wtorek, 19 maja 2020

#544 - Teściowe muszą zniknąć



Po książki Alka Rogozińskiego sięgam z dużą przyjemnością. Bo wiem, że oprócz zagmatwanej zagadki kryminalnej, będę się śmiać w głos. I tak właśnie było podczas czytania najnowszej książki Księcia Komedii Kryminalnej czyli „Teściowe muszą zniknąć”. Tym razem zasiadłam na balkonie i wciągnęłam się w opowiadaną historię. 

Janusz i Amelia mieszkają w samym centrum Warszawy. Spokojny byt zakłóca im upierdliwa sąsiadka. Pewnego dnia, odwiedza ich kuzyn Amelii, opowiadając historię o ukrytym skarbie. I tu rozpoczyna się jazda bez trzymanki. Kazimiera jest mamą Janusza. Co miesiąc wpłaca datki na bytomskie Radio Jadwiga, twierdzi, że największą zmorą kraju są tęczowi, masoni i lewactwo. Maja to mama Amelii. Żyje w konkubinacie, paraduje w marszach równości i szczerze nie przepada za Kazimierą. Z wzajemnością oczywiście. Niestety obie panie muszą połączyć siły kiedy ich dzieci wpadną w solidne tarapaty: Janusz zostanie posądzony o morderstwo a Melka zostanie porwana. Jak to się wszystko skończy? I jaką rolę w tym odegra Tygrys Złocisty, szef mafii?

Muszę przyznać, że ubawiłam się przy tej książce pierwszorzędnie. Pomysł na fabułę gdzie główni bohaterowie podpadają mafii i zjeżdżają pół Polski by odnaleźć skarb, był strzałem w dziesiątkę. W szczególności jeśli dodamy do tego jeszcze dwie mamuśki z piekła rodem. Każda z nich przyprawia o ból głowy swoich najbliższych. Natomiast taki duet próbujący uratować swoje dzieci, to wręcz trąba powietrzna, siejąca spustoszenie. 

Alek nie zatracił ani sarkazmu, ani ironii, ani tym bardziej bystrego spojrzenia na to wszystko co dzieje się wokół. A wszystko ubrał w dobrze skrojony płaszczyk komedii kryminalnej. Dzięki temu czytelnik się nie nudzi i co rusz wybucha śmiechem. W szczególności gdy natrafiał na spotkania z Tygrysem Złocistym, który swoich rozmówców tytułował nazwami fauny. 

Opowiem wam pewną anegdotkę. Podczas czytania książki co rusz natrafiałam na różne zwierzęta np.: gawial gangesowy, czy też muflon śródziemnomorski. I kiedy na głos wypowiadałam te nazwy, to mój Munż od razu mówił o jakie zwierzę mi chodzi. 

Dla tych którzy jeszcze nie czytali książek Alka, myślę, że ten tytuł będzie dobrym rozpoczęciem przygody. A dla wiernych czytelników, będzie to uczta kryminalna z dodatkiem humoru, do jakiego autor nas już przyzwyczaił. Polecam!!!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

sobota, 16 maja 2020

#543 - Będziesz moja



Możliwe, że po raz pierwszy zdarzyło mi się zakupić i przeczytać książkę, o której nie wiedziałam zupełnie nic. Bo wiecie, kiedy sięgam po dany tytuł to mniej więcej wiem o czym jest książka, bo przeczytałam opis na stronie Wydawnictwa lub też księgarni internetowej. W ostatecznym rozrachunku czytałam opinię o książce na ulubionym blogu. W przypadku książki „Będziesz moja” Diany Brzezińskiej żadna z tych rzeczy nie miała miejsca. Książkę zakupiłam w ciemno. Znałam tylko okładkę gdyż gdzieś tam mignęła mi w internetach. I tyle. Nic więcej. 

Wiecie jak to u mnie jest z debiutami. Są książki które mnie zachwycają od pierwszej strony. A są też takie, które zupełnie mnie „nie biorą” i porzucam je w dowolnym momencie. W przypadku książki Brzezińskiej było zupełnie inaczej. Na początku bałam się. Serio, bałam się, że mój zakup w ciemno jest złym wyborem. Okazało się, że strach jest zupełnie nie na miejscu, a zachwyt nad stworzoną historią sprawił, że książkę pochłonęłam w trzy dni. Oczywiście chodząc do pracy. 

Nie wiem czy chcę zdradzać Wam fabułę, ani opowiadać o czym jest. Ale żeby zachęcić powiem kilka słów. 

Akcja całej historii kryminalnej (tak, to kryminał, chociaż tytuł i okładka mogą sugerować całkiem coś innego, takie zmylenie czytelnika) dzieje się w światku policyjnym i prokuratorskim w Szczecinie. Adrianna Czarnecka jest psychologiem w Komendzie Wojewódzkiej, jest leniwa (jak to mówi jej szef) ale ma głowę na karku i widzi to czego nie dostrzegają inni. Jest dokładna. Ma męża, ale gdy czytelnik poznaje całą historię dokładnie, to dochodzi do wniosku, że zdecydowanie z mężem powinna się rozwieść. Krystian Wilk jest podkomisarzem w tej samej Komendzie, jest podrywaczem i zupełnie nie jest zainteresowany by wiązać się z kimś na stałe. Ma też brata bliźniaka, Przemka, który jest prokuratorem okręgowym. Pewnego dnia Krystian otrzymuje akta sprawy pewnego mężczyzny, który zaginął wiele lat wcześniej. Tak naprawdę ma sprawić wszystko, by zamknąć w końcu akta, bo nie ma ani narzędzia zbrodni ani ciała. Jednak praca z Adą nad tą sprawą, sprawia, że postanawiają odnaleźć zaginionego mężczyznę. Jednak, okazuje się, że muszą skupić się na sprawie seryjnego mordercy, który morduje rude, młode kobiety. Czy te dwie sprawy się łączą? Sami się przekonajcie. 

Powiem Wam, że Autorka stworzyła niesamowitą, zagmatwaną historię. Serio. Ogromnym plusem jest to, że oprócz prowadzonej sprawy zaginionego mężczyzny, otrzymujemy równolegle historię tego, który morduje młode kobiety, zadając im trzydzieści trzy ciosy nożem. Czytelnik razem z policjantami stara się rozwiązać obie zagadki kryminalne. Chce poznać motyw mordercy i powiązać sprawy razem. 

Oprócz zagadek kryminalnych, mamy świetnie skrojonych bohaterów Adę i Krystiana. Między nimi rodzi się dziwna przyjaźń. On jest seryjnym podrywaczem i zalicza panienki na prawo i lewo, a Ona jest szczęśliwą mężatką, która jest odporna na jego zaloty. To wcale nie przeszkadza temu, by połączyła ich przyjaźń, która (póki co) nie zakończyła się w łóżku. Pojawił się także mąż Ady, który doprowadzał mnie do wściekłości. Dlaczego? O tym poczytajcie sami, nie mogę Wam zdradzić takich smaczków. 

Jeśli szukacie świetnego kryminału, który dodatkowo ma świetne zaplecze obyczajowe, to pierwszy tom przygód Ady i Krystiana nadaje się do tego idealnie. Polecam bez dwóch zdań i zabieram się za drugi tom, bo jestem ciekawa co dalej u ulubionych bohaterów. 



czwartek, 14 maja 2020

#542 - Układ idealny



Powieść obyczajową z nutką kryminału lubię bardzo. Kryminał bowiem, przełamuje słodycz romansu. Dlatego bez zastanowienia sięgnęłam po kontynuację książki „Niebezpieczna gra”, gdzie główną bohaterką była Weronika Kardasz, czyli „Układ idealny”. Gdy tylko książka pojawiła się na legimi, wrzuciłam ją na półkę, zasiadłam na krótkiej kanapie i zaczęłam czytać. 

Weronika Kardasz została zastępcą szefa ABW. Nową sprawą którą się zajmuje to gang motocyklowy i przemyt ludzi. Jednak ze względu na to, że związała się z celebrytą, sama nie może wziąć w akcji osobistego udziału. Dlatego do wyjazdu na akcję do Przemyśla, namawia swojego kolegę, policjanta Łukasza. Jego zadaniem jest wtopienie się w gangsterski światek w Przemyślu, by rozbić szajkę. Wszystko idzie dobrze do czasu, gdy na drodze Łuaksza staje Ewa, córka szefa. Jak potoczą się losy bohaterów? O tym musicie doczytać sami. A powiem, że było ciekawie. 

Tym razem głównymi bohaterami nie był duet Weronika i Przemek. Tym razem główne skrzypce gra Łukasz vel Loki, którego zadaniem jest infiltracja gangu motocyklowego Braci Peruna. Muszę przyznać, że brakowało mi duetu z pierwszej części, ale Loki i Bambi w sumie też dali radę. 

W „Układzie idealnym” jest dużo ryku silników motocyklowych. Jest także zakazana miłość, bo przecież serce nie sługa i Loki zakochuje się w córce szefa gangu. Jest też broń, wybuchy, podróż na Ukrainę, a na końcu porwanie. Porwanie, które zaostrzyło tylko mój apetyt na kolejną część. Tak nie można droga autorko. 

Podobnie jak przy udanym debiucie, od tej książki nie można się oderwać. Trzymamy kciuki za Łukasza, by jego przykrywka nie została spalona. Miłości też kibicujemy, chociaż dobrze wiemy, że jak tylko prawda wyjdzie na jaw… to będzie gorąco. 

