Jak pisze Wikipedia: „Thriller (Dreszczowiec): rodzaj utworu sensacyjnego, powieści, filmu mającego wywołać u czytelnika, bądź widza, dreszczyk emocji. Wykorzystuje on napięcie, niepewność i tajemniczość jako główne elementy utworu. Thriller psychologiczny koncentruje się na psychologicznych aspektach postępowania bohaterów.”
Kiedy sięgałam po książkę Delii Ephron „Siracusa” byłam kuszona opisem na okładce: thriller psychologiczny. Oczekiwałam dreszczu emocji, kłębiącego się pod skórą poczucia niepokoju, przysłowiowego trupa w szafie. A co otrzymałam? Na pewno nie to czego oczekiwałam. Myślę, że chciałam czegoś na miarę „Dziewczyny z pociągu” (tak wiem, że dla niektórych ta powieść była kiepska) albo chociażby czegoś podobnego do książki „Zamknij oczy” gdzie po plecach przechodziły mi ciarki. Tutaj nic takiego się nie działo. Nie miałam nawet gęsiej skórki.
Historię poznajemy z punktu widzenia każdego z bohaterów. Na początku trudno ich rozpoznać i dopasować kto jest kim dla kogo i gdzie pracuje, i jaką ma przeszłość. Z czasem dochodzimy do wniosku, że jest to dobre posunięcie, bo historia jest pełniejsza, kiedy każdy ją uzupełnia. A trzeba przyznać, że bohaterowie różnią się bardzo od siebie. Każdy z nich kreuje się na tego lepszego, jednak wszyscy mają coś za uszami. Wyśmiewają innych (czasem tych najbliższego) zdradzają, wywyższają się.
Nie potrafiłam w tej historii odnaleźć „obiecanego” thrillera. Zaginął w akcji lub może zagubił się w podróży z Rzymu do Siracusy. Plusem książki są ciekawe opisy włoskich miast i dla mnie tylko to ratuje tę powieść. A może się czepiam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz