Przyjaźń w naszym życiu podobnie jak miłość odgrywa bardzo dużą rolę. To nasi przyjaciele są z nami, kiedy kończy się miłość. Wspierają nas w trudnych momentach, świętują razem z nami, gdy jesteśmy szczęśliwi. To nasze pokrewne dusze. Tak było w przypadku bohaterek najnowszej książki Anna McPartlin „To, co nas dzieli”.
Eve i Lily przyjaźnią się od najmłodszych lat. Jednak po ukończeniu szkoły, ich drogi rozchodzą się na… dwadzieścia lat. Kontakt się urywa. Lily wyjeżdża do Cork, wychodzi za mąż za Declana, młodzieńczą miłość i zostaje pielęgniarką. Eve kończy studia w Londynie, wyprowadza się do Nowego Jorku i zostaje projektantką biżuterii. Po śmierci Ojca, Eve wraca na stałe do Dublina i bardzo pragnie odnaleźć przyjaciółkę. Niestety nie jest to takie łatwe, wygląda tak jakby Lily zapadła się pod ziemię. Pewnego dnia, Eve ma wypadek, trafia do szpitala, w którym pracuje przyjaciółka. Dzięki zupełnemu przypadkowi dochodzi do spotkania. Teraz mają możliwość by wyjaśnić wszelkie nieporozumienia z przeszłości, które doprowadziły do rozpadu ich przyjaźni. Tylko czy odbudowa tego co było jest znów możliwa? Czy można wybaczyć grzechy przeszłości?
To moje drugie spotkanie z twórczością tej Autorki. Sięgnęłam po jej najnowszą powieść, ponieważ byłam ciekawa czy zawiera ona historię pełną emocji, taką samą jak poprzednia. Owszem, posiada.
Od samego początku czytelnik zastanawia się, co takiego wydarzyło się dwadzieścia lat wcześniej, że kontakt pomiędzy Lilly a Eve się urwał. Bo przecież pomimo tego, że studiowały w różnych miejscach, skoro były przyjaciółkami to kontakt nie powinien się urwać. Ale jak dobrze wiemy, życie zaskakuje nas na każdym kroku i weryfikuje przyjaźnie.
Autorka i tym razem porusza w swojej powieści temat z życia wzięty: toksyczny związek małżeński. Lily od nastoletnich lat była zakochana w Declanie. Od zawsze wiedziała, że w przyszłości zostanie jej mężem. Szybko się pobrali i założyli rodzinę. Odseparowali się od przyjaciół, nie utrzymywali z nimi żadnego kontaktu. Nie wiedzieli co się u nich dzieje. Lily cały czas była przy mężu, wspierała go, opiekowała się dziećmi. Swoje marzenia i cele odłożyła na bok. Najważniejsza była rodzina i to by funkcjonowała prawidłowo. Można śmiało powiedzieć, że poświęciła się im bez zająknięcia. W końcu zorientowała się, że nie może być ciągle służącą, sprzątaczką i kucharką gotującą dla każdego domownika inne danie. I tu właśnie Autorka świetnie pokazała zależność od siebie rodziny. O tym jak Żona zależna jest od Męża, który żąda posiłków o stałych porach dnia, sprawdza żonę na każdym kroku i nie wspiera jej w wychowywaniu dzieci. Ale w końcu przyszedł taki moment, że to przestało się sprawdzać. Declan nie radził sobie z emocjami, łatwo wpadał w gniew, który wyładowywał na żonie. Zachowywał się dokładnie tak jak jego ojciec. To powrót Eve, ukradkowe spotkania, uświadomiły Lily, że to nie jest normalne życie, które powinna wieść i które sobie wymarzyła. Odeszła od niego i rozpoczęła całkiem nowe życie. W końcu musimy sobie uświadomić, że my też musimy być szczęśliwi w związku i nie podporządkowywać się drugiej osobie całkowicie i bezwolnie.
Bardzo podobało mi się w książce to, że cała historia była przeplatana listami, które Lily i Eve wysyłały do siebie dwadzieścia lat wcześniej. Dzięki temu można poznać przeszłość bohaterek i rozwiązać zagadkę końca przyjaźni.
Fani książek McPartlin i nie tylko będą zachwyceni. „To, co nas dzieli” to niesamowita opowieść o sile przyjaźni, która pomimo upływu lat i braku jakiegokolwiek kontaktu znów może rozkwitnąć. Tylko trzeba dać jej szansę. To także historia o wyborach, o tym co dla nas ważne. Przygotujcie się na emocje i na kilka łez które mogą pojawić się w kąciku oka. Polecam.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Collins Polska
Cholera, zupełnie nie miałam w planie tej książki, ale zaczynam się wahać. Może dlatego, że obecnie sama mam kryzys przyjaźni z moją best friend. Jestem także bardzo ciekawa pióra tej autorki, bo słyszałam o niej wiele dobrego :)
OdpowiedzUsuń