Droga Tachykardio!
Absolutnie się nie dziwię, że
seria książek Janet Evanovich o gapowatej łowczyni nagród robi w świecie taką
furorę. Przecież nie da się nie lubić Stephanie Plum. Pewnie powiesz, że łowca
nagród to musi być poważna? Ta, a świstak siedzi za sreberka. Nie skąd.
Stephanie była przecież dotychczas sprzedawcą w sklepie. Ale kiedy ją zwolnili
trzeba było zacisnąć pasa i znaleźć sobie pracę. Nie chciała pracować w
fabrykach, ta praca jest dla niej za nudna. Więc została łowcą nagród w firmie
windykacyjnej swojego kuzyna. I uwierz mi w tej pracy nie ma jak się nudzić. To
co, pewnie jesteś ciekawa co wydarzyło się w kolejnym tomie „Po szóste nie
odpuszczaj”.
Jak już wspominałam we
wcześniejszym liście, Stephanie ma problemy… sercowe. Bo nagle okazuje się, że
Komandos wcale nie jest jej obojętny. Ale z drugiej strony Morelli. No cóż.
Obok życia prywatnego trzeba zająć się pracą. I tutaj jak zwykle w przypadku
Steph zaczynają się schody. Trzeba znaleźć szaleńca który zabił i podpalił
handlarza bronią. Niestety wszelkie ślady prowadzą do… Komandosa. A żeby było
ciekawiej, Komandos nie stawi a się na rozprawie i automatycznie staje się
NS-em. Czyli… Trzeba go dorwać i zaprowadzić do sądu. Ale jak to? Przyjaciela?
Swojego Mistrza? Z krwawiącym sercem Steph oddaje tego NS’a Joyce. Ale i tak
dobrze wie, że Komandosa nie da się „dopaść”. W sprawie wydania Komandosa jest
śledzona przez dwóch typków w gangolach. Oprócz tego jeden NS chce ją podpalić
i wyprawić na tamten świat. A żeby całkowicie się Stephanie nie nudziło
wprowadza się do niej babcia Mazurowa. A to dopiero początek wyśmienitej
zabawy.
I tym razem Autorka nie zawiodła swoich
czytelników. Wierz mi, książka – tak jak poprzednie części – wciąga od
pierwszych stron i nim się obejrzysz jesteś już na końcu. Oczywiście po drodze
śmiejąc się do rozpuku albo wściekając na to, że ktoś celuje w Śliwkę z broni
albo porywa ją i więzi gdzieś za miastem.
Nie będę wznosić peanów na jej
cześć bo wiele razy już to robiłam, a nie mam zamiaru się powtarzać. Książka o
przygodach Stephanie Plum jest świetną rozrywką. Powinni je przepisywać na
poprawę humoru i na chroniczną niechęć do czytania, bo jak wspominałam przy
poprzedniej części sama na to cierpiałam i Śliwka pomogła.
Szkoda tylko dwóch rzeczy: za
szybko te książki się kończą i czas oczekiwania na kolejny tom jest strasznie
długi. W sumie mam na półce „Seven up” ze wcześniejszego wydania ale… hm… jak
znajdę moment to pewnie przeczytam a potem porównam z wersją tłumaczoną przez
Dominikę Repeczko.
Tachykardio, koniecznie zapoznaj
się z serią o Plum. Nie będziesz żałować. Wręcz przeciwnie będziesz chciała
więcej i więcej. Ponieważ jest już sześć części, taka wielka dawka świetnej
rozrywki jest najlepsza na szarą pogodę jaka panuje za oknem. Nie oszukujmy się:
ŚLIWKA RZĄDZI!!!
Pozdrawiam
Archer
Świetna recenzja! Zainteresowałaś mnie tą serią :)
OdpowiedzUsuńWszyscy zachwalają, więc nie sposób nie sięgnąć po tę serię :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetnie napisane! Ale że lubię iść pod prąd, przeczytam, kiedy szał trochę minie :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Swietna recenzja i taka sama seria :)
OdpowiedzUsuńMasz rację - przygoda z tą książką to wyśmienita zabawa i naprawdę żałuję, że poznałam Śliweczkę dopiero teraz. Ale we wtorek dostanę pierwszy tom, Dziadek ma mi dorwać w bibliotece na Kościuszki. Nie wiem jak dorwę drugi, bo w nie ma go ani u mnie w biblio ani tam, ale może jakoś mi się uda kiedyś :P
OdpowiedzUsuń