Tym razem padło na postanowienia noworoczne. W sumie moje od kilku lat się nie zmieniają:
1. Dużo czytać.
2. Dużo pisać.
Ale w sumie to nie o tym miało być.
Nowy Rok, Nowe Postanowienia, Nowa Ja.
Kiedy rozpoczyna się Nowy Rok, każdy zapisuje (bądź nie, to zależy od osoby, ja spisuję co roku, taki psikus) swoje postanowienia, które bardzo, ale to bardzo chce wprowadzić w życie. Nie wiem czy zauważyliście, ale co roku postanawiamy to samo. Postanawiamy zapisać się na siłownię i chodzić na nią regularnie. W końcu trzeba o siebie zadbać, a najlepiej zacząć to na początku roku. Przecież to takie znaczące i symboliczne. Postanawiamy przejść na dietę, mniej klnąć, bardziej zająć się rodziną. Może w końcu spełnić największe marzenia o podróżach. Ewentualnie w końcu znaleźć jakieś hobby, które nas pochłonie. Niestety życie bywa mega okrutne. Okazuje się bowiem, że w połowie miesiąca spada nam całkowicie motywacja chodzenia na siłownię, tudzież ćwiczenia w domu. Bo przecież po co się męczyć. Zamiast czasu na siłowni to wolimy ten czas spędzić na oglądaniu seriali na ulubionej platformie. Dietę trafia szlag w momencie zjedzenia pizzy, wypicia trzeciego piwa i wpierdzielenia tuzina pączków. Kto by się odchudzał, grubszego trudniej porwać. To może serniczek? Hobby to tak naprawdę naparzanie w gry strategiczne bądź skakanie z kanału na kanał. A czas do spędzenia z rodziną zamienia się na czas w nadgodziny w pracy, bo przecież kredyt się nie spłaci. Nadal klniemy jak szewc, bo przecież szef nas wkurza tak bardzo, że czasem musimy rzucić mięsem dla rozluźnienia. A marzenia o podróżach przesuwamy na bliżej nieokreśloną przyszłość, bo przecież ten kredyt nam siedzi na głowie.
Bull shit!!! Do wprowadzenia zmian w swoim życiu tak naprawdę nie potrzebujemy Nowego Roku. Owszem, to fajnie wygląda bo to takie znaczące i ważne. Nowy Rok, coś nowego. Sorry, ale Nowy Rok to Stara Ja. Nie Nowa, która przepoczwarza się w kogoś zupełnie innego. Nie, absolutnie nie. To wciąż ta sama ja, która klnie gdy wkurzy ją mąż czy też klient w pracy. Nie przejdzie na dietę tylko dlatego, że rozpoczął się Nowy Rok, a co za tym idzie TRZEBA coś w życiu zmienić. Nie zacznie nagle regularnie ćwiczyć, by wyglądać jak któraś z tych wszystkich trenerek personalnych. Bo po co się pocić i męczyć. Życie jest za krótkie by cierpieć. Poza tym, zakwasy to chyba nie jest to co tygryski lubią najbardziej.
Tak naprawdę, by dokonać zmian (wiecie tych całkowicie znaczących) nie potrzebujemy Nowego Roku, tylko motywacji i chęci na te zmiany w dowolnym dniu roku. To może być połowa lutego albo koniec marca. Nie ma znaczenia kiedy zaczniemy. Najważniejsze w tym wszystkim jest to by wytrwać w tym, że chcemy się zmienić. Że sami w sobie widzimy taką potrzebę. A nie dlatego, że taki panuje trend. Bo wszyscy nagle chcą być fit i krzywo patrzą na kogoś kto wpierdziela pizzę. A niech to!!! Skoro mu smakuje to niech idzie w cycki!!! Co sobie będziemy żałować.
Kochani, w Nowym Roku życzę Wam tego, byśmy dojrzeli do zmian niekoniecznie od 01.01. ale wtedy kiedy sami postanowimy wprowadzić je w życie. Bo przecież to wszystko i tak zaczyna się w naszej głowie.
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń