Jadąc na wakacje obiecywałam sobie, że księgarnie będę omijać wielkim łukiem. Niestety na obietnicach się skończyło. Będąc w Sopocie wstąpiłam na kawę do Bookarnii czyli miejsca obowiązkowego na liście książkoholika do odwiedzenia podczas urlopu w Trójmieście. Czytając tytuły książek stojących na półkach natrafiłam na najnowszą książkę Małgorzaty Kalicińskiej „Irena“ napisanej razem z córką Basią Grabowską. Wzięłam ją do ręki i odruchowo zajrzałam na okładkę w celu przeczytania „o czym jest powieść“. Mój mężczyzna spojrzał na mnie i zapytał czy na pewno chcę właśnie tę książkę. Odpowiedziałam, że i owszem chcę tę książkę, bo skoro po przeczytaniu pierwszej strony na mojej twarzy pojawił się uśmiech to książka musi być świetna.
„Irena“ to opowieść o trzech kobietach: Irenie,
Dorocie oraz Jagodzie. Irena, to sędziwa staruszka, która właśnie została wdową.
Jej mąż Feliks, odszedł nieoczekiwanie we śnie. W dojściu do siebie pomaga jej
Dorota, ponad pięćdziesięcioletnia kobieta z artystyczną duszą prowadząca swoje
własne małe przedsiębiorstwo. A także Jagoda, córka Doroty, dobiegająca trzydziestki
singielka, która pracuje w wielkiej korporacji. Irena jest powiernicą Doroty i
Jagody, które z każdym problemem biegną właśnie do niej. Między matką i
córką narodził się konflikt, można powiedzieć, że pokoleniowy.
Dorota twierdzi, że aby kobieta była szczęśliwa potrzebny jest jej mąż,
dziecko, ogólnie rodzina. Odmiennego zdania jest Jagoda, która nie ma jeszcze
ochoty „babrać się w pieluszkach“. Kiedy konflikt narasta, Irena bierze sprawy
w swoje ręce. Czy uda jej się pogodzić skłócone kobiety? Czy tajemnica którą ukrywa
Dorota w końcu ujrzy światło dzienne?
Przyznaję, że książkę czyta się bardzo przyjemnie
i szybko. Dialogi nie są skomplikowane a
życiowe problemy w niej zawarte jak najbardziej autentyczne. Całą historię poznajemy
z punktu widzenia i matki i córki. Pozwala nam to dowiedzieć jakie spojrzenie
na konflikt ma każda ze stron. Jest to ciekawe „zagranie“, gdyż możemy dokładnie
przyjrzeć się problemowi różnicy pokoleń.
Książka idealnie nadaje się na jesienne wieczory.
Jest ciepła, optymistyczna, jak najbardziej prawdziwa a zabawne dialogi i
sytuacje sprawią, że uśmiech nie będzie nam schodził z twarzy. I co
z tego, że podobny motyw historii widziany oczami matki i córki już był?
Jak dla mnie to się nigdy nie znudzi. Polecam.
Pamiętam dzień, kiedy rozmawiałem z Gosią i ona mi się zwierzyła że pisze ksiązkę wspólnie z córką. Pomyślałem...czy to dobry pomysł? Kolejna racenzja wskazuje że trafiony :-)
OdpowiedzUsuńtrafiony jak najbardziej :) polecam
UsuńGdzie jeszcze był użyty podobny motyw? :)
OdpowiedzUsuńw książce Katarzyny Grocholi "Makatka" którą napisała razem ze swoją córką Dorotą Szelągowską, były to wszakże listy (jak dobrze pamiętam, albo e-maile) ale też pisane z dwóch punktów Matki i Córki, gdzieś u mnie na blogu znajdziesz recenzję "Makatki"
Usuńpolubiłam pióro pani Małgorzaty jeszcze za czasów Rozlewiska. na Irenę też mam wielką ochotę.
OdpowiedzUsuńChyba muszę sięgnąć po tę książkę:) Wydaje się być ciekawa i idealna na takie jesienne wieczory.
OdpowiedzUsuńJak podobało Ci się w bookarni? Lubię to miejsce, choć mogłaby być odrobinę większa.
Pozdrawiam:)
Nie miałam jeszcze okazji czytać ,,Ireny'', ale widziałam zapowiedź tej książki i już wtedy mnie bardzo zaciekawiła. Twoja recenzja zaś utwierdza mnie w przekonaniu, że warto poznać ową powieść, co też zamierzam uczynić.
OdpowiedzUsuńNa dzień dzisiejszy mówię pass. Mam sporo książek do przeczytania stać na półce :)
OdpowiedzUsuń