, nim trafiła do księgarń była bestsellerem i wszyscy chcieli ją przeczytać. Już! Natychmiast! Przyznaję, że ja też chciałam. Jednak, kiedy zamówiłam książkę i znalazła się ona w moim posiadaniu pomyślałam sobie: „Hola! Archer, poczekaj chwilę. Daj tej książce odpocząć, niech wszyscy wyśpiewają nad nią peany. Poczekaj aż gwar i zamieszanie przy niej ucichnie. Wtedy spokojnie sobie ją przeczytasz!” I co? Tak zrobiłam. Tylko, że w międzyczasie Autorka napisała dalsze losy bohaterów. Tak więc oprócz pierwszej części jest i druga do przeczytania. Ale to dobrze, bo nie będę miała zbyt wielkiej przerwy między częściami.

Autorką książki „Sosnowe dziedzictwo” jest Maria Ulatowska. Jak napisali na okładce (uwaga cytuję) „To, że napisze książkę, wiedziała od bardzo dawna. Na co dzień specjalistka od prawa dewizowego, dopiero na emeryturze znalazła trochę czasu i zrealizowała swoje marzenie.”

Główną bohaterką powieści jest Anna Towiańska. Poznajemy ją w momencie gdy wprowadza się do pięknego dworku Sosnówka, położonego na Kujawach. Oprócz niej poznajemy: panią Irenkę – gosposię, która pomaga Annie w kuchni oraz w domu, pana Dyzia, który ukrywa przed wszystkimi talent artystyczny; przystojnego weterynarza Grzegorza, braci Koniecznych, małego Florka i innych. Historia opowiadana jest jakby dwutorowo. Teraźniejszość oraz przeszłość przeplatają się w tej książce nawzajem. Jest historia dziadków Anny z okresu drugiej wojny światowej oraz historia otrzymania dworku prze Annę.

Teraz już wiem dlaczego wszyscy się tą książką zachwycają. Bo taka historia jest jak najbardziej życiowa. Przyznaję się bez bicia, że mnie się też zaczęła marzyć taka Sosnówka oraz tacy adoratorzy jak Jacek czy Grzegorz.

Ktoś może powiedzieć, że ta powieść to bajka. Cóż… możliwe. Ale przecież, lubimy takie historie. Historie, które mogą być napisane przez życie.

Książkę czyta się bardzo szybko. Została napisana łatwym dla czytelnika językiem. Przyznaję, że kiedy docierałam do fragmentów z przeszłości to gubiłam się w bohaterach. Ciężko mi było wyłapać kto jest kim. Tutaj przydałoby się drzewo genologiczne.

Zgadzam się ze zdaniami napisanym na okładce: „Pełna pogody ducha i życzliwości opowieść o tym, jak los pomaga nam być szczęśliwymi.” Oraz „W życiu przeznaczenie czasem czeka ukryte pod doniczką paprotki.”

Książka wzrusza i bawi. Idealnie nadaje się na letnie popołudnie. Cieszę się, że Pani Maria napisała taką książkę. Sprawiła, że po przeczytaniu znów – powolutku – zaczęłam wierzyć w miłość.

Tachykardio, teraz sięgam po dalsze losy mieszkańców Sosnówki. Niebawem Ci o nich opowiem.

Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie
Archer

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

#117

Ogłoszeń kilka:

1. Wydawnictwo Muza

Zapraszamy na spotkania z Markiem Orzechowskim autorem książki "Belgijska melancholia".

Pierwsze spotkanie odbędzie się 10 sierpnia 2011 r. o godzinie 18. w Giżyckim Centrum Kultury ul. Konarskiego 8 (Giżycko)

Zapraszamy także do Olsztyna, gdzie 11 sierpnia 2011 r. Marek Orzechowski spotka się z czytelnikami w Wypożyczalni Literatury Pięknej i Obcojęzycznej, Stary Ratusz WBP, ul. Stare Miasto 33. Początek spotkania o godz. 17.

Na trzecie spotkanie zapraszamy do Ostródy.
Spotkanie z autorem odbędzie się w Miejskiej Bibliotece Publicznej, ul. Mickiewicza 22
13 sierpnia o godz. 12.00. Rozmowę z Markiem Orzechowskim przeprowadzi burmistrz Ostródy Olgierd Dąbrowski.

2. Wydawnictwo Muza

Serdecznie zapraszamy na spotkanie z Aleksandrą Jakubowską autorką książki "Najpiękniejsza".

Początek spotkania w środę 10 sierpnia 2011 r. o godzinie 18.00 w Książnicy Polskiej w Olsztynie, Plac Jana Pawła II 2/3


3. Jakiś czas temu dostałam nominację do One Lovely Blog Award. Dziękuję za te nominacje, jest mi ogromnie miło. Jednak nie wezmę udziału w tej zabawie. Po pierwsze już jakiś czas temu zdradzałam swoje sekrety. A po drugie ciężko mi wybrać te najlepsze blogi z tych które odwiedzam. Dla mnie wszystkie są wspaniałe.

4. Poza tym ostatnio krucho u mnie z czasem. Grafik w pracy taki troszkę dziwny i nie mam zbyt wielu wolnych dni żeby całkowicie zatopić się w lekturach.

5. Moja książka która ostatnio leży odłogiem daje mi się we znaki. To znaczy wygrzebałam ją z czeluści mojego twardego dysku i staram się pisać. Nie piszę dziennie wiele, ale powolutku do przodu. Oby tak dalej.

czwartek, 4 sierpnia 2011

#116

Bywają takie książki, których bohaterów uwielbiamy. Od pierwszej strony przypadają nam do gustu i razem z nimi przeżywamy przygody, wspieramy ich w każdym momencie, no po prostu ich lubimy. Jednak od czasu do czasu zdarzają się bohaterowie, którzy budzą w nas wściekłość. Nie oszukujmy się, książki pisze się także po to by wywoływały emocje i to nie tylko te pozytywne. I to właśnie te negatywne wzbudził we mnie główny bohater najnowszej powieści Danuty Noszczyńskiej pt: „Pod dwiema kosami czyli przedśmiertne zapiski Mariana Żywotnego”. Z Panią Danutą spotkałam się już drugi raz (no dobra, nie osobiście tylko na kartach powieści) i muszę przyznać, że to spotkanie było bardziej... hm... burzliwe. Podobnie jak przy pierwszej powieści – a konkretniej mam na myśli „Blondynka moralnego niepokoju” - ubaw miałam przedni, jednak częściej na prowadzenie wybiegała wściekłość na Mariana Żywotnego.

No dobrze to teraz szczegóły. Otóż Marian Żywotny postanawia spisać swoje dotychczasowe życie, a trzeba przyznać, że przeżył już 77 lat czyli wiadomo skąd w tytule dwie kosy. Marian chce pozostawić dla potomności historię swojego życia. Fakt, że na początku stwierdza, że pisanie dzienników i pamiętników to babskie zajęcie, jednak po krótkiej rozmowie z proboszczem zmienia zdanie. No i pewnie można by stwierdzić, że życie Marian to prowadzi nudne i monotonne. Otóż nie. W swoich zapiskach opisuje swoje biedne i niesprawiedliwe życie. Przede wszystkim to jak Bóg najpierw zsyła na niego dobro by potem dorzucić garść goryczki, bo przecież nie może być kolorowo. No i tak oto poznajemy jego życie. W rodzinnym domu nie było sielsko anielsko. Matka była dobrą kobietą, natomiast ojciec we wspomnieniach to pił, bił i nic nie robił. Według niego On zawsze we wszystkim był na końcu. Czuł się zaniedbany i opuszczony. Postanowił ożenić się z kobietą majętną i mądrą, która mu będą zazdrościć wszyscy mieszkańcy Mużynki – małej wioski, w której wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą. I tak ożenił się z Apolonią, która urodziła mu piątkę dzieci - cztery córki i jednego syna. Przez całe życie Marian pracował jako elektryk, żarliwie modlił się do Boga o poprawę bytu i... był Panem i Władcą we własnym domu. Jednak przede wszystkim Marian był zazdrosny i zawistny. W jaki sposób to się objawiało, nie opowiem bo nie byłoby przyjemności z czytania.

Pani Danuta stworzyła fantastycznego bohatera który swoim zachowaniem i traktowaniem najbliższych doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Normalnie bywały momenty, że chciałam tym Marianem solidnie potrząsnąć i wrzasnąć do słuchu. Podziwiam żonę Mariana, że od niego nie odeszła, bo czytając powieść wiedziałam, że życie z Marianem do łatwych nie należało. Charakter bohatera i jego bogobojność sprawiały, że ręce zaciskały mi się w pięści. A jeszcze kłamanie w żywe oczy. Normalnie wściekłość.

Książki Danuty Noszczyńskiej nie można zaliczyć do szybkich, łatwych i przyjemnych. Bardziej do takich które zapadają w pamięć a bohater potrafi napsuć krwi od pierwszej strony. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że gdzieś wśród nas żyje taki właśnie Marian, który swoim zachowaniem potrafi zniechęcić do siebie każdego. Polecam!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Pani Lidki z Wydawnictwa SOL. Dziękuję

wtorek, 2 sierpnia 2011

#115

Właśnie zamknęłam kolejną powieść Colin'a Dexter’a „Ktokolwiek widział”. Odłożyłam ją na półkę i… postanowiłam coś o niej opowiedzieć. Jednak bardzo ciężko mi ubrać w słowa to co siedzi w mojej głowie. Mam w niej tak absolutny mętlik, że nie wiem od czego mam zacząć. Bardzo dawno nie czytałam tak niesamowitej książki. Książki której akcja jest tak zagmatwana, że główny bohater w pewnym momencie gubi się w domysłach.

Przed Morse’m kolejna zagadka do rozwiązania. Od swojego przełożonego otrzymuje zadanie – musi odnaleźć zaginioną dziewczynę Valerie Tyler. Wydawać by się mogło, że sprawa jest prosta. Jednak, nie jest tak do końca. Otóż policjant który przed Morse’m prowadził sprawę zginął w wypadku samochodowym. Czy jego śmierć była przypadkowa? Czy może doszedł do prawdy i ktoś postanowił się go pozbyć? Hipotez jest wiele. Inspektorowi jak zwykle pomaga niezawodny sierżant Lewis. Razem chcą dowieść tego co się stało z dziewczyną. Według Morse’a Valerie nie żyje, a każdy scenariusz jej śmierci sprawia, że włos jeży się na karku. Natomiast Lewis twierdzi, że żyje tylko nie chce wracać do domu rodzinnego. Który z nich ma rację? Czy morderstwo vice dyrektora szkoły ma coś wspólnego ze zniknięciem Valerie?

Cóż, Morse ma ciężki orzech do zgryzienia. Musi odnaleźć dziewczynę. Jednak wszelkie domysły i poszlaki gmatwają się. Kiedy już wpada na trop i myśli, że go to do czegoś doprowadzi nagle sytuacja obraca się diametralnie i… znów jest w ślepym zaułku.

Dexter ma niesłychany talent komplikowania akcji i trzymania czytelnika w napięciu przez cały czas. Kiedy już myślimy, że zagadka została rozwiązana i już pojawia się nam uśmiech zadowolenia, Autor wprowadza zamęt. I cała sytuacja zaczyna się od początku. Muszę przyznać, że to świetne zagranie. Gdyż tak do końca nie mamy pojęcia kto za tym wszystkim stoi. Przyznaję, że podoba mi się tok myślenia i sposób pracy Morse’a. Jego przenikliwość, umiejętność oceniania ludzi jest niezastąpiona w pracy policji. I co z tego, że czasem scenariusze które tworzy w głowie się nie sprawdzają? Najważniejsza jest dedukcja. Bo krok po kroku, tworząc szkielet przestępstwa możemy dotrzeć do winnych i "niechcący" rozwiązać trudną zagadkę.

Jest jedna rzecz która zaprzątała moje myśli nie tylko podczas czytania tej czy też wcześniejszej powieści. Otóż w żadnej – z dotychczas - przeze mnie przeczytanej książce Dexter'a nie ma żadnej wzmianki jak Morse ma na imię? Wszyscy zwracają się do niego Inspektorze Morse. Wiem, że powinnam skupiać się na treści, na akcji oraz na rozwiązywaniu zagadki, ale czasem tak drobny szczegół potrafi skutecznie "gnębić".

Książkę polecam wszystkim którzy lubią rozwiązywać zagmatwane zagadki kryminalne.

Książkę udało mi się przeczytać dzięki uprzejmości Pana Kazimierza z portalu ZwB.