Po kiepskiej książce, którą zdarzyło mi się przeczytać, przyznaję, że nie wiedziałam czy kolejna też taka nie będzie. Z drżącym sercem zabrałam się za „Tysiąc kawałków” Anny Ziobro. Za debiut, który po dotarciu do ostatniej kropki uważam za całkiem udany.
Julia jest przed trzydziestką, pracuje w szpitalu jako pielęgniarka. Wraz z koleżankami postanawia spędzić sylwestra w Pradze. Tam poznaje Daniela, młodszego od niej studenta polonistyki. Nie jest to miłość od pierwszego wejrzenia. Jednak z czasem łączy ich coraz więcej. Julii nie przeszkadza różnica wieku. Kochają się. Ale czy to piękna i szczera miłość? Czy odległość, która w pewnym momencie zaczyna ich dzielić, może zniszczyć wszystko? Czy złamane serce da się jeszcze kiedykolwiek poskładać?
Prawdę mówiąc myślałam, że będzie to słodka miłosna historia jakich wiele na księgarskich półkach. Czyli piękna miłość z happy endem. Owszem mamy happy end, ale nie taki jaki chcielibyśmy na początku. I muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym debiutem.
„Tysiąc kawałków” to słodko gorzka historia o toksycznej miłości. Dlaczego toksyczna? Julia kocha Daniela bezgranicznie, nie potrafi bez niego funkcjonować, realizuje plan zmiany nawyków męża. Poprzez ubiór czy też uprawiany sport. Zmienia go na swoją modłę. Daniel natomiast z miłości do ukochanej zgadza się na to wszystko. Kosztem realizacji własnych marzeń i planów.
Związki bywają różne, a każdy kocha na swój sposób, tak jak potrafi. Moim skromnym zdaniem, narzucanie komuś swojej woli kiedyś skończy się źle. Tak samo jak ograniczanie drugiego człowieka. Każdy z nas jest inny. Jednak każdy powinien mieć własną przestrzeń, taką odskocznię od drugiego człowieka. Miejsce w którym może się sam realizować.
Historia stworzona przez autorkę wciąga od samego początku. W szczególności, że rozpoczyna się tragedią. Potem cofamy się w czasie by dowiedzieć się co do niej doprowadziło i jak potoczyły się losy bohaterów.
Była tylko jedna rzecz, która wyprowadzała mnie z równowagi. Otóż autorka namiętnie używała: otworzywszy, zamknąwszy, stwierdziwszy, przebrnąwszy itp. itd. Na początku mi to nie przeszkadzało, jednak z czasem irytowało nieziemsko.
„Tysiąc kawałków” to naprawdę udany debiut. Nie skłamię pisząc, że czekam na kolejną historię, która wyjdzie spod pióra autorki.
Polecam!!!
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Oficynka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz