piątek, 12 lipca 2013

#257/11


Siedzę i siedzę, piszę i piszę. Albo nie piszę. Nie piszę tylko się gapię. Gapię i myślę co by tu napisać. Teoretycznie mam przeczytane i przesłuchane w ostatnim czasie sporo książek. Niestety o ile jak jestem gdzieś z dala od klawiatury to w mojej głowie kłębią się pomysły o tyle kiedy siadam przed komputerem to okazuje się, że może i jest o czym pisać ale jak myśli złożyć do kupy. Moja przygoda z pisaniem zaczęła się gdzieś jeszcze w pierwszej klasie gimnazjum. To będzie już ze 14 lat. Zaczęło się od rozmowy z koleżanką która powiedziała mi, że najlepszym sposobem radzenia sobie z problemami jest przelanie emocji na papier. Wziąłem to do siebie i zacząłem próbować. Okazało się to być bardzo udanym pomysłem. Nie powiem, żebym stał się od razu artystą pióra, moje pierwsze dzieła były tak szalone i nieskładne, że dziś wydaje mi się szczęśliwym trafem zgubienie notatnika ze starymi tekstami. Gdyby ktoś to zobaczył mógłby stracić wiarę w to, że kiedyś napiszę choćby namiastkę czegoś mądrego. Na szczęście w miarę pisania mój styl, tematyka i emocje zaczęły się zmieniać i tak w okresie licealnym moje (głównie) opowiadania zaczęły przybierać formę którą mogłem zacząć pokazywać ludziom. Ba, pojawiły się nawet pomysły na książki i pierwsze fragmenty. Niestety zapału za każdym razem brakowało. Problem był nie w tym, że nie miałem pomysłów i chęci. Największą przeszkodą było pisanie w emocjach. To jak zacząłem pisać uwarunkowało we mnie pewien sposób ekspresji który sprawdza się tylko w tedy kiedy emocje we mnie są silne i tak większość moich tekstów nie była przemyślana i długo planowana. Zazwyczaj wyglądało to tak, że wzbierały we mnie emocje. Czułem, że jak teraz siądę przed klawiaturą to coś ze mnie wyjdzie. Jeszcze nie wiem co, ale na pewno będzie. Czasem w głowie pojawiało mi się pierwsze zdanie, czasem tylko imię bohatera, siadałem i zaczynałem pisać. Właście czasem czułem się jak by tekst pisał się sam a ja tylko byłem pośrednikiem. To prawie taki trans. Niestety nigdy nie trwał on na tyle długo, żeby wyszła z tego jakaś dłuższa forma w wyniku czego większość moich tekstów ma maksymalnie kilka stron. Dziś kiedy siadam przed edytorem tekstu potrafię częściowo zmusić się do pisania jeśli mam już w głowie jakiś pomysł i względny plan, ale to już nie jest to samo uczucie. Dopiero kiedy wzbierają we mnie emocje potrafię siąść i pisać właściwie o czymkolwiek byle tylko pisać. Jest to dla mnie spora przeszkoda i próbuję z nią czasem walczyć ale z drugiej strony to uczucie kiedy siadam i samo się pisze jest nie porównywalne z niczym. Szczególnie kiedy tekst jest skończony, emocje opadają a ludzie którzy go przeczytali twierdzą, że to całkiem niezłe czytadło. Podobnie jest z innymi tekstami, choć tu jest już jednak łatwiej. Taka recenzja na przykład powstając w konsekwencji przeczytania książki może powstać w miarę szybko zaraz po jej przeczytaniu. Jednak i tu im dłużej tym ciężej mi wrócić do tych emocji. I nie pomaga tu przygotowanie sobie wcześniej planu co napisać. Brak emocji sprawia, że tekst jest po prostu mniej przystępny i nie daje tyle satysfakcji. A jeśli o mnie chodzi to podchodzę do tego dość egoistycznie i z jednej strony lubię wiedzieć, że ludzie chętnie przeczytają moje słowa a z drugiej lubię to uczucie kiedy przepełniony emocjami postawiłem ostatnią kopkę i mogę patrzeć z dumą na swoje dzieło.  Oczywiście nie wykluczam krytyki ale pamiętajcie, że z każdą słabą opinią w moje serce wbija się mała lodowa szpilka. A jak to u was jest z tym pisaniem?

3 komentarze:

  1. O tak, emocje są istotną częścią każdej recenzji! Chociaż czasem są też pułapką - wracając po pewnym czasie do danego tekstu napisanego na świeżo i pod wpływem emocji zaczynam się czasem zastanawiać, czym ja się, u licha, tak ekscytowałam!? Mimo wszystko wolę jednak krwiste, emocjonalne teksty, niż takie suche, bez serca - lepiej się je czyta i dłużej pamięta :-)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami pisze pod wpływem chwili,to co leży mi na sercu lubię taki stan gdy siadam do komputera a słowa same się piszą. Czytam na nowo i łapię się, to moje słowa...... niemożliwe. Bywa też tak pod wpływem jakiejś cięższej lektury, zawirowań w życiu napisane słowa wydają się toporne, ciężkie wtedy zostawiam to na chwilę gdzieś zapisane. Wracam jak mam wenę poprawiam kilka małych poprawek i ujdzie w tłoku. W końcu to moje przemyślenia,do konkursu nie startuję. Jak komuś nie odpowiada trudno jego sprawa :D.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze mnie zastanawiało, jak przebiega proces twórczy choćby u takiegoS.Kinga. Czy to rzeczywiście jest rzemiosło, toto pisanie...co mu towarzyszy? Czy autor ma wszystko pięknie ładnie rozpisane?
    Pisanie dla siebie, uważam, że nie może być pozbawione emocji. Bo to w końcu pewien rodzaj ekshibicjonizmu jest.

    OdpowiedzUsuń