piątek, 14 lutego 2014

#284


Od razu informuję, że zbieżność sytuacji, osób, zdarzeń i czegoś tam jeszcze jest całkowicie przypadkowa. Zakończenie jest specjalnie takie jakie jest aby każdy mógł sobie sam je dopowiedzieć. 


     Gdy tylko wbiegła do budynku lotniska szczelnie otoczył ją tłum podróżnych. Nie spodziewała się, że o tej porze roku może być tutaj tyle ludzi. Stanęła na środku hali i rozejrzała się dokoła. Wzrokiem szukała znajomej sylwetki. Niestety nigdzie jej nie dostrzegła. Torując sobie drogę przecisnęła się pod tablicę odlotów. Szybko znalazła ten na którym jej najbardziej zależało. Brama 14. Co chwila wpadając na kogoś ruszyła w tamtą stronę. „Byle zdążyć” – powtarzała w duchu jak mantrę. Nie chciała by rozstanie z nim nastąpiło w ten sposób. Nie przez kłótnię którą sama rano sprowokowała. Jak zwykle poszło o błahostkę. Ostatnio zawsze chodzi o błahostkę. Najpierw szło o rzucenie palenia. Namawiała go usilnie, żeby w końcu to zrobił. Cały czas powtarzała, że to dla jego zdrowia. A gdy to nie poskutkowało, zaczęła mu przeliczać każdą wypaloną paczkę na sprzęt domowy. Kiedy dotarła do nowego samochodu, który by mu się przydał, uległ i odstawił palenie. Jednak odstawienie papierosów zamieniło się w podjadanie. I tak zaczęło się nocne wyjadanie słodyczy z barku. Po kilku miesiącach bez papierosa przytył kilka kilogramów. I znów zaczęła się kłótnia i batalia odstawienia słodyczy. Chciała żeby zapisał się na siłownię, zaczął biegać. Jednak on co rusz stukał się w głowę wymigując się od ćwiczeń zmęczeniem i lenistwem. W końcu wzięła sprawę w swoje ręce i zapisała ich na siłownię. Liczyła, że wspólne treningi zmobilizują go do częstszego wychodzenia z domu. W pewnym sensie się udało. Ćwiczyli razem przez kilka miesięcy, do momentu aż nie zaszła w ciążę. Potem zaczął się dla nich ciężki okres. On jeździł na delegacje po świecie i przez większą część miesiąca był po za domem. Natomiast ona pół roku spędziła w szpitalu, gdyż ciąża była zagrożona. Kiedy maleństwo pojawiło się na świecie obydwoje oszaleli na jego punkcie.
     Układało im się. Nie było scysji. Aż do dzisiejszego ranka. Poszło o błahostkę. Tym razem chodziło o wyrzucenie śmieci. Od słowa do słowa zwykła wymiana zdań zakończyła się wielką kłótnią. Nie chciała tego, ale samo wyszło. Dopiero kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi wejściowych, uzmysłowiła sobie, że pogodzą się dopiero za dwa tygodnie jak on wróci z delegacji z Madrytu. Spakowała kilka najpotrzebniejszych rzeczy Maleństwa, zapięła je w foteliku. Zanim wyszła, zatelefonowała do mamy i poinformowała, że podrzuci jej za chwilę Maleństwo bo musi coś pilnego załatwić. 
Pół godziny później z piskiem opon odjeżdżała z podwórka rodziców. Miała małe wyrzuty sumienia, że obarcza rodziców opieką nad dzieckiem, jednak szybko się ich pozbyła. Musiała zdążyć, przed jego odlotem do Madrytu. Musiała z nim porozmawiać. Przeprosić. Przytulić się do niego i znów poczuć bezpiecznie. 
     Kiedy dotarła do bramy 14 okazało się, że jest już za późno. Odwróciła się na pięcie i biegiem puściła w stronę tarasu widokowego. Chciała go zobaczyć chociaż jeszcze na chwile. Jednak gdy tylko dotarła do przeszklonego tarasu dostrzegła startujący samolot. Spóźniła się. Nie porozmawia z nim. Nie przeprosi, nie przytuli się i nie poczuje jego bijącego serca. Nie zrobi tego w tej chwili. Wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni spodni. Usiadła na pobliskich krzesłach. Odgarnęła z czoła włosy i zapatrzyła się w dal, na pasy startowe. Wzięła głęboki oddech i na szybkim wybieraniu wcisnęła dwójkę, gdzie był zapisany jego numer. W momencie gdy przykładała telefon do ucha, usłyszała „Dance me to the end of love” Leonarda Cohena. Dokładnie tę piosenkę miał on ustawioną gdy ona dzwoniła. Zerwała się na równe nogi i zaczęła rozglądać dookoła. Niestety nigdzie go nie dostrzegła. To nie mógł być żaden omam słuchowy. Nie rozłączając się ruszyła w stronę z której docierała do niej piosenka. Podeszła do filaru. Nonszalancko o niego oparty stał on i się uśmiechał. Rozłączył się i schował telefon do kieszeni spodni. Przypatrywali się sobie chwilę, po czym wyciągnął do niej ręce i przyciągnął do siebie. Przytulił. Zaczął szeptać, że ją kocha, że nie wyobraża sobie życia bez niej. A ona bezgłośnie płakała i cieszyła się, że on znów jest blisko. 



P.S.
Kochani dla przypomnienia dodam, że w tekście ukryte jest podlinkowane słowo klucz, dzięki któremu osoby chętne udziału w konkursie mogą przejść po blogach i odnaleźć hasło konkursowe.

2 komentarze: