Targi, targi i po targach.
Targi książki to święto książek, Autorów, spotkań ze znajomymi blogerami, spotkań z Wystawcami. To czysty szał ciał. To śmiech i... przeciskanie się w ogromiastym tłumie ludzi. W ten weekend Krakowskie Targi Książki straciły w moich oczach. Nie jestem pewna czy tam jeszcze zawitam. Powodów może być kilka - chociażby kiepski dojazd. Patrząc na lata wstecz, dojazd jaki był taki był, ale był. Z centrum, spod dworca, wsiadało się do Expo Busa, który wiózł prosto na Halę Expo.
I chociaż utykał w korku na ostatnich metrach to był. W tym roku Expo Busa już nie było.
Na targi dojazd zapewnia tramwaj lub autobus, lub dowolna kombinacja tych dwóch środków transportu. Plusem miała być darmowa komunikacja publiczna za okazaniem biletu wstępu na targi. A co jeśli ktoś ma akredytację lub bilet zakupiony online? Wtedy darmowy transport nie obejmuje. Na szczęście komunikacja miejska działa sprawnie i bez problemu. Pierwszego dnia, na Halę Expo dojechaliśmy najpierw tramwajem linii 4 potem przesiadka na autobus 178, a dnia następnego tramwajem 14 i spacerek. Ten kto wybrał się samochodem musiał się liczyć z gigantycznym korkiem.
W tym roku spokojnie było w piątek. To był nasz pierwszy dzień. Pospacerowaliśmy po stoiskach, porozglądaliśmy się za rabatami (szału jak zwykle nie było) i udaliśmy się na spotkanie z Joasią Szarańską. Śmiechu było tyle, że bolały policzki i brzuch. Dołączył do nas jeszcze Tomasz z bloga Nowalijki a z doskoku był Piotr Sternal z Wydawnictwa Czwarta Strona.
Sobota niestety była straszna. Duży plecak z dobytkiem przechowaliśmy w samochodzie Daniela i Kasi, więc nie musieliśmy go dźwigać - mały z wałówką i książkami trzeba było zabrać. Książki dźwigaliśmy ale to normalne podczas targów książki, co nie? W tym roku sobota była koszmarna pod względem ilości ludzi. Przeciskanie się w tłumie nawet z małym plecakiem i aparatem w dłoni było męczące. Kolejki do stoisk gigantyczne. Swoje trzeba było odstać. No chyba, że było się pierwszym, ale to wtedy musiał się zdarzyć cud. Nogi po wielogodzinnym spacerowaniu i przeciskaniu właziły nam do czterech liter. Doskwierał brak tlenu oraz miejsc siedzących. I tutaj wygrywa Warszawa jeśli chodzi o organizację, bo tam można usiąść na trybunach Narodowego, gdzie jest czym oddychać i gdzie można się posilić przed kolejnym spotkaniem. A w Krakowie kawiarenek mało jak i miejsc siedzących. Tak, marudzę. Wiem, że Kraków odwiedzę a i owszem, ale czysto turystycznie. Na kolejne targi pojedziemy raczej tylko do Warszawy i Katowic. No i może kiedyś się skusimy na Wrocław.
Poniżej stos książek przywieziony z Krakowa, kalendarz to prezent od Wydawnictwa Otwarte oraz trochę zakładek, przypinka, kartki od Uli oraz bransoletka od Wydawnictwa Replika jako dodatek do książki Pani Renaty L. Górskiej. A także prezenty od Jorx'a kubek i torba. A te koty to kolczyki od Szyszki. W końcu muszę pójść do kosmetyczki by przekłuć uszy.
Dla mnie Targi to przede wszystkim możliwość spotkań ze znajomymi blogerami i Autorami. Dziękuję wszystkim których znów mogłam spotkać. Jestem pewna, że z kimś znajomym też gdzieś się spotkałam, ale pewnie nie wiedziałam z kim. Czasem tak to jest, że się nie potrafi dopasować twarzy do bloga.
A tutaj roześmiana blogerska ekipa.
A tutaj roześmiana blogerska ekipa.
P.S.
Więcej zdjęć znajdziecie u mnie na fb.