sobota, 18 kwietnia 2015

#339


Droga Tachykardio!

Jak już zdążyłaś zauważyć ostatnimi czasy kiepsko idzie mi pisanie. Mam wrażenie, że to chyba jakieś wypalenie, albo mam marny zasób słów, by opisać te wszystkie przeczytane książki. Chociaż przyznaję się bez bicia, że czytam bardzo dużo. Wciąż łaknę słowa pisanego. Ale kiedy zasiadam przed laptopem z uruchomionym programem do pisania, nic się nie dzieje. Palce nie chcą wystukiwać żadnego rytmu. Dlatego znów wracam do tego co polecił mi Jorx: zeszyt i pióro. Tym razem jednak nie zasiadłam na krótkiej sofie, tylko wybrałam klimat mojej ulubionej kawiarni. Usiadłam przy stoliku, zamówiłam cafe Au lait i zasłuchałam się we francuską muzykę w tle. Starałam się coś napisać o książce którą dopiero co skończyłam czytać.

Muszę przyznać, że bardzo dawno żadna książka nie zawładnęła mną na tyle, że nie potrafiłam przestać o niej myśleć. Będąc w pracy odliczałam minuty by wyjść, wrócić do domu, zakopać się pod kołdrę i dalej poznawać losy bohaterów powieści „Hopeless” Colleen Hoover. Początkowo wydawało mi się, że to książka zdecydowanie nie dla mnie. Z opisu na okładce wynikało, że to bardziej styl „Young adult” jak to się dzisiaj mówi, ale dziewczyny z grupy na FB zgodnie polecały właśnie tę pozycję. Nie pozostało mi nic innego jak dać się wciągnąć w opowiadaną historię.

Sky nie należy do normalnych nastolatek. Jej mama uczy ją w domu, nie posiada telefonu komórkowego, nie ma komputera z Internetem ani dostępu do żadnych portali społecznościowych. Karen – mama Sky – brak udogodnień technicznych tłumaczy tym, że łatwo się od nich uzależnić. Dziewczynie to jednak nie przeszkadza, dzięki temu więcej czyta, biega i przyjaźni się z Six mieszkającą po sąsiedzku. Jednak kiedy nadchodzi ostatni rok nauki w liceum, Sky postanawia pójść do szkoły by obcować z rówieśnikami. Dowiedzieć się jak to jest być normalną nastolatką. Nie przypuszcza jednak, że zderzenie z codzienną rzeczywistością wywróci jej życie do góry nogami. No dobra, może nie do końca codzienność ale chłopak Dean Holder. Chłopak przy którym po raz pierwszy odczuwa różne emocje, które dotychczas były głęboko w niej schowane. To właśnie Dean sprawił, że poczuła swoje pierwsze motyle w brzuchu. Tylko czy ta znajomość, a w ostateczności miłość nie okaże się zgubna w skutkach?

Kiedy rozpoczynałam swoją przygodę z „Hopeless” myślałam, że dostanę historię miłosną jakich pełno w literaturze. Dwójka nastolatków: Ona dziewczyna wychowywana prawie pod kloszem, On buntownik, który nie boi się użyć siły, zakochują się stopniowo w sobie. Jednak gdy coraz lepiej poznajemy Ich historię, wiemy, że ona wcale nie jest taka typowa. Na jaw wychodzą tajemnice z przeszłości, które całkowicie zmieniają relacje między głównymi bohaterami. Nie dostajemy płytkiej miłości, tylko taką która sięga znacznie dalej i głębiej. Miłości, która jak się potem okazuje miała swój początek w ich dzieciństwie.

Książkę czyta się na jednym wdechu. Fakt, że na początku historia rozwija się bardzo powoli co może sprawić, że mamy ochotę odłożyć książkę na bok i podziękować. Z czasem to wszystko się zmienia. Gdy lepiej poznajemy bohaterów i to co nimi kieruje w życiu, akcja leci na łeb na szyję i czujemy się jakbyśmy pędzili na rollercoasterze. Odkładając książkę na bok chce się do niej wracać by odkryć wszystkie tajemnice z przeszłości, które ukształtowały bohaterów.

Teraz już wiem, że to nie jest do końca powieść dla młodzieży. To powieść dla każdego, nie ważne ile ma lat. Ukazuje nie tylko bezgraniczną miłość pomiędzy dwójką ludzi. To także powieść o przyjaźni, która mimo długiej przerwy – potrafi przetrwać każdą burzę. To również powieść o bólu, strachu, smutku i utracie zaufania do tych, którzy powinni być bohaterami w naszym życiu. Nie wyjaśnię ci tego co miałam na myśli. Sama musisz poznać historię Sky i Holdera. Nie zawiedziesz się!

Polecam!!!
Pozdrawiam Archer


środa, 15 kwietnia 2015

#338

Chciałabym Was serdecznie zaprosić na kolejną wymianę książkową, którą organizują po raz szósty Śląscy Blogerzy Książkowi.
Tym razem będziemy się wymieniać w zaprzyjaźnionej Księgarni i Antykwariacie Kocham Książki w Katowicach. 
Kiedy? W najbliższą sobotę 18.04.2015


środa, 8 kwietnia 2015

#337


Lubię wiosnę. I w sumie mogłabym temat zamknąć. Ale… trochę rozwinę swoją myśl.

Wiosna kojarzy mi się po części ze Świętami Wielkanocnymi. Natomiast Święta z jednymi z moich ulubionych kwiatów. Bo widzicie, oprócz róż i tulipanów uwielbiam żółciutkie żonkile. Właśnie te kwiaty pojawiają się u mnie na stole w Wielką Sobotę. Zanim rozpoczęłam pracę w centrum handlowym w Wielką Sobotę wybierałam się na ostatnie zakupy, właśnie po żonkile.

Jesteście pewnie ciekawi do czego zmierzam. Żonkile ładnie komponują się z książką, którą właśnie zaczynam czytać. Otóż wreszcie zabieram się za klasykę, którą wypadałoby znać. „Mistrz i Małgorzata” klasyk nad klasykami. Ulubiona powieść Jorx’a. Dostałam ją w prezencie od niego już jakiś czas temu. Teraz przyszedł czas by ją przeczytać. Nie myślcie sobie, że czytam ją bezinteresownie. Bo gdyby tak miało być, pewnie nie sięgnęłabym po nią wcale. A tak…
Otóż 12.04.2015 roku odbywa się spotkanie Antykwarycznego Klubu Książki, na którym będziemy dyskutować właśnie o „Mistrzu i Małgorzacie”. Chętnych zapraszam tutaj.

A czy Wy czytujecie klasykę? Macie swoje ulubione dzieła? A może podobnie jak ja, klasykę omijacie szerokim łukiem?

niedziela, 5 kwietnia 2015

#336

Właśnie dochodzę do wniosku, że blogerzy to bardzo zestresowana grupa ludzi. Gdzie nie zajrzę, tam kolorują „Kolorowy trening antystresowy”. Nie wiem skąd wziął się ten fenomen, jedno wiem na pewno jest skuteczny. No dobra, pewnie znowu wszystko przez Agnieszkę. Ona zaczęła a potem poszło lawinowo. Jak widać Agnieszka wyznacza trendy. I dobrze, ktoś musi.



 Mnie też dopadło kolorowanie, chociaż bardzo przed tym się broniłam. Jednak Jorx stwierdził, że na moje rozładowanie stresu kolorowanka będzie idealna. Zakupił mi więc „Wzory i wzorki” a ja wygrzebałam z szuflady biurka kredki.

Ponieważ okres przed Świętami Wielkanocnymi to dla wszystkich szał zakupowy (bo przecież centrum handlowe będzie zamknięte przez dwa dni) oraz pogoń za prezentami (szczególnie dla najmłodszych) większość sprzedawców (w tym księgarze) chodzili podminowani. Wracając do domu padałam na pyszczek. Nie miałam na nic siły. Po sześciu dniach pracy, biegania po księgarni i ogarniania dzikich tłumów, w końcu udało mi się zasiąść przy biurku z kolorowanką i kredkami. Na początku miałam obawy czy mi to pomoże. Jednak po kilkudziesięciu minutach wiedziałam, że działa. Ale wiecie jak to jest. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że zamiast czytać koloruję. I na to znalazła się metoda: audiobook w uszy i już nie miałam wrażenia, że coś jest „nie halo!”

Nie zraźcie się, że na początku może Was trafiać szlag. To uczucie minie po godzinie kolorowania.

Czuję się wkręcona. Tak bardzo, że wczoraj w pracy stałam pół godziny przed ścianą z kredami i wybierałam odpowiednie dla siebie. Nie, to nie jest normalne.

Nie, skąd nie cofam się w rozwoju. Bardziej budzę w sobie kreatywność i artystyczną duszę.

P.S.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że zaraziłam tym koleżankę. Też kupiła sobie kolorowankę i będzie siedzieć i kolorować. Może Was też zarażę?