Droga Autorko, tak być nie może. Zgłaszam sprzeciw, nie zgadzam się na takie zakończenie tej historii. Naprawdę liczyłam, że będzie zupełnie inaczej. Że ta historia będzie miała taki piękny szczęśliwy koniec... Ale zacznijmy od początku.
Pewnego dnia przeglądałam nowości na moim ulubionym legimi (tak, nie wyobrażam sobie życia bez tej aplikacji) i w oczy rzuciła mi się książka Małgorzaty Falkowskiej „Na lodzie”. Dorzuciłam ją do rosnącej biblioteczki z zamiarem przeczytania jej w nieokreślonej przyszłości. Jednak, ta przyszłość okazała się być bardziej określoną i pewnego dnia, zanurzyłam się w lodowy świat bohaterów.
Lena jest młodą, utalentowaną łyżwiarką figurową. Od małego każdą wolną chwilę poświęcała na treningi. Łyżwiarstwo to całe jej życie, któremu podporządkowała swoją codzienność. Niestety los bywa bardzo przewrotny. Nieszczęśliwy wypadek na lodzie, sprawił, że dziewczyna musiała zrezygnować z udziału w igrzyskach olimpijskich. Krzysiek był całkiem dobrym hokeistą. Niestety kontuzje, których nabawił się po napadzie, sprawiły że stracił motywację do treningów i chęć do życia. Pewnego dnia drogi tych dwojga się przecinają. Pierwsze spotkanie jest dość niefortunne, ale kolejne sprawiają, że między tym dwojgiem zaczyna iskrzyć. Ale jak potoczą się ich losy, oraz o tym co się wydarzy w ich życiu musicie doczytać sami.
Jak na całkowicie pierwsze spotkanie z twórczością autorki, to jestem miło zaskoczona. Historia zwarta, dość sporo szczegółów związanych z jazdą figurową sprawiło, że zatęskniłam za pokazami transmitowanymi w telewizji, które oglądałam będąc dzieckiem. Na początku jednak sceny łóżkowe mnie trochę zniechęciły. Nie pytajcie tylko dlaczego, bo nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. I od razu dodam, że nie zapałałam miłością do głównej bohaterki. Nie wiem, może wkurzał mnie jej perfekcjonizm i to, że czasem traktowała innych z góry. Oczywiście jak to bohaterowie powieści, przeszła metamorfozę. I tu należy się duży plus, bo wyszło jej to tylko na dobre.
No i docieram do zakończenia, które mnie zmiażdżyło. Nie wiem dlaczego autorka postanowiła zakończyć całą historię w ten sposób. Na początku myślałam, że nie miało być happy endu a potem, że może bohaterowie namieszali i nie wiedziała jak tę historię skończyć. Nie wiem, serio.
„Na lodzie” to historia miłości do sportu i rozwijania swoich pasji. Porusza też trochę problem depresji i tego co dzieje się, kiedy marzenia zamiast się spełniać, zostają zakopane głęboko w nas.
Polecam na wolne popołudnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz