Droga Tachykardio!
Czasem zdarza mi się taki dzień, kiedy mam wszystkiego dość. Najchętniej zaszyłabym się wtedy w ukochanym fotelu, przykryła kocem, przygotowała sobie gorącą czekoladę i zatopiła w optymistycznej lekturze. I tak też niedawno zrobiłam. Co prawda, zamiast fotela miałam „krótką” sofę, a zamiast czekolady była herbata, ale to wszystko mało istotne, bo towarzyszyła mi najnowsza książka Magdaleny Witkiewicz „Szczęście pachnące wanilią”
Adrianna Olechowska, matka samotnie wychowująca małego Michasia, prowadzi na jednym z gdańskich osiedli małą przytulną cukiernię. Jak to w takich małych biznesach bywa, bohaterce ciężko jest związać koniec z końcem: opłacić rachunki oraz nianię dla synka. Pewnego dnia do jej lokalu wpadają dwie zapracowane mamy ze swoimi dziećmi. Obie panie są już bardzo zmęczone ciągłym zajmowaniem się domem oraz pociechami. Narzekają na swoich mężów, którzy w żadnym wypadku nie dają im wsparcia. Adam Kondracki przeżywa właśnie kryzys wieku średniego a Krzysztof Kalinowski nie potrafi zrozumieć ciągłego zmęczenia żony. Przecież ona cały czas siedzi w domu. Pan Kalinowski wykazuje całkowity brak zrozumienia dla dokonań żony.
Jakby kłopotów było mało, Pani Irenka: niania Michasia, odchodzi do lepiej płatnej pracy. Adzie nie pozostaje nic innego jak zajmować się dzieckiem w cukierni. I tak rodzi się pomysł stworzenia osobnego pomieszczenia dla dzieci po to, aby ich mamy mogły spokojnie wypić kawę. Na pomoc „zajętym” mamom przychodzi Karolina: psycholożka mieszkająca niedaleko.
Zuza Wolnicka, zwana dalej Bachorem, jest zachwycona i zmartwiona zarazem związkiem ojca Jacka z Milenką. Bo jak to może być, że jej ukochany Milaczek „cudzołoży”? Na pomoc przybywa niezastąpiona Zofia Kruk. Czy kobietom uda się rozkręcić wspólnie interes? Czy uda się zapanować nad kryzysem wieku średniego? O tym musisz przekonać się sama.
Muszę przyznać, że z każdą przeczytaną stroną czułam się tak jakbym była klientką w tej „magicznej” cukierni Ady. Było tak, jak gdybym siedziała przy jednym ze stolików i razem z bohaterkami przeżywała ich wszelkie wzloty i upadki. Cieszyłam się też z każdego ich sukcesu, wkurzałam się na mężów za brak zrozumienia. Oj muszę Ci się powiedzieć, że czasem miałam ochotę przywalić jednemu i drugiemu. Dlaczego? Bo według mężów, w szczególności mam tutaj na myśli Krzysztofa Kalinowskiego, miejsce kobiety (żony, matki) jest w domu. Powinna ona dbać o ognisko domowe, zajmować się dziećmi i nie zawracać sobie głowy jakąkolwiek pracą. Bo przecież od kasy są oni - Ci wspaniali mężczyźni. Nie no, w porządku, niech sobie tak myślą. Ale przecież kobieta potrzebuje wytchnienia i chwili oddechu od codziennych zajęć. No i przede wszystkim potrzebuje innej kobiety, która czuje dokładnie to samo co ona i ją rozumie.
Magda ma niesamowity dar opowiadania. No i przede wszystkim posiada wspaniałe poczucie humoru, które umiejętnie wplata w swoje powieści. „Szczęście pachnące wanilią” przepełnione jest zabawnymi historyjkami, dialogami i optymizmem, który bije z każdej strony. To taka książka, która pokazuje nam, że mimo przeciwności losu warto mieć swoje marzenia. Bo kiedyś przyjdzie taki moment, że one się w końcu spełnią. Poza tym ta powieść od pierwszych stron pachnie wanilią, a to za sprawą „magicznych” waniliowych babeczek z truskawką w środku, które jak dla mnie są lekiem na całe zło.
Jeśli masz nadzieję, że w książce będzie dużo Bachora, Milaczka i Parysa Antonio, to niestety muszę Cię rozczarować. Nie będzie ich tyle ile we wcześniejszych książkach czyli „Milaczku” i „Pannach roztropnych”. Fakt, przewijają się przez strony powieści, ale w „Szczęściu pachnącym wanilią” nie dominują. Ale nie martw się, nowi bohaterowie też świetnie dają sobie radę.
Książki Magdy Witkiewicz powinny być przepisywane na receptę jako doskonałe poprawiacze humoru. Wybuchy niekontrolowanego śmiechu podczas czytania każdego kolejnego rozdziału masz gwarantowane. Więc jeśli szukasz powieści ciepłej, całkowicie optymistycznej i niesamowicie pachnącej słodkimi waniliowymi babeczkami, to musisz koniecznie sięgnąć po „Szczęście pachnące wanilią”. Nie zawiedziesz się. Aaa, bo zapomnę, książkę najlepiej czytać siedząc na podłodze. Dlaczego? Bo przy częstych napadach śmiechu możesz np. spaść z łóżka, fotela itp. Polecam!!!
Pozdrawiam
Archer
P.S.