wtorek, 29 lipca 2014

#309









Droga Tachykardio!
 
Jak dobrze wiesz, nie bywa mi po drodze ze skandynawską literaturą. Wszyscy zachwycają się nią  i zaczytują, a ja podchodzę do niej bardzo ostrożnie. Wręcz jak do jeża. Jednak raz na jakiś czas, przełamuję swój opór i sięgam po książkę napisaną przez skandynawskiego autora. Tym razem było podobnie. Prawie. Jakiś czas temu Jorx postanowił obdarować mnie książką Henninga Mankella „Włoskie buty”. Stwierdził, że muszę wreszcie zapoznać się z twórczością tego Autora. Tak więc pewnego dnia zasiadłam w ulubionym fotelu i zagłębiłam się w historię opisaną we „Włoskich butach”.

Frederik Welin mieszka wraz z psem i kotem na jednej z bałtyckich wysp. Jedynym odwiedzającym go jest listonosz Janson, który zjawia się u niego kilka razy w tygodniu z pocztą. Pewnego dnia oprócz poczty przywozi na wyspę kobietę – Harriet. Harriet to dawna miłość Frederika, którą porzucił wiele lat temu. Kobieta przybyła na wyspę by mężczyzna spełnił obietnicę daną jej przed laty. I tak po raz pierwszy Frederik opuszcza swój bezpieczny azyl i wyrusza w podróż, która całkowicie odmieni jego życie. 

„Włoskie buty” to nie jest literatura lekka. Tej książki nie można czytać od razu, od deski do deski. Tą opowieścią należy się delektować jak najlepszym daniem. To wysmakowana pozycja, ale nie dla wszystkich. Nie mamy tutaj ckliwej historii miłosnej jakich wiele na kartach innych książek. Mamy tutaj do czynienia z samotnością, starością i bólem. Dostaliśmy od Mankella powieść psychologiczno – obyczajową. Niektórzy twierdzą, że zupełnie inną niż pozostałe książki tego Autora. Pewnie tak właśnie jest. Ja nie mam porównania, gdyż to moje pierwsze spotkanie z tym Autorem. Ale wiem że nie ostatnie. 

Historia opisana przez mistrza kryminału jest snuta powoli, bez pośpiechu. Na pewno charakteryzuje się znakomitymi opisami, z których Mankell słynie, i które pogłębiają jednocześnie jej przekaz .
Książka daje do myślenia od samego początku. Każe nam się zatrzymać i spojrzeć na nasze życie z innej perspektywy.

Po przeczytaniu jej wiem jedno:  nie zawsze udaje nam się naprawić błędy przeszłości. Nie powinniśmy się stawać więźniami tego co było kiedyś, bowiem samotność nie zawsze jest dobrym wyborem.

Pozdrawiam
Archer

piątek, 25 lipca 2014

#308




Zdarzają się książki, których nigdy byśmy nie przeczytali. Bo nie lubimy danego gatunku. Bo po przeczytaniu opisu na okładce wiemy, że to nie nasz klimat. Na początku też tak sądziłam.

Chociaż… z drugiej strony byłam ciekawa, czy literatura wspomnień – tudzież reportaż – przypadną mi do gustu. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia ani z publikacjami Hugo-Badera, Kapuścińskiego ani tym bardziej Jagielskiego. Jednak coś mi podpowiadało, że może to już czas, by dojrzeć i sięgnąć po inny gatunek literacki. I tak, żeby przygotować się do spotkania z Autorką, postanowiłam przeczytać książkę „Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym” Grażyny Jagielskiej.

Dość ciężko jest mi o tej książce pisać. Tak samo jak o spotkaniu. Może dlatego, że akurat ten tytuł to nie fikcja literacka, tylko życie.

Grażyna Jagielska była dla mnie do niedawna żoną Wojciecha Jagielskiego znanego dziennikarza i korespondenta wojennego. Ale teraz, po lekturze książki, jest dla mnie Autorką i kimś więcej niż żoną znanego męża. Jej wspomnienia, zapisane na kartkach książki, były dla mnie ujmującą lekturą. Na tyle, że mam trudności z przekazaniem wspomnień pani Grażyny. To trzeba po prostu przeczytać.

Nigdy wcześniej nie sięgałam po ten typ literatury. Z reguły czytuję kryminał, literaturę kobiecą czyli coś, co jest fikcją literacką. Tutaj jest zupełnie inaczej. Od samego początku snuta przez autorkę opowieść uderza nas w splot słoneczny: charakterystyczne są dla niej szczerość, ból, tęsknota, samotność, miłość oraz oczekiwanie na śmierć. Nie, nie własną, tylko jej męża. Jagielska nie ukrywa, że za każdym razem gdy dzwoni telefon może usłyszeć, że to koniec, bardzo mi przykro, ale mąż zginął.

„Miłość z kamienia” to zapis walki o siebie. To historia miłości, która zamiast łączyć – dzieliła. To także swoiste przyznanie się przed samym sobą i całym światem do tego, że ma się problem z którym w żaden sposób człowiek nie jest wstanie poradzić sobie sam, i potrzebuje pomocy.

Jagielska w pewnym momencie straciła kontakt z rzeczywistością. Przestała dbać o dom. Cały czas czekała na telefon. I w pewnym momencie zdała sobie sprawę, że tak dłużej żyć nie może. Trzeba coś z tym zrobić, ukrócić to jakoś. Bo jak to jest możliwe, że mąż wyjeżdża w tereny objęte wojną a to Ona ma objawy stresu bojowego. Wiedziała, że jeśli nie poprosi o pomoc, może być z nią bardzo źle.

„Miłość z kamienia” opowiada o walce z własnymi lękami… Pokazuję trudną drogę, jaką przebyła Autorka, zanim przyznała się przed samą sobą, że jest chora i musi się leczyć.

Książka to także relacja z pobytu Grażyny Jagielskiej w szpitalu psychiatrycznym, na oddziale leczenia stresu bojowego, gdzie spotkała nie tylko żołnierzy, ale także zwykłych ludzi, którzy nie potrafili poradzić sobie z własnym życiem. „Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym” to opis traumy, która dopadła ją, a nie jej męża, wyjeżdżającego na tereny objęte wojną.

Przyznaję, że książkę czytałam na bezdechu. Co jakiś czas łapałam się na tym, ze zapominam o oddychaniu. I tak samo było na spotkaniu z Panią Grażyną.

Ta książka nie zalicza się w żaden sposób do literatury łatwej, lekkiej i przyjemnej. To najbardziej osobisty zapis jaki kiedykolwiek czytałam. To też wstrząsająca historia miłości, która zamiast łączyć – dzieli.
Polecam!

P.S.
Poniżej kilka zdjęć ze spotkania z Autorką, które odbyło się pod koniec czerwca w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Gliwicach










środa, 23 lipca 2014

#307

Wiem, miały pojawić się recenzje jak tylko laptop wróci z naprawy. I co? Laptop wrócił a recenzji nie ma. Fakt, przyznaje się Wysoki Sądzie. Jestem winna. Recenzje są, piszą się i jeszcze przechodzą ostateczną korektę.

Jednak żeby nie pozostawić Was bez niczego, podzielę się „Kwiatkami księgarskimi”. Czasem się zastanawiam skąd Ci ludzie się urywają.


Okolice Świąt Bożego Narodzenia. Ludzie szukają prezentów, jest ich sporo, podobnie jak załogi w pracy.

- W czym mogę pomóc? – pada pytanie księgarza do kobiety która przechadza się między regałami. - Czy dostanę klosz? – pyta Pani rozglądając się po księgarni.
- To tytuł książki? – bo przecież nie znamy wszystkich tytułów i może coś umknęło.
- Nie, takie coś na lampę.
- A to nie mamy, skończyły się.

A może ja nie pracuję w księgarni:
- Dostanę nasiona żelowe?
- Nie prowadzimy.
- A opaski przeciw komarom?
- Też nie mamy.

W sezonie wakacyjnym klienci kupują troszkę więcej książek. Bo jak wiadomo wakacje to czas kiedy mamy czas na czytanie i delektowanie się słowem pisanym. Wchodzi dwóch mężczyzn, wiek trochę po trzydziestce. Rozglądają się po księgarni. Pytam w czym pomóc:
- Poszukuję książki „Ostatnie rozdanie” – pada odpowiedź.
- Proszę bardzo – mówię wręczając książkę Myśliwskiego. Staję obok i czekam na rozwój sytuacji. Pan przegląda książkę, czyta opis na okładce.
- A ty książki na wakacje kupujesz? – pyta jego towarzysz.
- Tak, bo tej jeszcze nie czytałem.
- Ty zamiast czytać, lepiej po plaży byś się porozglądał hhahahaha
- Myślę, że z tą książką zrobi większą furorę – wtrącam uśmiechając się przymilnie.
- Ale twarzy nie opali hahahahahhaa

Wchodzi młody chłopak, rozgląda się, podchodzi do lady za którą stoję i pyta:
- Poszukuję książki Orwella 1985.
- Nie ma takiej – pada krótka odpowiedź.
- No to inny rok poproszę.

Zaczął się sezon podręcznikowy i jestem pewna, że niebawem znów natrafię na taką wymianę zdań:
- Poszukuję książki do angielskiego.
- Dla której klasy?
- Czwartej.
- Jaki tytuł?
- Nie mam pojęcia, wiem, że jest czerwona. Ma pani taką?


Jeśli ktoś z Was kiedy będzie chciał mnie odwiedzić, to nie zapomnijcie zabrać Persenu albo czegoś słodkiego na podniesienie cukru. Z niskim ciśnieniem nie mam problemu, z reguły jest dość wysokie. Zgadnijcie dlaczego?

czwartek, 10 lipca 2014

#306

Niestety mój komputer postanowił się zepsuć. Nie mam na czym pisać. To znaczy jest laptop Jorx'a ale ja wolę szum swojej maszyny. Jak na razie piszę w notesie. Jak sprzęt wróci przysiądę fałdów i nadrobię zaległości. Z tego miejsca Jorx proszę Cię byś tego dopilnował. I stał z batem nade mną.