środa, 15 maja 2013

#251

Czasem oprócz pisania recenzji oraz robienia zdjęć zdarza mi się, że "popełniam" krótkie opowiadanie. Mimo iż moja Wena śpi, czasem budzi się na chwilkę by mi poszeptać do ucha jakąś treść. Jednak tym razem motorem napędowym do pisania był mój kolega. Postanowił zmobilizować mnie do pisania. Wymyślił wyzwanie. Każde z Nas będzie wymyślać hasło które będzie się pojawiać w opowiadaniu.
Postanowiłam podzielić się z Wami Czytelnikami "popełnioną" luźną treścią gdzie wyraz przewodni to WALIZKA.

Siedziała na schodach i czekała na jego powrót. Prawdę mówiąc powinna spać już od dawna, ale nie potrafiła zasnąć. Za każdym razem gdy zamykała oczy widziała go w ramionach tamtej kobiety. Nie pamiętała jej twarzy tylko kolor włosów  blond. Zastanawiała się nawet dlaczego na nią zwrócił uwagę. Przecież odkąd pamiętała, On twierdził, że nigdy nie lubił blondynek. Kłamał. 
Już nawet nie pamiętała kiedy spotkała ich po raz pierwszy, a może chciała to wyprzeć ze swojej pamięci. To było chyba wtedy gdy stwierdził, że wyjeżdża na delegację do Gdańska. Na początku uwierzyła. Wcześniej przebąkiwał coś o awansie. Ucieszyła się nawet. Przecież On zawsze był ambitny i chciał piąć się po szczeblach kariery. Jednak nigdy nie interesował go wyścig szczurów. 
Tamtego popołudnia poinformował ją, że jedzie do Gdańska. Wspominał coś o ważnym spotkaniu firmowym na którym mają się zjawić kontrahenci z całego świata i to może być szansą jego awansu. Cóż miała zrobić, musiała się przecież na to zgodzić. W końcu to była jego praca. Dzień po jego wyjeździe wybrała się z przyjaciółkami na kawę do swojej ulubionej kawiarni niedaleko rynku. Usiadły przy oknie, bo tylko tam był wolny stolik. Ona usiadła twarzą do okna. Co rusz zerkała na ulicę, obserwując przechodniów. Ot taki mały nawyk. I właśnie wtedy przypadkiem zobaczyła Ich. On stał obrócony plecami do okna. Całował tamtą blondynkę. Ale to nie był taki zwykły przyjacielski pocałunek. Obydwoje się w nim zatracili. Z wrażenia wypuściła łyżeczkę na talerzyk. Szybko się jednak zreflektowała, nie dając po sobie nic poznać. Przecież one nie mogły go zobaczyć. W sumie Ona też nie powinna. Kilka dni później spotkała ich w centrum handlowym. Po raz kolejny nie widzieli jej. I całe szczęście. Kiedy wrócił „z delegacji z Gdańska”, był jak nigdy czuły, delikatny, opiekuńczy. Od razu wyczuła, że maskuje wyrzuty sumienia. Nie dała po sobie jednak nic poznać. Potem były delegacje do Krakowa, Wrocławia, Łodzi. A Ona się na to zgadzała. Bo przecież Go kochała, chociaż teraz to chyba, bardziej była z nim z przyzwyczajenia. 
Gdy wracał po delegacjach, Ona udawała, że niczego nie dostrzega. Nie dostrzegała dziwnych rachunków znajdowanych na biurku, zapachu damskiej perfumy na Jej ulubionej koszuli. 
Teraz siedząc na schodach i czekając na Jego powrót wiedziała, że to już jest koniec. Że tego już nie da się uratować za żadne skarby świata. Zdecydowanym ruchem wstała i skierowała się do sypialni. Otworzyła szafę na oścież i z założonymi rękami na piersi wzrokiem przeglądała wywieszone w niej ubrania. Te po lewej były Jego, te po prawej jej. Niby nigdy nie dzielili tej szafy na pół, jednak każde wiedziało, po której stronie ma powiesić swoje rzeczy. Wzięła głęboki oddech. Tak, to jest właśnie ten czas. Czas by zamknąć pewien rozdział w swoim życiu. Sięgnęła pod łóżko i wyciągnęła stamtąd swoją dużą, granatową walizkę. Walizkę, w której kilka lat temu przywiozła do Niego trochę swoich rzeczy. Walizkę w której mieściło się jej całe życie. Zaczęła wyciągać z szafy ubrania i układać je w walizce. Nie przypuszczałaby, że ta czynność tak ją uspokoi i pozwoli zastanowić się co dalej. Bo nadal tego nie wiedziała. Chociaż, wiedziała na pewno, że nie może zostać tutaj ani chwili dłużej. Musi oddać mu pierścionek zaręczynowy i odwołać ślub. Tak, za dziesięć miesięcy mieli się pobrać. Mieli przed Bogiem złożyć przysięgę małżeńską, że nie opuszczą siebie aż do śmierci, że będą razem na dobre i na złe. Teraz już wiedziała, że On tej przysięgi nie dotrzymałby. 
Kiedy zamykała walizkę na zamek usłyszała trzask zamykanych drzwi wejściowych. Zamarła. Tak bardzo nie chciała się z nim spotykać. Chciała uciec. Nie, nie jak tchórz. Raczej jak kobieta zdradzona, kobieta, którą się kiedyś kochało  i może kocha nadal  ale nie tak bardzo jak kiedyś. Zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy i położyła go na nocnej szafce. Chwyciła walizkę, ostatni raz zerknęła na sypialnię. Na miejsce, które było świadkiem nie tylko miłosnych uniesień ale także zawziętych kłótni. Zgasiła światło i wyszła z pokoju niosąc walizkę. Stanęła u szczytu schodów. On właśnie wieszał kurtkę na wieszaku i stał obrócony do niej plecami. Nie widział jak schodzi z walizką w ręce, dopiero gdy stanęła za nim poczuł jej obecność i w końcu stanęli twarzą w twarz. Gdy dostrzegł walizkę spojrzał na nią zaskoczony. Chyba nie takiego obrotu sprawy się spodziewał. Ona była nad wyraz spokojna, opanowana i jak najbardziej pewna swojej decyzji. On zaczął coś tłumaczyć, pytać co się stało, jednak Ona milczała. Przypatrywała mu się i po raz kolejny wysłuchiwała kłamstw znanych na pamięć. Miała tego dość. Spojrzała mu prosto w oczy i… spoliczkowała go. Ulżyło Jej. Może nie do końca ale tak troszeczkę. 
- To nie oddaje mojego bólu  wyszeptała wychodząc. On stał osłupiały. Nie wybiegł za nią, nie zawołał Jej po prostu stał jak słup soli i patrzył jak odchodzi. Widać z tego, że to uczucie między nimi wypaliło się już na dobre. 
Podeszła do swojego samochodu. Wrzuciła, granatową walizkę do bagażnika. Spojrzała na dom i na Jego postać stojącą w cieniu otwartych drzwi. Jej serce po raz kolejny roztrzaskiwało się na milion małych kawałków. Po raz kolejny musiała je posklejać na nowo. Wiedziała, że na to potrzeba dużej ilości czasu. 
Wsiadła do auta. Nie od razu ruszyła. W odtwarzacz CD włożyła ulubioną składankę francusko języcznych piosenek Celine Dion. Wiedziała, że będzie mogła ich słuchać i pozwalać bezkarnie płynąć łzom. Wiedziała, że nic nie działa na nią oczyszczająco jak dokładnie ta muzyka. 
Przez dobrą godzinę jeździła po mieście. Nie miała celu, ot po prostu lubiła siedzieć za kółkiem i jeździć gdzie tylko mogła. W końcu podjechała do całodobowego TESCO. Nogi same ją zaprowadziły na dział z alkoholami. Idąc wzdłuż półek szukała swojego ulubionego wina. W końcu je znalazła. Nie poprzestała jednak, jak dotychczas, na jednej butelce. Do koszyka zapakowała od razu sześć, chociaż do końca nie była pewna czy to wystarczy. Zapłaciła, wróciła do auta i już wiedziała gdzie ma się udać. Spojrzała na zegarek. Dochodziła trzecia nad ranem. Nie była do końca pewna czy odwiedziny o tej porze są wskazane. Długo krążyła po znanej dzielnicy. Wreszcie zaparkowała pod domem. Spojrzała w ciemne okna. Wyłączyła silnik, wysiadła. Z bagażnika wyciągnęła walizkę i torbę z winem. Skierowała swoje kroki do klatki. Wspięła się po kilku schodkach. Wystukała kod otwierający bramę i z zaskoczeniem stwierdziła, że wciąż go pamięta. Gdy usłyszała znajome brzdęknięcie, pchnęła drzwi i weszła do ciemnej klatki. Wsiadła do windy i pojechała na ostatnie piętro. Bała się tego spotkania. Gdy drzwi windy się otworzyły wyszła na korytarz i skierowała się do mieszkania znajdującego się na samym końcu. Szła z duszą na ramieniu. Nie wiedziała czego może się spodziewać. Odstawiła walizkę i delikatnie zadzwoniła. Z bijącym sercem czekała aż coś się wydarzy. Jednak po drugiej stronie panowała niezmącona cisza. Nie takiego obrotu sprawy się spodziewała. Odwróciła się na pięcie, chwyciła walizkę i powoli skierowała się do windy. Wtedy usłyszała szczęk otwieranych drzwi. Odwróciła się gwałtownie. Stał w samych bokserkach i przecierał zaspane oczy. Gdy w końcu zorientował się kto śmiał go obudzić, szerzej otworzył drzwi i niewidzialnym gestem zaprosił ją do środka. Czuła, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Gdy tylko przekroczyła próg, kotka otarła się o jej nogi i od razu położyła na podłodze czekając na głaskanie. Nie spodziewała się takiego przyjęcia. Odstawiła walizkę i zaczęła drapać kotkę po brzuszku i za uszkiem. W końcu zwierzak przeciągnął się i uciekł do kuchni. Podniosła się gwałtownie i natychmiast spojrzała w te ciemne, czekoladowe oczy, które kiedyś tak bardzo kochała. Stał i się jej przypatrywał. W końcu delikatnie dotknął jej włosów, pocałował w czoło a ona przylgnęła do niego. Wiedziała, że tylko i wyłącznie w tych ramionach może być szczęśliwa. 


8 komentarzy:

  1. Hm, zauważyłam kilka powtórzeń i jedno miejsce, gdzie zamiast "jej" powinno chyba być "jego", ale opowiadanko bardzo wdzięczne, przyjemnie się czyta - zostawia dużo wyobraźni i nie przytłacza zbyt ciężkim językiem, który wiele osób lubi w takich dziełach stosować. Podoba mi się :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny pomysł z tymi opowiadaniami. Mogą być nawet ciut dłuższe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie zawsze jest tyle weny na dłuższe ;) miało być 4500 znaków a nawet nie wiem ile jest tutaj ;)

      Usuń
    2. W tym opowiadaniu masz ok. 7 tys. znaków, ale mimo to i tak wydaje się krótkie. Może to dlatego, że jak jest wciągająca fabuła, to nie patrzy się na wyrazy, tylko chce się więcej:-)

      Usuń
  3. Świetne to! Z przyjemnością mi się czytało a ja za romantycznymi historiami to tak średnio :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajnie opowiadanie! Liczyłam, że się dobrze skończy.

    OdpowiedzUsuń