Droga Tachykardio!
Czasem zdarza się tak, że nasze życie nas przytłacza, boimy się stabilizacji. Denerwuje nas rutyna. Chcemy zmian, czasem kosztem codzienności. Bo przeraża nas to, że każdy dzień wygląda tak samo i wiemy czego możemy się po tym naszym życiu spodziewać. Zdarza się tak, że boimy się zakomunikować partnerowi, że dusimy się w związku. Że potrzebujemy wytchnienia i mamy dość schabowych na obiad czy też pomidorowej. Mamy ochotę krzyczeć, ale dusimy ten krzyk w sobie bo boimy się reakcji drugiej strony. Niejednokrotnie przemilczamy sprawę i kisimy w sobie ból. Niekiedy jednak pakujemy najpotrzebniejsze rzeczy i uciekamy w swoje miejsce by odetchnąć, nabrać dystansu, zastanowić się nad swoim życiem i odnaleźć siebie. Podobnie dzieje się w książce „Rok na końcu świata” który jest debiutem Renaty Adwent. Posłuchaj.
Rita od dwóch lat jest w związku z Mikołajem. Na co dzień pracuje w sklepiku z pamiątkami. Niby wszystko powinno być w porządku, jednak coś do końca jest nie tak. Rita nie czuje się szczęśliwa. Ma wrażenie, że życie przelatuje jej koło nosa. Pewnego dnia dostaje list od adwokata. Okazuje się, że jej zmarła ukochana ciocia Nina pozostawiła dom wraz z gospodarstwem w małej wiosce na końcu świata. Jest jednak jeden warunek który musi zostać spełniony. Otóż Rita ma zamieszkać w domu ciotki przez rok i zająć się nie tylko domem ale także przyległym ogrodem. Jest to dla niej dobry bodziec by uciec od monotonnej codzienności przy boku Mikołaja. Pakuje swoje rzeczy, klucze zostawia w skrzynce na listy i bez żadnego listu pożegnalnego wyrusza do Bartnicy. Liczy na to, że właśnie tam, na końcu świata będzie mogła dojrzeć, odnaleźć siebie i przede wszystkim dowiedzieć się czego tak naprawdę potrzebuje.
Ucieczka od codzienności w wielkim mieście na wieś jest dość często używana w powieściach dla kobiet. Zmęczone życiem kobiety uciekają by odpocząć, dojrzeć i dowiedzieć się czego tak naprawdę chcą. Jednak Autorka nie poddała się utartym schematom. Pokazała, że uciekając możemy zdecydowanie dowiedzieć się czegoś o sobie. Udowadnia, że będąc odciętym od cywilizacji wielkiego miasta możemy znaleźć pomysł na życie, odkryć pasje które kiedyś były zakopane głęboko w nas samych. Przedstawia także problemy na jakie natrafiamy przeprowadzając się na koniec świata: brak ogrzewania, ciepłej wody, które tak naprawdę nie są problemami tylko codziennością z którą musimy się zmierzyć uciekając z miasta. Bo czasem zdarza się, że miejsce do którego trafiamy nie zawsze ma najpotrzebniejsze wygody.
Książka jest nie tylko udowadnianiem sobie, że potrafimy wywrócić swoje życie do góry nogami, to także książka ukazująca różne oblicza miłości. Nie zawsze tej kolorowej i usłanej różami. Autorka porusza tutaj dwa problemy, które czasem nie są zauważane nawet przez najbliższych. Basia jest matką trzech wspaniałych córeczek. Jednak codziennie boryka się z problemem męża alkoholika. Jest także Małgorzata, która jest maltretowana psychicznie przez swojego partnera. No i nie możemy zapomnieć jeszcze o głównej bohaterce, która uciekając chce się przekonać, czy uczucie którym darzy Mikołaja przypadkiem się nie wypaliło.
Historia przedstawiona w książce toczy się według pór roku. Życie w Bartnicy oraz wewnętrzna przemiana głównej bohaterki zmieniało się wraz pogodą za oknem. Trzeba przyznać, że podczas tego okrągłego roku, który Rita przeżyła w domu ciotki, przeszła niesamowitą metamorfozę. Z kobiety, która bała się zmian, przeistoczyła się w osobę pewną siebie, a także udowodniła wszystkim, że samotna kobieta na wsi także potrafi sobie ze wszystkim poradzić. I ma na tyle siły by uruchomić swój biznes.
Jest tylko jedna rzecz która jak dla mnie była zbędna: epilog. Wydaje mi się, że jest on jakby wciśnięty na siłę. Jakby Autorka chciała jednak pokazać, że w tej historii musi być happy end. Że mimo iż Rita uciekła od Mikołaja, On wybaczył jej roczne milczenie i ufa jej tak samo jak na początku. Jak dla mnie jest to odrobinę naciągane. Ponieważ koniec rozdziału „Mój nowy, wspaniały świat!” pokazuje nam coś zupełnie odmiennego. A co takiego? To musisz już doczytać sama.
Podsumowując. Książka idealna na wolne przedwiosenne popołudnie. Jest nie tylko lekturą lekką, łatwą i przyjemną. Jest także książką która uświadamia nam, ze czasem warto uciec by odnaleźć wewnętrzne JA oraz udowodnić sobie, że mamy siłę na radykalne zmiany.
„Bo „prawdziwe życie” nie jest przypisane do jakiegoś wyjątkowego miejsca na ziemie, gdzie trzeba się znaleźć, żeby naprawdę żyć. Zaczyna się wtedy, gdy się na swoje życie zgadzamy, podejmujemy swoje decyzje i wybieramy własną drogę – na teraz lub na zawsze, dostosowując się lub buntując przeciwko zmianom, jakie to życie niesie.” (str. 374)
Pozdrawiam
Archer
Archer
P.S.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Feeria
Takiej ucieczce mówię tak :)
OdpowiedzUsuńMam właśnie ochotę na taką lekką i przyjemną obyczajówkę a powyższa szalenie mnie zaciekawiła swoją tematyką, więc chce ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńOd kilku dni ta książka cały czas "pcha" mi się pod ręce : )
OdpowiedzUsuńMuszę przeczytać.
Pozdrawiam : )
Lubię powieści obyczajowe, zawsze to jakaś odskocznia od kryminałów, których ostatnio czytam nagminnie. ;) Jeśli będę miała okazję, to chętnie sięgnę po tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńMotyw ucieczki od codzienności do domu zostawionego w testamencie przez ukochaną ciocię - właśnie skończyłam czytać taką powieść (Małgorzata Yildrim – Włoskie sekrety). I mimo to po Renatę Adwent również chętnie bym sięgnęła :)
OdpowiedzUsuń