środa, 30 sierpnia 2017

#442

„Ósmy cud świata” Magdalena Witkiewicz - PREMIERA 13 września 2017 



13 września 2017 premiera powieści „Ósmy cud świata” bestsellerowej polskiej pisarki Magdaleny Witkiewicz, inspirowana podróżą autorki do Wietnamu. „Ósmy cud świata” to opowieść o singielce poszukującej najważniejszych wartości w życiu. W tle Wietnam z malowniczą zatoką Ha Long i tętniącym życiem Hanoi. 

Bohaterka powieści Anna - singielka, odnosi sukcesy, żyje wygodnie i bez zobowiązań, ale cały czas nie czuje się spełniona. Wszystko zmienia się, gdy pod wpływem towarzyszących jej emocji postanawia wyjechać do Wietnamu. To co tam ją spotka już na zawsze pozostawi ślad. Czy jej decyzje mogą zaważyć na losach innych ludzi? Czy szczęście, którym się cieszy rozsypie się nagle jak domek z kart? Anna przeżywa wietnamską przygodę i odkrywa swój własny ósmy cud świata. 

Magdalena Witkiewicz bestsellerowa polska autorka, absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego i studiów MBA. Z zawodu analityk marketingowy, specjalista od modeli ekonometrycznych, z pasji pisarka. Uwielbiana przez kobiety, od lat wzrusza i motywuje swoje czytelniczki, nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Jej książki czytają Wietnamki, Litwinki i Amerykanki. W swych powieściach porusza trudne tematy samotności, poszukiwania sensu życia, dokonywania często niełatwych wyborów, miłości. Nazywana specjalistką od szczęśliwych zakończeń, opowiada o poważnych sprawach w lekkim, a czasami nawet w bardzo lekkim stylu. Dla dzieci i dla dorosłych. A czasami tylko dla dorosłych. 

Jej najnowsza książka „Ósmy cud świata” jest inspirowana podróżą autorki do Wietnamu, gdzie w 2014r. Magdalena Witkiewicz reprezentowała Polskę na Międzynarodowym Festiwalu Literatury Europejskiej w Hanoi. 

Tytuł: Ósmy cud świata
Autor: Magdalena Witkiewicz Wydawnictwo: Filia
Data premiery: 13 września 2017 



sobota, 26 sierpnia 2017

#441



Kontynuacje książek mają to do siebie, że są albo lepsze, albo słabsze. Tak wiem, zawsze jest jedno albo drugie. Ponoć nigdy nie jest nic pośrodku. Kiedy zamknęłam książkę „Zanim się pojawiłeś” pomyślałam świetny obyczaj. I w sumie można było nic więcej do tego nie dodawać. Jednak kiedy okazało się, że pojawiła się kontynuacja, postanowiłam ją przeczytać, by dowiedzieć się co działo się z Lou gdy Will zniknął z jej świata.

Lou próbuje zrobić coś ze swoim życiem. Wyjeżdża do Paryża i przez chwilę pracuje tam w kawiarni. Niestety czuje, że jednak to nie to. Że jest tak, jakby zawiodła Will’a. Kupuje mieszkanie w Londynie i zaczyna pracę w barze na lotnisku. Pewnego dnia dochodzi do wypadku - dziewczyna spada z dachu. Wiele osób myśli, że chciała popełnić samobójstwo. Rodzice wysyłają ją na spotkania grupy wsparcia dla osób, które utraciły bliską osobę. W końcu na progu jej mieszkania staje córka Willa i wywraca jej życie do góry nogami, podobnie zresztą jak przystojny ratownik.

