Macie tak, że czytacie książkę, na początku Wam się podoba, ale w pewnym momencie nie dajecie rady i ją porzucacie? Zdarza się Wam nie skończyć książki? Osobiście staram się dotrzeć do ostatniej strony. Dochodzę jednak do wniosku, że szkoda marnować czasu na słabe książki i trzeba zabrać się za takie, które pochłoniemy bez reszty (albo to one pochłoną Nas). Kiedy okazało się, że powstała książka o dalszych losach Magdy Miłowicz, znanej z serialu „Magda M.” postanowiłam się w nią zaopatrzyć i dowiedzieć co działo się dalej. I tak w drodze powrotnej z Zakopanego towarzyszyła mi książka „Magda M. Ciąg dalszy nastąpił” Radosława Figury.
Nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego co otrzymałam. Sorry, ale Magda mnie strasznie irytowała. Myślałam, że z wiekiem zrobi się mniej infantylna. Dojrzeje. Nie wiem, może gdzieś pod koniec bohaterka się zmieniła. Niestety nie dałam książce szansy by się o tym przekonać. Porzuciłam ją, gdyż jak dla mnie była za bardzo przegadana.
Ci którzy wiele lat temu oglądali serial nie muszą sobie przypominać odcinków, gdyż wszystko jest ładnie wyjaśnione. Jest masa powrotów i przemyśleń. Byłam wielką fanką tego serialu. Czekałam z niecierpliwością na każdy kolejny odcinek, czekałam na to jak rozwinie się wątek Magdy i Piotra. Nie wiem czy fanom spodoba się to jak Autor rozwinął wątek głównych bohaterów. Mnie oczywiście się to nie spodobało, ale cóż…przecież nasze życie nie zawsze musi być tak bardzo kolorowe. Poza tym czułam niedosyt pozostałych postaci. Wiem, że tu chodziło głównie o Magdę, ale… tak bardzo mało było Sebastiana, Agaty, Karoliny. Całość skupiła się na traumie Magdy i jej ciężkiego powrotu, do życia, do kancelarii.
Czy się zawiodłam? Na pewno tym, że w ostateczności Magda i Piotr nie mieli takiego happy endu na jaki zasługiwali.
Jedynym plusem po porzuceniu tej książki jest to, że z ogromną przyjemnością powróciłam do serialu. Do przystojnego i młodego Pawła Małaszyńskiego i Joanny Brodzik uwielbiającej grochy. Chyba jednak serial mi wystarczy.
Jakoś tak wydaje mi się, że ta książka to taki odgrzewany kotlet ...
OdpowiedzUsuń