czwartek, 31 grudnia 2020

#562 - Podsumowanie 2020 roku

To był dziwny rok. Dodatkowo był rokiem dość sporych zmian. 


Początek roku rozpoczęliśmy od remontu naszego mieszkania. W końcu. Przez małe perturbacje, wszystko przesunęło się w czasie. Bo plan przeprowadzki był na koniec roku zeszłego. Niestety nie wyszło. 



Później zaczęło się istne wirusowe szaleństwo. 

Kiedy w marcu zamknięto galerie i zaczął się pierwszy lockdown, my się pakowaliśmy i przeprowadzaliśmy na nowe mieszkanie. To było coś fantastycznego. Zamiana z małego na większe z ogromnym balkonem, który ma widok na drzewa. Podekscytowanie sięgało zenitu. 



W maju wróciliśmy do pracy, jednak nic nie było już takie same. Strach przed podróżowaniem i bliskością drugiego człowieka się nasilił. Mieliśmy wakacyjny plan taki jak co roku. Miało być Trójmiasto, a wcześniej Kielce. Ale wszystko się pozmieniało. Wtedy wpadłam na pomysł, że zamiast urlopu to sprawmy sobie kota. Bo przecież zawsze chciałam mieć czworonoga. Myślałam o psie, ale… mieszkamy w bloku, na drugim piętrze, nie ważne jaka pogoda to trzeba z psem wyjść na spacer kilka razy dziennie. Więc podjęliśmy decyzję o kocie. To teraz jaka rasa? Bo to, że nie dachowiec to wiedzieliśmy. Mamy kilkoro przyjaciół, którzy są uczuleni. No to rozpoczęło się szukanie i wielogodzinne rozmowy o czworonogu. W okolicach końca lipca udało się wybrać rasę i hodowlę. W sierpniu pojechaliśmy na zapoznanie. 


I tak w listopadzie pojawiła się u nas Marvella, piękna kotka rasy norweskiej leśnej. Ale wiecie, to kot z którym nie mogliśmy się nudzić. Po tygodniu niestety poważnie zachorowała. I przyznam się, że rokowania były kiepskie. Na całe szczęście ma takich wspaniałych opiekunów vel kocich rodziców, którzy walczyli o nią zaciekle. Wyniki ma coraz lepsze i dokazuje jak młody zając w kapuście. Nie wyobrażam sobie tego, że miałoby jej teraz zabraknąć. To najlepszy antydepresant i poprawiacz humoru. To, że po drodze pewnie przez nią osiwieję, nie ma żadnego znaczenia. 




Niestety przez tę całą pandemię, moje czytanie i pisanie legło w gruzach. Do czytania zdecydowanie wybierałam więcej pozytywnych książek. I chyba w tym roku i tak najwięcej przeczytałam ebooków. Bo wygodniej.




To tyle. Życzę Wam i sobie, by ten 2021 był bardziej dla nas łaskawy. 

wtorek, 24 listopada 2020

#561 - Teściowe w tarapatach - recenzja premierowa

 


Czy ja już wyznawałam tutaj, że kocham książki Alka Rogozińskiego? Nie?! No to muszę to koniecznie nadrobić. Tak więc, ogłaszam wszem i wobec: kocham książki, które pisze Alek Rogoziński. Za dowcip, za sarkazm, cynizm, spostrzegawczość bohaterów, za kryminalne historie, które sprawiają, że płaczę ze śmiechu. A musicie sami przyznać, że w dzisiejszych czasach śmiech jest nam bardzo potrzebny. Oczywiście nie mam na myśli tego płaczu przez łzy. Dzisiaj wam troszkę opowiem o najnowszej książce Księcia Komedii Kryminalnej, która ma premierę już niebawem czyli „Teściowe w tarapatach”. To kontynuacja przygód Mai i Kazimiery, które poznaliśmy w hicie „Teściowe muszą zniknąć” (i tę właśnie książkę chciała przeczytać moja teściowa, ale w ostateczności zrezygnowała)

Maja i Kazimiera wyruszają w Świętokrzyskie. Oczywiście każda w innym celu. Kazimiera by odwiedzać sanktuaria maryjne, a Maja by wypoczywać w SPA i delektować się winami tamtejszych winnic. Ale jak to w przypadku tych dwóch starszych pań nigdy nie może być nudno. Zawsze musi być coś. I tym razem nie będzie delektowania się odpoczynkiem, tylko ratowanie życia. Bo teściowe jakby nie było znów wplątały się w aferę. A konkretnie w podwójne morderstwo, za którym stoi tajemnicza organizacja znana jako zakon Smoka. Czy uda im się rozwiązać zagadkę? O tym poczytajcie sami. 

Powiem Wam, że jak tylko książka trafiła w moje ręce, miałam trudny czas i odłożyłam ją na półkę. Moja głowa nie była gotowa na żadną książkę, nawet na komedię kryminalną. Jednak pewnego dnia się przemogłam i nie mogłam się oderwać. Serio. A co się przy tym naśmiałam to moje. Bo jak nikt, powiadam Wam jak nikt, Alek potrafi rozbawić czytelnika. Jego dowcip jest inteligentny i celnie opisuje współczesne wydarzenia. Największym smaczkiem dla mnie, osoby, która bywa na spotkaniach autorskich, jest anegdota z profesor łaciny w roli głównej. Bo chyba niewiele osób wie, że historia nauczycielki łaciny, o której wspomina Maja, jest historią z życia wziętą. Do dziś mam przed oczami Alka przytaczającego lekcje łaciny. Płakałam ze śmiechu w obu przypadkach. 

Alku, ogromnie ci dziękuję za śmiech do bólu brzucha i łzy cieknące po policzkach. Dzisiaj potrzebujemy takich właśnie książek, które sprawią, że chociaż na chwilę zapomnimy o tym co się dzieje wokół. No i to zakończenie!!! O matko!!! Aleksandrze, ja nie chcę nic mówić, ale tak zaostrzyłeś tym epilogiem apetyt, że pragnę wiedzieć co dalej!!! Nie zostawia się czytelnika z cieknącą śliną. 

Polecam!!! Jak zawsze i niezmiennie.

 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B. 

niedziela, 8 listopada 2020

#560 - Co powiesz na spotkanie?

 



Kiedy wokół dzieje się to, co się dzieje. Kiedy zamiast czytać, gapię się w telewizor, wiem, że jest źle. Bo ja przecież kocham literki. Jak już wspominałam we wcześniejszym tekście, miłość trwa nieustannie. A ja ich łaknę jak kania dżdżu. I dlatego zaczęłam ostatnio przeglądać nowości Legimi, by wybrać coś co sprawi, że zapomnę o świecie wokół i skupię się na opowiadanej historii. Niestety jestem dość wybredną czytelniczką. Gdy jakaś książka nie wciągnie mnie po pięćdziesięciu stronach, to wiecie o tym dobrze, że mówię jej „Żegnam, nie jesteś warta mojego czasu!” 

Z ogromną ciekawością sięgnęłam po książkę z serii „Mała czarna”, którą wydaje Wydawnictwo Albatros. „Co powiesz na spotkanie?” Rachel Winters, odpaliłam na czytniku, bo nagłówek „Zwariowana komedia romantyczna” sprawił, że tego właśnie zapragnęłam. Bo nie wiem czy wiecie, ale ja kocham komedie romantyczne.

Evie pracuje jako asystentka agenta talentów telewizyjnych i filmowych. Pod skrzydła ich agencji trafia Ezra Chester. Młody scenarzysta, który ma już na swoim koncie koncie Oskara. Jego zadaniem jest napisać scenariusz komedii romantycznej. Niestety jest mały problem: Ezra wierzy, że w dzisiejszym świecie ludzie nie lubią się wzruszać. I wcale nie ma zamiaru tworzyć komedii romantycznej. W pewnym sensie Evie wymusza na nim napisanie tego scenariusza, chociażby miała odgrywać wiele kultowych scen, w nieskończoność. Z pomocą swoich przyjaciół, Bena i Anette – poznanych w kawiarni, dziewczyna zrobi naprawdę wszystko by poznać mężczyznę, tak jak to robią bohaterki komedii romantycznych?. A czy to się jej uda? Musicie przekonać się sami.

Och, jak ja się cudownie bawiłam podczas czytania tej historii. Serio, dzięki niej odcięłam się całkowicie od tego co działo się wokół i skupiłam tylko na bohaterach książki.

„Co powiesz na spotkanie?” to ciepła, wzruszająca i zabawna komedia romantyczna. Taka, którą nie mogłam odłożyć na bok, bo chciałam wiedzieć co dalej. Chociaż po północy mój rozsądek wziął górę i powiedział: idź spać, skończysz jutro. Posłuchałam. Ta książka idealnie nadaje się na scenariusz filmowy i powiem wam, że aż zapragnęłam obejrzeć filmy o których wspominała Evie. No i odgrywała sceny z najbardziej znanych i rozpoznawalnych komedii romantycznych.

Jeśli poszukujecie książki, którą wciąga się jak makaron spaghetti na obiad, to ta książka taka właśnie jest. To nie tylko książka o tym, że nie wszyscy wierzą w filmową miłość. To także książka o tym, że kiedy ktoś zdeptuje naszą samoocenę, nie powinniśmy się całkowicie poddawać tylko walczyć. Nie możemy być tchórzami i czasem bardziej uwierzyć w swoje możliwości.

Polecam i to tak bardzo!!!

niedziela, 25 października 2020

#559 - A tak mi jakoś...

Tak, wiem. Znowu zapanowała tutaj cisza. Cisza taka dłuższa. Mam podobny spadek formy jaki miałam w marcu. Może nawet głębszy. Nie wiem, trudno mi powiedzieć. Wiem, że nie potrafię się skupić na literkach tak jakbym bardzo chciała to zrobić. Wrzesień był jeszcze trochę zaczytany, bo wciągnęłam się aż w sześć świetnych opowieści. Niestety październik jest chyba jednym z najgorszych miesięcy w czytaniu. Gdyż przeczytałam tylko dwie książki. Jedną z nich była „Wyjdź za mnie, kochanie” Krystyny Mirek. Pochłonęłam ją dosłownie w jeden dzień podczas mojego urlopu. Drugą książką była „Napraw mnie” Anny Langner. Więc jak sami widzicie czytanie idzie mi bardzo kiepsko. Z pisaniem jest dokładnie tak samo. Gdy nadchodzi niedziela obiecuję sobie, że w końcu zasiądę nad notesem z piórem i nadrobię zaległości, ale na obietnicach się kończy. Zamiast czytać, oglądam seriale. Wiecie, takie przy których nie muszę myśleć. 

I tak bez dwóch zdań pozwolę sobie polecić Wam jeden z nich. Oczywiście nie jest to najnowszy serial. Bo z tego co się orientuję to ma już kilka lat i można go oglądać na dwóch platformach. Na NETFLIXie znajdziecie 9 sezonów, a na HBO GO wszystkie. Polecam z ręką na sercu serial „Modern family”. Odcinki są krótkie, sezonów dwanaście. Ale uwierzcie mi warto. To serial o współczesnej rodzinie. A tak konkretniej to patchworkowej. Głowa rodziny rozwiedziony z pierwszą żoną, żeni się z młodszą kobietą, która ma już syna z pierwszego związku. Sam ma dwójkę dzieci z pierwszego małżeństwa. Syn – prawnik - żyje w związku partnerskim ze szkolnym trenerem futbolu, obydwaj adoptują dziewczynkę z Wietnamu. Córka zaś, wraz z mężem, który jest agentem nieruchomości wychowuje trójkę dzieci. Od tego serialu nie można się oderwać. Wciągnęłam go jak makaron. Myślę, że jest on idealny na teraz, by chociaż na chwilę oderwać myśli od tego co dzieje się wokół. Mnie pomógł. Ale przez to zaniedbałam czytanie i pisanie. 


Chociaż patrząc na to, że powstał ten wpis, to muszę powiedzieć, że chyba ma się ku dobremu. Mam taką ogromną nadzieję. Bo ja tęsknię za literkami.

wtorek, 8 września 2020

#558 - Powiem Ci coś

 




Są książki, po które sięgają wszyscy wokół. Gdzie się nie obrócisz tam albo fotka albo opinia, albo i zachwyty. Tylko, jak już zdążyłam zauważyć, nie każdemu podoba się to samo. Po książkę Piotra Adamczyka „Powiem Ci coś” sięgnęłam, ponieważ moja koleżanka zachwycała się powieściami autora. Mnie jednak nie zafascynowała. Wręcz przeciwnie. Nie potrafiłam przez nią przebrnąć. Przykładałam się do tego kilka razy, ale nie poczułam tej chemii.

Wiecie, ta książka pewnie jest dobra. Gdyż czytając opinie gdzieś w sieci, doczytałam, że wielu osobom się podobała. Ale ja, podczas czytania, gubiłam się w opowiadanej historii. Tak, zaczęłam ją czytać, ale po jakimś czasie się poddałam. A gdy ją odłożyłam na półkę zaczęłam się zastanawiać czy ja przypadkiem nie jestem za głupia do tej książki?

Fabułę powieści tworzą dwa przeplatające się wątki. Pierwszy z nich to historia pisarza, wynajmującego pokój młodej malarce, i piszącego jednocześnie kryminał, o ciemnych sprawkach dziejących się wokół mieszczącego się po sąsiedzku domu, i jego lokatorów. Drugi wątek to historia o mieszkających w domu obok gangsterów, którzy porywają i wykorzystują kobiety.

Całość jest tak pocięta i wymieszana, że się w tym gubiłam. I pewnie właśnie dlatego nie udało mi się ją dokończyć.

Tak więc „Powiem Ci coś” trafiło u mnie na listę książek niedokończonych. Jedno jest pewne, nie wrócę do niej za jakiś czas by dowiedzieć się co, gdzie i jak.


 



niedziela, 30 sierpnia 2020

#557 - Dżinsy i koronki




Tak się właśnie zastanawiam, czy czytałam kiedykolwiek książkę Diany Palmer. I wiecie co? Nie mogę sobie przypomnieć. Więc albo było to bardzo dawno, albo faktycznie nic z jej dorobku nie wpadło mi do tej pory w ręce. Dlatego z miłą chęcią sięgnęłam po książkę „Dżinsy i koronki”. 

Bess ma wszystko: duży dom, pieniądze, piękne suknie, jednak żyje pod ogromną presją matki. Robi to co ona chce. Od wielu lat podkochuje się w synu sąsiadów. Cade jest jej zupełnym przeciwieństwem: do wszystkiego doszedł sam. Mężczyzna wiele razy, nieświadomie, a może z premedytacją zranił Bess. Ale ona nadal nie potrafi przestać go kochać. A przecież dziewczyna z dobrego domu nie może zadawać się ze zwykłym kowbojem. Wszystko zmienia się w momencie śmierci ojca Bess. Okazuje się bowiem, że źle zainwestował pieniądze, co doprowadziło go do samobójstwa. Bess wraz z matką zostają bez grosza przy duszy. Muszą się wyprowadzić i rozpocząć nowe życie, w nowym miejscu. Dzięki przeprowadzce i rozpoczęciu pracy, Bess odcina pępowinę od matki. Ale czy Cadet otworzy się na miłość? Czy pójdzie po rozum do głowy?

Muszę powiedzieć, że na początku miałam mały problem by wgryźć się w tę historię. Chyba do końca nie byłam pewna czego się spodziewać. I na pewno nie jest to historia współczesna – mam na myśli to, że nikt tam nie ma telefonów komórkowych, social mediów. I to akurat było bardzo urokliwe. 

Co do bohaterów, to… główna bohaterka wkurzała mnie niemiłosiernie. Chyba najbardziej irytowało mnie w niej to, że nie potrafiła przeciwstawić się na początku matce. Potem irytowało mnie to, że leciała na każde kiwnięcie Cade’a. Lgnęła do niego jak ćma do światła. Sam mężczyzna też nie był święty. Był gburowaty i od samego początku chciał zniechęcić Bess do siebie. Ale jak to wśród bohaterów książkowych bywa, każde z nich przeszło pozytywną metamorfozę. Chociaż, miałam ochotę ukatrupić Cade’a (i to parę razy). 

„Dżinsy i koronki” nie są wymagającą lekturą. Ot historia na jedno popołudnie. Polecam 

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Collins Polska


czwartek, 27 sierpnia 2020

#556 - Złowrogie niebo



Na samym początku przyznam się Wam szczerze, że oczekiwałam właśnie takiego kryminału. I dostałam go. To był taki rollercoaster, że z ciekawością i niepokojem przewracałam kolejne strony, by dowiedzieć się, jak bardzo autorka „przeczołgała” swoich bohaterów. Alex Kavy nikomu nie trzeba przedstawiać. Myślę, że jest wiele osób, które przeczytały chociaż jedną jej książkę. Kiedy dotarłam do końca, okazało się, że „Złowrogie niebo” jest piątą częścią serii z Ryderem Creedem. Ale w sumie bez znajomości wcześniejszych też da się czytać. No i wiecie co? Obiecałam sobie, że nadrobię wcześniejsze części. Już nakarmiłam nimi mój czytnik.



Podczas wideorozmowy Francine Russo, jest świadkiem śmierci swojego współpracownika Tylera. Wydaje jej się, że ma to coś wspólnego z odkryciem przez Tylera, że znany koncern spożywczy, dodaje do swoich produktów rakotwórcze składniki. Niestety, zanim Frankie się rozłączy, zabójcy dostrzegają jej twarz na ekranie smartfona zamordowanego mężczyzny. Kobieta wie, że to tylko kwestia czasu aż ją odnajdą. Przerażona prosi o pomoc swoją przyjaciółkę Hannę. Ta po rozmowie z Ryderem proponuje by Frankie skontaktowała się z Maggie O’Dell, aby ta jej pomogła. Po piętach depczą jej tajni agenci, a sama kobieta wpada w oko szalejącego nad Alabamą tornada. Czy Frankie przeżyje? Jaką rolę odegra w tym wszystkim Ryder oraz jego czworonożna towarzyszka Grace?
Byłam przekonana, że jest to kolejna część przygód Maggie O’Dell. Okazało się, że tym razem agentka gra drugie skrzypce, gdyż akcja w większej mierze skupia się na Frankie oraz na Ryderze Creedzie. Na jego pracy ratownika z psem tropiącym. Fabuła kręci się także wokół odnalezionej siostry Creeda. Brodie i Ryder muszą odnaleźć się w nowym życiu po tym gdy jego siostra wraca po wielu latach do domu. A to niestety nie jest takie proste. Nie powiem Wam o co tam chodziło, gdyż nie chcę psuć apetytu na przeczytanie tej historii.

Zastanawiam się dlaczego napisałam na początku, że to rollercoaster? Już wiem. Na pewno miałam na myśli tornado szalejące nad Alabamą, gdzie działa się historia, a czytelnik wraz z bohaterami uciekał przed żywiołem. No i nie można zapomnieć o ucieczce Frankie. Tajni agenci deptali jej wręcz po piętach bo bez problemu zdołali ją namierzyć. Jak? Należy wspomnieć o nowoczesnej technologii, która towarzyszy nam na każdym kroku. Okazuje się bowiem, że ta nowoczesność czyli smartfon, smartwatch, dostęp mobilny do internetu sprawiają, że jesteśmy zdecydowanie łatwiejsi do namierzenia.

Jeśli zaczynacie przygodę z książkami Kavy, to serię rozpocznijcie od pierwszej części. Jednak nie jest to konieczne, gdyż w tej części wszystko co działo się w przeszłości zostaje wyjaśnione. Jestem przekonana, że nie odłożycie książki dopóki nie dotrzecie do końca. Zdecydowanie polecam.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Collins Polska.


piątek, 24 lipca 2020

#555 - Sen o aniele



Jak już zdążyliście zauważyć, sięgam po prawie każdy gatunek literacki. Ostatnio łapię się na tym, że często czytam powieści obyczajowo-romansowo-erotyczne. Taka to ciekawa mieszanka wybuchowa. Nie tak dawno opowiadałam Wam o książce „Dotyk Anioła” Katarzyny Mak. Pierwsza część mi się podobała, a zakończenie zaskoczyło. A jak było z drugą częścią czyli „Sen o Aniele”?

Tom pierwszy zakończył się odejściem Angel. Ale wiecie, w książkach wszystko jest możliwe. Okazało się bowiem, że jest zupełnie inaczej i kobieta została porwana przez szejka. Jest więziona w jego pałacu. Przez cały czas pobytu w tamtym miejscu wspomina swojego męża. Jedno wydarzenie sprawia, że inaczej spogląda na swojego porywacza. Brad dzięki wsparciu najbliższych, stara poradzić sobie 
z wychowywaniem bliźniaków. On też wciąż wspomina żonę. Pewnego dnia, jego była współpracownica Diana, informuje go, że dostała zlecenie na zabójstwo nowej partnerki szejka. Na jaw wychodzi informacja, że jest to Angel.

Powiem Wam, że ta część w porównaniu z wcześniejszą podobała mi się mniej. Mogę śmiało wręcz przyznać, że „Sen o Aniele” zmęczyłam. Przepraszam, ale kurczę, no jakoś nie przemówiła do mnie. 
I z ulgą dotarłam do końca.

Brakowało mi tutaj czegoś. Chyba tego pieprzyka, który był wyraźnie odczuwalny w pierwszej części. Poza tym końcówka była trochę irytująca. Najpierw jedno z nich chciało odejść, na co nie zgadzało się drugie. Potem na odwrót. A żeby było jeszcze ciekawiej, to Brad omal nie zginął i wtedy to Angel uświadomiła sobie, że nie potrafi bez niego żyć? Ale Autorko, serio? Nie wspomnę już o tym, że 
w pierwszej części Angel była bardziej religijna i nie zażywała tabletek antykoncepcyjnych a w tej… ech… nawet nie chcę o tym wspominać. Wiem, że pozmieniało jej się w głowie, że sytuacja to na niej wymogła. Ale to do mnie nawet nie przemówiło.

Czy polecam? Cóż, myślę, że tak, ale jeśli macie za sobą tom pierwszy. Jako ciekawostkę, jak 
w ostateczności zakończyła się ta historia.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Videograf 



środa, 22 lipca 2020

#554 - Zabójczy wirus


Kiedy odłożyłam książkę, już po jej przeczytaniu, zaczęłam się zastanawiać dlaczego po nią sięgnęłam? Chyba mam za mało wirusa na co dzień i musiałam o nim jeszcze poczytać. Masochizm, czy coś koło tego. Tak moi drodzy, właśnie skończyłam czytać książkę „Zabójczy wirus” Alex Kavy. Myślę, że to idealna książka na czas trwającej pandemii na świecie. Ale do brzegu, czyli opowiem Wam o samej książce. 

Pewnego dnia do FBI trafia pudełko pączków. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie liścik z pogróżkami. Maggie wraz z dyrektorem Cunninghanem wpadają w pułapkę zastawioną przez mordercę. Trafiają do wojskowego instytutu badawczego na kwarantannę. Okazuje się bowiem, że ktoś specjalnie rozsiewa zabójczy wirus. Rozsyła go w listach do wybranych osób. Na początku może się wydawać, że ofiary wybierane są losowo. Jednak po jakimś czasie okazuje się, że nic nie jest oddane przypadkowi. Zamknięta na kwarantannie Maggie wraz z Tullym musi rozwiązać zagadkę tajemniczego wirusa. 

Przyznam się szczerze, że bardzo dawno nie czytałam kryminału Kavy i trochę zatęskniłam za Maggie O’Dell. A u niej się dzieje. Nie biega za przestępcami, nie ściga ich, bo jest zamknięta w wojskowym intytucie badawczym, ale i tak zdalnie stara się rozwiązać zagadkę roprzestrzeniającej się zarazy. 

Jak dla mnie Kava, przy kolejnych częściach o agentce FBI, nie zaniża swojego poziomu. Nadal trzyma wysoki pułap. A same zagadki zdają się trudne do rozwiązania na własną rękę przez czytelnika. 

Myślę, że książkę powinien przeczytać każdy. Zwłaszcza gdy w tej chwili po świecie krąży koronawirus. Dlaczego? Gdyż świetnie pokazuje, że należy być rozważnym, przestrzegać zasad, bo może to się skończyć tragicznie. Tak więc: nośmy maski i rękawiczki. Polecam!!!

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Collins Polska


sobota, 18 lipca 2020

#553 - Carpe diem




Książkę Diane Rose „Carpe diem” polecił mi chyba trzy lata temu klient księgarni, w której wówczas pracowałam. Mówił, że to świetny debiut, i że on tę książkę wręcza wszystkim w prezencie. Od tamtego czasu myślę o tej powieści w kategorii „muszę ją przeczytać”. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Videograf wreszcie mi się udało. 

Rosalie Heart ma dwadzieścia dwa lata, studiuje prawo, mieszka z bratem i jego rodziną. Codziennie odlicza dni do swojej śmierci. Zostało jej około 600 dni życia. Rosalie ma problemy z sercem, które mogą skończyć się tylko wraz z przeszczepem. Niczego nie planuje, gdyż do końca nie wie kiedy nadejdzie jej koniec. Ma marzenia, jak każda młoda osoba, jednak nie stara się ich realizować. Żyje z dnia na dzień według maksymy „Carpe diem”. Daniel Szymański w wieku szesnastu lat wyprowadził się z domu, po tym gdy jego ojciec, szanowany lekarz, postanawia zostać księdzem. Sam Daniel idzie w ślady dziadka oraz ojca i rozpoczyna studia medyczne. Pewnego dnia drogi Rosalie oraz Daniela się przetną. Będzie to niezwykle intensywna znajomość. Znajomość, która miała zakończyć się po pierwszej randce. A jaki będzie jej finał? Przeczytajcie sami.

Powiem Wam, że wcale się nie dziwię, że klient, o którym wspominałam na początku, wręczał tę książkę wszystkim w prezencie. Przy tej historii czytelnik się wzrusza. Zaprzyjaźnia z Rosalie, wspiera ją w walce. Ale także nie zawsze zgadza się z jej wyborami. To zrozumiałe, bo przecież my będąc na jej miejscu moglibyśmy zachowywać się podobnie albo zupełnie inaczej. 

Książkę się wręcz pochłania, jak pyszne danie w ulubionej restauracji. Cały czas zastanawiamy się jak zakończy się ta historia. Czy Rosalie pozwoli się kochać? Czy pozwoli zbliżyć się Danielowi? No i w końcu jak zareaguje Daniel, kiedy pozna prawdę o ukochanej? A tutaj należy dodać, że poznał ją nie tak jak powinien. 

Ważną postacią oprócz głównych bohaterów, jest brat Rosalie. To kochający siostrę brat, który wspiera ją w walce z chorobą. Nie poddaje się i walczy za nich obydwoje. Pozostałe postacie także są świetnie wykreowane, jak chociażby ojciec Daniela, który po porzuceniu przez żonę, postanowił zostać księdzem. 

„Carpe diem” to rewelacyjny debiut. Mimo, że temat poruszony w książce nie jest optymistyczny, to cała historia opowiedziana jest z nadzieją. Nadzieją na wyleczenie chorego serca Rosalie. To też historia miłości, która zostaje wystawiona na próbę. Próbę, którą nie wszystkie związki są w stanie przetrwać. Historia Rosalie pokazuje, że powinniśmy z życia czerpać garściami, kochać, bawić się, płakać czy śmiać się wbrew temu co myślą o nas inni. Mamy tylko jedno życie i to od nas zależy jak je przeżyjemy. 

Polecam bez dwóch zdań.



sobota, 11 lipca 2020

#552 - Miłość z widokiem na morze



Od razu się wam do czegoś przyznam: osobiście nie przepadam za opowiadaniami. Z kilku powodów: 
Po pierwsze: za krótkie – wciągnę się w historię a tu bach koniec, więcej nie będzie. 
Po drugie: Nie potrafię się do końca zżyć z bohaterami. Bo nie oszukujmy się, każdy czytelnik w jakimś tam sposób, zżywa się w bohaterami, kocha ich lub nienawidzi. A podczas czytania opowiadania się po prostu nie da. Nawet do końca ich lepiej nie poznajemy. 
Po trzecie: no za krótkie i już.

Ale… gdyż przecież zawsze musi być jakieś ale, bez tego jak wiemy ani rusz. Od czasu do czasu zdarza mi się po takie opowiadania sięgnąć. W szczególności jeśli autorami opowiadań są moi ukochani autorzy. A przy zbiorze „Miłość z widokiem na morze” tak właśnie jest. 

Ogromnym atutem zbioru jest zapewne to, że akcja dzieje się nad morzem. Mamy Sopot, Hel, mój ukochany Gdańsk Brzeźno. Zatapiając się w świat opowiadanych historii, czytelnik może poczuć ciepły piasek pod stopami, lekką bryzę a nawet usłyszeć krzyk mew. 

Nie wszystkie opowiadania są z gatunku romantycznych czytaj przesłodzonych. Trafiło się także jedno z nutką kryminalną, którego akcja dzieje się w moim miejscu na ziemi czyli Brzeźnie. I to w miejscu, które mijam za każdym razem w drodze na plażę, kiedy jestem na wakacjach - gdyż od kilku lat mieszkamy zupełnie niedaleko wspomnianej w opowiadaniu biblioteki. I wiecie co? Czytać takie opowiadanie to jak wrócić na stare śmieci. 

Jeśli szukacie lekkiej, wakacyjnej lektury z naszym pięknym morzem w tle, to zbiór opowiadań „Miłość z widokiem na morze” nadaje się do tego idealnie. Polecam!!!


wtorek, 7 lipca 2020

#551 - Ja Cię kocham a ty miau

Na ogół nie słucham audiobooków. Nie spędzam wielu godzin w samochodzie by ich słuchać,  do pracy mam na tyle blisko, że radio mi w zupełności wystarcza. Jednak do sprzątania czy też malowania ścian, audiobook nadaje się idealnie. Ponieważ wciąż korzystam z promocji i zainstalowałam sobie aplikację empikgo, to postanowiłam przetestować w niej audiobooki. I tak w mojej biblioteczce pojawiła się najnowsza książka Katarzyny Bereniki Miszczuk „Ja Cię kocham a ty miau”. Poza tym Alek Rogoziński ją polecał, więc sami rozumiecie. Nie było wyboru. 

Alicja ma kota Lorda. Dziewczyna jest ilustratorką książek dla dzieci, a Lord znudzony codziennością kociego życia postanawia przegnać, oczywiście na swój koci sposób, narzeczonego Ali. Bo jak się okazuje, ów narzeczony planował wyjazd do Niemiec  - bez ukochanej. Pewnego dnia dziewczyna otrzymuje tajemniczy list. Okazuje się, że zakwalifikowała się na warsztaty plastyczne , które odbędą się w starym dworku. Właściciel tej posiadłości ustanowił stypendium, dzięki któremu jeden z członków warsztatu zostanie jego spadkobiercą. Rywalizacja pomiędzy uczestnikami jest bardzo zacięta. Tak bardzo, że co rusz ginie kolejny artysta. Czy Lordowi i pozostałym mieszkańcom pałacyku uda się powstrzymać mordercę?

Muszę Wam powiedzieć, że książkę słuchało mi się z ogromną przyjemnością. A wszystko za sprawą fenomenalnego lektora Leszka Filipowicza. Bezbłędnie zinterpretował całość i nadał szyku samemu Lordowi. W końcu Lord to kot rasy brytyjskiej. 

Chyba coraz bardziej przemawiają do mnie książki, gdzie jednym z głównych bohaterów jest zwierzę. Ale oczywiście mam na myśli narratora opowieści. Mamy już uroczego psa czyli Gucia u Marty Matyszczak, a Katarzyna Berenika Miszczuk ma kota Lorda. 

Zakończenie sugeruje kontynuację. Nie pogardziłabym kolejnymi przygodami Lorda. Oczywiście w interpretacji tego samego lektora. 

Jeśli poszukujecie lekkiej komedii kryminalnej, to książka „Ja cię kocham a ty miau” nadaje się do tego idealnie. Alku dzięki za polecenie. 


niedziela, 5 lipca 2020

#550 - Smak nadziei. Słodkie Magnolie



Po książkę „Słodkie Magnolie. Smak nadziei” Sherryl Woods sięgnęłam gdyż Netflix zrobił serial pod tym samym tytułem. A ja mam tak (i zapewne) wiele z was, że najpierw czytam książkę a dopiero potem sięgam po ekranizację. Wiadomo, żeby porównać. 

Pewnego dnia Maddie dowiaduje się, że jej dwudziestoletnie małżeństwo się skończyło. Mąż znalazł sobie młodszą kochankę, która spodziewa się jego dziecka. Kobieta zostaje sama z trójką dzieci, bez jakiegokolwiek wsparcia finansowego. Przez dwadzieścia lat była żoną, która pomagała mężowi w karierze, porzucając jednocześnie swoją. Na szczęście Maddie może liczyć na swoje przyjaciółki, które nie zostawią jej w potrzebie. Dzięki nim zyskuje pracę. A oprócz tego na jej drodze staje pewien przystojny trener baseballu. 

Muszę powiedzieć, że przy opisywanej historii spędziłam dwa przyjemne dni. Autorce udało się stworzyć bohaterów, których lubimy od samego początku i którym kibicujemy do końca. Przyznam się szczerze, że trzymałam kciuki za Maddie i chciałam by w końcu była szczęśliwa. W szczególności po tym jak potraktował ją mąż. 

W książce poruszono dwa ważne tematy: podwójnej moralności oraz gdy partnerka jest starsza od partnera. W pierwszym przypadku, kiedy kobieta spotyka się z młodszym mężczyzną jest bardziej wytykana i szykanowana, aniżeli mężczyzna, który zdradził żonę z młodszą kobietą. To w szczególności można dostrzec w małych społecznościach. A takie właśnie jest Serenity, gdzie każdy zna każdego a plotki roznoszą się lotem błyskawicy. Mieszkańcy przymknęli oko na romans Billy’ego z Noreen, ale potępiali związek Maddie z młodszym od niej o dziesięć lat Calem. 

Teraz kiedy skończyłam książkę, mogę z czystym sumieniem zabrać się za serial. Jestem bardzo ciekawa jak bardzo będzie odbiegał od historii opowiedzianej w książce. 

Jeśli poszukujecie lekkiej książki na wakacje to książka Sherryl Woods nadaje się do tego idealnie. 


czwartek, 25 czerwca 2020

#549 - Zapomnij, że istniałem




Lubię odkrywać nowych autorów. To znaczy dla mnie nowych, bo inni przecież znają ich książki. A ja zawsze chciałam poznać książki Beaty Majewskiej. Dzięki współpracy Stowarzyszenia Śląskich Blogerów Książkowych z Wydawnictwem Jaguar, mogłam przeczytać powieść, którą objęliśmy naszym patronatem medialny: „Zapomnij, że istniałem”. Przyznam, że na początku trochę obawiałam się tej historii. Zupełnie niepotrzebnie, gdyż pochłonęła mnie ona od samego początku. 

Luiza jest bardzo młodą panią sołtys, małego Milikowa. Jest strasznie pewną siebie osóbką, można nawet śmiało stwierdzić, że sprawia wrażenie, jakby uważała siebie za kogoś lepszego od innych. Rafał jest samotnikiem, byłym bokserem, który jakiś czas temu stracił rodzinę. Pewnego dnia ich drogi się przecinają. Jednak to spotkanie nie należy do udanych. Dopiero wspólna troska o pasiekę i ule, które stoją na posesji Rafała, zbliża ich do siebie. Mężczyzna jednak stawia sprawę jasno: żadnego związku, czasem tylko seks, zupełnie bez zobowiązań. Niestety, przeszłość Rafała upomina się o niego. Życie tych dwojga zmieni się całkowicie. 

Muszę przyznać, że momentami było gorąco. Ta powieść obyczajowa była przeplatana scenami ognistego seksu. Uwierzcie mi, skutecznie oddziaływało to na wyobraźnię czytelnika. Myślę, że Rafał niektórym paniom może bardzo wpaść w oko. 

Cała ta historia, to taka mieszanka wybuchowa. Bo oprócz romansu, scen seksu, jest jeszcze odrobina kryminału. Czyli to co lubię w książkach. Bo ja proszę państwa lubię w książkach emocje. A tutaj jest ich naprawdę sporo. 

No i zakończenie, które sprawia, że chce się pogonić autorkę, do wydania kontynuacji natentychmiast. Bo czytelnik koniecznie chce wiedzieć co będzie dalej. Tak, zdecydowanie polecam. 






poniedziałek, 22 czerwca 2020

#548 - Dotyk Anioła





Myślę, że sięgając po książkę Katarzyny Mak „Dotyk anioła”, do końca nie wiedziałam na co się piszę. Byłam przekonana, że to powieść obyczajowa, chociaż okładka sugerowała coś zupełnie innego. Ale umówmy się, okładki czasem bywają mylne. Wiem natomiast jedno - książka na pewno mi się podobała. Ale od początku. 

Zuzanna przylatuje do Stanów Zjednoczonych. Chce odnaleźć swoją biologiczną matkę. Jednak zanim pojedzie do San Francisco, odwiedza swoją przyjaciółkę Jenny, która pracuje w Las Vegas. Tabletki na uspokojenie oraz duża ilość alkoholu nie są dobrym połączeniem. Na drodze Susann staje diabelsko przystojny Brad. Po alkoholowej nocy, dziewczyna budzi się w łóżku mężczyzny z kacem i… ślubną obrączką na palcu. To spotkanie i noc całkowicie odmienią jej życie. 

Kiedy dotarłam do ostatniej strony, byłam trochę wściekła. Bo takiego zakończenia zupełnie się nie spodziewałam. I dodatkowo uświadomiłam sobie, że na kontynuację przyjdzie mi jeszcze trochę poczekać. 

Muszę wam powiedzieć, że główna bohaterka strasznie mnie irytowała na samym początku. Jej naiwne zachowanie doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Serio, momentami zachowywała się jak mała dziewczynka. Ale jak wiadomo, z bohaterami jest tak, że w końcu przechodzą metamorfozę. Zuza nie przeszła spektakularnej przemiany, ale pokazała pazurki i przeciwstawiła się władczemu Bradowi. 

Tak, jest to powieść obyczajowo erotyczna. Główni bohaterowie uprawiają dość często seks, który tylko czasem jest dziki i wulgarny. Zuza vel Angela jest słodko naiwna, natomiast Bradley… On jest, władczy, brutalny i zawsze dostaje to czego chce. Nie potrafi kochać, gdyż nikt nigdy go tego nie nauczył. W wieku pięciu lat trafił do rodziny zastępczej. Jak sam o sobie mówił: był złym człowiekiem. Czyli sami widzicie, ci dwoje w swoim towarzystwie nie mogli się nudzić. 

Autorka stworzyła bardzo wyraźnych głównych bohaterów. A bohaterowie drugoplanowi, też potrafią namieszać w relacjach Zuzy i Brada. Poza tym jest kilka wątków pobocznych, które dodają tej historii smaczku. 

Jeśli poszukujecie, fajnej powieści na wakacje, to „Dotyk anioła” nadaje się do tego najlepiej. Polecam, zdecydowanie polecam. No i czekam na kontynuację. 

P.S.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Videograf

 

piątek, 19 czerwca 2020

#547 - Wypocznij i zgiń





Nie będę Was okłamywać seria „Kryminał pod psem” bardzo pomaga mi w kryzysach czytelniczych. W szczególności, że to komedia kryminalna, tak bardzo teraz potrzebna w tych smutnych czasach . Po najnowszą część przygód Gucia, Szymona oraz Róży sięgnęłam z ciekawością, gdyż chciałam się dowiedzieć gdzie tym razem znajdą trupa. No i co tam u nich, jak im się układa. Bo przecież Szymon i Róża to taki Żuraw i Czapla. A ja od początku bardzo im kibicuję.

Tym razem nasza ulubiona Trójka bohaterów wybrała się na urlop do Szczawnicy. Oczywiście nie byliby sobą, gdyby na tym urlopie nie dostali śledztwa do rozwiązania. Pod wyciągiem narciarskim zostaje znalezione ciało lokalnego biznesmena Mateusza Słowika. Właściciel wyciągu prosi o pomoc w ujęciu sprawcy nasze detektywistyczne trio. No bo skoro są pod ręką, to dlaczego tego nie wykorzystać. A Szymon na to przystaje, bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie by połączyć przyjemne z pożytecznym. Czyli znaleźć mordercę i móc szusować na nartach.

Powiem wam, że za każdym razem gdy rozpoczynam przygodę z kolejną częścią przygód Gucia & Company zastanawiam się co ich czeka i gdzie tym razem będą szukać mordercy. I zaczynam się obawiać że niebawem braknie miejsc – tych urokliwych - do których pojadą.

Tak jak we wcześniejszych częściach, tak i tutaj mamy wątek sprzed wielu lat, który przeplata się z teraźniejszą historią. I oczywiście, podobnie jak we wcześniejszych częściach, wydarzenia z przeszłości mają swój wydźwięk w obecnych czasach. 

Między głównymi bohaterami dzieje się że tak, że… ło matko. W końcu Szymon i Róża są gotowi do tego by wziąć ślub. Szymon po kryjomu zabiera się za przygotowania do tego ważnego dnia. Chce zrobić ukochanej niespodziankę. Ale oczywiście Róża nie byłaby sobą gdyby sama nie odkryła tajemnicy.

To już siódma część przygód naszej trójki i powiem wam że nadal trzyma poziom tak jak przy wcześniejszych częściach. Nadal jest zabawnie i nadal czytelnik nie może doczekać się ślubu Szymona i Róży. No i Gucio nie zatracił w sobie sarkazmu.

Jeśli nadal nie znacie przygód Gucia & Company to koniecznie musicie to nadrobić. Ostatnio poleciłam książki klientce. Tak naprawdę chciała tylko i wyłącznie pierwszą część. Ale mieliśmy tylko pakiet trzech pierwszych. Kupiła z obawą. Po jakimś czasie zadzwoniła z podziękowaniami za polecenie tych ciepłych i zabawnych kryminałów. No i oczywiście dokupiła resztę. To chyba najlepsza rekomendacja dla całej serii. Polecam!!!

poniedziałek, 8 czerwca 2020

#546 - Sitwa




UWAGA!!! Jeśli ktoś nie czytał pierwszej części, to w opinii jest mały spoiler. Niezamierzony oczywiście.



Jak się powiedziało „A” to należy też powiedzieć „B”. Chwilę temu przedstawiałam Wam moją opinię na temat książki „Karuzela” Pauliny Świst. W sumie mogłabym porzucić trylogię po części pierwszej, ale ciekawość wzięła górę i chcąc nie chcąc sięgnęłam po drugą część serii czyli po posieść „Sitwa”. Oczywiście, że ciągłe przeklinanie i bzykanie się głównych bohaterów mogło sprawić, że nie będę czytać dalej. Ale ci bohaterowie mają w sobie jakiś magnes bo przyciągają czytelnika.

Tym razem główne role odgrywa funkcjonariusz CBŚP Michał Grosicki oraz adwokat Lilianna Płonka. Po ucieczce Olki i Piotra, okazuje się, że finansowe przekręty wcale nie zostały ukrócone. Wręcz przeciwnie. Mimo iż rozkręcona przez nich karuzela się zatrzymała, to przecież przestępczy światek nie znosi próżni. I tak Michał i Lilka wpadałają w ręce sitwy, która koniecznie chce ich wysadzić z siodła. Jest ucieczka, jest strzelanka, są trupy i oczywiście gruba forsa oraz przekręty.

Powiem Wam, że ta część podobała mi się bardziej aniżeli pierwsza. Może dlatego, że było mniej seksu i wulgaryzmów. Za to było więcej akcji, ucieczek i podróżowania między Wrocławiem a Górnym Śląskiem. Poza tym obie części są ze sobą bardzo powiązane i kilka nieścisłości zostaje wyjaśnione.

Nadal mamy wątek kryminalny i romansowy. Jednak tym razem ten drugi został przyćmiony przez ten pierwszy. Muszę przyznać, że mecenas Płonka musiała komuś ostro nadepnąć na odcisk, że ten chciał pozbyć się jej oraz Grosickiego, który pracował pod przykrywką by dostać się w szeregi przestępczego światka.

Tym razem zakończenie jest z przytupem, że nie ma innej opcji jak zabrać się za czytanie ostatniej części trylogii. Tak, oczywiście sięgnę po finał tej historii by dowiedzieć się jak zakończą się przygody Piotrka, Oli oraz ich przyjaciół.

P.S.
Ale nadal zastanawiam się co jest w tych książkach, że są tak chętnie czytane i kupowane? Może jak przeczytam „Przekręt” to już będę wiedzieć.




sobota, 6 czerwca 2020

#545 - Karuzela



Po książkę „Karuzela” Pauliny Świst sięgnęłam pewnie dlatego, że wszędzie wszyscy mówią o jej najnowszej powieści. Poza tym nie oszukujmy się, wokół samej autorki także narosło wiele tajemnic. Jakich? Na pewno takich, że nikt nie wie jak owa autorka wygląda, gdyż Paulina Świst to pseudonim artystyczny adwokatki z Wrocławia. Ale czy tak jest naprawdę? A może ten Wrocław to także jedna wielka ściema i pani Paulina pochodzi z moich rodzimych Gliwic, i może co poniektórzy domyślają się kim jest. Ale ile w tym prawdy nie wie nikt. Zastanawiające jest dlaczego autorka nie chce ujawnić swej tożsamości? Może dlatego, że bohaterowie jej książek są adwokatami i prokuratorami, którzy wcale nie są tacy grzeczni jakimi być powinni: posługują się łaciną podwórkową i dodatkowo uprawiają dziki seks. 

„Karuzela” przedstawia historię Piotrka Orłowskiego oraz Aleksandry Tredel. Obydwoje są wmieszani w karuzelę vatowską. I niestety ktoś chce ich wpakować ich do pierdla. Dawny znajomy wyciąga historię sprzed wielu lat i pragnie zemsty. Dodatkowo tych dwoje zaczyna łączyć nie tylko „karuzela” ale także uczucie pełne pasji i namiętności. 

Powiem tak, ta książka nie jest wymagająca. Czyta się ją bardzo szybko. Akcja leci na łeb na szyję. Jest tajemnica, jest seks, są przekleństwa i są trupy. Jest światek przestępczy, jest ucieczka, są zdrady i hazard. Powiem Wam pomimo ostrych scen seksu, książkę czytało mi się całkiem dobrze. Może dlatego, że historia nie zmusza do myślenia, tylko do przewracania stron by dowiedzieć się co będzie dalej. 

Słyszałam kilka głosów, że powinnam sobie darować, bo to kiepska powieść. Nie jest zła, nie jest wybitna, jest świetną rozrywką. Erotyzmu tutaj dużo nie ma. Skoro dotarłam do końca to znaczy, że nie było źle. Na pewno lepsza niż „365 dni”, bo tę odłożyłam po przeczytaniu pierwszej strony. I jest lepsza niż Grey, gdyż jak to powiedziałam znajomej - „mniej się bzykają”. Przekleństwa, którymi bohaterowie raczą nas prawie na każdej stronie, da się przeżyć. Tylko od razu pojawia się pytanie: czy adwokaci rzeczywiście tyle klną i pieprzą się jak króliki wszędzie gdzie popadnie? 

Jeśli macie wolne popołudnie i chcecie przeczytać coś niewymagającego to „Karuzela” się do tego nadaje. Nie doszukujcie się w niej żadnej górnolotnej literatury. To typowa książka rozrywkowa. I dla tej rozrywki postanowiłam doczytać dwie kolejne „Sitwę” i „Przekręt”. A potem sięgnę po mroczny kryminał.


wtorek, 19 maja 2020

#544 - Teściowe muszą zniknąć



Po książki Alka Rogozińskiego sięgam z dużą przyjemnością. Bo wiem, że oprócz zagmatwanej zagadki kryminalnej, będę się śmiać w głos. I tak właśnie było podczas czytania najnowszej książki Księcia Komedii Kryminalnej czyli „Teściowe muszą zniknąć”. Tym razem zasiadłam na balkonie i wciągnęłam się w opowiadaną historię. 

Janusz i Amelia mieszkają w samym centrum Warszawy. Spokojny byt zakłóca im upierdliwa sąsiadka. Pewnego dnia, odwiedza ich kuzyn Amelii, opowiadając historię o ukrytym skarbie. I tu rozpoczyna się jazda bez trzymanki. Kazimiera jest mamą Janusza. Co miesiąc wpłaca datki na bytomskie Radio Jadwiga, twierdzi, że największą zmorą kraju są tęczowi, masoni i lewactwo. Maja to mama Amelii. Żyje w konkubinacie, paraduje w marszach równości i szczerze nie przepada za Kazimierą. Z wzajemnością oczywiście. Niestety obie panie muszą połączyć siły kiedy ich dzieci wpadną w solidne tarapaty: Janusz zostanie posądzony o morderstwo a Melka zostanie porwana. Jak to się wszystko skończy? I jaką rolę w tym odegra Tygrys Złocisty, szef mafii?

Muszę przyznać, że ubawiłam się przy tej książce pierwszorzędnie. Pomysł na fabułę gdzie główni bohaterowie podpadają mafii i zjeżdżają pół Polski by odnaleźć skarb, był strzałem w dziesiątkę. W szczególności jeśli dodamy do tego jeszcze dwie mamuśki z piekła rodem. Każda z nich przyprawia o ból głowy swoich najbliższych. Natomiast taki duet próbujący uratować swoje dzieci, to wręcz trąba powietrzna, siejąca spustoszenie. 

Alek nie zatracił ani sarkazmu, ani ironii, ani tym bardziej bystrego spojrzenia na to wszystko co dzieje się wokół. A wszystko ubrał w dobrze skrojony płaszczyk komedii kryminalnej. Dzięki temu czytelnik się nie nudzi i co rusz wybucha śmiechem. W szczególności gdy natrafiał na spotkania z Tygrysem Złocistym, który swoich rozmówców tytułował nazwami fauny. 

Opowiem wam pewną anegdotkę. Podczas czytania książki co rusz natrafiałam na różne zwierzęta np.: gawial gangesowy, czy też muflon śródziemnomorski. I kiedy na głos wypowiadałam te nazwy, to mój Munż od razu mówił o jakie zwierzę mi chodzi. 

Dla tych którzy jeszcze nie czytali książek Alka, myślę, że ten tytuł będzie dobrym rozpoczęciem przygody. A dla wiernych czytelników, będzie to uczta kryminalna z dodatkiem humoru, do jakiego autor nas już przyzwyczaił. Polecam!!!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

sobota, 16 maja 2020

#543 - Będziesz moja



Możliwe, że po raz pierwszy zdarzyło mi się zakupić i przeczytać książkę, o której nie wiedziałam zupełnie nic. Bo wiecie, kiedy sięgam po dany tytuł to mniej więcej wiem o czym jest książka, bo przeczytałam opis na stronie Wydawnictwa lub też księgarni internetowej. W ostatecznym rozrachunku czytałam opinię o książce na ulubionym blogu. W przypadku książki „Będziesz moja” Diany Brzezińskiej żadna z tych rzeczy nie miała miejsca. Książkę zakupiłam w ciemno. Znałam tylko okładkę gdyż gdzieś tam mignęła mi w internetach. I tyle. Nic więcej. 

Wiecie jak to u mnie jest z debiutami. Są książki które mnie zachwycają od pierwszej strony. A są też takie, które zupełnie mnie „nie biorą” i porzucam je w dowolnym momencie. W przypadku książki Brzezińskiej było zupełnie inaczej. Na początku bałam się. Serio, bałam się, że mój zakup w ciemno jest złym wyborem. Okazało się, że strach jest zupełnie nie na miejscu, a zachwyt nad stworzoną historią sprawił, że książkę pochłonęłam w trzy dni. Oczywiście chodząc do pracy. 

Nie wiem czy chcę zdradzać Wam fabułę, ani opowiadać o czym jest. Ale żeby zachęcić powiem kilka słów. 

Akcja całej historii kryminalnej (tak, to kryminał, chociaż tytuł i okładka mogą sugerować całkiem coś innego, takie zmylenie czytelnika) dzieje się w światku policyjnym i prokuratorskim w Szczecinie. Adrianna Czarnecka jest psychologiem w Komendzie Wojewódzkiej, jest leniwa (jak to mówi jej szef) ale ma głowę na karku i widzi to czego nie dostrzegają inni. Jest dokładna. Ma męża, ale gdy czytelnik poznaje całą historię dokładnie, to dochodzi do wniosku, że zdecydowanie z mężem powinna się rozwieść. Krystian Wilk jest podkomisarzem w tej samej Komendzie, jest podrywaczem i zupełnie nie jest zainteresowany by wiązać się z kimś na stałe. Ma też brata bliźniaka, Przemka, który jest prokuratorem okręgowym. Pewnego dnia Krystian otrzymuje akta sprawy pewnego mężczyzny, który zaginął wiele lat wcześniej. Tak naprawdę ma sprawić wszystko, by zamknąć w końcu akta, bo nie ma ani narzędzia zbrodni ani ciała. Jednak praca z Adą nad tą sprawą, sprawia, że postanawiają odnaleźć zaginionego mężczyznę. Jednak, okazuje się, że muszą skupić się na sprawie seryjnego mordercy, który morduje rude, młode kobiety. Czy te dwie sprawy się łączą? Sami się przekonajcie. 

Powiem Wam, że Autorka stworzyła niesamowitą, zagmatwaną historię. Serio. Ogromnym plusem jest to, że oprócz prowadzonej sprawy zaginionego mężczyzny, otrzymujemy równolegle historię tego, który morduje młode kobiety, zadając im trzydzieści trzy ciosy nożem. Czytelnik razem z policjantami stara się rozwiązać obie zagadki kryminalne. Chce poznać motyw mordercy i powiązać sprawy razem. 

Oprócz zagadek kryminalnych, mamy świetnie skrojonych bohaterów Adę i Krystiana. Między nimi rodzi się dziwna przyjaźń. On jest seryjnym podrywaczem i zalicza panienki na prawo i lewo, a Ona jest szczęśliwą mężatką, która jest odporna na jego zaloty. To wcale nie przeszkadza temu, by połączyła ich przyjaźń, która (póki co) nie zakończyła się w łóżku. Pojawił się także mąż Ady, który doprowadzał mnie do wściekłości. Dlaczego? O tym poczytajcie sami, nie mogę Wam zdradzić takich smaczków. 

Jeśli szukacie świetnego kryminału, który dodatkowo ma świetne zaplecze obyczajowe, to pierwszy tom przygód Ady i Krystiana nadaje się do tego idealnie. Polecam bez dwóch zdań i zabieram się za drugi tom, bo jestem ciekawa co dalej u ulubionych bohaterów. 



czwartek, 14 maja 2020

#542 - Układ idealny



Powieść obyczajową z nutką kryminału lubię bardzo. Kryminał bowiem, przełamuje słodycz romansu. Dlatego bez zastanowienia sięgnęłam po kontynuację książki „Niebezpieczna gra”, gdzie główną bohaterką była Weronika Kardasz, czyli „Układ idealny”. Gdy tylko książka pojawiła się na legimi, wrzuciłam ją na półkę, zasiadłam na krótkiej kanapie i zaczęłam czytać. 

Weronika Kardasz została zastępcą szefa ABW. Nową sprawą którą się zajmuje to gang motocyklowy i przemyt ludzi. Jednak ze względu na to, że związała się z celebrytą, sama nie może wziąć w akcji osobistego udziału. Dlatego do wyjazdu na akcję do Przemyśla, namawia swojego kolegę, policjanta Łukasza. Jego zadaniem jest wtopienie się w gangsterski światek w Przemyślu, by rozbić szajkę. Wszystko idzie dobrze do czasu, gdy na drodze Łuaksza staje Ewa, córka szefa. Jak potoczą się losy bohaterów? O tym musicie doczytać sami. A powiem, że było ciekawie. 

Tym razem głównymi bohaterami nie był duet Weronika i Przemek. Tym razem główne skrzypce gra Łukasz vel Loki, którego zadaniem jest infiltracja gangu motocyklowego Braci Peruna. Muszę przyznać, że brakowało mi duetu z pierwszej części, ale Loki i Bambi w sumie też dali radę. 

W „Układzie idealnym” jest dużo ryku silników motocyklowych. Jest także zakazana miłość, bo przecież serce nie sługa i Loki zakochuje się w córce szefa gangu. Jest też broń, wybuchy, podróż na Ukrainę, a na końcu porwanie. Porwanie, które zaostrzyło tylko mój apetyt na kolejną część. Tak nie można droga autorko. 

Podobnie jak przy udanym debiucie, od tej książki nie można się oderwać. Trzymamy kciuki za Łukasza, by jego przykrywka nie została spalona. Miłości też kibicujemy, chociaż dobrze wiemy, że jak tylko prawda wyjdzie na jaw… to będzie gorąco. 

Polecam, ale obowiązkowo musicie zacząć od pierwszej części. Teraz z niecierpliwością oczekuję finału tej historii. Jestem ogromnie ciekawa co też autorka wykombinuje. 

niedziela, 10 maja 2020

#541 - Niebezpieczna gra



Lubię historie, które w czytelniku wzbudzają emocje. Historie, które gdyby ktoś się uparł mogłyby się wydarzyć. Historie, które wciągają od pierwszych stron i za szybko się kończą. Taką książką była „Niebezpieczna gra” Emilii Wituszyńskiej. Kręciłam się wokół niej od dłuższego czasu. Przyciągała okładka i opis. W końcu pewnego dnia postanowiłam poznać bohaterów.

Weronika jest policjantką. W dramatycznej akcji traci swojego partnera, który był także jej najbliższym przyjacielem. Wyrzuty sumienia które ją dopadły po śmierci Michała, sprawiły, że dziewczyna stoczyła się po równi pochyłej. Zaczęła ostro pić. Jednak jej szef nie pozwolił jej tak do końca się upodlić. Otóż, jedynym świadkiem morderstwa premiera, był Przemysław Rej – znany aktor. Niestety nie pamiętał tego co się wydarzyło feralnej nocy. Gdzieś tam podświadomie czuł, że groziło mu niebezpieczeństwo. Szef Weroniki, chcąc ją przywrócić do służby, dał jej za zadanie ochronę aktora. Niechęć tych dwojga biła czytelnika mocno po oczach. Czy będą zdolni do tego by się dogadać? A może jak to mówią, od nienawiści do miłości krótka droga? I dlaczego zostają wplątani w niebezpieczną grę, w którą zamieszane jest ABW?

Tytuł, podobnie jak ciemniejsza okładka mogą sugerować, że czytelnik otrzymuje kryminał. Owszem trochę dreszczyku jest, jednak autorka bardziej skupiła się na wątku miłosnym. A walka z przestępcami to takie całkiem przyjemne tło dla opowiadanej historii. 

To bardzo udany debiut (zauważyłam, że ostatnio co rusz trafiam na dobre debiuty). Tempo utrzymane jest od samego początku. Czytelnik chce poznać losy bohaterów i dowiedzieć się czy początkowa antypatia pomiędzy nimi będzie trwała cały czas. 

Nie jest to wymagająca książka, myślę, że raczej idealna na jeden wieczór. Bo czytelnik nie odłoży jej nawet na chwilę, tylko z zapartym tchem będzie chciał wiedzieć co dalej. A trzeba przyznać, że się dzieje do samego końca. Autorka ma lekki styl pisania, co sprawia, że książkę się połyka.

Jeśli ktoś lubi szybką akcję, romanse, to „Niebezpieczna gra” jest zdecydowanie dla Was. 
Polecam!!!

wtorek, 5 maja 2020

#540 - Urodzinowe przemyślenia


Kiedy dziesięć lat temu zakładałam bloga, nie przypuszczałabym, że tyle przetrwa. Przetrwa wszystkie zawirowania i zmiany. Przecież wiele razy chciałam stąd zniknąć i przestać pisać. Doszłam jednak do wniosku, że szkoda mi tych dziesięciu lat. Poza tym, ja uwielbiam pisać. Kiedy byłam młodsza, zawsze lubiłam wymyślać historie, opowiadania. Na kilku zdjęciach z wakacji można mnie znaleźć z nieodłącznym zeszytem i ołówkiem. Kiedy byłam starsza opowiadania zamieniły się w wiersze, ukryte gdzieś głęboko w szufladzie. A potem nastał czas pisania opinii o książkach.

nic dodać nic ująć ;) 

Mój blog, mój internetowy domek. Na początku jak już wielokrotnie wspominałam miał być głównie fotograficzny. Jednak z fotografią mi się trochę rozjechało i sięgnęłam po coś co jest również moją ogromną pasją. Książki. Odkąd sięgam pamięcią czytam. W szkole podstawowej uwielbiałam odwiedzać osiedlową bibliotekę i wypożyczać książki młodzieżowe. Był to szał na serię „Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty”. W liceum czytałam kryminały Grishama, Christie, Chmielewskiej. Później nastał czas na „Władcę pierścieni” i Wiedźmina. Jednak z czasem moje gusta czytelnicze się trochę pozmieniały. I teraz sięgam po literaturę lekką. Co niestety mój Mąż mi czasem wypomina. Ale… w tym roku przełamuję się i sięgam po gatunki, które z reguły omijam szerokim łukiem. I tak udało mi się przeczytać „Pana Lodowego Ogrodu” a w planach mam kilka innych pozycji z tego gatunku. Nie mówię nie, także reportażom czy też biografiom. Jednak nie wiem czy się uda, czy się nie poddam.


Te dziesięć lat w sieci sprawiło, że poznałam masę osób. Nie tylko tych blogujących, ale także fantastycznych autorów i autorki. To niesamowite uczucie, kiedy z ulubionym autorem jesteś na ty i pijecie razem kawę w kawiarni. A najwspanialszym uczuciem jest kiedy autor dziękuje wam w książce albo za inspirację, albo za to, że tworzycie ten kawałek internetowego świata. Dziękuję Wam autorzy za to, że mogę czytać wasze wspaniałe historie, które tworzycie. Za znajomości, za rozmowy po spotkaniach, na targach i on-line. 

jak widać od najmłodszych lat ciągnęło mnie do czytania
I od siedmiu lat jestem członkiem Śląskich Blogerów Książkowych, którzy w roku 2018 stali się Stowarzyszeniem. ŚBK-i za cel obrali sobie za cel promocję literatury i czytelnictwa. Co muszę Wam po cichu powiedzieć idzie im naprawdę fenomenalnie.


Dziękuję wszystkim znajomym blogerom, których poznałam właśnie dzięki temu, że mam to swoje miejsce w sieci. Za wszystkie rozmowy na targach, po spotkaniach czy także w mediach społecznościowych. 

a tak wygląda moje miejsce pracy 
Dziękuję wszystkim znajomym i nieznajomym, którzy mimo moich zwątpień w siebie i w to co robię, nadal tutaj są.

Nie wiem na ile mi wystarczy chęci na pisanie, ale będę się starać nadal dzielić z wami moimi przemyśleniami dotyczącymi książek. A może i nie tylko. (sami pamiętacie kawową mapę)

Dziękuję za te dziesięć lat.








niedziela, 3 maja 2020

#539 - Na lodzie




Droga Autorko, tak być nie może. Zgłaszam sprzeciw, nie zgadzam się na takie zakończenie tej historii. Naprawdę liczyłam, że będzie zupełnie inaczej. Że ta historia będzie miała taki piękny szczęśliwy koniec... Ale zacznijmy od początku.

Pewnego dnia przeglądałam nowości na moim ulubionym legimi (tak, nie wyobrażam sobie życia bez tej aplikacji) i w oczy rzuciła mi się książka Małgorzaty Falkowskiej „Na lodzie”. Dorzuciłam ją do rosnącej biblioteczki z zamiarem przeczytania jej w nieokreślonej przyszłości. Jednak, ta przyszłość okazała się być bardziej określoną i pewnego dnia, zanurzyłam się w lodowy świat bohaterów.

Lena jest młodą, utalentowaną łyżwiarką figurową. Od małego każdą wolną chwilę poświęcała na treningi. Łyżwiarstwo to całe jej życie, któremu podporządkowała swoją codzienność. Niestety los bywa bardzo przewrotny. Nieszczęśliwy wypadek na lodzie, sprawił, że dziewczyna musiała zrezygnować z udziału w igrzyskach olimpijskich. Krzysiek był całkiem dobrym hokeistą. Niestety kontuzje, których nabawił się po napadzie, sprawiły że stracił motywację do treningów i chęć do życia. Pewnego dnia drogi tych dwojga się przecinają. Pierwsze spotkanie jest dość niefortunne, ale kolejne sprawiają, że między tym dwojgiem zaczyna iskrzyć. Ale jak potoczą się ich losy, oraz o tym co się wydarzy w ich życiu musicie doczytać sami.

Jak na całkowicie pierwsze spotkanie z twórczością autorki, to jestem miło zaskoczona. Historia zwarta, dość sporo szczegółów związanych z jazdą figurową sprawiło, że zatęskniłam za pokazami transmitowanymi w telewizji, które oglądałam będąc dzieckiem. Na początku jednak sceny łóżkowe mnie trochę zniechęciły. Nie pytajcie tylko dlaczego, bo nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. I od razu dodam, że nie zapałałam miłością do głównej bohaterki. Nie wiem, może wkurzał mnie jej perfekcjonizm i to, że czasem traktowała innych z góry. Oczywiście jak to bohaterowie powieści, przeszła metamorfozę. I tu należy się duży plus, bo wyszło jej to tylko na dobre.

No i docieram do zakończenia, które mnie zmiażdżyło. Nie wiem dlaczego autorka postanowiła zakończyć całą historię w ten sposób. Na początku myślałam, że nie miało być happy endu a potem, że może bohaterowie namieszali i nie wiedziała jak tę historię skończyć. Nie wiem, serio.

„Na lodzie” to historia miłości do sportu i rozwijania swoich pasji. Porusza też trochę problem depresji i tego co dzieje się, kiedy marzenia zamiast się spełniać, zostają zakopane głęboko w nas.

Polecam na wolne popołudnie.