Wiele już razy wracałam do mojego blogowego domku. Do mojego kawałka internetu. Wiele razy także go porzucałam, ale wiernie jak ten syn marnotrawny powracałam. Chyba nie potrafię tak do końca rozstać się z tym miejscem. Porzucić go, albo co gorsza wybrać opcję: usuń blog.
Przez ostatnie zawirowania życiowe, nie mam głowy do pisania. Staram się od czasu do czasu napisać parę zdań. Nie jest to może to czego sama od siebie oczekuję, ale… No właśnie, zawsze jest to ale.
Mój magiczny czarny stary kalendarz, za chwilę zostanie zapełniony. Już nie będę mogła w nim pisać ręcznie piórem. Bo skończą się puste strony. Przeglądam swoje notesy i zastanawiam się, który mam wybrać na kolejną literacką podróż. Żaden jednak nie szepcze do mnie „Weź mnie!!!” A może to właśnie ten czas kiedy powinnam zaprzestać pisania w notesie i wyleczyć mój syndrom „pustej kartki worda”? Może. Jedno jest pewne, niebawem podrzucę Wam kilka tekstów. Nie wiem czy zaglądacie i czytacie teksty które tutaj się pojawiają. Po tylu latach jeszcze nie mówię: ŻEGNAM.
Stay tuned.
ja wiernie zaglądam i będę czekała jak Wtorek na powrót Jima :D
OdpowiedzUsuńZaglądam :)
OdpowiedzUsuń