O książce Małgorzaty Kursy „Wiedźmy na gigancie” pierwszy raz usłyszałam pewnego czerwcowego wieczoru. Już wtedy wiedziałam, że po tę książkę sięgnę prędzej czy później. Było później. Kolejny głos w sprawie książki pojawił się pewnego dnia w internecie na jednym z portali literackich. W sieci zawrzało, światłowody jarzyły się mocnym światłem, a moja chęć przeczytania rosła z każdą chwilą jeszcze bardziej. W ostateczności udało mi się przeczytać tę książkę i… no cóż. Sami się przekonajcie.
Redaktorki agencji literackiej „Tercet”, popadają w konflikt z autorem kryminałów Adamem Grandzikiem, który postanawia się na nich zemścić. Podczas imprezy jaką są Imieniny Jana Kochanowskiego dochodzi do podejrzanych zgonów kilku znanych i poczytnych pisarek. Na środowisko literackie pada blady strach. Czy śmierć Autorek była przypadkowa, czy może ktoś pozbywa się konkurencji? Redaktorki, zwane Wiedźmami, na własną rękę starają się rozwiązać zagadkę kryminalną. Czy im się to uda?
Na jednym z portali książkę skategoryzowano jako kryminał i jestem przekonana, że w zamyśle Autorki było podobnie. No dobrze, mamy trupy, ale to tyle. Nic więcej. I te trupy nie pojawiają się od razu na początku tylko gdzieś tak grubo po połowie. Czytelnik na początku zastanawia się kiedy będzie ten kryminał a jak już go ma to… no cóż. Przemilczę. Napisali także, że to komedia. Serio??? Przyznaję się bez bicia, że żadnych wybuchów śmiechu nie było. Nawet kącik ust mi nie drgnął podczas czytania. Dlaczego, skoro wielu czytelników zachwyca się historią opowiedzianą przez Autorkę.
Obawiam się, że mnie nie porwało, nie zachwyciło. No cóż… myślę, że przede wszystkim chodzi o to, że Autorka usilnie upiera się przy tym, że bohaterowie to „czysta fikcja literacka”. Osoby, które światka literacko – blogowego nie znają, mogą się na to nabrać. Jednak ktoś kto, chociaż trochę w tym świecie „siedzi” bez problemu będzie potrafił w postaciach rozpoznać prawdziwych Autorów, blogerów, czy też redaktorów z Wydawnictw. Nieładnie, Pani Autorko, nieładnie. Nie podoba mi się to i nie akceptuję tego by wyśmiewać się z innych np.: za to jak wyglądają (tu chociażby można wspomnieć o orce), porównywać kogoś do narcyza o mentalności czterolatka czy też wyśmiewać blogerkę za styl w jaki pisze swoje recenzje (tak, znam osobiście i jestem ciekawa czy w tej postaci odnalazła siebie, wstyd Pani Autorko, wstyd). Ponoć miało to być karykaturalne przedstawienie światka literackiego. Świetnie, mogłoby tak być gdyby nie to, że stworzenie „fikcyjnych postaci” i nadanie im określonych rysów sprawiło, że Autorzy bez problemu odnaleźli w nich siebie.
Miało być zabawnie, a wyszło smutno i żałośnie. Mam wrażenie, że szambo wylało i wszyscy w nim toną. A wiecie co boli najbardziej? Że niektórzy nie widzą w tym problemu, iż ktoś w ten sposób przedstawił kolegów po piórze.
Ta wojenka jeszcze pewnie potrwa. Bo przecież nie wszyscy się w tym światku kochają. Ok, nie musimy się kochać, ale kurczę, szanujmy się nawzajem i nie zapierajmy, że to fikcja literacka.
Nieładnie Pani Autorko, nieładnie.
masz rację. W dzisiejszych czasach walka o czytelnika nawet w nieczysty sposób byle sprzedać często staje ponad etyką...
OdpowiedzUsuńNie wiem czy chcę to czytać. Może po prostu z czystej ludzkiej ciekawości, żeby sprawdzić o co tyle szumu. Bo o wojence słyszałam, a nawet czytałam dyskusję i była na bardzo niskim poziomie. Wręcz żenującym. Mała prośba na przyszłość. Bardzo źle czyta się białe litery na czarnym tle. Ale może tylko mnie :). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń