wtorek, 28 kwietnia 2020

#538 - Tysiąc kawałków



Po kiepskiej książce, którą zdarzyło mi się przeczytać, przyznaję, że nie wiedziałam czy kolejna też taka nie będzie. Z drżącym sercem zabrałam się za „Tysiąc kawałków” Anny Ziobro. Za debiut, który po dotarciu do ostatniej kropki uważam za całkiem udany.

Julia jest przed trzydziestką, pracuje w szpitalu jako pielęgniarka. Wraz z koleżankami postanawia spędzić sylwestra w Pradze. Tam poznaje Daniela, młodszego od niej studenta polonistyki. Nie jest to miłość od pierwszego wejrzenia. Jednak z czasem łączy ich coraz więcej. Julii nie przeszkadza różnica wieku. Kochają się. Ale czy to piękna i szczera miłość? Czy odległość, która w pewnym momencie zaczyna ich dzielić, może zniszczyć wszystko? Czy złamane serce da się jeszcze kiedykolwiek poskładać?

Prawdę mówiąc myślałam, że będzie to słodka miłosna historia jakich wiele na księgarskich półkach. Czyli piękna miłość z happy endem. Owszem mamy happy end, ale nie taki jaki chcielibyśmy na początku. I muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym debiutem.

„Tysiąc kawałków” to słodko gorzka historia o toksycznej miłości. Dlaczego toksyczna? Julia kocha Daniela bezgranicznie, nie potrafi bez niego funkcjonować, realizuje plan zmiany nawyków męża. Poprzez ubiór czy też uprawiany sport. Zmienia go na swoją modłę. Daniel natomiast z miłości do ukochanej zgadza się na to wszystko. Kosztem realizacji własnych marzeń i planów.

Związki bywają różne, a każdy kocha na swój sposób, tak jak potrafi. Moim skromnym zdaniem, narzucanie komuś swojej woli kiedyś skończy się źle. Tak samo jak ograniczanie drugiego człowieka. Każdy z nas jest inny. Jednak każdy powinien mieć własną przestrzeń, taką odskocznię od drugiego człowieka. Miejsce w którym może się sam realizować.

Historia stworzona przez autorkę wciąga od samego początku. W szczególności, że rozpoczyna się tragedią. Potem cofamy się w czasie by dowiedzieć się co do niej doprowadziło i jak potoczyły się losy bohaterów.

Była tylko jedna rzecz, która wyprowadzała mnie z równowagi. Otóż autorka namiętnie używała: otworzywszy, zamknąwszy, stwierdziwszy, przebrnąwszy itp. itd. Na początku mi to nie przeszkadzało, jednak z czasem irytowało nieziemsko.

„Tysiąc kawałków” to naprawdę udany debiut. Nie skłamię pisząc, że czekam na kolejną historię, która wyjdzie spod pióra autorki.

Polecam!!!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Oficynka


niedziela, 5 kwietnia 2020

#537 - Kruk Andaluzyjski



Właśnie się zastanawiam dlaczego sięgnęłam po książkę „Kruk Andaluzyjski” Katarzyny Dryńskiej. I za żadne skarby świata nie mogę do tego dojść. Myślę, że skusiła mnie lekko mroczna okładka i opis wydawcy. 

I wierzcie mi, bardziej nastawiałam się na wątek poszukiwania zaginionych Polaków, niż to co dostałam.
 
Ewa Mulner jest dziennikarką śledczą. Postanawia napisać reportaż o zaginionych w Wenezueli Polakach. Małżeństwo zaginęło w niewyjaśnionych okolicznościach, a trzeba zaznaczyć, że miało niejasne powiązania z rodziną Hugo Chaveza. Ewa jednak nie wyrusza osobiście do Ameryki Południowej, lecz jedzie do słonecznej Hiszpanii. 

Powiem tak, książka ma ok 224 stron, więc powinnam ją skończyć w przeciągu jednego dnia, bądź dwóch wieczorów. Niestety. Przeczytanie tej książki zajęło mi pięć bolesnych, wieczorów. Naprawdę liczyłam na wartką akcję opisującąposzukiwania zaginionych oraz pisanie reportażu. Najbardziej zastanowiło mnie to, że Ewa zamiast być na miejscu wydarzeń, o wszystkim dowiadywała się od swojej „wtyczki”, która była w Ameryce Południowej. Sama bohaterka sprawiała wrażenie jakby wszystko miało się kręcić wokół niej. To ona dyktowała warunki, a każdy miał się jej podporządkować. 

Irytującym mnie błędem o którym jeszcze muszę wspomnieć to imię córki bohaterki. Na samym początku była Kają, a kilka stron dalej już Zosią, by pod koniec książki znów zostać Kają. W pewnym momencie zaczęłam się nawet zastanawiać czy przypadkiem główna bohaterka nie ma dwóch córek. 

Żeby nie było, że ta książka ma same minusy wspomnę o dużym plusie tej historii. Miejsce akcji to słoneczna Hiszpania. Opisy sprawiają, że czytelnik czuje palące słońce na skórze, zachwyca się kulturą oraz opisami architektury. Ale to wszystko. Jak dla mnie jest to książka, której główny wątek mógł stworzyć coś świetnego, ale niestety trochę się rozjechało. 

To chyba jedna z niewielu książek której nie polecam. No chyba, że sami chcecie się męczyć. To proszę bardzo. Tylko jeśli wam się nie spodoba, to nie miejcie do mnie pretensji, że nie ostrzegałam. 

Książkę przeczytałam dzięki Wydawnictwu Oficynka