czwartek, 2 października 2014

#317


Droga Tachykardio!

Jak dobrze wiesz, nie przepadam za gotowaniem. Jednak raz na jakiś czas lubię przeczytać książkę w której jest mowa o gotowaniu. A jeśli dorzucę do tego jeszcze listy, wtedy satysfakcja sięga zenitu. Kiedy szarość za oknem nie pozwoliła na czytanie na świeżym powietrzu, zasiadłam na swojej kanapie, wzięłam do ręki kubek gorącej herbaty i zanurzyłam się w świat bohaterów powieści Deborah McKinlay „Cała nadzieja w Paryżu”.

Pewnego dnia Eve pisze list do Jack’a Cooper’a, amerykańskiego autora poczytnych kryminałów. W liście wspomina o jednej ze scen z jego powieści „Martwe litery”, która wywarła na niej spore wrażenie. I tak zaczyna się przyjaźń pomiędzy bohaterami. Eve jest Brytyjką, samotną matką z dorosłą córką Izzy. Przed wielu laty jej mąż Simon porzucił ją dla innej kobiety. Przez całe lata jej matka, wywierała na nią destrukcyjny wpływ i niszczyła jej poczucie własnej wartości, co odbiło się na relacji Eve z własną córką. Jack natomiast to znany pisarz. Dopiero co rozwiódł się ze swoją drugą żoną, która porzuciła go dla… innej kobiety. Przechodzi kryzys twórczy, nie potrafi zabrać się za napisanie kolejnej powieści. Obydwoje łączy pasja gotowania co jest zalążkiem przyjaźni. I to właśnie jest tematem przewodnim ich listów.

Autorka bardzo interesująco przedstawiła bohaterów powieści. To właśnie przez tradycyjną korespondencję pomiędzy bohaterami poznajemy ich życie, ich przeszłość. Eve, jak już wspominałam była wychowywana przez despotyczną matkę. Matkę, która niszczyła jej samoocenę. W pewnym momencie Eve przestała wychodzić z domu. Zamykała się w nim i oddawała pasji gotowania. Wychodzenie do ludzi sprawiało, że wpadała w panikę. To głównie zaważyło na stosunkach z córką. Izzy miała matce za złe, że nie towarzyszyła jej w najważniejszych momentach życia. Dopiero listy wymieniane z Jack’iem sprawiły, że dostrzegła problem i postanowiła coś z nim zrobić. Wiedziała, że terapia i przełamywanie lęku krok po kroku pomogą. Jack natomiast zrobić bilans zysków oraz strat w swoim życiu. Po drugim rozwodzie wpadł w ramiona kobiety, która „była po sąsiedzku”. Czuje jednak, że to nie jest to i prawie natychmiast porzuca ją dla kobiety idealnej. I znów robi rozrachunek z samym sobą. I już wie, że nadal jest coś nie tak, że mu czegoś w życiu brakuje. W końcu budzi się z letargu i zmienia swoje życie.

Brakowało mi czegoś w tej powieści – Paryża. Tytuł oraz piękna okładka sugerują, że główni bohaterowie wreszcie tam się spotkają, że Paryż jest dla nich jedyną nadzieją. Nadzieją na zmianę. Niestety Paryż dość szybko rozmywa się jak londyńska mgła i pozostaje tylko marzeniem. Miejscem, gdzie w końcu mogłoby dojść do spotkania. Ale czy do niego dojdzie? O tym musisz przeczytać już sama. Nie mogę zdradzić zakończenia. Które notabene bardzo mnie zaskoczyło.

„Cała nadzieja w Paryżu” to dobra powieść o tęsknocie, stracie, bólu, miłości oraz samotności. To także świetna historia przyjaźni, którą dzielą tysiące kilometrów, a którą łączy pasja gotowania. Polecam!!!

Pozdrawiam,
Archer

P.S.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Feeria.

3 komentarze:

  1. Książkę czytałam i podobała mi się. Szkoda mi było tylko tego Paryża, który gdzieś zaginął na kartach powieści...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam już o tej książce na innych blogach i zawsze zwracam uwagę na piękno tej okładki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładka piękna, tematyka średnio mnie pociąga, ale może na następne wakacje :)

    OdpowiedzUsuń