wtorek, 12 lutego 2019

#507 Nasze własne piekło. Przedpremierowo




Miewacie coś takiego jak kac książkowy? Bo ja mam, od czasu do czasu. Nie zawsze, ale bywa. U mnie objawia się to tym, że kiedy kończę dobrą książkę, czyli taką która mną wstrząśnie, miotam się, i nie mam pojęcia co czytać dalej. Bo wiem, że historia dopiero co zakończona jeszcze będzie we mnie żyć, i to za co się wezmę nie zachwyci mnie tak jak to co dopiero przeczytałam. I tak właśnie mam po skończeniu najnowszej książki Natalii Nowak-Lewandowskiej „Nasze własne piekło”. To ta książka sprawiła, że nie wiem co z sobą zrobić, bo wciąż siedzi mi pod skórą.

W tym miejscu mogłabym Wam opowiedzieć fabułę, czyli mniej więcej o czym ta książka jest. Jak przeprowadzona jest akcja, co się dzieje i dlaczego. Jakie są skutki wyborów bohaterów. 
Ale, chyba po raz pierwszy doszłam do wniosku, że tego nie zrobię. Bowiem każdy może wejść sobie na dowolny portal i dowiedzieć się z czym to się je. Powiem Wam, że okładka, jest dość myląca. I myślę, że gdybym miała sugerować się okładką, to nigdy w życiu bym po tę książkę nie sięgnęła. A dlaczego ją przeczytałam? Przede wszystkim z ciekawości.

Tak naprawdę to czytałam (jak na razie) tylko dwie książki Natalii. I powiem Wam, że między debiutem „Pozorność” a najnowszą powieścią jest tak wielka przepaść, że... Tak, Natalia dojrzała. Jej książki ewaluowały. Stały się inne. Owszem nadal nie jest słodko pierdząco. 
Ale Autorka taka właśnie jest. Ona nie owija w bawełnę i nie cacka się z czytelnikiem. Wali od razu między oczy. I to jest świetne. Bo czytelnik na początku swojej przygody z najnowszą książką, spodziewa się przesłodzonego romansu bad boy z ułożoną kobietą. I kiedy rzeczywiście gdzieś tam pod kopułą czai się myśl „ale to słodkie” Ona wali obuchem w łeb. Nie tylko czytelnika. Zapewnia rollercoaster bohaterom. Ta książka łudząco przypomina książki Lingas - Łoniewskiej. Ale tylko przypomina. To zmyłka jest. Natalia z głównej bohaterki nie zrobiła grzecznej dziewczynki. Nie no dobrze, na początku tak jest, ale potem Nina zmienia się pod wpływem Artura. Staje się bardziej bojownicza, pyskata i... pewna siebie. Poza tym, pokazuje jak bardzo niespełnione ambicje rodziców zmieniają dzieci. Jak bardzo, staramy się ich zadowolić. Czasem kosztem naszego własnego życia czy też szczęścia. 

„Nasze własne piekło” to historia o miłości, która – jak mogą niektórzy twierdzić – nie miała prawa się wydarzyć. I teraz nasuwa się pytanie: dlaczego? Czy mężczyzna jakim jest Artur nie może porzucić swojego dotychczasowego życia i założyć rodzinę? Czy taka kobieta jaką jest Nina nie może w końcu przeciwstawić się matce i zawalczyć o swoje? Oczywiście, że tak. 
Po stokroć tak. Owszem Nina może irytować, drażnić swoim zachowaniem, podporządkowaniem despotycznej matce. Ale jeśli dobrze się rozejrzymy, wokół nas są takie kobiety. Poza tym nie zapominajmy, że Matka Niny miała niespełnione muzyczne ambicje i przez wypadek w przeszłości nie mogła grać na skrzypcach. Dodatkowo nie potrafiła obdarzyć córki należytym uczuciem i ciepłem matczynej miłości. 

Przyznaję, że książkę czytałam na bezdechu. Bo emocje zawarte w historii zawładnęły mną tak bardzo, że kiedy przeczytałam ostatnie zdanie i napis „KONIEC” zaczęłam się zastanawiać, czy to jakiś żart? Chodzi mi o to, że… ja chcę więcej. Dużo więcej. Zakończenie jest jak dla mnie otwarte. Może gdyby pomęczyć Natalię to byłaby kontynuacja. Co ty na to Autorko?

Chyba dawno, nie rozpisałam się tak bardzo o książce. 

Podsumowując. Jeśli poszukujecie świetnej książki, która Was wymieli emocjonalnie, wzruszy i tak bardzo zaskoczy, to najnowsza książka Natalii Nowak – Lewandowskiej taka właśnie jest. To nie tylko historia o miłości. To także opowieść o wyborach, pokonywaniu słabości i walce o swoje szczęście. Polecam

1 komentarz:

  1. no widzisz, mnie książka niczym nie zaskoczyła ,raczej znudziła , bo była dla mnie przewidywalna do bólu , taki soft Grey ;-) ale pięknie o niej napisałaś. Gratuluję recenzji ;-)

    OdpowiedzUsuń