poniedziałek, 21 lutego 2011

#050

Droga Espi

I znowu wpadła w moje ręce książka, której bohaterka ma tak samo na imię jak ja. Coś mi się wydaje, że teraz to takie właśnie będę wypatrywać w bibliotece. Bo księgarnie to ja omijam wielkim łukiem. Tego się staram trzymać jak tonący brzytwy. Ciekawa jestem jak długo z tym wytrzymam? Pewnie do następnej wyprzedaży. No ale dobrze powrócę do książki.

To moje pierwsze spotkanie z Panią Grażyną Plebanek, ale wiem, że nie będzie ostatnim. Kiedyś błądząc po portalach internetowych natrafiłam na wywiad z tą Panią. Przyznam się szczerze, że nie przeczytałam go, ale pamiętam, że pomyślałam sobie iż muszę kiedyś zapoznać sie z dorobkiem literackiem Pani Grażyny. I tak będąc w bibliotece natrafiłam na książkę „Pudełko ze szpilkami”.

Wydawnictwo pięknie napisało na okładce informację „Polska Bridget Jones”. Powiem szczerze, że miałam ochotę odłożyć książkę z powrotem na półkę. Bo przecież Bridget Jones jest jedna a reszta to marne podróbki. Jednak w ostateczności postanowiłam dać książce szansę i nie oceniać jej po haśle wydawnictwa.

Tak jak już wspominałam główna bohaterka ma na imię Marta i pochodzi z prowincji. Obecnie mieszka w kawalerce w dużym mieście. Jest młoda i robi karierę w dużej korporacji. Niestety kariera zostaje przerwana niespodziewaną ciążą. Tak naprawdę to nie wie kim jest ojciec dziecka. Mężczyzna na szczęście staje na wysokości zadania i nie porzuca Marty. Jest dla niej wsparciem tak samo jak trzy przyjaciółki które są bardzo barwnymi postaciami, jodobnie jak jej liczna rodzina.

Historia Marty jest o tyle interesująca, że przez cały czas nie mamy pewności, czy mąż Marty a zarazem ojciec dziecka naprawdę istnieje. Owszem jest o nim mowa, ale tak naprawdę to nie jest „czynnym bohaterem” powieści. Dopiero pod koniec tajemnica nie istnienia męża zostaje rozwiązana. Muszę przyznać, że dzięki ostatniej rozmowie książka a zarazem historia w niej zawarta wyjaśnia się do końca.

Muszę przyznać, że powieść bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie jest to jednak typowy dziennik młodej matki. Nie ma tutaj podziału na dni tygodnia, miesiąca czy chociażby godziny. Całość to raczej narracyjne zapiski Marty na luźnych kartkach i przechowywane we wspomnianym pudełku ze szpilkami. To książka nie tylko o kobiecie w ciąży. Ani o tym co czuje gdy nosi pod sercem dziecko, ani o tym jak reagują ludzie i co mówią kiedy na ich drodze staje kobieta w ciąży. To książka o przyjaźni i o tym jaki wielki wpływ ma na nasze życie, o miłości tej prawdziwej bezgranicznej matki do dziecka. To książka o wyborach, o dylematach jak pogodzić pracę zawodową i życie rodzinne.

Książkę polecam wszystkim kobietom które stają przed dylematami czy wpierw dziecko a potem kariera? Czy uda się pogodzić jedno i drugie? Czy mężczyzna ledwo poznany na wieść o tym, że partnerka zachodzi w ciążę ucieka gdzie pieprz rośnie czy może staje na wysokości zadania i wspiera ją w trudnych momentach?

Pozdrawiam
Archer

P.S. Zauważyłaś że dzisiaj stuknęła mi 50? czuję się staro ;)

13 komentarzy:

  1. Kiedyś miałam okazję przeczytać "Dziennik Bridget Jones" i przyznam szczerze, że nie powaliła mnie ta książka, a wręcz mi się nie podobała. Ciekawa jestem, na ile obie wersje 'Bridget' -ta oryginalna i ta polska, są do siebie podobne...?

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja lubię Bridget, chociaż znam ją tylko z filmu. Co do tej polskiej, to muszę kategorycznie zaprzestać czytania takich recenzji, bo mi żal, że nie zdażę wszyskich fajnych książek przerobić. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bridget nie czytałam, jedynie oglądałam film. Nawet nigdy nie miałam ochoty po nią sięgać i to nie ze względu na to, że film mi się nie podobał - bo przeciwnie, podobał mi się, ale taką lekką książkę zawsze gdzieś mam na regale.
    Może kiedyś sięgnę po Panią Plebanek, lecz chyba jeszcze nie teraz ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. oh, Marta i czemu mi to robisz? przestane czytać twoje zapiski bo zaś muszę coś dopisać do dłuuugiej listy planów... masakra.. a tego typu książki najbardziej mnie pociągają...

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam tę książkę, ale trochę mnie zniechęcała reklama drugiej BJ. Przeczytam, zresztą i tak miala zamiar, ale mnie zachęciło, ze jej nie skreślasz, czyli nie jakiś chłam

    OdpowiedzUsuń
  6. @Bellatriks - różnią się maksymalnie, a poza tym powstało bardzo wiele książek na kanwie BJ i myślę, że Bridget jest jedna :)
    @poduszkowietz - wiesz co, ta książka jest w sam raz na jedno wolne popołudnie
    @Daria - na wszystko przyjdzie czas :)
    @Sil - przepraszam :( nie chciałam :( ja mogę powiedzieć to samo o Tobie, moja lista znów się wydłuża :/ a jak wspominałam książka na jedno wolne popołudnie
    @kasia.eire - ano nie skreślam tej pozycji, jest inna niż zwykłe dzienniki więc może dlatego taka ciekawa

    OdpowiedzUsuń
  7. Książki Pani Plebanek są na mojej liście :o)póki co nie mogę ich trafić w bibliotece :)

    OdpowiedzUsuń
  8. jak masz możliwość to się zapisz :) myślę, że warto, właśnie zabrałam się za jej następną powieść i jak na razie jest ok zobaczymy co będzie potem

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo nie lubię takiego porównywania... Nie wiem czemu, ale jak widzę coś takiego w Polsce mam wrażenie, że wychodzi nas jakieś dziwne niedowartościowanie, kompleks, że my "musimy" być jak ktoś inny, jakbyśmy sami nie mogli być równie dobrzy albo nawet lepsi. Muszę się przyznać, że żadnej książki pani Plebanek nie czytałam, ale jest ona w moich czytelniczych planach. Chcę tylko dodać, że niesamowity uśmiech wywołał na mojej twarzy fakt, że widzę, że ktoś tu również fotografuje :) Niby robią to miliony osób na świecie, ale mi się zrobiło jakoś tak ciepło...
    Pozdrawiam Ciebie, ośmieliłam się dodać do obserwowanych :)

    OdpowiedzUsuń
  10. zgodzę się z Tobą, dlatego my np mamy "Dom nad rozlewiskiem" nie przypominam sobie, żeby powstała gdzieś w świecie książka która byłaby pierwowzorem, a jeśli chodzi o fotografowanie to czasem żałuję, że moja lustrzanka jest tak duża bo w przeciwnym razie nosiłabym ją zawsze i wszędzie :) no i tak jak bez książek tak i bez zdjęć nie wyobrażam sobie życia :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Niesamowita to za mało powiedziane... To jest ten rodzaj książki, po którego przeczytaniu mam ochotę go wcisnąć wszystkim znajomym i rodzinie - weźcie, przeczytajcie, zaczarujcie się, zakochajcie się w nich. Niesamowita sprawa.

    Znam to, chociaż bardziej fotografuję analogowo, działam w ciemni :) Wybacz, że uskutecznię reklamę, ale tu można obejrzeć moje prace www.forever.digart.pl :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Znów mi to robisz znów ;) Znów będę musiała dopisać kolejną pozycję do dłuuuuugiej listy "do przeczytania", a ostatnio z czasem u mnie bardzo krucho ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. @Espi - no przepraszam, że tak sobie książki podczytuję, ale ja mam jednak minimalnie więcej czasu :)

    OdpowiedzUsuń