poniedziałek, 21 kwietnia 2014

#295

ŚBK: kulinarnie 

Na hasło Ktrya dotyczące nowego postu tematycznego by przygotować sesję przepisu z książki nie kulinarnej, pomyślałam sobie: o tak, wezmę książkę „Przepis na życie” i przygotuję jeden z przepisów głównej bohaterki. Niestety na zachwycie i pomyśle się skończyło. Jak to w życiu, los bywa przewrotny. Praca nie pozwoliła mi na porządne przygotowanie się a wolne dni, które udało mi się załatwić na początku miesiąca przeznaczyłam na przygotowanie do wywiadu z Magdą. A potem… a potem praca znów mnie dopadła. Chyba z radości, że nie było mnie przez pierwszy tydzień miesiąca, dostałam same popołudniówki w maratonie gdzie na dwanaście dni pracy przypadł mi jeden dzień wolnego. A w dniu wolnym, sorry, ale marzyłam tylko o tym by nie robić nic, gapić się w sufit i modlić by ból nóg minął. Tak więc przygotowanie potrawy spaliło na panewce.

No i w sumie wypadałoby dodać, że ja nie cierpię gotować. Nie cierpię stać przy garach i przygotowywać te wszystkie dania. To nie na moje nerwy. Pamiętacie taki list – opowiadanie – z jabłkiem? Kochani to było autobiograficzne. Zdecydowanie wolę piec. No dobra, od czasu do czasu coś ugotuję, przygotuję ponoć niezłą jajecznicę, ale ogólnie, sorry, gotowanie nie moje klimaty. Chociaż na hasło: ale ja wciąż nienawidzę gotować, słyszę, nie skąd ty nie gotujesz ty odpierdzielasz sztukę. Taaaaaa coś w tym jest. 
 
Zdecydowanie bardziej wolę czytać o gotowaniu i pieczeniu. Moją ulubioną książką (a zarazem filmem) jest „Czekolada” Joanne Harris. Nie znajdziecie nigdzie mojej recenzji tej książki, ponieważ czytałam ją dawno temu i nie prowadziłam bloga. Na samo wspomnienie pralinek, czekolad i innych słodkości przygotowywanych przez Vianne cieknie mi ślinka. Kolejną książką o której mogę wspomnieć to „U mnie zawsze świeci słońce” Victoria Twead. Tutaj Autorka nie tylko opisuje swoą wyprowadzkę wraz z mężem do Hiszpanii ale także serwuje przepisy na hiszpańskie dania i jeszcze jedna książka o gotowaniu i miłości dziejąca się we Włoszech "Miłość z bazylią w tle" Niki Jabłońskiej. Ze szczerego serca polecam książki Sarah-Kate Lynch. Wszystkie bez wyjątków mają wiele wspólnego z jedzeniem: „Dom córek”, „Na domiar złego” „Za oknem cukierni” „Nie samym chlebem” „Błogosławieni którzy robią ser”. Sami widzicie. 

A na półce czekają na mnie kolejne tytuły, w których mowa jest o gotowaniu. Dochodzę jednak do wniosku, że będę je czytać na pełnym żołądku bo obawiam się, że z pustym mogłoby to się źle skończyć. Na przykład wyjadłabym całą zawartość lodówki czy coś.





A teraz przyznam Wam się jeszcze do czegoś. Wiem, że wspominałam, że nie lubię gotować. Ale ostatnimi czasy coraz częściej przeglądam książki kucharskie w pracy. A kilka nawet sobie zakupiłam i zastanawiam się nad kolejnymi. Tak, pogorszyło mi się. Ale… jeśli nie ja będę gotować to będzie to robił Mój Mężczyzna. W końcu wszyscy dobrze wiedzą, że faceci są najlepszymi kucharzami.

Najczęściej korzystam z tej książki z przepisami (a konkretniej z przepisu na brownie, palce lizać)


Z tej książki kucharskiej robiłam tylko jedną potrawę
 Były to krewetki na białym winie z chilli, niebo w gębie :) POLECAM!!!

A jak jest u Was z gotowaniem? Wykorzystujecie przepisy z książek nie kucharskich?

2 komentarze:

  1. Hmm... że niby faceci do garów...a zmywać będzie zmywarka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz bardziej myślałam o wspólnym gotowaniu bo wtedy jest większa frajda :) jaka zmywarka? chyba ta na dwóch nogach :P

      Usuń