"CZERWONY NOS KLAUNA"
Wychowywali się na jednym
podwórku. Wspólne zabawy dzieciaków, nie obciążonych dobą Internetu. Dzieciaki
czasów klucza na szyi, podchodów, zabawy w klasy czy też w chowanego. Całe dnie
spędzali razem, ot podwórkowa paczka zgranych ludzi. Spędzili razem osiem
wspólnych lat, w jednej klasie szkoły podstawowej. Jednak w tym czasie, żadne
nie zwracało na drugiego uwagi. Przecież kto w tym wieku myśli o miłości. Wtedy
chłopcy ciągną dziewczynki za włosy, podstawiają im nogi i w ogóle spędzają
czas na zabawach. Z końcem szkoły podstawowej ich drogi się rozeszły. Każde
poszło w swoją stronę. Spotykali się tylko od czasu do czasu mijając się na
ulicy. Po liceum już nawet nie rozpoznawali się, a może wcale nie chcieli
przyznawać się do tego, że się znają? Że się wychowywali na tym samym podwórku
i razem budowali zamki z piasku, będąc dzieckiem. Potem studia i praca.
Spotkali się zupełnie przypadkiem
w pubie. Ona bawiła się w towarzystwie swojego ówczesnego narzeczonego, On pił
jak zwykle z kolegami. Przechodząc koło stolika w kącie sali, zauważył brunetkę.
Wyglądała jak z zupełnie innej bajki. Całkowicie nie pasowała do tych ludzi. Obserwował
ją przez cały wieczór. Dokładnie przyglądał się mężczyźnie siedzącym po jej
prawie stronie. Nie wiedział czemu, ale tamten facet sprawiał wrażenie jakby w
ogóle jej nie zauważał. Dla niego byli ważniejsi ludzie wokół, a nie ta
piękność którą miał przy sobie. Przecież mając taką kobietę obok siebie, to reszta
świata nie powinna się liczyć. To ona powinna być najważniejsza, a nie jakaś
banda ludzi. Zezłościł się, jednak nie dał nic po sobie poznać. Był bardzo
zaskoczony swoją reakcją, ponieważ nigdy wcześniej nie poczuł dziwnego ciepła w
okolicach serca.
Po raz kolejny minął ją
przypadkiem na ulicy na której mieszkał. Nie miał pojęcia co mogła tutaj robić.
Przecież nigdy wcześniej jej tutaj nie widział. A może widział, tylko nie
potrafił skojarzyć jej z żadną znajomą twarzą. Spytał brata czy ją zna. On
spojrzał na niego i wybuchł nieposkromionym śmiechem, przypominając mu, że
przecież się razem wychowywali na podwórku. Zmieszał się troszkę, ale po chwili
oprzytomniał. W nieznajomej z baru rozpoznał sześcioletnią dziewczynkę z
warkoczami, która kiedyś zdzieliła go przez głowę łopatką w piaskownicy.
Pamiętał te jej zielone oczy, które sprawiały, że po plecach przebiegały dziwne
dreszcze. Nie miał pojęcia skąd to wspomnienie. Potem jak przez mgłę przypomniał
sobie szkolne dyskoteki. Jednak jej nie mógł z nimi skojarzyć. Wciąż miał przed
oczami tamtą kobietę z baru. Jej zamyślone spojrzenie. Wiedział, że musi ją jak
najprędzej odnaleźć.
Dni mijały mu na pracy, na
spotkaniach z przyjaciółmi oraz na byciu wolontariuszem w Fundacji Dr Clown.
Kiedy zakładał czerwony nos klauna mógł być sobą, błaznować oraz wnosić uśmiech
na twarze chorych dzieci. To właśnie na korytarzu szpitala spotkał ją ponownie.
Wychodziła z jednej z sal. Zaczepiła lekarkę, zamieniła z nią kilka słów i
usiadła na pobliskim krześle. Znów coś dziwnego poczuł koło serca. Bał się, że
gdy za bardzo się do niej zbliży Ona się spłoszy. A tego nie chciał za żadne
skarby świata. Obserwował ją zza rogu. Siedziała ze spuszczoną głową. Wiedział,
że z czymś się gryzie. W końcu przełamał strach i podszedł do niej. Usiadł obok
i wręczył jej plastikowy kwiatek który miał zawsze wpięty w klapę marynarki.
Kiedy podniosła na niego zapłakane oczy jego serce pękło na pół. Takiego smutku
i bólu nie widział w niczyich oczach od dawien dawna. Już wtedy czuł, wiedział,
że musi się nią zaopiekować, czy Ona tego będzie chciała czy też nie. Nie
interesowało go nawet to, że wtedy na imprezie widział ją w towarzystwie
jakiegoś palanta który w ogóle nie interesował się swoją kobietą.
Siedzieli obok siebie dłuższą chwilę.
Milczeli. W takiej chwili słowa były zbędne. W końcu, delikatnie ją objął a Ona
w tym momencie rozpłakała się na dobre. Zaczęła mówić. Szybko, prawie nieskładnie,
jakby bała się, że ten obcy mężczyzna ucieknie na widok jej łez. Dowiedział
się, że na sali z której właśnie wyszła, leżał jej były już narzeczony. Kilka
dni temu miał wypadek samochodowy. Cudem wyszedł z niego żywy. Jednak po wielu
operacjach jakie przeszedł, stan pogorszył się do tego stopnia, że lekarze
dawali mu kilka dni życia. Przypominali także, że pacjent podpisał dokument, w
którym było wyraźnie napisane, że w przypadku gdy leczenie nie będzie przynosić
żadnych skutków mają zaniechać walki o jego życie. Ale jak to? To było
zrozumiałe. W razie gdyby coś poszło nie tak, chciał mieć pewność, że nie
będzie dla nikogo ciężarem.
Tamto zdarzenie zbliżyło ich bardzo do siebie. On troszczył się o nią jak mógł. Był przy niej przez cały czas. Kiedy było z nią źle i wspomnienia wracały jak bumerang, zakładał czerwony nos klauna i błaznował by tylko poprawić jej humor.
Tamto zdarzenie zbliżyło ich bardzo do siebie. On troszczył się o nią jak mógł. Był przy niej przez cały czas. Kiedy było z nią źle i wspomnienia wracały jak bumerang, zakładał czerwony nos klauna i błaznował by tylko poprawić jej humor.
Tamtego poranka posprzeczali się,
poszło o jakąś inną kobietę. Nawet nie pamiętał kim ta kobieta była, klientką w
pracy, która miała jakiś poważny problem czy też może matką któregoś dziecka z
oddziału nowotworowego. Ona wpadła w szał. Po raz pierwszy widział ją w takim
stanie. Nie dała się uspokoić. W końcu wyszedł trzaskając drzwiami. Wróci
dopiero wtedy kiedy Ona się uspokoi. Dał jej na to trzy godziny.
W pośpiechu spakowała kilka
najbardziej potrzebnych rzeczy. Po pozostałe wróci jak wszystko się uspokoi. W
pracy wiedzieli że potrzebuje natychmiastowy urlop i poszli jej na rękę. Tak
więc mogła bez problemu wsiąść w samochód i pojechać tam gdzie nikt jej nie
znajdzie. Zadzwoniła do swojej kuzynki. Wiedziała, że ma ona w górach domek, w
którym może zamieszkać przez dłuższy czas. Zanim tam pojechała, zrobiła zakupy
by mieć co jeść przez kilka dni. Po kilku godzinach jazdy parkowała samochód
pod domem. Wysiadła i rozejrzała się dookoła. Wzięła głęboki oddech. Tak, widok
był zachwycający. Wyjęła aparat i pstryknęła parę fotek. Chciała uwiecznić
chwilę, tak jak zawsze. Zabrała torby i weszła do domu. Zajęła pierwszy pokój
koło kuchni. W salonie rozpaliła ogień. Zrobiła sobie gorącą herbatę i
zapatrzyła się w płomień. Natychmiast zatęskniła za… no właśnie, za czym? Za
Nim? Nie, za nim nie mogła tęsknić. Musiała wziąć się w garść i starać się
zapomnieć. I to w trybie natychmiastowym.
Każdy następny dzień był podobny
do poprzedniego. Rano wychodziła na szlak. Robiła zdjęcia. Od Niego nie
odbierała telefonów, nie odpisywała na smsy. Nie chciała. Potrzebowała się
wyciszyć. Musiała to zrobić.
To był kolejny spokojny wieczór.
Rozpaliła ogień w kominku. Zrobiła sobie gorącą herbatę. Wzięła z kanapy koc i
usiadła na huśtawce na ganku. To był jej rytuał. Każdego wieczoru uwielbiała
oglądać zachody słońca. Kiedy słońce spokojnie chowało się za górami. Czuła
wtedy niesamowitą magię i przynależność do tego miejsca, które chwilowo było
jej domem. Odstawiła pusty już kubek na taras i spojrzała na drogę. Zobaczyła
światła samochodu, wspinającego się pod górę. Jechał bardzo wolno. Miała
wrażenie jakby się zgubił. Po chwili zatrzymał się koło jej samochodu. Światła
ją oślepiły i nie potrafiła rozpoznać marki samochodu. Po kilku sekundach, ze
środka ktoś wysiadł. Rozejrzał się dookoła. Milczał. W końcu podszedł do tarasu
na którym siedziała. Dobrze, że nie miała w ręku kubka bo na pewno by go
upuściła. Serce zabiło jej mocniej. Przed nią stał On. Ubrany był w luźne
dżinsy i czarny T-shirt. Na jego twarzy malowała się wściekłość, złość i masa
innych emocji których nie potrafiła zidentyfikować. Wszedł na taras. Podszedł
do niej i kucnął obok huśtawki. Miała wrażenie, że jej serce zaraz wyleci z
piersi. Wpatrywali się w siebie w milczeniu. W pewnym momencie zobaczyła, że
kąciki jego ust drżą i rozciągają się w uśmiech. Dobrze wiedziała, że miał do
niej słabość i nie mógł się na nią długo gniewać. Zdjął z niej koc i pomógł
wstać. Kiedy tak stali naprzeciwko siebie i przypatrywali się sobie nawzajem w
oddali dało się słyszeć grzmot. Dotknęła jego policzka. Potem przejechała
dłonią po włosach. Zatrzymała się na skroniach, gdzie przybyło mu siwych
włosów. Położyła rękę na sercu i uśmiechnęła się. A On nachylił się i ją
pocałował.
Jak na rodzące się w bólach to bardzo dobre. Tylko to zakończenie takie trochę przewidywalne.Ale nie od razu Kraków zbudowano. Trening czyni mistrza :).
OdpowiedzUsuńJa zupełnie z innej beczki... Nominowałam Waszego bloga do Versatile Blogger Award. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że bardzo dobrze mi się Twój twór czytało :) A to jest plus, bo wiadomo jak czyta się coś jeśli jest napisane jakoś tak nieskładnie...a tu nie mam zastrzeżeń :D Wielki krytyk to ze mnie nie jest, ale czekam na kolejne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńŁadnie :)
OdpowiedzUsuń