sobota, 9 marca 2013

#237

 Droga Tachykardio!

Absolutnie się nie dziwię, że seria książek Janet Evanovich o gapowatej łowczyni nagród robi w świecie taką furorę. Przecież nie da się nie lubić Stephanie Plum. Pewnie powiesz, że łowca nagród to musi być poważna? Ta, a świstak siedzi za sreberka. Nie skąd. Stephanie była przecież dotychczas sprzedawcą w sklepie. Ale kiedy ją zwolnili trzeba było zacisnąć pasa i znaleźć sobie pracę. Nie chciała pracować w fabrykach, ta praca jest dla niej za nudna. Więc została łowcą nagród w firmie windykacyjnej swojego kuzyna. I uwierz mi w tej pracy nie ma jak się nudzić. To co, pewnie jesteś ciekawa co wydarzyło się w kolejnym tomie „Po szóste nie odpuszczaj”.

Jak już wspominałam we wcześniejszym liście, Stephanie ma problemy… sercowe. Bo nagle okazuje się, że Komandos wcale nie jest jej obojętny. Ale z drugiej strony Morelli. No cóż. Obok życia prywatnego trzeba zająć się pracą. I tutaj jak zwykle w przypadku Steph zaczynają się schody. Trzeba znaleźć szaleńca który zabił i podpalił handlarza bronią. Niestety wszelkie ślady prowadzą do… Komandosa. A żeby było ciekawiej, Komandos nie stawi a się na rozprawie i automatycznie staje się NS-em. Czyli… Trzeba go dorwać i zaprowadzić do sądu. Ale jak to? Przyjaciela? Swojego Mistrza? Z krwawiącym sercem Steph oddaje tego NS’a Joyce. Ale i tak dobrze wie, że Komandosa nie da się „dopaść”. W sprawie wydania Komandosa jest śledzona przez dwóch typków w gangolach. Oprócz tego jeden NS chce ją podpalić i wyprawić na tamten świat. A żeby całkowicie się Stephanie nie nudziło wprowadza się do niej babcia Mazurowa. A to dopiero początek wyśmienitej zabawy.

 I tym razem Autorka nie zawiodła swoich czytelników. Wierz mi, książka – tak jak poprzednie części – wciąga od pierwszych stron i nim się obejrzysz jesteś już na końcu. Oczywiście po drodze śmiejąc się do rozpuku albo wściekając na to, że ktoś celuje w Śliwkę z broni albo porywa ją i więzi gdzieś za miastem.

Nie będę wznosić peanów na jej cześć bo wiele razy już to robiłam, a nie mam zamiaru się powtarzać. Książka o przygodach Stephanie Plum jest świetną rozrywką. Powinni je przepisywać na poprawę humoru i na chroniczną niechęć do czytania, bo jak wspominałam przy poprzedniej części sama na to cierpiałam i Śliwka pomogła.

Szkoda tylko dwóch rzeczy: za szybko te książki się kończą i czas oczekiwania na kolejny tom jest strasznie długi. W sumie mam na półce „Seven up” ze wcześniejszego wydania ale… hm… jak znajdę moment to pewnie przeczytam a potem porównam z wersją tłumaczoną przez Dominikę Repeczko.

Tachykardio, koniecznie zapoznaj się z serią o Plum. Nie będziesz żałować. Wręcz przeciwnie będziesz chciała więcej i więcej. Ponieważ jest już sześć części, taka wielka dawka świetnej rozrywki jest najlepsza na szarą pogodę jaka panuje za oknem. Nie oszukujmy się: ŚLIWKA RZĄDZI!!!

Pozdrawiam
Archer


5 komentarzy:

  1. Świetna recenzja! Zainteresowałaś mnie tą serią :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszyscy zachwalają, więc nie sposób nie sięgnąć po tę serię :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle świetnie napisane! Ale że lubię iść pod prąd, przeczytam, kiedy szał trochę minie :-)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietna recenzja i taka sama seria :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację - przygoda z tą książką to wyśmienita zabawa i naprawdę żałuję, że poznałam Śliweczkę dopiero teraz. Ale we wtorek dostanę pierwszy tom, Dziadek ma mi dorwać w bibliotece na Kościuszki. Nie wiem jak dorwę drugi, bo w nie ma go ani u mnie w biblio ani tam, ale może jakoś mi się uda kiedyś :P

    OdpowiedzUsuń