piątek, 15 kwietnia 2011

#073

Droga Espi!

Wszystko zaczęło się zaledwie dwa lata temu, przez Baza Luhrmanna, który podjął się nakręcenia filmu z Hugh Jackman'em oraz Nicole Kidman pt.: „Australia”. Nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Na szczęście film mnie zaintrygował. Może miał banalną fabułę ale za to... zdjęcia nadrabiały te braki. No nie wspominając już o samym Hugh który jest tutaj całkiem całkiem. Ponieważ jako fotograf głównie patrzę na zdjęcia czyli scenerię od razu pokochałam Australię. Bo Australia pokazana oczami Baza Luhrmanna jest... widowiskowa. Od razu uprzedzę Cię, że akcja nie dzieje się współcześnie tylko jakieś pięćdziesiąt lat wstecz.

Kiedy na moim ulubionym blogu Dziewczyn SPOPA ukazała się kolejna odsłona, tym razem z Wydawnictwa Otwarte i ogłoszono konkurs, wiedziałam, że muszę wziąć w nim udział i wygrać książkę do recenzji poza kolejnością. Uwierz mi, że nie wierzyłam w to, że uda mi się wygrać. Ale kiedy okazało się, że moja odpowiedź osobie wybierającej się spodobała moja radość nie miała granic. No dobrze, ale tylko przez chwilkę. Potem pojawiło się przerażenie. Dlaczego? Bo ja nigdy wcześniej nie czytałam tego typu książek. Nie ciągnęło mnie nigdy do nich. Ale ponieważ ludzie się zmieniają (może i ja tez po części) pomyślałam, że raz kozie śmierć, najwyżej w połowie odłożę na bok, przeczekam kryzys albo się poddam. Nie poddałam się i przeczytałam całość. Możesz mi wierzyć, że nawet w połowie nie myślałam o tym żeby przerwać tę pasjonującą lekturę. No dobrze już mówię co to za książka, nie będę Cię trzymała dłużej w niepewności.

"Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia" Marka Tomalika to niezwykła książka. Jednak ciężko umieścić ją w ramach powieści. Dla mnie to niezwykła książka opisująca wspomnienia z wypraw Autora do Australii. Nie tylko historie w niej zawarte są niesamowite. Porywające są również zdjęcia które są autorstwa samego Pana Marka oraz Jego żony Pani Beaty.

W książce nie ma "suchych faktów". Wszystkie historie w niej zawarte pochodzą z pierwszej ręki. Bohaterem powieści nie jest Pan Marek ale Australia. Nie ta, którą my znamy chociażby z widoku pięknej Opery w Sydney. Nie, ta Australia którą widzimy oczami Pana Marka jest dzika, jest fascynująca i niebezpieczna.

Pan Marek swoją przygodę z Australią rozpoczął w 1989 roku jeszcze jako student. Wtedy taka wyprawa kosztowała 30 miesięcznych pensji Jego ojca. Fascynacja tym krajem trwa po dziś dzień. Zaraził nią także całą swoją rodzinę. Od dziesięciu lat Pan Marek organizuje kolejne wyprawy, przede wszystkim w rejony nie zamieszkane w bezkresny interior zwany Outback. "Podróżuję starym, znakomicie przygotowanym do trasy nissanem patrolem (...) Mogę jechać wszędzie tam, gdzie mnie oczy poniosą i gdzie istnieje jakakolwiek droga. Śpię w wielogwiazdkowym hotelu na bagażniku dachowym lub w środku samochodu, z nieograniczonymi możliwościami obserwacji nieba. Mam swój zestaw buszowy do gotowania w dzikości natury: czajnik billy do parzenia herbaty, żeliwną płytę i łopatę do smażenia steków, solidny palnik gazowy, ogniskowy toster" ( str 12)

Na szlaku poznał wspaniałych ludzi. Mam na myśli nie tylko ludzi którzy Go wspierali podczas wędrówki (niektórzy z nich notabene mieszkają na stałe właśnie na tym pięknym kontynencie) ale także Aborygenów, mieszkańców Australii.

Tytuł pozycji nawiązuje do tytułu jednego z rozdziałów. Pewnie zastanawiasz się o co chodzi? Wyobraź sobie, że pustynne kwiaty powstają w połączeniu trzech żywiołów: ziemi, wody oraz ognia. Wiem, że to brzmi dziwnie. Też byłam zaskoczona gdy o tym czytałam. Tutaj masz cytat: "Rośliny rodzące się z ognia są niesamowitym zjawiskiem. Ich owoce chroni gruba i twarda skorupa, która otwiera się wyłączenie pod wpływem wysokiej temperatury. Choć trudno to pojąć, pożar pełni w australijskim buszu jak najbardziej kreatywną rolę. (...) banksja, z kwiatostanem w kształcie walca, spotykana w polskich kwiaciarniach. Ma bardzo długie słupki i pręciki, stąd jej potoczna nazwa - szczotka do butelek. Ma owoce w postaci zdrewniałego mieszka, który otwiera się dopiero podczas pożaru buszu. Wtedy nasionko zostaje uwolnione i w sprzyjających warunkach, czyli po opadach deszczu może zakiełkować. Dodatkową pożywką dla kiełkująceh rośliny jest popiół ze spalonego buszu. To niewiarygodne, ale życie tych roślin naprawdę kręci się wokół ognia (...) (Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia. str. 47 i 49).

Nie wiem czemu ale po przeczytaniu książki po głowie chodził mi jeden wiersz Edwarda Stachury, który idzie mniej więcej tak:
"Wędrówką jedną życie jest człowieka;
Idzie wciąż,
Dalej wciąż,
Dokąd? Skąd?"
Bo to książka drogi. No dobrze może nie zupełnie. Jest jednak wspomnieniem przeżytych przygód podczas wędrówki po Australii.

Książkę polecam nie tylko miłośnikom książek podróżniczych ale także tym, którzy chcą poznać nieodkryte rejony Australii. Bo jak to mówi Pan Marek: "Gdyby ktoś poprosił mnie o najkrótszą charakterystykę Australii, powiedziałbym: wszechobecne kontrasty, nieprzewidywalność przyrody, która wzbudza jednocześnie podziw i lęk, współistnienie żywiołów i pejzaże, których nie ma nigdzie indziej." (str 16)

Pozdrawiam serdecznie
Archer

P.S.
Książka przywędrowała do mnie w ramach akcji Włóczykijka.

16 komentarzy:

  1. Nie czytałam, bo zauważyłam, że książka powinna na dniach do mnie przywędrować:)
    Porównam później nasze odczucia:o)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie czytałam książki, ale urzekły mnie w niej zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. z Australią w tle, jak i na pierwszym planie, nic jeszcze nie czytałam. obecnie ten kontynent kojarzy się tylko z kangurem i Sidney, ale mam wielką ochotę to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Anek - pewnie niebawem dotrze :)
    @Tajemnica - masz rację, zdjęcia są urzekające, powiem więcej są POWALAJĄCE też takie chcę :)
    @Varia - trzeba to koniecznie zmienić :) film polecam tak samo jak książkę, ktoś nawet porównał film do "Przeminęło z wiatrem" ale nie wiem czy tak faktycznie jest (niestety tego drugiego jeszcze nie widziałam)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje ostatnie 'książkowe podróże' odbywają się w rejony Chin, Korei, Japonii i przyznam się, że jak tylko skończę "Kiedy ulegnę", chętnie wybiorę się gdzieś indziej -może do Australii ;)

    Postaram się rozejrzeć za tą książką, gdyż lubię tego typu literaturę. Chwilowy przestój w turystycznych wyjazdach rekompensuję sobie rozmaitymi 'wyjazdami literackimi' 8)

    OdpowiedzUsuń
  6. ooo tam mnie jeszcze nie było, ale nic straconego kiedyś to nadrobię :) koniecznie przeczytaj bo warto :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę że wen się jednak pojawił i pozwolił ci dokończyć Twój list. Jak zawsze pełna profeska kochana. Kłaniam się do stóp. Wspominałam już co prawda, że niezupełnie przepadam za tego typu książkami, ale może kiedyś po nią sięgnę :) Bo mnie zaintrygowałaś. Ja kiedy myślę o Australii wspominam książkę "Uprowadzona" - Lucy Christopher. W niej Australia była opisana tak... a losy bohaterki... cóż.. trzeba przeczytać... :) (jest późno więc plotę od rzeczy :P)

    OdpowiedzUsuń
  8. Miałam kiedyś plany wyjazdowe do Australii, niestety spełzły na niczym.

    OdpowiedzUsuń
  9. ciekawie się zapowiada, pewnie kiedyś po nią sięgnę, teraz wpisuję na listę

    OdpowiedzUsuń
  10. @Sil - a pojawił się i całe szczęście :D zawstydzasz mnie :) nie pleciesz od rzeczy, ale to zrozumiałe, skoro Panny Roztropne się u Ciebie zagościły i wypiłaś z nimi brudzia to zrozumiałe ;)
    @Magia - w takim razie polecam książkę jako namiastkę Australii
    @Kasia - koniecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak dobrze, że się zapisałam do tej książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. :) czyli jednym słowem moja recenzja Cię przekonała? to fajnie cieszę się :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam książki podróżnicze i już nie potrafię się doczekać, kiedy ją przeczytam. I przypomniałaś mi o "Australii", której wciąż nie widziałam, a w planach jest od premiery ;) Stokrotne dzięki - już wiem, co mam w planach na święta :)

    OdpowiedzUsuń
  14. premiera była już dawno temu :) więc koniecznie obejrzyj i czekam na wieści czy się podobała :D

    OdpowiedzUsuń
  15. pewnie jak przeczytam to się jeszcze bardziej na work and travel nakręcę, co? ;)

    OdpowiedzUsuń