środa, 23 sierpnia 2017

#440



Mówiłam Wam już, że zdarza mi się sięgać po książki tylko dlatego, że spodobała mi się okładka 
i tytuł. Czasem sięgam też po książkę, gdy wszędzie widzę jej reklamę i wszyscy się nią zachwycają. Chociaż z drugiej strony, bywa też tak, że sięgam po taką książkę dopiero wtedy, kiedy szał na nią minie. Z książką Doroty Milli „To jedno lato” było tak, że zachwyciłam się okładką, a potem na profilu „Ona czyta” dowiedziałam się, że jest świetna i nadaje się idealnie na wakacje. Uwierzycie, że zamówiłam ją w ciemno nie wiedząc nawet o czym jest? Dopiero gdy zabrałam się za jej czytanie, zerknęłam na opis. I już wtedy wiedziałam, że to dobry wybór. Ale czy na pewno?

Lukrecja Lis ma ambitny plan na życie: wyjść bogato za mąż, nie pracować tylko leżeć i pachnieć. Jest na dobrej drodze do tego by tak się właśnie stało. Od jakiegoś czasu spotyka się z Aleksem synem państwa Heydel, znanych potentatów farmaceutycznych. Mężczyzna nie jest ani przystojny, ani oczytany, nie ma ambicji, ale ma bogatych rodziców, co zdecydowanie trzyma przy nim Lukę. Czeka na pierścionek, jednak przyłapany na podrywaniu kelnerek, Aleks przyznaje się, że to nie pierwszy skok w bok. Plotki które krążyły, potwierdzają się, mężczyzna zdradzał Lukrecję. Jej świat wali się w gruzy. Za namową przyjaciółki, bierze urlop i wyjeżdża do rodziców do Dźwiżyna. By leczyć rany. Nie wie, że pobyt nad morzem i znajomość z Hubertem wywróci jej świat do góry nogami i zmieni całkowicie światopogląd na życie. 

Od razu Wam powiem, że swoim zachowaniem Lukrecja wkurza czytelnika. Przepraszam bardzo, ale tej dziewczyny nie da się lubić od początku tej historii. Mamy ochotę wrzucić ją pod nadjeżdżający tramwaj na warszawskich ulicach. Jej charakter tak podnosi ciśnienie, że wiele razy odkładałam książkę na bok, by odetchnąć, zebrać się w sobie by czytać dalej. Dlaczego? Główna bohaterka tak naprawdę na początku jest – antybohaterką. Od najmłodszych lat jest przekonana, że jeśli coś pójdzie nie tak to zawinili inni nie ona; jest egoistką myślącą tylko o sobie, upokarzała innych, czuje się od nich lepsza. Winę za wszelkie niepowodzenia „zwala” na matkę dziewczynki, której dokuczała w dzieciństwie. Otóż kobieta, była nazywana Czarownicą i rzuciła „klątwę”, za sprawą której Luka miała do końca życia być nieszczęśliwa. Dlatego powrót do rodzinnego miasta miał być pretekstem by Czarownica zdjęła czar. Jak sami widzicie głównej bohaterki nie da się lubić. Ale jak to w tych pozytywnych powieściach bywa, bohaterka przechodzi metamorfozę, ale… to długa droga i jak wiadomo nie zawsze usłana różami. 

Powiem tak: chciałam porzucić książkę w połowie, właśnie przez zachowanie Lukrecji. Jednak postanowiłam dać jej szansę. Warto było. 

„To jedno lato” to książka idealna na urlop. Na czytanie na plaży, pod parasolem. Jestem przekonana, że tak jak ja nabierzecie ochotę na podróż do Dźwiżyna by przespacerować się uliczkami, którymi chadzali bohaterowie. 

Czytając, zaciśnijcie zęby i nie zważajcie na zachowanie Lukrecji. Na szczęście drugoplanowi bohaterowie osładzają historię i charakterek panny Lis. Polecam!



1 komentarz:

  1. Fajna, lekka opowieść. Czasem mam na taką właśnie książkę wielką ochotę.

    OdpowiedzUsuń