Literacki duet moich ulubionych bohaterów czyli Gucio i Solański znowu na tropie. Oczywiście towarzyszy im nieodłącznie Róża. W swojej najnowszej powieści „Morderstwo w Hotelu Kattowitz” Marta Matyszczak zaprasza czytelników do tropienia mordercy. Książka będzie miała swoją premierę już pod koniec stycznia. Tak więc moi drodzy przed Wami opinia przedpremierowa.
Pewnej grudniowej nocy, na siódmym piętrze hotelu Kattowitz dochodzi do morderstwa. Ofiarą pada gwiazda muzyki pop DJ Dzidzia. Na prośbę swojej matki, która porzuciła kardiochirurgię na rzecz szefowania ochronie hotelu, Róża wraz z Guciem i Solańskim rozpoczynają śledztwo. Jednak odnalezienie sprawcy nie będzie takie łatwe. Tropy będą się mylić i co chwila ktoś inny będzie podejrzany o tę zbrodnię. Dodatkowo będą musieli uporać się z problemami sercowymi. Bo przecież od samego początku była między nimi chemia. Czy w końcu zostaną parą? Czy nadal będą się zachowywać jak Żuraw i Czapla? No i najważniejsze, kto okaże się winny?
W piątej już części serii „Kryminał pod psem” bohaterowie powrócili ze Zdrojowic i przemierzają ulice Katowic. I tak wrazz Solańskim tracimy pieniądze w Szlagier Kasynie, spędzamy sporo czasu w Teatrze Ateneum razem z Alojzem i pijemy rozpuszczalną kawę w Cafe Katowice (tylko kto idąc do kawiarni, gdzie jest wypasiony ekspres, zamawia rozpuszczalną kawę z dużą ilością cukru tak, że łyżeczka staje? Tylko Solański)
Wiele miejsc istnieje naprawdę: Hotel Kattowitz to nic innego jak Hotel Katowice, który mieści się zaraz przy Altusie, ale od książkowego różni się tym, że w prawdziwym nie morduje się gości – jak wspomina na początku Autorka. A jeśli chodzi o kawiarnię do której bohaterowie zaglądali, to myślę, że to nic innego jak Cafe Kattowitz. Chyba Ameryki nie odkryłam?
Nadal swoje trzy grosze wtrynia Gucio. Jego celne uwagi, sarkazm wciąż bawią czytelnika. No a dodatkowym smaczkiem są rozmowy Alojza i Pejtera w śląskiej gwarze. Muszę przyznać, że troszkę mi tego brakowało w poprzednich częściach. Ale to zrozumiałe, przecież w Irlandii, w Barlinku czy też w Zdrojowicach po śląsku się nie godo. Ale nie martwcie się, jeśli nie znacie gwary, na dole strony jest słowniczek. Wszystko zostaje pięknie przetłumaczone.
Zagadka śmierci jest trudna do rozwiązania, bo Autorka co rusz myli tropy. Gdy czytelnik już prawie wita się z gąską, bach… zwrot akcji i znów nie wiadomo kto jest winny.
Tęskniłam za tą trójką. Nie powiem, że nie czekam na dalsze perypetie Gucia, Róży i Szymona. Bo czekam. I liczę, że w końcu Róża i Szymon zmądrzeją, podejmą słuszne decyzje. No i że zabrzmią kościelne dzwony, i Gucio poniesie obrączki.
Polecam, jak zwykle bez mrugnięcia okiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz