
Droga Espi!
Przyznaję, że postanowiłam nadrobić zaległości w książkach Nory Roberts. Dlaczego? Ponieważ są one idealne na lato, na wolne popołudnie. Nie mają zawiłej akcji, szybko się je czyta. A poza tym zawsze można pomarzyć – skoro nie ma się tego na co dzień – o wielkim świecie, o podróżach a przede wszystkim o miłości.
Dzięki uprzejmości Księgarni MATRAS miałam możliwość przeczytania książki „Miłość na zamówienie”. Kiedy po raz pierwszy książka wpadła mi w oko stwierdziłam „Muszę ją mieć”. „Miłość na zamówienie” podobnie jak „Karuzela uczuć” składa się z dwóch opowiadań „Pokochać Jackie” oraz „Olśnienie”.
„Pokochać Jackie”
Przez całkowity przypadek, chociaż można powiedzieć, że nieporozumienie, Jackie wynajmuje dom. Od razu zakochuje się w tym miejscu, jest idealne do tego by napisać w nim powieść. Cisza spokój, ogród, basen i piękny widok na morze. Niestety spokój zostaje zakłócony powrotem właściciela domu Nathana Powella. I tutaj zaczynają się problemy. Czy Jackie uda się zburzyć mur, którym otacza się Nathan? Czy wspólne zamieszkanie połączy tych dwoje samotnych ludzi? Czy pedantyczny architekt Nathan będzie w stanie pokochać postrzeloną i zwariowaną Jackie?
„Olśnienie”
Po raz pierwszy Cody zobaczył Abrę na budowie. Mimo iż była ubrana w strój roboczy i była jedyną kobietą na budowie, od razu zwrócił na nią uwagę. On - dobry i szanowany architekt, Ona – inżynier która musi dopilnować budowy. Pierwsze spotkanie oko w oko nie należy do najprzyjemniejszych. Każde kolejne kończy się kłótnią. Abra chce dokonać kilku modyfikacji kurortu który powstaje na pustyni w Arizonie a którego pomysłodawcą jest Cody. Niestety architekt nie ma najmniejszej ochoty na jakiekolwiek zmiany. Obydwoje są uparci, każde chce postawić na swoim. Czy ognisty temperament Abry zdoła zniechęcić oczarowanego nią Cody’ego? Czy mimo iż każde ich spotkanie pełne jest iskier są w stanie być razem?
Nie wiem jak Nora to robi, ale kiedy docieram do ostatniej kropki w książce czuję… niedosyt. Dobrze widzisz. Mam ochotę na więcej i więcej. Styl Nory ma to do siebie, że jak już wspominałam na początku, chce się ją czytać cały czas. Nigdy się nie nudzi. I co z tego, że większa część romansów jest przewidywalna? Nadal będziemy je lubić i nadal z miłą chęcią zanurzymy się w świat bohaterów, by razem z nimi przeżywać namiętności.
Wiesz, czasem się zastanawiam czy mężczyźnie też powinni czytać ten rodzaj literatury. I dochodzę do wniosku, że raz na jakiś czas nic by im się nie stało gdyby jakiś romans przeczytali. Może co poniektórzy odkryli by przed swoimi kobietami romantyczną naturę. Sorry, ale ja naprawdę wierzę, że każdy facet ma coś w sobie z romantyka. Tylko nie każdy chce tę stronę pokazać. Woli być uznawany za takiego macho, bo przecież bardziej w ich stylu, nie uważasz?
Pozdrawiam
Archer
