piątek, 30 grudnia 2011

#157




Kiedy przechadzam się pomiędzy półkami w pracy, dość często zdarza mi się sięgać po książki żeby przeczytać opisy na okładkach. Niektóre odkładam natychmiast gdyż nie przemawiają do mnie, natomiast zdarza mi się na dłużej zagłębić w opisie książki. Wiem, że nie powinno się oceniać ani tym bardziej wybierać pozycji po okładce. Czasem zdarza się, że Wydawca chcąc dobrze, niestety zdradza dość sporą część tego co znajdziemy w książce. Na szczęście bywają tacy, którzy krótkim opisem sprawiają, że ma się ochotę zagłębić w fotelu i przeczytać książkę od pierwszej litery do ostatniej kropki. I tak właśnie było w przypadku „Przynęty” Jose Carlos’a Somozy. Kiedy książka znalazła się na stole nowości urzekła mnie swoją okładką (jakiś czas później moja koleżanka stwierdziła, że jest mroczna). Wzięłam ją do ręki, przeczytałam opis na okładce (oczywiście, bez skrępowania) i… wiedziałam, że pewnego dnia ją przeczytam. Kiedy otrzymałam listę pozycji do wybrania i Ona się tam znalazła decyzja została od razu podjęta: wybieram właśnie „Przynętę”.

Jak napisano na stronie pewnej encyklopedii, Jose Carlos Somoza urodził się w Hawanie, na Kubie, jednak całe swoje życie spędził w Hiszpanii. Zadebiutował w 1994 roku powieścią „Planos”. Z zawodu jest psychiatrą, literatem z powołania. Został wyróżniony wieloma prestiżowymi nagrodami m.in. nagrodą Fernando Lary. Powieść „Przynęta” została wydana nakładem Wydawnictwa MUZA w październiku 2011 roku.

W Madrycie grasuje psychopata. Jest całkowicie nieuchwytny. Policja i władze postanawiają znaleźć grupę kobiet, które odpowiednio szkolone mają za zadanie „usidlić” swoją „ofiarę” poprzez manipulację. Kobiety są nazywane Przynętami. I w ten sposób poznajemy jedną z przynęt Dianę Blanco. Diana jest jedną z najlepszych. Jednak pewnego dnia postanawia porzucić swoją pracę na rzecz normalnego życia. Zanim całkowicie „przejdzie na emeryturę” decyduje się znaleźć i dopaść grasującego psychopatę potocznie zwanego Widzem. Czy to się jej uda? Czy nagonka na Widza i pewna komplikacja są w stanie ją powstrzymać przed tym co postanowiła? Czy kobieta którą traktowała jako kogoś bliskiego może okazać się potworem? Czy to co wydarzyło się w dzieciństwie będzie miało swoje skutki w przyszłości?

Kiedy zaczynałam zagłębiać się w treść „Przynęty”, przyznaję, że miałam problemy. Nie potrafiłam zrozumieć pojęć które używał Somoza: holokaustofilia, psynom, Pracofilia itp. Itd. Dopiero z czasem wszystko zostawało wyjaśniane. Każde pojęcie znalazło swoje wytłumaczenie w powieści. Nie jest to typowy thriller, nie jest to też typowa sensacja. Mamy do rozwiązania zagadkę. Im bliżej rozwiązania to trop zaciera się i nadal nie wiemy co dalej. W powieści znajdziemy także szczegółowość, którą da się odczuć w opisach działania psynomu, manipulacji – a z tego co teraz do mnie dotarło, po przeczytaniu powieści (no cóż lepiej późno niż wcale) – a konkretniej NLP czyli neurolingwistycznego programowania. Według Somozy, świat to teatr, ludzie to aktorzy którzy odgrywają swoje role. Sam nie dokonał odkrycia gdyż tę teorię wyznawał Szekspir: „Świat jest teatrem, aktorami ludzi, którzy kolejno wchodzą i znikają.” W „Przynęcie” jest wiele nawiązań do dzieł Szekspira. Do ukrytego w nich drugiego dna. Według Somozy każde dzieło wielkiego dramaturga opisuje poszczególne filie.

Mogę śmiało stwierdzić, że przy „Przynęcie” nie można się nudzić. Nie można się także od niej oderwać. Bo w momencie kiedy rozkręca się akcja, chcemy więcej i więcej. Chcemy jak najszybciej rozwiązać zagadkę tajemniczości. Chcemy być przekonani i pewni, że to co podpowiada nam podświadomość to prawda czy fikcja. Czy ten którego uważamy za dobrego jest nim naprawdę. Wiem jedno, nie zakończę swojej przygody z twórczością Somozy na „Przynęcie”, z miłą chęcią zapoznam się z innymi jego dziełami.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa MUZA

wtorek, 27 grudnia 2011

#156

Święta, święta i po świętach. Nie przepadam za świętami niestety. Nie czuję w ogóle ich magii. Ale jak ją ma się czuć kiedy pogoda za oknem jest bardziej wiosenna aniżeli zimowa.

Przed świętami obiecałam sobie, że będę czytać. Obiecałam, że nadrobię zaległości. I co? I nic. Przeczytałam tylko kilka stron książki którą aktualnie czytam i nic więcej. Za to dopadło mnie tzw. natchnienie i nie było to wcale natchnienie recenzyjne. W niedzielne popołudnie włączyłam Evanescence (nie wiem dlaczego ale ich muzyka ostatnio nastraja mnie do pisania) uruchomiłam program do pisania i zaczęłam pisać. Nie mam pojęcia skąd mi się to wzięło. Ale przyznaję, że udało mi się napisać trzy porządne fragmenty do... hm... książki którą od kilku lat sobie piszę.
I nie chwaląc się nadal mam w głowie masę pomysłów. Tylko z czasem już gorzej :( Kiedyś Autorka Kasia Michalak powiedziała, że najlepiej jej się pisze nocą. Popieram w 100%. Wtedy w całym domu panuje absolutna cisza, nikt na głowie nie siedzi, nie chce niczego od nas i mamy święty spokój. Prawda!!!

Tak więc koniec laby, czas wrócić do szarej codzienności. Hawk!!!

środa, 21 grudnia 2011

#154

Droga Tachykardio!

Powiedz mi jak to jest z obietnicami? Czy zdarza Ci się obiecać coś a potem nie dotrzymać słowa? Wiem, że tak niestety bywa w naszym życiu że… mimo wszystko nie udaje nam się dotrzymywać złożonych obietnic. Mimo iż bardzo byśmy tego chcieli. Bo przecież los weryfikuje nasze plany. I rzadko bywa tak jakbyśmy tego chcieli. Dzisiaj opowiem Ci o książce którą właśnie skończyłam czytać.

„Obiecaj mi” Richard’a Paul’a Evans’a to bardzo wyjątkowa książka. Z Autorem spotykam się już po raz drugi i wiem, że nie ostatni. Niedawno czytałam jego książkę „Kolory tamtego lata” i się zachwyciłam. Ale wiem, już o tamtej opowiadałam. Zdania nie zmieniłam i nadal twierdzę, że o miłości najpiękniej potrafią pisać mężczyźni. Ale czekaj, bo ja znów odbiegam od tematu i jak zwykle mój list będzie nieskładny. „Obiecaj mi” to najnowsza powieść autora. Powiem krótko: musisz ją przeczytać.

Beth, główną bohaterkę poznajemy w momencie przygotowań do świątecznej kolacji w 2008 roku. Zanim zejdzie na uroczysty posiłek, sięga do szafy i wyciąga z niej szkatułkę. Przechowuje w niej dwa piękne wisiorki, które otrzymała od kochających ją mężczyzn. Od mężczyzn którzy złożyli obietnicę. Pierwszy z nich otrzymała od mężczyzny który złamał złożoną obietnicę, drugi od tego który jej dotrzymał. Skomplikowane? Słuchaj dalej. Przeglądając szkatułkę przenosimy się wraz z główną bohaterką do roku 1989 i wraz z nią wspominamy to co się od tamtego czasu wydarzyło. Był to trudny rok. Życie które było misternie ułożone, zaczęło się sypać. Mąż złamał obietnicę którą złożył podczas przysięgi małżeńskiej. Nie jest to jednak koniec zmartwień. Otóż okazuje się, że ukochana córeczka Charlotte cierpi na chorobę której nie potrafią zdiagnozować lekarze. Żeby było mało pojawiają się problemy w pracy a niewierny mąż umiera na raka. Kiedy Beth myśli, że życie nie ma sensu, że nie może ufać już mężczyznom, na jej drodze staje Mathew, który przywraca jej wiarę w sens istnienia. Ale tak do końca nie jest tym za kogo się podaje. Czy Beth będzie w stanie mu całkowicie zaufać? Czy po poznaniu historii Mathew jej życie zmieni się? O tym musisz przekonać się już sama.

Jak zwykle czytając Evans’a zatraciłam się w historii przez niego opowiedzianej. Świat zewnętrzny przestał istnieć. Książka wciąga od pierwszych stron i nie wypuszcza aż do końca. Tym razem akcja dzieje się w Utah, jednak są akcenty europejskie. Mathew jest Włochem i wraz z Beth oraz Charlotte odwiedza swe rodzinne miasto Anacapri. Książka jest przepełniona skrajnymi emocjami: jest miłość, jest ból, jest tęsknota, nadzieja, zwątpienie. Kiedy czytałam historię Beth, zastanawiałam się dlaczego Autor tak bardzo namieszał w jej życiu i wystawił na ciężką próbę? I doszłam do wniosku, że z nami jest dokładnie tak samo. Kiedy myślimy, że już jest dobrze, podcina się nam skrzydła. A ktoś kto obiecywał nas kochać, nie dotrzymuje obietnicy.

Książka nie jest typowym romansem. Jest w niej trochę magii. Jestem pewna, że podczas czytania nie raz zakręci Ci się w oku łza. Tak jak mnie. I mam nadzieję, że podobnie jak ja będziesz kibicować Beth, żeby w końcu była szczęśliwa. Bo przecież wszyscy na to zasługujemy.

Pozdrawiam Cię bardzo cieplutko w to zimowe popołudnie
Archer

P.S.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa ZNAK Literanova.

wtorek, 13 grudnia 2011

#153

Ciężko mi było zabrać się za powieść Charlaine Harris „Czyste sumienie”. Może było to spowodowane tym, że to czwarta z serii o Lily Bard a ja miałam za sobą lekturę tylko pierwszej pozycji. Może bałam się, że w międzyczasie wydarzyło się tyle znaczących rzeczy, że nie będę w stanie zrozumieć tego co się dzieje. W końcu jednak przełamałam opór i zabrałam się za lekturę.

Nie muszę chyba przypominać kim jest Lily Bard? Ale gdyby ktoś nie pamiętał to tutaj jest recenzja pierwszej książki „Czysta jak łza”. Wracając od jednej ze swoich pracodawczyń Lily natrafia w lesie na opuszczony samochód. Kiedy podchodzi do miejsca gdzie siedzi kierowca doznaje szoku. Samochód należy do Deedry a ona sama – martwa – siedzi za kierownicą. Kto mógł zabić Deedrę? Czy może któryś z jej kochanków zabił ją w przypływie zemsty? Bo jak wiadomo większość mężczyzn w małym miasteczku Shakespeare miało do czynienia z zamordowaną. W międzyczasie dochodzi do pożaru mieszkania starszego pana. Oczywiście w pobliżu znajduje się Lily Bard, która ratuje J.C. przed spaleniem. Śledztwo wykazuje, że było to podpalenie. Kto miał motyw? Hm… myślę, że większa część mieszkańców Shakespeare w szczególności, że są spokrewnieni ze starszym Panem. Podpalenie, morderstwo to tylko część powieści. Otóż Lily, która nie potrafiła zaufać mężczyznom zgodziła się zamieszkać razem ze swoim chłopakiem.

Książkę czytało się dość szybko. Obawiałam się, że śledztwo w sprawie morderstwa będzie się przeciągało w nieskończoność. Jednak znając Lily z wcześniejszej książki Harris, wiedziałam, że nie będzie siedziała z założonymi rękoma i na swój pokrętny sposób będzie chciała zdemaskować mordercę. Przyznaję bez bicia, że byłam bardzo zaskoczona odkryciem kto był odpowiedzialny za śmierć Deedry i pożar w mieszkaniu… Narratorem powieści jest Lily. Czytając mamy wrażenie jakbyśmy słuchali jej opowieści. Jednak w niektórych momentach miałam wrażenie, że czytam jej pamiętnik. Opisy samotności i tego jak jest jej źle bez faceta były czasem wnerwiające. Bo nagle z tej twardej kobiety – jaką na pewno była – wychodziła mała dziewczynka która potrzebowała pomocy i wsparcia. Tak wiem, niektóre kobiety mają dość bycia twardymi i chcą by się nimi w końcu zaopiekowano. Tylko, że dla mnie Lily była osobą która swoje uczucia trzyma na wodzy i tak łatwo nie ufa ludziom.

Było kilka momentów w których wkurzałam się i to dość bardzo. I nie było to wcale związane z akcją w powieści. Czasem miałam wrażenie, że tłumaczenie jest marne. Powód? Niektóre zdania nie były całkowicie składne. Przykładów nie będę przytaczać, bo przyznaję, że nie zaznaczałam ich. Poza tym małym mankamentem nie mam się do czego przyczepić.

Książkę polecam miłośnikom powieści Harris. Tylko, że… hm… Wydaje mi się, że teraz są dwa obozy miłośników twórczości Autorki. Jedni to ci, którzy uwielbiają serię z Sookie Stackhouse a reszta to ci którzy polubili powieści z Lily Bard. Osobiście zaliczam się do drugiego obozu. Nie będę wnikać dlaczego bo to długa historia. „Czyste sumienie” polecam na jedno wolne popołudnie. Wciąga i sprawia, że nie można doczekać się tego kto zabił i dlaczego.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa ZNAK


wtorek, 6 grudnia 2011

#152

Poniżej kilka zdjęć z koncertu Ani Wyszkoni, który odbył się w Centrum Handlowym FORUM.


Oprócz tego powiem jeszcze, że dołączyłam do Syndykat Zbrodni w Bibliotece, stronka z informacją tutaj. O co chodzi? Celem Syndykatu Zbrodni w Bibliotece (SZwB) jest propagowanie literatury kryminalnej
oraz stworzenie ogólnopolskiej bazy recenzji książek kryminalnych przy równoczesnym
zapewnieniu korzyści uczestnikom Syndykatu poprzez wzajemną reklamę.

Sama dowiedziałam się o tym od Sil, która umieściła info na swoim blogu i można o tym przeczytać tutaj. Zapraszam


piątek, 2 grudnia 2011

#151

Czy można popełnić morderstwo niedoskonałe? Hm… skoro można doskonałe to te myślę, że również. Tylko czym takie morderstwo się będzie objawiać? Nie do końca zamordowanym denatem? Czy może zostawieniem zbyt wielkiej ilości śladów? W końcu i tak policja trafi na nasz trop.

To nie jest moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Krawczyk. Moje pierwsze spotkanie miało miejsce dwa lata temu, na kartach powieści „Napisz na priv”, natomiast osobiście Autorkę poznałam kilka miesięcy temu na spotkaniu autorskim w Katowicach. Dzisiaj miałam możliwość znów spotkać się z Autorką a konkretnie przeczytać najnowszą książkę „Morderstwo niedoskonałe”.

Czy aby napisać bestseller potrzebne jest wielkie nazwisko i sława? Nie, wystarczy czwórka zapaleńców którzy w tydzień wspólnie napiszą powieść. Gdy pewnego dnia w wydawnictwie ginie maszynopis powieści, na którą przyznano dotację i która ma być właśnie bestsellerem pracownicy postanawiają działać. Czwórka przyjaciół wpada na szalony pomysł. Marek, Adela, Mizera oraz Marta postanawiają sami napisać bestseller. W sumie udało im się odzyskać część powieści, jednak po przeczytaniu okazało się, że to gniot nad gnioty więc… przysiedli fałdów i napisali powieść od początku. Kiedy gotowa książka wpada w ręce prezesa, ten nie mogąc wyjść z zachwytu postanawia poznać autora tego dzieła Pana Kusibaba. No i tu pojawia się kolejny problem, otóż autor zapada się pod ziemię. Czy czwórce przyjaciół uda się odnaleźć autora? Tego nie powiem, o tym trzeba koniecznie przeczytać.

Czytając książkę cały czas zastanawiałam się czy praca w wydawnictwie wygląda dokładnie tak jak opisała ją Autorka. Bo jeśli tak, to ja chętnie tam się zatrudnię. Trzeba przyznać, że praca wydawała się „lajtowa”. A każdy redaktor ma na tyle czasu by pisać własną powieść, w czasie gdy nie czyta dostarczonych manuskryptów. Poza tym nie wiedziałam, że redaktorzy w czasie pracy i w czasie wolnym zajmują się tropieniem zaginionych pisarzy. Normalnie wyręczają policję, nie ma co.

„Morderstwo niedoskonałe” to wyśmienity kryminał „na wesoło”. I wcale nie będę w błędzie jeśli porównam tę powieść do książek Joanny Chmielewskiej. Mamy tutaj motyw sensacyjny oraz wielką dawkę humoru. Wiem, że nie wszystkie kryminały i powieści sensacyjne takie są. Dlatego książka Agnieszki Krawczyk różni się od innych właśnie wielką dawką poczucia humoru. No i nie oszukujmy się, czasem takie kryminały napisane „z jajem” są nam potrzebne. Bo ileż można tarzać się we krwi. Książkę polecam wszystkim którzy mają ochotę na „ubaw po pachy”. Nie zawiedziecie się.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa SOL

sobota, 26 listopada 2011

#150

W dniu dzisiejszym w Katowickim Empiku w Silesia City Center odbyło się spotkanie autorskie z Agnieszką Lingas - Łoniewską, które promowało Jej najnowszą książkę "Zakład o miłość". Czytelnicy oczywiście dopisali. Rozmowę przeprowadziła Monika Badowska. Niestety był też dość smutny akcent, otóż Empik zawiódł na całej linii i nie było możliwości zakupienia książek Agnieszki :( No cóż, jak widać, nie obyło się bez potknięcia. A po spotkaniu cała "paczka" - Agnieszka, Sil, Kasia i Milena - przygarnęły mnie i wybraliśmy się na kawę :) Chcę podziękować za fantastyczne spotkanie. Nie pozostaje mi nic innego jak z niecierpliwością oczekiwać kolejnego spotkania. Jak zapowiedziała Agnieszka, w lutym ma zostać wydane wznowienie "6 (szóstego)" i liczę, że Aga znów przybędzie do Katowic. Oczywiście nie obeszło się bez zdjęć. Bo jak wszyscy wiedzą ja bez aparatu to jak żołnierz bez karabinu. Tak więc poniżej foto-relacja ze spotkania. A na końcu piękna dedykacja którą Agnieszka zostawiła w książce "ZOM". Dziękuję, dziękuję, dziękuję :)









czwartek, 24 listopada 2011

#149

Po romansach czas zmienić repertuar literacki i zabrać się za coś, co sprawia, że wysila się swoje szare komórki. Za coś co sprawi, że nie będziemy mogli oderwać się od książki.

Z autorką Ericą Spindler spotykam się po raz pierwszy. Gdzieś kiedyś jej nazwisko wpadło mi w oko, ale dość szybko wypadło. Jakiś czas temu, podczas wymianki organizowanej przez Sabinkę otrzymałam nawet książkę tej autorki, ale jakoś nie miałam odwagi by po nią sięgnąć. Teraz już wiem, że przy najbliższej nadarzającej się okazji nadrobię zaległości. Teraz zastanawiam się, dlaczego dotychczas nie znam twórczości Pani Spindler? I już wiem. Otóż miałam wrażenie, że Spindler pisze głównie romanse. I jakie było wielkie zaskoczenie kiedy okazało się, że w swoim dorobku ma także kryminały, thrillery. Bez wahania sięgnęłam po „Zabić Jane”, czego nie żałuję.

Jane Killian kiedy była piętnastoletnią dziewczyną została potrącona przez motorówkę i cudem uniknęła śmierci. Następstwem tego wypadku była utrata połowy twarzy i masa blizn na całym ciele. Dzięki operacjom plastycznym mogła znów zacząć normalnie żyć i nie wyglądać jak dziewczyna Fraknenstaina. Teraz jest spełnioną artystką. Mieszka wraz z mężem, chirurgiem plastycznym w Dallas i oczekuje narodzin swojego pierwszego dziecka. Niestety to co piękne nie może trwać wiecznie. Jane nawiedzają koszmary senne z przeszłości: znów jest w jeziorze, pędzi na nią motorówka, która po chwili zawraca by dokończyć to co zaczęła – a konkretniej zabić Jane. Pewnego dnia policja znajduje w hotelu ciało kobiety Elle Vanmeer. Okazuje się, że kobieta była pacjentką Ian’a. Najgorsze w tym wszystkim jest to iż prawdopodobnie miała z nim romans. Potem ginie asystentka męża. Wszystkie ślady wskazują na to iż najbardziej podejrzany jest właśnie Ian mąż Jane. Dodatkowo sprawę komplikują anonimy, które wzbudzają w Jane coraz większy strach. Osoba, która je wysyła zna bardzo dokładnie rozkład jej dnia, zna jej obsesje, fobie i wie, że w dzieciństwie przeżyła tragedię. Czy policji, a konkretniej siostrze Jane – Stacy, uda się znaleźć tajemniczego prześladowcę? Czy dowody wskazujące winę na Ian’a okażą się na tyle mocne żeby go skazać?

Przyznaję się bez bicia, że przez całą powieść zastanawiałam się kto za tym wszystkim stoi? Kto ukartował całą maskaradę i kto chce się pozbyć Jane. Typowałam prześladowcę, jednak za każdym razem gdy byłam już pewna swego, okazywało się, że trop jest fałszywy. Dawno tak dobrze nie bawiłam się rozwiązując zagadki kryminalne w powieści.

Na wielki plus w tej powieści zasługuje fakt, że jest wielowątkowa. Mamy tutaj wątek morderstw, oraz trudne relacje między siostrami: Jane i Stacy. Wątek kryminalny jest świetnie poprowadzony. Co chwila poznajemy różne fakty, dostajemy dowody skazujące, by po chwili okazało się, że to wszystko nie tak. Że myliliśmy się, że trzeba jeszcze raz. Z drugiej strony jednak, pojawiają się dowody obciążające i wychodzi na to, że aresztowany jest naprawdę winny. Ale ile razy zdarzało się tak, że skazywany zostawał całkiem niewinny człowiek?

Myślę, że książka spodoba się osobom które uwielbiają thrillery. Przy tej książce nie sposób się nudzić. Akcja leci na łeb na szyję i nim się obejrzymy dotrzemy do ostatniej strony. Oczywiście po drodze będziemy potykać się o trupy, szczekającego psa, będziemy na wystawie rzeźb Jane a przede wszystkim będziemy się starać udowodnić, że Ian jest niewinny. A może jednak winny?

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mira Harlequin