Polecam, ale obowiązkowo musicie zacząć od pierwszej części. Teraz z niecierpliwością oczekuję finału tej historii. Jestem ogromnie ciekawa co też autorka wykombinuje. 

niedziela, 10 maja 2020

#541 - Niebezpieczna gra



Lubię historie, które w czytelniku wzbudzają emocje. Historie, które gdyby ktoś się uparł mogłyby się wydarzyć. Historie, które wciągają od pierwszych stron i za szybko się kończą. Taką książką była „Niebezpieczna gra” Emilii Wituszyńskiej. Kręciłam się wokół niej od dłuższego czasu. Przyciągała okładka i opis. W końcu pewnego dnia postanowiłam poznać bohaterów.

Weronika jest policjantką. W dramatycznej akcji traci swojego partnera, który był także jej najbliższym przyjacielem. Wyrzuty sumienia które ją dopadły po śmierci Michała, sprawiły, że dziewczyna stoczyła się po równi pochyłej. Zaczęła ostro pić. Jednak jej szef nie pozwolił jej tak do końca się upodlić. Otóż, jedynym świadkiem morderstwa premiera, był Przemysław Rej – znany aktor. Niestety nie pamiętał tego co się wydarzyło feralnej nocy. Gdzieś tam podświadomie czuł, że groziło mu niebezpieczeństwo. Szef Weroniki, chcąc ją przywrócić do służby, dał jej za zadanie ochronę aktora. Niechęć tych dwojga biła czytelnika mocno po oczach. Czy będą zdolni do tego by się dogadać? A może jak to mówią, od nienawiści do miłości krótka droga? I dlaczego zostają wplątani w niebezpieczną grę, w którą zamieszane jest ABW?

Tytuł, podobnie jak ciemniejsza okładka mogą sugerować, że czytelnik otrzymuje kryminał. Owszem trochę dreszczyku jest, jednak autorka bardziej skupiła się na wątku miłosnym. A walka z przestępcami to takie całkiem przyjemne tło dla opowiadanej historii. 

To bardzo udany debiut (zauważyłam, że ostatnio co rusz trafiam na dobre debiuty). Tempo utrzymane jest od samego początku. Czytelnik chce poznać losy bohaterów i dowiedzieć się czy początkowa antypatia pomiędzy nimi będzie trwała cały czas. 

Nie jest to wymagająca książka, myślę, że raczej idealna na jeden wieczór. Bo czytelnik nie odłoży jej nawet na chwilę, tylko z zapartym tchem będzie chciał wiedzieć co dalej. A trzeba przyznać, że się dzieje do samego końca. Autorka ma lekki styl pisania, co sprawia, że książkę się połyka.

Jeśli ktoś lubi szybką akcję, romanse, to „Niebezpieczna gra” jest zdecydowanie dla Was. 
Polecam!!!

wtorek, 5 maja 2020

#540 - Urodzinowe przemyślenia


Kiedy dziesięć lat temu zakładałam bloga, nie przypuszczałabym, że tyle przetrwa. Przetrwa wszystkie zawirowania i zmiany. Przecież wiele razy chciałam stąd zniknąć i przestać pisać. Doszłam jednak do wniosku, że szkoda mi tych dziesięciu lat. Poza tym, ja uwielbiam pisać. Kiedy byłam młodsza, zawsze lubiłam wymyślać historie, opowiadania. Na kilku zdjęciach z wakacji można mnie znaleźć z nieodłącznym zeszytem i ołówkiem. Kiedy byłam starsza opowiadania zamieniły się w wiersze, ukryte gdzieś głęboko w szufladzie. A potem nastał czas pisania opinii o książkach.

nic dodać nic ująć ;) 

Mój blog, mój internetowy domek. Na początku jak już wielokrotnie wspominałam miał być głównie fotograficzny. Jednak z fotografią mi się trochę rozjechało i sięgnęłam po coś co jest również moją ogromną pasją. Książki. Odkąd sięgam pamięcią czytam. W szkole podstawowej uwielbiałam odwiedzać osiedlową bibliotekę i wypożyczać książki młodzieżowe. Był to szał na serię „Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty”. W liceum czytałam kryminały Grishama, Christie, Chmielewskiej. Później nastał czas na „Władcę pierścieni” i Wiedźmina. Jednak z czasem moje gusta czytelnicze się trochę pozmieniały. I teraz sięgam po literaturę lekką. Co niestety mój Mąż mi czasem wypomina. Ale… w tym roku przełamuję się i sięgam po gatunki, które z reguły omijam szerokim łukiem. I tak udało mi się przeczytać „Pana Lodowego Ogrodu” a w planach mam kilka innych pozycji z tego gatunku. Nie mówię nie, także reportażom czy też biografiom. Jednak nie wiem czy się uda, czy się nie poddam.


Te dziesięć lat w sieci sprawiło, że poznałam masę osób. Nie tylko tych blogujących, ale także fantastycznych autorów i autorki. To niesamowite uczucie, kiedy z ulubionym autorem jesteś na ty i pijecie razem kawę w kawiarni. A najwspanialszym uczuciem jest kiedy autor dziękuje wam w książce albo za inspirację, albo za to, że tworzycie ten kawałek internetowego świata. Dziękuję Wam autorzy za to, że mogę czytać wasze wspaniałe historie, które tworzycie. Za znajomości, za rozmowy po spotkaniach, na targach i on-line. 

jak widać od najmłodszych lat ciągnęło mnie do czytania
I od siedmiu lat jestem członkiem Śląskich Blogerów Książkowych, którzy w roku 2018 stali się Stowarzyszeniem. ŚBK-i za cel obrali sobie za cel promocję literatury i czytelnictwa. Co muszę Wam po cichu powiedzieć idzie im naprawdę fenomenalnie.


Dziękuję wszystkim znajomym blogerom, których poznałam właśnie dzięki temu, że mam to swoje miejsce w sieci. Za wszystkie rozmowy na targach, po spotkaniach czy także w mediach społecznościowych. 

a tak wygląda moje miejsce pracy 
Dziękuję wszystkim znajomym i nieznajomym, którzy mimo moich zwątpień w siebie i w to co robię, nadal tutaj są.

Nie wiem na ile mi wystarczy chęci na pisanie, ale będę się starać nadal dzielić z wami moimi przemyśleniami dotyczącymi książek. A może i nie tylko. (sami pamiętacie kawową mapę)

Dziękuję za te dziesięć lat.








niedziela, 3 maja 2020

#539 - Na lodzie




Droga Autorko, tak być nie może. Zgłaszam sprzeciw, nie zgadzam się na takie zakończenie tej historii. Naprawdę liczyłam, że będzie zupełnie inaczej. Że ta historia będzie miała taki piękny szczęśliwy koniec... Ale zacznijmy od początku.

Pewnego dnia przeglądałam nowości na moim ulubionym legimi (tak, nie wyobrażam sobie życia bez tej aplikacji) i w oczy rzuciła mi się książka Małgorzaty Falkowskiej „Na lodzie”. Dorzuciłam ją do rosnącej biblioteczki z zamiarem przeczytania jej w nieokreślonej przyszłości. Jednak, ta przyszłość okazała się być bardziej określoną i pewnego dnia, zanurzyłam się w lodowy świat bohaterów.

Lena jest młodą, utalentowaną łyżwiarką figurową. Od małego każdą wolną chwilę poświęcała na treningi. Łyżwiarstwo to całe jej życie, któremu podporządkowała swoją codzienność. Niestety los bywa bardzo przewrotny. Nieszczęśliwy wypadek na lodzie, sprawił, że dziewczyna musiała zrezygnować z udziału w igrzyskach olimpijskich. Krzysiek był całkiem dobrym hokeistą. Niestety kontuzje, których nabawił się po napadzie, sprawiły że stracił motywację do treningów i chęć do życia. Pewnego dnia drogi tych dwojga się przecinają. Pierwsze spotkanie jest dość niefortunne, ale kolejne sprawiają, że między tym dwojgiem zaczyna iskrzyć. Ale jak potoczą się ich losy, oraz o tym co się wydarzy w ich życiu musicie doczytać sami.

Jak na całkowicie pierwsze spotkanie z twórczością autorki, to jestem miło zaskoczona. Historia zwarta, dość sporo szczegółów związanych z jazdą figurową sprawiło, że zatęskniłam za pokazami transmitowanymi w telewizji, które oglądałam będąc dzieckiem. Na początku jednak sceny łóżkowe mnie trochę zniechęciły. Nie pytajcie tylko dlaczego, bo nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. I od razu dodam, że nie zapałałam miłością do głównej bohaterki. Nie wiem, może wkurzał mnie jej perfekcjonizm i to, że czasem traktowała innych z góry. Oczywiście jak to bohaterowie powieści, przeszła metamorfozę. I tu należy się duży plus, bo wyszło jej to tylko na dobre.

No i docieram do zakończenia, które mnie zmiażdżyło. Nie wiem dlaczego autorka postanowiła zakończyć całą historię w ten sposób. Na początku myślałam, że nie miało być happy endu a potem, że może bohaterowie namieszali i nie wiedziała jak tę historię skończyć. Nie wiem, serio.

„Na lodzie” to historia miłości do sportu i rozwijania swoich pasji. Porusza też trochę problem depresji i tego co dzieje się, kiedy marzenia zamiast się spełniać, zostają zakopane głęboko w nas.

Polecam na wolne popołudnie.