Po książki Ewy Cielesz sięgam z ogromną przyjemnością. Wiem, że historia którą poznam będzie dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Bo każda książka, która wyjdzie spod pióra Pani Ewy to czysta uczta literacka. Język jest plastyczny i niesamowicie obrazowy. Czytelnik zanurza się w świecie bohaterów, płynie z prądem spokojnej lub bardziej rwącej rzeki opowieści. Kiedy w moje ręce wpadła książka „Tango” i na jej okładce przeczytałam zdanie: „Tango to pierwsza tak osobista książka Ewy Cielesz. Oparta została na doświadczeniach jej córki, której udało się wyzwolić z toksycznego związku.” Wiedziałam, bardzo dobrze wiedziałam, że ta opowieść przeczołga mnie emocjonalnie i nie myliłam się.
Powiem Wam, że nie wiem jak mam ubrać w słowa to co dzieje się w moim wnętrzu. Po przeczytaniu tej historii, będziecie mieli kaca czytelniczego. Każda kolejna książka nie będzie tak dobra, nie porwie was od pierwszej strony.
Podczas czytania miałam wiele razy ochotę wyrzucić książkę przez okno. Nie dlatego, że autorka tak brutalnie potraktowała główną bohaterkę. Ale dlatego, że ta historia bazowała na życiu córki Pani Ewy. Że osią całej powieści była historia kobiety, która uwolniła się z toksycznego związku.
Przemoc psychiczna, moim zdaniem jest gorsza od tej fizycznej. Oprawca zasiewa w ofierze strach, że jest ona niewystarczająco dobra, że nie robi to tak jak robić powinna, manipuluje nią. W tej historii tak naprawdę to oprawców było dwóch. Pierwszym z nich była matka głównej bohaterki. Ktoś może powiedzieć ale jak to? Przecież każda matka swoje dziecko kocha nad życie i nie da go skrzywdzić. Ale co jeśli to matka krzywdzi dziecko? Alicja, przez większą część swojego życia była krytykowana przez matkę. Nigdy nie usłyszała od niej dobrego słowa. Dało się odczuć, że córka musi zrobić wszystko by zasłużyć na jej miłość. A przecież tak być nie powinno. Bo przecież miłość matki do dziecka jest bezwarunkowa. Ale czy na pewno? Kiedy pojawił się w życiu Alicji Feliks, dziewczyna poczuła się… wyjątkowa. Oto bowiem pojawił się przysłowiowy „książę na białym koniu”, który był kochający, zaradny, męski i stanowczy. Jednak swoim zachowaniem, swoją zaborczością, którą Alicja brała za opiekuńczość i troskę, sączył jad, który zatruwał dogłębnie dziewczynę. W jej krwi płynęła trucizna, która każdego dnia wykańczała dziewczynę psychicznie. Kochający mężczyzna z dnia na dzień stawał się niszczycielem. Zmienił się w tego okrutnego, zabierającego jej wszystko to co miała najlepsze: matkę (przecież dzisiaj masz spędzić dzień ze mną a nie z nią), przyjaźń (jak można przyjaźnić się z własnym szefem?), pracę (przecież nie musisz pracować) aż w końcu wolność wyboru. Alicja została pozbawiona poczucia własnej wartości, godności i wiary w drugiego człowieka. Kiedy wreszcie uciekła, oglądała się przez ramię czy jej oprawca nie depcze jej po piętach. Strach trzymał ją dość długo, tak samo jak brak wiary w to, że są wokół niej ludzie którzy chcą jej pomóc, którzy są jej życzliwi.
„Tango” to nie tylko historia o toksycznym związku. To także powieść, która pokazuje, że kiedy znajdziemy w sobie chociaż zalążek siły, możemy uciec, spróbować zacząć od nowa. Możemy próbować budować swój świat na nowo - na początku z dystansem, a potem z delikatną wiarą, że nie wszyscy wokół nas są źli.
A wiecie co boli mnie najbardziej? Że gdzieś za drzwiami sąsiednich mieszkań, może rozgrywać się taki sam dramat jak w życiu bohaterki. Boli to, że historia nie została zmyślona, że nie jest czystą fikcją literacką.
Czy polecam? Tak, jak wszystkie inne książki Pani Ewy. Chociaż tę chyba bardziej, bo tak dobrej książki nie czytałam dawno. Pełnej różnych emocji, które wzbudza. Czytajcie, miejcie wiarę w siebie i nigdy nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Axis Mundi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz