Po książki erotyczne lub jak to teraz mówią „w stylu Greya” sięgam bardzo sporadycznie. Pewnie dlatego, że za nimi nie przepadam. Jednak raz na jakiś czas zdarza mi się po taką sięgnąć. Tym razem nie padło na kolejną powieść Mia Sheridan, tylko na coś zupełnie innego. Za mną „Turbulencja” Whitney G. A przeczytałam ją… bo spodoba mi się okładka. Ale o moich okładkowych wyborach już słyszeliście.
Gilian wyprowadza się do Nowego Jorku - chce uciec od rodziny. Pragnie zostać pisarką. Niestety nic nie sprzyja jej marzeniom. By utrzymać się w wielkim mieście pracuje na dwóch etatach: jako sprzątaczka apartamentowca oraz jako stewardesa w jednej z największych linii lotniczych. Na jednym z przyjęć na które wyciągnęła ją współlokatorka poznaje Jake’a. Jake jest dobiegającym czterdziestki kapitanem. Lata jako pilot od wielu lat. Rozwiedziony, w każdym zakątku świata ma inną dziewczynę. Jak gorąco będzie gdy tych dwoje połączy niezobowiązujący seks?
Cieszę się ogromnie, że w tej książce oprócz erotyki wylewającej się z każdej strony jest całkiem niezłe tło obyczajowe. Dzięki temu poznajemy lepiej bohaterów i motywy ich działania. Dowiadujemy się dlaczego Jack jest tak bardzo arogancki, dlaczego żyje samotnie i tak przedmiotowo traktuje kobiety. Dodatkiem jest jeszcze tajemnica którą ukrywa każdy z bohaterów.
Dla miłośników erotyków z wątkiem obyczajowym „Turbulencja” jest idealna. Dla pozostałych też, bo przecież „te sceny” można ominąć. Tylko po co? One właśnie nadają książce ostry smaczek.
Jak najbardziej dla mnie. Czasami sięgam i po takie lektury :)
OdpowiedzUsuń