Okazuje się, że książka „Kiedy odszedłeś” pojawiła się na rynku, gdyż czytelniczki bardzo chciały się dowiedzieć co stało się z Lou po śmierci Willa – przynajmniej tak donosi Internet. W sumie się nie dziwię, bo sama byłam ciekawa jak dalej potoczą się jej losy. Zastanawiałam się czy popadnie w czarną rozpacz czy może odbije się od dna i zacznie się spełniać. Kiedy autorka strąciła bohaterkę z dachu pomyślałam: serio, teraz kolejną postać chcesz umieścić na wózku? Mało ci było Willa? Na całe szczęście wszystko potoczyło się dobrze. Jojo Moyes przedstawiła w swojej powieści proces jaki przechodzi każdy z nas, gdy umiera ukochany albo przynajmniej jak może taki proces wyglądać. Ukazuje wewnętrzną walkę Lou, gdy na horyzoncie pojawia się nowy mężczyzna. No i nie można zapomnieć o tym, że Lou musi sprawdzić się jako macocha nastolatki. A córka Willa jest bardzo irytującą dziewczyną. I całkiem nieźle podsumowuje ją cytat z książki: „wygląda jak półtora nieszczęścia wszystkie nastolatki tak wyglądają takie moje ustawienia domyślne”.

Przyznam się szczerze, że ta część bardziej mi się podobała. Tylko nie potrafię powiedzieć, dlaczego. Jeśli oczekuje się wyciskacza łez, to można się trochę rozczarować. Ale nie jest źle, jest czasem nawet zabawnie. Przez cały czas dopingowałam Lou, by wreszcie stanęła na nogi i posklejała swoje rozbite serce. Co się nawet udało. A zakończenie lekko sugeruje, że mogłaby powstać kontynuacja. W sumie nie miałabym nic przeciwko. Polecam!!!

środa, 23 sierpnia 2017

#440



Mówiłam Wam już, że zdarza mi się sięgać po książki tylko dlatego, że spodobała mi się okładka 
i tytuł. Czasem sięgam też po książkę, gdy wszędzie widzę jej reklamę i wszyscy się nią zachwycają. Chociaż z drugiej strony, bywa też tak, że sięgam po taką książkę dopiero wtedy, kiedy szał na nią minie. Z książką Doroty Milli „To jedno lato” było tak, że zachwyciłam się okładką, a potem na profilu „Ona czyta” dowiedziałam się, że jest świetna i nadaje się idealnie na wakacje. Uwierzycie, że zamówiłam ją w ciemno nie wiedząc nawet o czym jest? Dopiero gdy zabrałam się za jej czytanie, zerknęłam na opis. I już wtedy wiedziałam, że to dobry wybór. Ale czy na pewno?

Lukrecja Lis ma ambitny plan na życie: wyjść bogato za mąż, nie pracować tylko leżeć i pachnieć. Jest na dobrej drodze do tego by tak się właśnie stało. Od jakiegoś czasu spotyka się z Aleksem synem państwa Heydel, znanych potentatów farmaceutycznych. Mężczyzna nie jest ani przystojny, ani oczytany, nie ma ambicji, ale ma bogatych rodziców, co zdecydowanie trzyma przy nim Lukę. Czeka na pierścionek, jednak przyłapany na podrywaniu kelnerek, Aleks przyznaje się, że to nie pierwszy skok w bok. Plotki które krążyły, potwierdzają się, mężczyzna zdradzał Lukrecję. Jej świat wali się w gruzy. Za namową przyjaciółki, bierze urlop i wyjeżdża do rodziców do Dźwiżyna. By leczyć rany. Nie wie, że pobyt nad morzem i znajomość z Hubertem wywróci jej świat do góry nogami i zmieni całkowicie światopogląd na życie. 

Od razu Wam powiem, że swoim zachowaniem Lukrecja wkurza czytelnika. Przepraszam bardzo, ale tej dziewczyny nie da się lubić od początku tej historii. Mamy ochotę wrzucić ją pod nadjeżdżający tramwaj na warszawskich ulicach. Jej charakter tak podnosi ciśnienie, że wiele razy odkładałam książkę na bok, by odetchnąć, zebrać się w sobie by czytać dalej. Dlaczego? Główna bohaterka tak naprawdę na początku jest – antybohaterką. Od najmłodszych lat jest przekonana, że jeśli coś pójdzie nie tak to zawinili inni nie ona; jest egoistką myślącą tylko o sobie, upokarzała innych, czuje się od nich lepsza. Winę za wszelkie niepowodzenia „zwala” na matkę dziewczynki, której dokuczała w dzieciństwie. Otóż kobieta, była nazywana Czarownicą i rzuciła „klątwę”, za sprawą której Luka miała do końca życia być nieszczęśliwa. Dlatego powrót do rodzinnego miasta miał być pretekstem by Czarownica zdjęła czar. Jak sami widzicie głównej bohaterki nie da się lubić. Ale jak to w tych pozytywnych powieściach bywa, bohaterka przechodzi metamorfozę, ale… to długa droga i jak wiadomo nie zawsze usłana różami. 

Powiem tak: chciałam porzucić książkę w połowie, właśnie przez zachowanie Lukrecji. Jednak postanowiłam dać jej szansę. Warto było. 

„To jedno lato” to książka idealna na urlop. Na czytanie na plaży, pod parasolem. Jestem przekonana, że tak jak ja nabierzecie ochotę na podróż do Dźwiżyna by przespacerować się uliczkami, którymi chadzali bohaterowie. 

Czytając, zaciśnijcie zęby i nie zważajcie na zachowanie Lukrecji. Na szczęście drugoplanowi bohaterowie osładzają historię i charakterek panny Lis. Polecam!



poniedziałek, 14 sierpnia 2017

#439





Wszystko co piękne kiedyś się kończy. Mój pobyt w pięknym i urokliwym Zmysłowie także. Czas spakować walizki i pożegnać się z mieszkańcami Willi Julia. Właśnie odłożyłam na półkę ostatni tom sagi „Czary codzienności. Słoneczna Przystań” Agnieszki Krawczyk. To trudne rozstanie, gdyż zżyłam się z bohaterami, wraz z nimi cieszyłam się i płakałam. 

Jak już dowiedzieliśmy się na końcu tomu drugiego, w życiu sióstr pojawił się Tomasz Halicki. Przyrodni, starszy brat Tosi, który nie miał wcale przyjaznych zamiarów. Ani Agata, ani Daniela nie dają się omamić pięknym słowom Halickiego i nie poddadzą się bez walki. W Willi Julia pojawia się także Magda, była już dziewczyna Filipa. Tym razem potrzebuje pomocy. Wystawa obrazów matki Agaty wreszcie dochodzi do skutku, a budowa ośrodka z termami zostaje zbojkotowana przez mieszkańców Zmysłowa oraz zaprzyjaźnionych ekologów. Ale o tym jak potoczyły się dalsze losy bohaterów musicie poczytać sami. Nie chcę odbierać wam przyjemności zatopienia się świat trzech sióstr.

I tym razem Agnieszka nie zawiodła swoich czytelników. Tak samo jak przy wcześniejszych częściach czaruje codziennością. Tutaj nic nie jest podkoloryzowane. Nie ma przerostu wydarzeń wszystko jest wyważone i z życia wzięte.

Siostry nadal mają problemy się z żoną burmistrza, która za wszelką cenę chce wybudować swój ośrodek wypoczynkowy. Dzięki pomocy przyjaciół, kobiety nie są same w walce, aby Zmysłów pozostał prowincjonalnym miasteczkiem z klimatem. Oczywiście prowincjonalnym w pozytywnym sensie. 

W tej części dużą rolę odgrywają emocje. Nie tylko wśród czytelników czytających powieść. Wreszcie mamy rozbudowane wątki miłosne bohaterek. I co z tego, że ostatniej części?! We wcześniejszych tomach sercowe rozterki sióstr były, tylko lekko nakreślone. Natomiast w ostatnim mamy totalny ich rozkwit. Wreszcie miłosne słońce wzeszło nad kawiarnią „3 koty i 3 siostry”. Trzeba przyznać, że Autorka ma dryg do grania na emocjach i trzymania swoich czytelników napięciu. Do samego końca nie było wiadomo jak rozwinie się sytuacja miłosnego trójkąta Danieli, Halickiego i Jakuba, ani Agaty Piotra i Martyny.

Ostatnia kawa wypita w kawiarni sióstr wraz z kotami sprawiła, że zatęskniłam za urlopem. Za spokojnym miejscem z dala od tłumów. Całą serię polecam. Nie zawiedziecie się, będziecie zaczarowani miejscem oraz mieszkańcami. Polecam!

czwartek, 10 sierpnia 2017

#438





I co? I znów urzekła mnie okładka, tytuł i opis. I tak, po raz kolejny tym właśnie kierowałam się przy wyborze kolejnej lektury. Bo czyż okładka książki nie jest sielska i przesłodzona?

A no jest. Ale jeśli myślicie, że „Wzgórze niezapominajek” Anny Bichalskiej to powieść z gatunku urokliwych, miłosnych historii to możecie się trochę pomylić.

Lena pewnego dnia znajduje porzuconą suczkę. Jest to początek zmian w jej życiu. Najpierw przez zupełny przypadek odkrywa, że jej facet, z którym miała brać ślub, ją zdradza i to od kilku miesięcy. Więc zamiast ślubu, pięknego życia u boku ukochanego, jest… krótka rozpacz, spakowanie torby i wyjazd do babci na wieś, by odpocząć i zebrać siły.
I znów przypadek sprawia, że Lena znajduje w swoim dawnym pokoju szkatułkę pozostawioną tam prze Julie i jej przyjaciółkę z dzieciństwa. W środku znalazł się list oraz zagadka, która pozwoli odkryć tajemnice z przeszłości. Tylko czy Lena podejmie wyzwanie?
Czy ciekawość weźmie górę, a może strach przez poznaniem przeszłości będzie silniejszy?

Czy grzebanie w przeszłości to dobry pomysł? I tak i nie. Może przecież okazać się, że tajemnice, które odkryjemy wcale nie są dla nas przeznaczone. Lub poznamy prawdę o swoim pochodzeniu, co sprawi, że nasze dawne życie okaże się dla nas kłamstwem. Historia opowiedziana w książce jest prowadzona dwutorowo. Przeszłość odkrywamy dzięki Julii, co idealnie wpasowuje się to w „teraźniejszą historię” opowiadaną przez Lenę.

Ta książka pełna jest tajemnic i sekretów, ale także prawdy, która zaskakuje. Pokazuje jak bardzo przeszłość jest z nami związana. A wybory jakich dokonaliśmy w przeszłości, nie koniecznie muszą być tymi dobrymi. Tu każdy z bohaterów ma tajemnice, a odkrywanie ich pozwala nam lepiej poznać motywy ich działania.

Autorka stworzyła barwną historię opisaną w łatwy i przystępny sposób. Opisy miejsc sprawiają, że czytelnik ma wrażenie jakby towarzyszył bohaterom w codzienności.

Polecam „Wzgórze niezapominajek” wszystkim tym, którzy lubią odkrywać tajemnice przeszłości. Czytelnikom lubiącym piękne krajobrazy i sielski spokój. Przygotujcie sobie tylko zapas chusteczek, bo bez nich się nie obejdzie.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Collins Polska









poniedziałek, 7 sierpnia 2017

#437



Swego czasu był wielki boom na książki Dana Browna. Świat oszalał na ich punkcie. Miały wszystko: tajemnice, zagadki, dreszczyk emocji. Czytelnicy pochłaniali je w zastraszającym tempie. Później, wielu autorów, na fali popularności Browna, też sięgnęło po pióra i napisało lepsze lub słabsze kopie „Kodu da Vinci”. Kiedy dostałam w swoje łapki powieść „Talizmany” Dominika W. Rettingera,  zaczęłam się zastanawiać czy autor zaczerpnął pomysł z książki Browna czy też może wzorował się na innym autorze. Dlaczego tak z pomyślałam? Opis książki to sugerował. A jak było naprawdę?  Posłuchajcie.


Jednego dnia Ewa traci pracę oraz faceta. Od razu postanawia uciec do ukochanej ciotki Zofii, która nieopodal zamku Krzyżtopór ma swój Dworek. Po przyjeździe na miejsce, okazuje się, że zastała tam całą rodzinę, gdyż ukochana ciocia zmarła. Dworek zapisuje w testamencie Ewie, co nie podoba się rodzinie. Oprócz tego, w ślad za kobietą ruszają tajemniczy Włosi. Okazuje się bowiem, że ciotka Zofia wiedziała coś na temat skarbu ukrytego pod zamkiem. Rozpoczyna się walka z czasem by ten skarb odnaleźć.

„Talizmany” okazały się być świetną książką, mieszaniną różnych gatunków. Mamy tutaj sensacje, trochę obyczaju z romansem i wszystko doprawione tajemnicą historyczną.

Trzeba przyznać, że autor bardzo skrupulatnie zabrał się za pisanie powieści. W powieści nie znajdziemy wątków historycznych wyssanych z palca. Wszystkie wątki zgrabnie zazębiają się w całość, a sama historia sięga do czasu wybudowania zamku Krzyżtopór przez ród Ossolińskich. Sama z ciekawości uruchamiałam internet, by na własne oczy zobaczyć miejsca o których wspomina autor.

Książkę polecam wszystkim, którzy lubią historyczne zagadki z nutką sensacji, komedii i obyczaju. I powiem, że nie miałabym nic przeciwko kontynuacji, bo jestem ciekawa jak zakończyła się przygoda miłosna głównych bohaterów. I jaki los spotkał tajemniczych Włochów.

Dajcie szanse tej książce, mimo że okładka trochę średnio zachęca do jej lektury. 



piątek, 4 sierpnia 2017

#436




Dość często sięgam po książki których okładka mnie zachwyciła. Te książki przyciągają wzrok, a przez to mają w sobie coś takiego, że mam ochotę zatopić się w ich historii. Tak właśnie było w przypadku książki „Apetyt na życie” Mary Simes.

Ellen przyjeżdża do małego miasteczka, w którym tydzień wcześniej umarła jej ukochana babcia. Kobieta chce wypełnić ostatnią wolę starszej pani i oddać list pewnej ważnej osobie z przeszłości babci. Wypadek, któremu ulega Elen na samym początku pobytu w Beacon, jest początkiem serii niefortunnych zdarzeń które ją spotykają. Czy dowie się kim był tajemniczy adresat listu? Czy odkryje ukrytą prawdę o swojej babci? Kim okaże się Roy? I Jak bardzo pobyt w Beacon zmieni Ellen?

„Apetyt na życie” to książka, od której nie możemy się oderwać. Autorka stworzyła interesującą historie, chociaż dla niektórych może to być historia jakich wiele, bo przecież większość historii miłosnych jest podobna do siebie.

Kiedy zagłębiamy się w świat Ellen, razem z nią poznajemy tajemnice, którą ukrywała przed najbliższymi babcia. Poznajemy jej młodość, pasje i dawno utraconą miłość. Ze zlepków, rozmów, spotkań, odkrywamy jej przeszłość i to kim była. 

„Apetyt na życie” to nie tylko powieść o poznawaniu tajemnic, to także powieść o tym, że raz obrana droga niekoniecznie musi być tą właściwą. Bo przecież nagle może się okazać, że to co uważaliśmy za dobre dla nas, wcale takie nie musi być. A życie mamy jedno i powinniśmy przeżyć je jak najlepiej. 

Polecam tą książkę tym którzy chcą się oderwać od codzienności i pragną zaszyć się w miasteczku, gdzie nic się nie dzieje, ale gdzie można znaleźć miłość i być szczęśliwym piekąc jagodowe babeczki.